Radość picia. Czytanie o alkoholu nie szkodzi zdrowiu Barbara Holland 5,8

ocenił(a) na 76 lata temu "Radość picia" była prawdziwą przyjemnością. Niezwykle ciekawiły mnie przedstawiane historie i niejednokrotnie miałem przy nich ochotę napić się piwa lub wina. Może lektura byłaby jeszcze przyjemniejsza, jednak nie miałem okazji tego sprawdzić. Można było się domyślić, że wielcy przywódcy świata nie stronili od alkoholu, ale historie o pogrążającym się w tanich trunkach Londynie czy Ameryce mocno mnie zdziwiły. Opisywane wydarzenia rzekomo działy się na tak wielką skalę, że aż trudno w nie uwierzyć.
Jednego nie mogę wybaczyć. Pod koniec książki znajduje się opis pubu, w którym nad głowami gości znajdują się tajemnicze rurki. Barman tłumaczy, że "waży" się w nich piwo, które zaraz będzie rozlewane. Po pierwsze: piwa się nie waży tylko warzy, a to znaczy gotuje! Może to być błąd tłumacza i redaktora, ale po drugie: warzone, czyli gotowane, piwo jest dopiero brzeczką. Drożdże muszą ją przefermentować, by stała się pełnoprawnym piwem. Brzeczka ani nie smakuje, ani nie zawiera alkoholu. Barman mógł powiedzieć, że piwo tam leżakuje, wtedy miałoby to większy sens. Nie znam się na innych alkoholach, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy wcześniej nie było podobnych błędów. Niby taka drobna rzecz, a mocno ucierpiała w moich oczach ta książka. Nie jestem jednak w stanie jej przekreślić, gdyż była bardzo przyjemną przygodą i powinna sprawić radość (mniejszą lub większą) każdemu, kto nie jest wrogiem alkoholu.