cytaty z książek autora "Nikos Kazantzakis"
Rzadko szczęście odczuwamy wtedy, kiedy jest naszym udziałem. Dopiero gdy przeminie, spoglądamy wstecz i nagle pojmujemy - niekiedy ze zdumieniem - jak bardzo bylismy szczęśliwi.
Każdy człowiek ma jakiegoś fioła, ale zdaje się, że największym jest mniemanie, że się nie ma go wcale
...ale to nieustannie trawiące mnie marzenie, by ujrzeć na własne oczy jak najwięcej lądów i mórz, zanim umrę.
Do późna w noc siedzieliśmy milcząc przy ogniu. Raz jeszcze poczułem, jak prostą, codzienną rzeczą jest szczęście - szklanka wina, kasztan, jakiś piecyk, szum morza. Nic więcej. Ale by to poczuć, że to wszystko jest szczęściem, trzeba mieć proste, naiwne serce.
Myślałem, jaką okrutną zagadką jest życie. Ludzie spotykają się i rozstają ze sobą niby jesienne liście pędzone wiatrem. Daremnie wzrok usiłuje zachować w pamięci twarz, sylwetkę, ruchy ukochanej istoty - po kilku latach nie pamięta się już, czy oczy miała niebieskie, czy czarne...
Życie w odróżnieniu od śmierci jest pasmem kłopotów. Wiesz, co znaczy żyć? Popuszczać pasa i szukać guza
Moje życie potoczyło się fałszywą drogą, a kontakt z ludźmi wywoływał tylko wewnętrzny monolog. Upadłem już tak nisko, że gdybym miał do wyboru rzeczywistą miłość lub przeczytanie dobrego romansu, wybrałbym książkę.
Każdy człowiek wybiera swoją drogę, a ludzie różnią się między sobą jak drzewa. Czy miałeś kiedyś pretensje do figowca, że nie rodzi czereśni?
Prawdziwej kobiecie większą przyjemność sprawia dawanie szczęścia mężczyźnie niż doznawanie go
Rzadko szczęście odczuwamy wtedy, kiedy jest naszym udziałem. Dopiero gdy przeminie, spoglądamy wstecz i nagle pojmujemy - niekiedy ze zdumieniem - jak bardzo byliśmy szczęśliwi.
Widzisz, jak dziwną maszyną jest człowiek? Pakujesz w nią chleb, wino, ryby, rzodkiewki, a wychodzą z niej westchnienia, śmiech, sny; cała fabryka! W naszych głowach mieści się zapewne także kino, co gada!
Gdy się na coś zdecydujesz.
To odważnie naprzód idż.
Puść młodości swojej wodze,
nie szczędź jej,
nie bój się żyć.
Gdy się na coś zdecydujesz,
To odważnie naprzód idź.
Puść młodości swojej wodze,
Nie szczędź jej, nie bój się żyć.
Śmielej idź, do diabłów kroćset,
Stanie się, co ma się stać.
Możesz wszystko naraz stracić,
Albo los najlepszy brać!
Twarz jak uśmiechnięta, nieruchoma maska. Co dzieje się pod tą maską – to nasza sprawa.
Jakub pogodził się już ze śmiercią Mistrza i rozmyślał o tym, co zrobią, kiedy zostaną na ziemi bez niego.
– Nie możemy sprzeciwiać się woli Bożej, ani woli naszego Mistrza. Jak mówią prorocy, twoim obowiązkiem, Rabbi, jest umrzeć, naszym żyć. Żyć, aby słowa, które wypowiedziałeś nie zostały zapomniane. Spiszemy je w Nowym Piśmie Świętym, ustanowimy nasze prawa, zbudujemy nasze synagogi i wybierzemy naszych najwyższych kapłanów, uczonych w piśmie i faryzeuszy.
Jezus był przerażony.
– Ukrzyżujecie wówczas Ducha, Jakubie – krzyknął. – Nie chcę tego!
– Tylko w ten sposób Duch nie zaniknie – odparł Jakub.
– Lecz nie będzie już wolny. Nie będzie już Duchem!
– To nie ma znaczenia. Będzie wyglądał na Ducha. To wystarczy, Rabbi, dla naszych potrzeb.
Prorok to ten, który, gdy wszyscy naokoło rozpaczają, ma nadzieję. A gdy wszyscy mają nadzieję, on rozpacza.
Widzisz, nie śmiej się ze mnie, ale ja przypuszczam, że Bóg podobny jest do mnie, tylko wyższy, silniejszy, nieco szalony, i do tego nieśmeirtelny. Siedzi wygodnie na miękkich jagnięcych skórkach, a jego barak - niebo- nie jest sklecony za starych kanistrów jak nasz, tylko z obłoków. W prawej dłoni nie trzyma miecza ani wagi - to dobre dla rzezimieszków i sklepikarzy. On dzierży wielką gąbkę nasyconą wodą jak chura deszczem. Po jego prawej stronie znajduje się raj, po lewej piekło. Przychodzi biedna dusza - nagusieńka, bo nie ma ciała - i drży. (...) Bóg nudzi się i ziewa. "Zamilcz już - kzyczy - głowa mi pęka!" - i szast-prast, jednym machnięciem gąbki ściera wszystkie grzechy. "Wynoś się do raju!".
