cytaty z książek autora "Ernst Jünger"
Tutaj stało się dla mnie pewne to, w co często wątpiłem: byli jeszcze wśród nas szlachetni, w których sercach żyła i znajdowała potwierdzenie świadomość wielkiego ładu. Jako, że wzniosły przykład prowadzi nas do naśladowania, poprzysiągłem sobie (...), że w przyszłości raczej padnę samotnie z wolnymi, niż pójdę z niewolnikami w pochodzie triumfalnym.
To sens całości określa w życiu poszczególne wrażenia.
Można jedynie napomknąć, że między dojrzałym nihilizmem a dziką anarchią istnieje głęboka sprzeczność. W walce tej chodzi o to, czy ludzkie siedziby zamienić należy w pustynię, czy w dziewiczą puszczę.
My nie domagamy się powszechności. Odrzucamy ją, od powszechnych prawd i praw człowieka przez powszechne wykształcenie, do powszechnego obowiązku służby wojskowej, do powszechnego prawa wyborczego i powszechnej nikczemności
... pomyłka staje się dopiero wówczas błędem, gdy się przy niej obstaje".
Są zbrodnie, które godzą w całość świata, w jego głęboką spoistość; wtedy człowiek o naturze artysty nie może poświęcić się pięknu, musi poświęcić się wolności.
Jesteśmy przy temacie: ustawić człowieka we właściwej pozycji wobec uniwersum - to ważniejsze od pomnażania jego wiedzy. Programy edukacyjne, jak teraz plany reformy uniwersyteckiej, otwierają widoki na świat pozorów, w którym narastać będzie automatyzm, nuda i samobójstwa - nie trzeba być prorokiem, by to przewidzieć. To styl inteligentnych i zadowolonych z siebie dyrektorów dworców towarowych, przetaczających wiedzę to tu, to tam. Mimo wszystko istnieją jednak ludzie, którym nie wystarcza przeżuta pasza oraz świat torów i zwrotnic. Umysły różnią się między sobą.
Jeśli na tym coraz bardziej ponurym świecie miałem coś w rodzaju ojczyzny, to była ona u jej boku.
Czym jednak są pragnienia i rady ludzkie, gdy w gwiazdach pisany jest upadek? A jednak rada wojenna odbywa się także przed przegraną bitwą.
Z hołotą tego rodzaju rozprawiano się dawniej jak z opryszkami, lecz wzrost jej sił wskazywał na głębokie zmiany w systemie porządku, zdrowia, a nawet bezpieczeństwa narodu. Tu właśnie należało rozpocząć dzieło, dlatego wpierw potrzebni byli ludzie prawa i nowi teologowie, którzy widzą zło wyraźnie – od wierzchołka aż po najdelikatniejsze korzenie; a dopiero później cios konsekrowanym mieczem, który jak błyskawica przenika mroki. Dlatego jednostki powinny żyć w związkach mocniejszych i jaśniejszych niż niegdyś, jako poszukiwacze nowego skarbu praworządności. Już chcąc wygrać krótki bieg, żyje się przecież w odmienny sposób. A tu chodziło o szlachetne życie, o wolność i godność człowieka.
Między nami, mężczyznami. Pośród dwóch kobiet nasze położenie może przypominać sytuację sędziego wydającego Salomonowy wyrok – ale my zarazem jesteśmy dzieckiem. Musimy przyznać siebie tej, która nie chce nas rozciąć na dwoje.
Wciąż powracają w historii ludzkości chwile, w których grozi jej ześliznięcie się w sferę czystego demonizmu".
Bywają epoki upadku, w których zaciera się forma stanowiąca najbardziej immanentny wzorzec życia. Wtrąceni w nie zataczamy się na prawo i lewo jak istoty pozbawione równowagi. Z tępych przyjemności wpadamy w tępy ból, a świadomość straty, ożywiająca nas ciągle, ponętniej rysuje przed nami przyszłość i przeszłość. Poruszamy się w minionych epokach lub odległych utopiach, podczas gdy teraźniejszość przemija”.
Następnie usłyszeliśmy wiatr, który jakby do wtóru rozkołysał się w zagajniku jodłowym, sprawiając, że czaszki bielejące na drzewach zaczęły grzechotać. Z zawodzeniem wiatru mieszał się także szczęk motyk i klekot wyschniętych dłoni na ścianie stodoły. Był to dźwięk drewna, dźwięk kościany, jakby z teatru marionetek w państwie śmierci. Wiatr przypędził jednocześnie żrący, ciężki i słodkawy powiew zgnilizny, który poraził nas aż do szpiku kości. Czuliśmy, jak w naszym wnętrzu melodia życia schodzi w najniższe, najciemniejsze rejestry".
Każda moc czerpie sens jedynie ze swojego przeciwieństwa.
Dzisiaj żyć może tylko ten, kto nie wierzy już w happy end, kto świadomie zeń zrezygnował. Nie istnieje szczęśliwe stulecie, ale istnieje chwila szczęścia i istnieje wolność w chwili.
Pośród tych mas, które wyrzekły się wolności, człowiek się czuje co raz bardziej obco, a nie raz nawet wydaje mu się wręcz, że one w ogóle nie istnieją albo że są to tylko mary, dostrzegane wokół siebie w na pół demonicznych, na pół mechanicznych powiązaniach.
