Najnowsze artykuły
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Magdalena Kapuścińska
8
10,0/10
Pisze książki: wierszyki, piosenki, poezja
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
10,0/10średnia ocena książek autora
4 przeczytało książki autora
0 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Take it easy, it's just... a poem
Magdalena Kapuścińska, Magdalena Kapuścińska
10,0 z 2 ocen
2 czytelników 1 opinia
2023
Najnowsze opinie o książkach autora
Take it easy, it's just... a poem Magdalena Kapuścińska
10,0
Ten tomik Magdaleny Kapuścińskiej jest inny od dotychczasowych. Decydują o nim zarówno wątki egzystencjalne, jak i wręcz sztandarowy ekspresjonizm i autotematyzm. To one dominują w tych wierszach, które wydają się niezmiernie osobiste. Ale czy aby wprost zastosowany klucz biogryzmu, czy bardziej autobiografizmu, nie okazałby się drogą donikąd? Przestrzega przed tym i dystansuje się od takiego postrzegania swoich wierszy sama autorka już w tytule tomiku – bo przecież „to tylko wiersz…”. Może zatem warto użyć innego klucza interpretacyjnego – poddać się wyzwalanym emocjom i zaufać… intuicji? Poczuć pulsujące na przemian, w iście wulkanicznej erupcji, uczucia…
Jak jawi się pierwszoosobowy i zdecydowanie żeński podmiot liryczny? Początkowo zdaje się słaby, obolały, „przemawiający językiem cierpienia”, tęskniący wprost za okresem jeszcze przed narodzinami – stricte prenatalnym. Bo przyjście na ten świat ewidentnie go boli. Dojmuje tęsknota za domem-azylem, którego nie ma na „żadnych googlowych mapach” – gdzie „zawsze jest się mile widzianym”, za powrotem do korzeni – z sercem rozbitym niczym lustro, by odnaleźć brakujący fragment i zakryć blask, który tyleż kusi innych, co pozbawia sił. Czy pomoże w tym zaskakujący dating? Czy da się mu na powrót okiełznać pełzające wokół, niczym frazesy „zajączki”, (choć przecież to on zdaje się trzymać to popękane lustro). Potępia własną naiwność, ucząc się na nowo wybaczać… własne człowieczeństwo innym – wrogom od razu, przyjaciołom… może kiedyś. No właśnie – z początkowych wierszy przebija wręcz bolesny zawód – ideałami bez pokrycia, naiwnością młodości, która pragnie i szuka dobra i prawdziwej przyjaźni. Wątki eschatologiczne to również coś zupełnie nowego w wierszach autorki – cierpienie po stracie ojca, a później mistrza, na których odejście nigdy nie jest się gotowym, a bez których kruszeją fundamenty zbudowanej wieży, która miała być ostatnim azylem. Tę dekadencką wręcz niemoc przełamuje jednak wkrótce Magda Kapuścińska – na wzór romantycznych poetów – buntując się i wołając „Czy oni wszyscy nie potrafią już normalnie ze sobą rozmawiać, chwycić się za dłonie i pospacerować brzegiem morza, zajrzeć w duszę lub choćby w… dekolt?” – i tu nareszcie wraca dawna Kapuścińska – w dawce ironii i cierpkiego satyrycznego dystansu. Odkrywa inne morze obfitości i zanurza się w nim z pełną świadomością, choć zarzeka się, że „nie jest Atlantydą”. Nawołuje wprost do buntu – „Otwórz umysł i wyjdź poza, i pewna siebie! Bo gorzej już było!” Nie będzie już „ofiarą, by dźwigać winę i wstyd”! Nie będzie już słuchać dajmoniona, którego zastąpi w końcu „wewnętrznym dzieckiem”. „Świat jest projekcją zbiorowej nieświadomości” – nie będzie „cudzym awatarem” i „zupą pomidorową”, choć boi się, że to będzie ucieczka… przed szczęściem? – To nie jedyny paradoks w tym, chwilami wręcz jędrnym, tomiku (paradoksalne jest zwłaszcza widzenie Boga – jednocześnie „dobrego pasterza” i „pojęcia zamkniętego”) Bunt osiąga swoje apogeum wprost w neo-Tuwimowskim wierszu z tytułem… o proweniencji stricte kynologicznej. O tak! Ten wiersz smakuje jak krwisty befsztyk! Nietzsche i Schopenhauer pomagają zbudować na nowo dystans, choć wcześniej wręcz podmiot „rzyga wierszem”. Autorka znów odmienia życie przez egzystencjalne przypadki i znów przywodzi strach przed „wzbierającym kielichem” poetyckiej Wenery, wyskakującej wprost ze świata… umarłych – wbrew wcześniejszej tezie, że „gorzej już było”. „Dziewczynka” ujawnia się w ponownie w „Zimorodku”, by znów przyszło odrodzenie – miłość, która „przyniosła śmierć wczoraj, by dziś się narodzić w gotowości na jutro”. Ta poezja nie urodziła się w łóżku, ale na blacie kuchennym! Rzucona na pożarcie bezpłodnym, zamiast przytulana do piersi! Czy i te wiersze będą jak „bękarty niechciane przez matkę i świat”? Jestem przekonany, ze stanowczo nie! Bo Magda Kapuścińska leczy, oddając swe plony niczym Ziemia… Bo ta poezja rodzi się wprost z serca i dla serc, przychodzi niczym „dzika lokatorka” – zawsze bez zapowiedzi. Ale czy to czułe „pierdolamento” nie okaże się, zamiast „ostatnią deską ratunku, zwykłą deską… klozetową? – to prowokacyjne pytanie retoryczne – a la Witkacy – zdaje się zadawać znów „dawna” Magda Kapuścińska. I znów pojawia się „Splin” i neoromantyczna rusałka, rodem ze „Świtezianki” i tytułowe „Spokojnie, to tylko wiersz…”– tym razem a la Gombrowicz?!
Jeśli więc spróbujecie potraktować te wiersze „na serio”, poczujecie się wyprowadzeni na manowce. A przecież odnajdziecie tu także wiersz, który wręcz kontrastuje w stosunku do pozostałych swoją lirycznością (dowód wirtuozerii poetyckiej autorki?) – o „malwach mojego ojca”, sięgających nieba.
A może warto jednak posłuchać, tym razem bez podtekstów, autorki tomiku w apelatywnych „Pokochaj siebie! i „Wyloguj się!”? Cóż… Może to jednak... faktycznie „tylko” zabawa konwencjami i poezją? A może i my powinniśmy się zanurzyć w tej oczyszczającej wodzie poezji jaką kusi Kapuścińska? Ja o mało nie utonąłem 😉