cytaty z książek autora "Julio Cortázar"
(...) nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie...
Chodziliśmy nie szukając się, ale wiedząc, że chodzimy po to, żeby się znaleźć.
[...] przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu [...].
To, co wielu ludzi nazywa kochaniem, polega na wybraniu jakiejś kobiety i ożenieniu się z nią. Wybierają ją! - przysięgam ci, sam widziałem. Tak jakby w miłości mogło się wybierać, tak jakby to nie był piorun, który strzela w ciebie i zostawia cię zwęglonego na środku patio. Powiedz, że wybierają, bo-je-kochają, ja myślę, że jest na odwrót. Nie wybiera się Beatrycze. Nie wybiera się Julii. Nie wybierasz ulewy, która zmoczy cię do suchej nitki, gdy wracasz z koncertu.
[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Dotykam Twoich ust,palcem dotykam brzegu Twoich ust,rysuję je, jakby wychodziły spod mojej ręki, jakby po raz pierwszy Twoje usta miały się otworzyć, i wystarczy, bym zamknął oczy, aby zmazać to wszystko i zacząć od nowa; za każdym razem tworzę usta,których pragnę, usta wybrane pośród wszystkich, w absolutnej wolności przeze mnie wybrane, aby moja ręka narysowała je na Twojej twarzy, a które przez niezrozumiały dla mnie przypadek dokładnie odpowiadają Twoim ustom, uśmiechającym się pod moimi palcami.
Największą zaletą moich przodków jest fakt, że nie żyją. Skromnie, ale dumnie czekam na moment odziedziczenia tej cechy.
M u s z ę znosić codzienny wschód słońca. To potworne. To nieludzkie.
Nie wierzył już, aby zdarzyło się to, czego pragnął, a wiedział, że bez wiary to się nie zdarzy. Wiedział, że bez wiary nie zdarza się nic z tego, co powinno nastąpić, z wiarą też zresztą prawie nigdy.
(...)trzeba na oścież otworzyć okna i wszystko wyrzucić na ulicę, a przede wszystkim samo okno i nas wraz z nim.
Tkwi w niej jakieś cierpienie; zawsze tkwiło. Jest bardzo wesoła. Jej kolorem jest żółty, jej ptakiem kos, jej porą noc, jej mostem Ponts des Arts.
Patrzysz na mnie, patrzysz na mnie z bliska, jeszcze bardziej z bliska, oczy powiększają się, zbliżają do siebie, nakładają jedno na drugie, cyklopi patrzą sobie w oczy łącząc oddechy, usta odnajdują się i łagodnie walczą, gryząc się w wargi, leciutko opierając języki o zęby, igrają wśród tego terenu, gdzie przelewa się tam i z powrotem powietrze pachnące starymi perfumami i ciszą. Wtedy moje ręce zanurzają się w Twoich włosach, pieszczą powoli głąb Twych włosów, podczas gdy całujemy się, jakbyśmy mieli usta pełne kwiatów czy też ryb o szybkich ruchach, o świeżym zapachu.
Wspomnienia mają tylko urozmaicać mało interesujące części przeszłości.
- Moje życie... - powiedziała Maga. - Nie umiałabym mówić o nim nawet po pijanemu
Co to jest absolut? - to są chwile gry coś osiąga maksimum swoich wymiarów, swojej głębokości, swojego zasięgu, swojego sensu i staje się kompletnie nieinteresujące
W końcu Traveler i Talita zabierali się do podręcznika psychiatrii, ażeby tam znaleźć choć trochę normalności.
Idzie się przez życie powolnym krokiem ni to filozofa, ni to clocharda, stale redukując objawy żywotności na rzecz instynktu samozachowawczego, na rzecz ćwiczenia świadomości bardziej wyczulonej na to, aby nie dać się nabrać, niż na poznanie prawdy.
Jeszcze w szkole, pamiętam, mówiono nam, że w naszych organizmach jest węgla na 2000 ołówków, wapnia na 30 kawałków kredy i żelaza na jeden gwóźdź. Dzieciom trzeba mówić co innego: że ich organizm można liczyć w diamentach, kielichach wina, filiżankach herbaty i balonach. Leżała skulona jak płód. Lewą dłoń trzymałem pod jej stopami, prawą na czubku głowy, objąłem ją mocniej, mocniej przytuliłem do brzucha mówiąc:
teraz jesteś moja
jesteś jak tysiąc diamentów
jak garść złotych obrączek
jak kreda na tysiąc gier w klasy.
Po cóż mielibyśmy się okłamywać? Nie można żyć wiecznie z kimś, kto żongluje cieniami, poskramia mole, spędza całe dnie układając obrazki z tęczowych kręgów(...)
(…) ale czymże jest wspomnienie, jeśli nie językiem uczuć, słownikiem twarzy i dni, i zapachów, które powtarzają się jak czasowniki i przymiotniki w przemówieniu, ukradkiem przemykając się poza samą rzecz, aż do czystej teraźniejszości, zasmucając nas lub moralizatorsko pouczając, do chwili kiedy sami stajemy się moralistami, twarz zwrócona wstecz otwiera szeroko oczy, ta prawdziwa zaś zaciera się powoli, tak jak na starych fotografiach i nagle Janusem jest już każdy z nas.
W pozornie pełnej wolności, bez zadawania nikomu rachunków porzucić całą rozgrywkę, minąć skrzyżowanie, pójść przypadkową drogą, ogłaszając ją albo za właściwą, albo za jedyną.
I to, co nazywaliśmy kochaniem się, znaczyło może, że stałem przed tobą z żółtym kwiatem w ręce, ty zaś przytrzymywałaś dwie zielone świece, a wiatr wiał nam w twarze deszcz wyrzeczeń. pożegnań i biletów metra.
To, co lubię w twoim ciele, to seks.
To, co lubię w twoim seksie, to usta.
To, co lubię w twoich ustach, to język.
To, co lubię w twoim języku to słowo.
Postanowiłem unikać fatalnych konsekwencji takiej formy samobójstwa, która w tamtym okresie jawiła mi się pod postacią zakochania, bądź co gorsza miłości
I popatrz - ledwie poznaliśmy się, już życie knuło, co mogło, żeby nas poróżnić.
Nie ucz się tych idiotycznych teorii - radził jej - Po co będziesz kładła okulary, skoro masz dobry wzrok...
Chciałbym, żebyś sobie wyobraził świat, w którym mógłbyś ukrajać kawałek chleba bez tego, żeby chleb jęczał.
- Masz rację - zeznawał skruszony Oliveira - jestem nieuleczalny. Po co gadać o budzeniu się, kiedy tak dobrze jest spać.
Mówicie o zmysłach, a wasza rozmowa brzmi jak dialog głuchych.