Kolory naszego życia #2 Gengorou Tagame 7,5
![Kolory naszego życia #2](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/5084000/5084446/1101485-352x500.jpg)
ocenił(a) na 35 tyg. temu Muszę się wam do czegoś przyznać…nigdy nie czytałem mang. Powodów, dla których nie sięgałem po japońskie komiksy było wiele, natomiast przede wszystkim przeszkadzała mi estetyka. Nie chodziło tu w żadnym razie o kreskę, bo ta przecież może być bardzo różna, ale o posługiwanie się niezwykle wąską paletą barw, co wpływało mocno na mój odbiór tego medium. Postanowiłem się jednak przełamać i w ramach Miesiąca Dumy wyjść nieco ze swoje estetycznej strefy komfortu. Tak też trafiłem na mangę, do której sięgnięcia, przekonała mnie przedstawiona w jej opisie historia…
„Kolory naszego życia”, bo o tym komiksie mowa, to historia Sory Idoty ucznia japońskiej szkoły średniej. Nasz bohater ma dość duży problem: jest gejem. O ile zdążył się już z tym faktem pogodzić, o tyle panicznie boi się wyoutować. Wie doskonale, że istnieje bardzo mała szansa na pozytywny odbiór takiego wyznania, ze strony jego rówieśników czy rodziny. Sprawy nie ułatwia też fakt zakochania w swoim koledze z klasy. Sytuacja wydaje się mocno patowa, do czasu gdy poznaje pana Shiro Amamiyę, właściciela lokalnej kawiarni…
Jak już wiecie, mang nie czytałem, co nie oznacza że nie miałem kontaktu z japońską kulturą. Zdawałem sobie sprawę ze specyfiki tego społeczeństwa, więc byłem niezwykle ciekaw jak zostanie przedstawiony w sumie dość popularny na zachodzie motyw literatury YA. W jakimś sensie miałem nadzieję na dalekowschodnią wersję Heartstoppera, jednak się pomyliłem i to bardzo. Przede wszystkim, uderzyła mnie dojmująca wprost pruderia z jaką temat ten został przedstawiony. Rozumiem zamysł autora, natomiast nie przestaje mnie zadziwiać to jak bardzo, wręcz niestosowne, wydaje się używanie w tym komiksie słowa „gej”. Trudno tu mówić o przedstawieniu stosunku społeczeństwa do tej tematyki. Niby wszyscy wiedzą, że taki temat istnieje, ale najlepiej o tym nie mówić. Mało tego, jakkolwiek nie zabrzmi to kuriozalnie, nawet homofobiczne teksty czy reakcje, są tu nad wyraz lakoniczne. Co wychodzi po prostu mało realistycznie.
Takie podejście do tematu rzutuje zarówno na fabułę jak i bohaterów. Historia jest dosyć prosta i raczej naiwna, pozbawiona niemal jakichkolwiek zwrotów akcji, a finał opowieści jest hmmm… w najlepszym wypadku niespecjalnie interesujący. Miałem wręcz takie poczucie, że przy odrobinie wysiłku spokojnie dałoby się z tej mangi zrobić one shot’a zamiast rozwlekania jej do trylogii. Dwa najmocniejsze elementy tej historii, tj. artystyczny sposób widzenia świata przez Sore oraz losy pana Anayamy, goszczą na kartach mangi w zdecydowanie mniejszej skali niż bym tego oczekiwał. Jeśli chodzi o samych bohaterów, to są w miażdżącej większości płascy i stereotypowi. Odnosi się wrażenie, jakby oglądało się słaby paradokument, a nie serial z chociaż średniej półki. Główny bohater, Sora, jest na tym tle naprawdę nie najgorzej napisany. Jego przemyślenia i motywacje, dodają temu komiksowi odrobiny realności. Najjaśniejszym punktem wśród bohaterów jest jednak pan Amamiya. Jego styl życia, czy wybory, które podejmował czynią z niego naprawdę intrygująca i wyrazistą postać.
Czy strona wizualna przypadła mi do gustu? Jest to dla mnie niemałe zaskoczenie, ale zdecydowanie tak. Prosta i raczej oszczędna kreska, pasuje do charakteru powieści. Jedyny element, który budzi moje wątpliwości to to, że wygląd niektórych postaci zdaje się zupełnie nie przystawać do ich opisanego wieku.
Podsumowując, może nie uznaję czasu spędzonego z tą lekturą za totalnie zmarnowany, ale mam poczucie że mogłem go lepiej spożytkować. Jedyne co mnie cieszy to to, że dzięki tej trylogii sięgnałem po mangę i zapewne kiedyś to powtórzę. Nie zmienia to jednak faktu, iż mocno się zastanowię zanim sięgnę po inne pozycje tego autora.