Absolwent Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Dziennikarz polskiego radia, telewizji i prasy, scenarzysta, reżyser, producent filmowy. Jeszcze jako uczeń szkoły średniej współpracował z pismami: „Świat Młodych” i „Na Przełaj”. Później publicysta m.in.: „Czasu”, „Polityki”, „Przeglądu Tygodniowego”, „Prawa i Życia”, „Wprost”, „Tygodnia Polskiego” w Londynie, „Focus Historia”. Jest laureatem nagrody II stopnia Klubu Dziennikarzy Naukowych Stowarzyszenia Dziennikarzy RP za publikacje poświęcone nauce (1989) oraz licznych festiwali filmowych. Został wyróżniony m.in. za filmy: "W cieniu Nefertuma" (World Mediatravel 2005),"Pan Zwierzyniec" (World Mediatravel 2010),"Stara Dongola" (VI Międzynarodowy Festiwal Filmowy Dziedzictwa Kulturowego w Sofii 2013),a także za dwuczęściowy fabularyzowany dokument "Dywizjon 303" (Złoty Kopernik ogólnopolskiego Festiwalu Filmów Edukacyjnych EDUKINO 2016 oraz Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
Rozdział Maciej Zimiński, str. 214. Rzecz o Pankracym:
"Kiedyś twórcom programu przyszło do głowy, że Pani Babci trzeba na gwiazdkę przygot...
Rozdział Maciej Zimiński, str. 214. Rzecz o Pankracym:
"Kiedyś twórcom programu przyszło do głowy, że Pani Babci trzeba na gwiazdkę przygotować jakiś prezent. No i zaczęły nadchodzić paczki zabawek na choinkę, kartony wypełnione rysunkami i wylepiankami z plasteliny.
– Mam portrecik Pankracego – pan Maciej z dumą prezentuje misternie wykonaną pracę – aż trudno uwierzyć, zrobiony z kilkuset różnokolorowych, plastelinowych kuleczek. Jedna z góralskich szkół nadesłała kilkadziesiąt par wełnianych rękawiczek, szaliki i futrzane czapki.
– Zawieźliśmy je do domu pogodnej starości w prezencie gwiazdkowym od naszych kochanych dzieciarów. Potem o wszystkim opowiedzieliśmy w programie, aby były dumne, iż komuś zrobiły przyjemność, wywołały uśmiech i wzruszenie.
Miała tam miejsce zabawna historia – dodaje pan Maciej. – Jej bohaterem był oczywiście Pankracy. Kłapał pyszczkiem, opowiadając o kulisach realizacji programu, otrzymywanych listach oraz podwórkowym życiu. W pewnej chwili wstała siedząca w pierwszym rzędzie starsza pani:
– Bardzo przepraszam – powiedziała – ale muszę na moment wyjść do pokoju po swego kota, bo chcę, żeby też zobaczył Pankracego. Po chwili wróciła, położyła go sobie na kolanach i oboje, jak zaczarowani, do końca wpatrywali się w naszego psiaka".
Podtytuł wyjaśnia wszystko. Dla osoby wychowanej na Telewizji, w której pozycją numer 1 dla dzieci były "Pokemony" albo "Hugo", cała ta opowieść brzmi niewiarygodnie. Istne bajki z mchu i paproci. No bo jak ta "zła Telewizja komunistyczna" mogła przygotowywać programy, oparte w 100% na czystych wartościach chrześcijańskich?
Ach, czemu urodziłam się tak późno, że nie dane mi było brać udziału w tym magicznym, niesamowitym, wyjątkowym na skalę światową przedsięwzięciu, co nazwano pięknie: "Telewizją Dziewcząt i Chłopców"? Może byłabym teraz innym człowiekiem? ...No cóż, jest jak jest. Nie ma co marzyć. Niemniej jestem zafascynowana Redakcją Programów Dla Dzieci i Młodzieży okresu PRL. Dziękuję panu Malinowskiego za tak rzetelną i ciekawą opowieść. Po raz kolejny przekonałam się, że "tamta Telewizja" była robiona przez niezwykle inteligentnych ludzi z pasją i dla idei - nie dla pieniędzy i sławy.
Trudna recenzja, z jednej strony podszyta nostalgią a z drugiej obiektywizmem. Tak więc od początku. Książka jest dozwolona dla czytelników 50+. Dzieciarnia z przełomu lat 60, 70 i 80 dla której podwórko to cały wszechświat a ta namiastka telewizji z tamtych lat to czarodziejskie okno nie miała alternatyw z dzisiejszych czasów, więc trudno dokonywać porównania. Faktem niezaprzeczalnym jest, że TDC miała ogromną siłę oddziaływania i była ewenementem. Pamiętam, jak po locie Hermaszewskiego zakładaliśmy w klasie Klub Kosmonautów. Czy w 100% miała pozytywny przekaz? No cóż teraz mam wątpliwości, szczególnie dotyczące popularnych wtedy seriali młodzieżowych i tworzonych na ich podstawie klubów. Wiele z nich podszytych było sporą dawką propagandy. Książka momentami nachalnie próbuje nam udowodnić, że opisane programy to dobro natchnione. No cóż, nie przekreślę swego dzieciństwa bo było fajne, pełne dzikich zabaw, kumpli, zwariowanych pomysłów i nieograniczonej wyobraźni. Matek biegający wieczorem ze ścierą w ręku, aby zgarnąć towarzystwo do domu, wołań o 2 lub 5 zł kiedy na podwórku pojawił się lodziarz. Ech, dam 7, nie kala się dobrych wspomnień.