Bardzo chciałam przeczytać jakąś książkę autorstwa M. Montalbano, który był idolem A. Camilleri (jednego z moich ulubionych pisarzy kryminałów. Teraz, gdy skończyłam czytać "Morza południowe" napisane przez M. Montalbano wiem, że książka jest po prostu słaba. Bez dwóch zdań uczeń przerósł mistrza, a A. Camilleri przerósł M. Mantalbano. Widać to nawet jak się wpisze w wyszukiwarkę internetową "Montalbano" - wyświetli się kilkadziesiąt linków o komisarzu Montalbano (fikcyjnej postaci stworzonej przez Camilleri). Manuel Montalbano zaś - autor z krwi i kości, którego nazwiskiem Camilleri ochrzcił swojego bohatera książkowego i twórca, którego Camilleri cenił i na którym się wzorował - jest praktycznie niewidoczny. Wzmianka o nim w Internecie wyświetla się dopiero jak się go dookreśli imieniem.
Samo pisarstwo A.Camilleri i M.Mantalbano jest z pozoru bardzo podobne. W kryminałach obu autorów mamy zamiłowanie do kuchni, główni bohaterowie, tropiący kryminalne zagadki, są dość zbliżeni osobowościowo, ujawnianie mordercy jest budowane według analogicznego planu. Camilleri łatwo jednak wciaga, nie pozwala się odłożyć i bawi czytelnika świetnym poczuciem humoru. W książkach Montalbano jest natomiast nudno. Camilleri pisze cudownie po włosku: bez rozważań na boku, skrótowo. No i raczy nas cudnym, włoskim poczuciem humoru. Montalbano zaś pisząc krymianał próbuje bawić się dodatkowo w znawcę literatury, malarstwa, politykę i kilka innych rzeczy. W konsekwencji wszystko się rozmywa i całość nuży.
"Morza południowe" rozkręciły się na ostatnich trzydziestu stronach, przy czym byłam już wtedy tak znudzona, że rozwiązanie było mi całkowicie obojętne. Zresztą rozstrzygniecie było takie jakieś nijakie.
Reasumując nie ujął mnie Manuel Montalbano i więcej po jego książki nie sięgnę. Jedyny plus tego męczenia "Mórz południowych" jest taki, że teraz widzę, co u Camilleri jest zapożyczone, a co własne.
w zajawce czytamy, że jest to "ciągła konfrontacja dwóch głosów, dwóch Hiszpanii ... ważne są dwa spojrzenia hiszpańskie: realno-fikcyjne Franca i realno-fikcyjne autora realno-fikcyjnej autobiografii"
bardzo proszę żeby nikt z Państwa nie brał powyższego na serio. Książka nie jest oczywiście żadną "konfrontacją dwu głosów" ani nie prezentuje "dwu spojrzeń". To zajadły antyfrankistowski pamflet.
Poglądy Franco są dla historyków raczej tajemnicą, bo dyktator nie pisał pamiętników, nie prowadził prywatnej korespondencji, nie zostawił po sobie memorandów itp. Rekonstruujemy je na podstawie jego polityki ew. na podstawie tego, co pisali o Franco ludzie, którzy go znali. Montalban jest jednym z ostatnich, którzy mogliby znać poglądy Franco, stąd po prostu je wymyśla. I to w formie możliwie nie do obrony, możliwie groteskowej, możliwie takiej, która przedstawi Franco jako krwawego idiotę.
Powieść to typowa walka z cieniem, albo, przepraszam za makaronizm, fighting the straw man. Czyli wymyślasz sobie przeciwnika i jego poglądy, by potem dzielnie je obalić.
Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, dlaczego reżim utrzymał się prawie 40 lat i dlaczego miliony Hiszpanów popierały Franco, to z tej książki się tego nie dowie.