cytaty z książek autora "Poul Anderson"
W świecie istnieją trzy Moce, którym nie mogą przeciwstawić się ani bogowie, ani demony, ani ludzie. Moce, których nie zwyciężą czary, których nie pokona żadna potęga: Biały Chrystus, Czas i Miłość.
Opłakiwać go bez końca byłoby słabością niegodną uczucia, które ich łączyło. s.204.
Szaleńcami są ci, którzy opuszczają swoich bliskich. s.160.
Sława i blichtr to są rzeczy z podręczników historii, Havig. W rzeczywistości trzeba ciężko pracować, sprawdzać każdy szczegół, być cierpliwym, gotowym do wyrzeczeń i uczyć się głównie na własnych błędach. Sam widzisz, że nie jestem już młody, a mój plan dopiero zaczyna się rysować. Daleko mu do dojrzałości. W życiu jednak liczy się samo działanie i dążenie do celu. To sprawia, że człowiek naprawdę żyje.
I cały czas zastanawiał się w jakimś ciemnym kącie umysłu, czemu życie nie ma więcej rozumu, gdziekolwiek w poznanym Wszechświecie, by wiecznie nie niszczyć się samo.
Przez całe życie byłem stateczny, trzeźwy i sumienny. Teraz się zastanawiam, dlaczego straciłem tyle lat.
- To Johnny! ... Było ich dwóch. Potem znów został jeden. - Załkała. - Ale to ten drugi!
Błagała mnie spojrzeniem, żebym uwierzył w to, co mi opowiada.
- Kąpałam go, kiedy usłyszałam płacz dziecka. Myślałam, że to sąsiedzi, albo coś takiego. Ale płacz dochodził z sypialni. Owinęłam Johna w ręcznik - przecież nie mogłam go zostawić w wodzie - i wzięłam go na ręce. Poszłam zobaczyć, co się dzieje. W jego łóżeczku leżało nagie dziecko. Płakało i wierzgało nóżkami, bo się zmoczyło. Byłam taka zaskoczona, że... upuściłam Johna, kiedy pochylałam się nad łóżeczkiem. Powinien upaść na materac... Ale, Boże! On nie upadł. Zniknął. Złapałam go instynktownie, lecz w ręku został mi tylko ręcznik. John zniknął! chyba straciłam przytomność. Kiedy ją odzyskałam, już nic nie było...
Prawda ma tyle postaci, ile jest umysłów, które usiłują jej dociec. s.38.
Mąż, który nie ma po co żyć, nie jest zbyt niebezpieczny dla wrogów. s.176.
Homo może być szczerze nazwany Sapiens tylko wtedy, gdy praktykuje swoją specjalność bycia niewyspecjalizowanym. Jego ciągłe próby zamrożenia się w we wszechobjaśniających wzorcach, kulturach, ideologiach, czy jakkolwiek to nazwał, powodowały ponawiające się katastrofy. Postawiony przed praktycznym, konkretnym zadaniem przeżycia, zwykle radzi sobie całkiem nieźle.
Emocje są stanem psychofizjologicznym, a więc można je kontrolować.
To zaskakujące jak wiele dziwnych informacji można zdobyć kiedy inni myślą, że się nie rozumie o czym mówią.
Ciągle była jesień, ale w powietrzu czuło się już zimę. Opadłe liście leżały w stertach pod gołymi czarnymi drzewami i podrywały się się z każdym powiewem wiatru. Na tle wszechobecnej szarości lasu gdzieniegdzie błyszczało kilka plam żółci, brązu i szkarłatu.
Tego wieczoru bawiło go, że nachodzą go różne myśli. Zazwyczaj po prostu szedł przed siebie, zwłaszcza gdy był tak zmęczony jak teraz, tym razem jednak - może ze względu na księżyc - zaczął sobie przypominać różne rzeczy, a w jego głowie formowały się słowa, zupełnie jakby ktoś je wypowiadał.
Lecz Conan nie usłyszał już tego. Był nieobecny duchem. Crom, bóg Cymmerii, słuchał modlitwy swego najwierniejszego wyznawcy.