Dla ludzi ogarniętych chęcią wzbicia się czasem na skrzydłach upojenia ponad własne zahamowania, nie istnieje zasadnicza różnica między natarciem w walce, a uczuciem podniecenia w samym środku szampańskiej biesiady. Eskalacja życia, oszalały bieg krwi, nagłe wolty uczuć, eksplozje myśli w mózgu – oto forma bycia, która dochodzi tu do głosu.
Rozmiar straty zmierzyć można siłą pragnienia, jakie pozostawiła po sobie.
Przede wszystkim jednak kontynuowaliśmy nasze prace nad językiem, odnajdując w słowie czarodziejską klingę, przy której lśnieniu blednie moc tyranów. Trój jedyne są słowo, wolność i duch".
Mogłem do woli mówić, że przecież zawsze byłem w wystarczającym stopniu mężczyzną, żeby samemu i bez niczyjej pomocy się zrujnować, i że nic mi się tak nie udało jak właśnie to...
To są piwnice, na których wznoszą się dumne i tchnące błogą wonią swych świąt pałace tyrannis: śmierdzące pieczary straszliwego rodzaju, w których przeklęta na wieki hołota raduje się okrutnie z pohańbienia godności i wolności człowieka. Wówczas milkną Muzy, a prawda zaczyna migotać jak pochodnia w złowrogim powietrzu burzy. Widać, jak słabi ulegają, gdy tylko zaczną się kłębić pierwsze mgły, ale nawet kasta wojowników trwoży się, ujrzawszy hałastrę maszkaronów pnącą się z nizin na bastiony. Dochodzi do tego, że na tym świecie dzielność żołnierska wystawiona jest na drugą próbę; i tylko najwięksi z nam współczesnych wnikają aż do siedzib grozy. Wiedzą, że wszystkie te obrazy żyją jedynie w naszym sercu, i przechodząc przez nie jak przez zwodnicze omamy wkraczają w dumne bramy zwycięstwa. W swojej rzeczywistości zostaną następnie dzięki maskom wspaniale wyniesieni".
Widzieliśmy, jak łupem żywiołów padają lata naszej pracy i jak wraz z domem wali się w proch nasze dzieło. Lecz na tym świecie nie możemy oczekiwać dopełnienia i ten jest godny, by go nazwać szczęśliwym, czyja wola bez wielkiego bólu towarzyszy jego dążeniom. Nie zbudowano jeszcze domu, nie stworzono planu, którego podwaliną nie byłby upadek, i nie w na¬szych dziełach trwa to, co w nas niezniszczalne".
Bloy, który w naszej epoce miał zdumiewająco wyczulony wzrok na znaki i figury, powiada w jednym ze swoich dzienników, że forma krzyża w każdym wypadku doświadczyłaby historycznej realizacji. Gdyby Chrystus został ścięty mieczem, czcią otaczano by uchwyt w kształcie krzyża; gdyby go ukamieniowano, umarłby z rozkrzyżowanymi rękoma. Jest to jeden przykład z wielu – a mianowicie przykład na zagęszczenie bycia przy jednoczesnym zaniku realności. Im silniej napływa rzeczywistość, tym bardziej zanikają nazwiska i daty. Można to przeżyć w osobliwym powiązaniu odczuć towarzyszących zagładzie z narastającą pogodą ducha.
Zabijałem, nie da się zaprzeczyć, i to nie w obronie własnej, ale atakując. Musiałem również przyznać, że te wszystkie narodowe i heroiczne ideały, które zdawały mi się dotąd moją siłą napędową, ulotniły się w pasji niczym krople wody syczące na rozżarzonych żelaznych płytach.
Chaplin potrzebował tylko drobnej charakteryzacji, aby przedstawić dyktatora; obydwaj są rówieśnikami, niemal co do dnia. To odsyła do nieśmiałości. Jeden krok jest nie tylko od wzniosłości do śmieszności, ale także od śmieszności do okrucieństwa. Nawiasem mówiąc, Chaplin ma więcej możliwości, jest bardziej przenikliwy. Także śmiech może wprawić w drżenie fundamenty i zburzyć mury. Hitler strzelał, a Chaplin nawet w piecu palił dynamitem.
Brak fantazji jest wybaczalny, nawet konieczny. Gdyby fantazja zaczęła dominować, świat stałby się podobny do prapuszczy albo domu wariatów. Skazany jest jednak nie na wielkich, ale raczej na małych ludzi oraz ich rzeczowość, W tym względzie podobny jest do gospodarstwa domowego, gdzie ważniejsze jest, by przyszedł listonosz i kominiarz, niż Napoleon i Fryderyk.
Na wzór wszystkich mu podobnych pojmował życie jako mechanizm zegarowy uznając, że kołami napędowymi tego zegara
są przemoc i strach. Jednocześnie rozwodził się nad problemami drugiej, sztucznej natury, upajał się wonią podrabianych kwiatów i
rozkoszami fałszywej zmysłowości. Zabito w jego piersi dzieło stworzenia i odbudowano je już jako mechaniczną zabawkę. Lodowe kwiaty rozkwitły na jego czole.