Jakiś dziewięćdziesięcioletni dziadunio sadził drzewo migdałowe. "Hej dziadku! - wołam. - Sadzisz drzewo migdałowe?". A on, zgarbiony, odwrócił się i powiedział: "Tak, mój synu, ja postępuję tak, jakbym nigdy nie miał umrzeć!". "A ja - odparłem - postępuję tak, jakbym miał umrzeć w każdej chwili". Kto z nas dwóch miał rację, szefie?
Kto stworzył ten labirynt niepewności, tę świątynię dufności, naczynie grzechu, pole usiane tysiącem zasadzek, przedsionek piekła, kosz po brzegi napełniony chytrością, truciznę słodką jak miód, łańcuch, który wiąże śmiertelnych z doczesnością – kobietę?
Słuchaj, kiedyś przechodziłem przez wioskę. Jakiś dziewięćdziesięcioletni dziadunio sadził drzewo migdałowe. „Hej, dziadku! – wołam. – Sadzisz drzewo migdałowe?” A on, zgarbiony, odwrócił się i powiedział: „Tak, mój synu, ja postępuję tak, jakbym nigdy nie miał umrzeć!” „A ja – odparłem – postępuję tak, jakbym miał umrzeć w każdej chwili”. Kto z nas dwóch miał rację, szefie? – Spojrzał na mnie triumfalnie. – Tu cię mam! – powiedział.
Człowiek to zwierzę! Wielkie zwierzę! wasza wysokość nie wie tego, bo dla waszej wysokości wszystko było łatwe. Ale spytaj tylko mnie. Zwierzę, mówię ci. Jeśli jesteś dla neigo bezwzględny - będzie cię szanowało i bało się. Jesli jesteś łagodny - wydrapie ci oczy. Trzymaj się z daleka, szefie! Nie spoufalaj się z ludźmi, nie mów im, że wszyscy jesteśmy równi i mamy te same prawa, bo doczekasz się, że podepcą twoje prawa, obrabują cię z chleba i każą ci zdychać z głodu. Trzymaj się z daleka,s zefie, jak pragnę twego dobra!
Mieszka we mnie diabeł, który mi rozkazuje, a ja robię to, co mi każe. Ilekroś przytłoczy mnie jakieś uczucie, jakby mnie chciało udusić, diabeł woła: "Zatańcz!", a ja tańczę i to przynosi mi ulgę. Kiedy mój synek Dimitrakis zmarł w chalkidiki, też poderwałem się i zacząłem tańczyć. Krewni i przyjaciele, widząc mnie tańczącego nad ciałem, rzucili się, aby mnie powstrzymać. "Zorba oszalał! - krzyczeli. - Zorba oszalał!" Ale gdybym w tamtej chwili nie zaczął tańczyć, naprawdę oszalałbym z bólu.
W momencie, kiedy wszystko dzieje się na opak, wielkim szczęściem jest sprawdzenie, iż własne serce - wystawione na próbę - ma hart i wytrzymałość. Gdy wydaje się, że jakiś niewidzialny, wszechmocny wróg, którego jedni nazywają Bogiem, inni diabłem, dopada nas, usiłuje powalić, a my trwamy nieugięci, mając wewnętrzną świadomość odniesionego zwycięstwa, odczuwamy radość i dumę w pełnym znaczeniu tego słowa, mimo iż pozornie los nas powalił. Poniesiona obiektywnie klęska staje się wtedy źródłem wielkiej, choć niełatwej satysfakcji.
Jedynym sposobem ocalenia siebie jest walka o ocalenie innych...
My, ludzie wykształceni, jesteśmy jak nierozumne ptaki na wietrze.
Oto jest wolność – pomyślałem. – Niewolnik namiętności zbierania złotych monet nagle przezwycięża tę namiętność i rozrzuca swój skarb na cztery wiatry”.
Wyzwolić się z jednej namiętności, aby poddać się innej, szlachetniejszej… Ale czyż to również nie jest forma niewoli? Poświęcać się dla idei, dla rodzaju ludzkiego, dla Boga? A może im dalej znajduje się pan, tym dłuższy sznur na szyi niewolnika. Możemy wtedy bawić się i dokazywać na szerszej arenie i umrzeć nie naciągnąwszy sznura do końca. Czy nie to właśnie nazywamy wolnością.
Mogę się mylić Zorba, ale myślę, że istnieją trzy rodzaje ludzi: ci, którzy za cel uważają korzystanie z życia, dobre jedzenie, picie, bogactwo i sławę. Następnie tacy, którzy za cel biorą nie własny byt, ale dobro wszystkich ludzi, czują bowiem, że wszyscy ludzie stanowią jedność, próbują ich więc oświecić i uczynić szczęśliwymi; kochają ich. Wreszcie są i tacy, których celem jest żyć pełnym życiem wszechświata. Wszyscy i wszystko, ludzie, zwierzęta, rośliny i gwiazdy stanowią jedność.
Wiara porusza góry. Wierzysz - i drzazga ze starych drzwi staje się przenajświętszą relikwią. Nie wierzysz - i najprawdziwsze Drzewo Krzyża Świętego jest dla ciebie tylko starymi drzwiami
(...) jaką okrutną zagadką jest życie. Ludzie spotykają się i rozstają ze sobą niby jesienne liście pędzone wiatrem.
Sprawiedliwe i święte słowa, dobre, by ich słuchać w niedzielę, gdy wymawia je pop z wysokości ambony. Aby stosować je praktycznie, gdy się wróci do domu - na to trzeba być wariatem!