Dziewczyny znikąd Amy Reed 8,2
ocenił(a) na 82 tyg. temu Ta książka nie jest idealna. Bywa nieco naiwna, niektóre wydarzenia układają się wręcz w filmowy (tj. sztuczny) sposób, a tożsamość głównych bohaterek wydaje się mieć na celu odhaczenie jak największej liczby cech różnorodności - mamy dziewczynę z zespołem Aspergera, co do niedawna było uznawane za niemożliwe, bo przecież stereotypowo to tylko chłopcy mogą mieć ZA lub ogólnie autyzm i polega to na trudnościach w kontaktach z ludźmi i zainteresowaniu pociągami, czyż nie? Mamy Amerykankę o silnych meksykańskich korzeniach, do tego lesbijkę. I na koniec mamy pulchną córkę pastorki, która to pastorka została wyrzucona z poprzedniego kościoła za popieranie lgbt+, w nowym kościele jest uwielbiana, znajduje też czas dla wszystkich swoich wiernych, a dla córki już nie bardzo. Tak różnorodnie, że aż stereotypowo.
A jednak… a jednak to dobra książka i to nie tylko dlatego, że porusza jakże ważny i potrzebny temat. Spodziewałam się o wiele mniej po młodzieżówce. Powieść czyta się szybko, jest dobrze napisana, trzyma w napięciu, postacie są zróżnicowane. Dzięki temu możliwe jest przedstawienie różnorodnych postaw ludzi wobec gwałtu, różnych stopni zaangażowania (skrajne końce: otwarte potępianie, ale także tzw. manosfera, gdzie się uważa, że nie znaczy tak, a kobiety pragną tylko silnych mężczyzn, którzy mówią im, co mają robić, rządzą nimi etc.),nie tylko skrajności. Przy tym autorka podchodzi wystarczająco obiektywnie do tych postaw (np. dziewczyna mieszkająca w pleśniejącej przyczepie kempingowej, tylko z matką, zgadzająca się na spotkania z chłopakami i seks, bo myśli, że musi, że więcej się jej nie należy, bo chce móc pobyć w milszym otoczeniu niż zawilgocona przyczepa, bo chce dostać coś do jedzenia i nie do końca wierzy w to, że to może być gwałt, bo nawet jeśli to jej się nie podoba, to przecież wyraziła zgodę na seks, a tak w ogóle czuje, że nie ma prawa się sprzeciwić, kiedy facet kupuje jej jedzenie i zabiera do siebie, czuje się w pewien sposób zobowiązana),przybliża je bez oceniania, pozwala czytelnikowi na refleksję. Nie jest nachalna i nie każe czytelnikowi myśleć tego, co sama uważa, nie, ona tylko każe czytelnikowi myśleć w ogóle. Zmusza do zastanowienia, rozważenia, pokazuje, że każdy może mieć swoje powody, motywacje, nie narzuca niczego poza tym, że gwałt no jednak nie jest okej (co w sumie powinno być oczywiste, tak samo jak zrozumiałe samo przez się powinno być, że no może jednak niekoniecznie w pierwszej kolejności należy obwiniać ofiarę gwałtu). Różnorodność postaw pozwala czytelnikowi znaleźć taką, która z nim rezonuje najbardziej, ale również przedstawia wiele innych perspektyw, przybliża je. To wszystko jest bardzo ważne, bo nawet jeśli zgodzimy się, że gwałt jest zły, to świat nie jest czarno-biały, ludzie tacy nie są.
Edukacyjny aspekt książki wzbudza we mnie mieszane odczucia. To bardzo ważne i bardzo potrzebne, aby takie tematy pojawiały się w literaturze młodzieżowej, tym samym w świadomości ludzi. Nie tylko gwałt czy podejście społeczeństwa do seksu w zależności od tego, kto ten seks uprawia (dziwka albo cnotka, macho albo przegryw - czyż to nie ironiczne, że kobiety, które uprawiają seks, niekoniecznie dużo, które go lubią, są wyzywane od dziwek, a te, które nie, od cnotek - a przy tym mężczyźni uprawiający dużo seksu to macho, pożądany typ, a tacy, co go nie uprawiają, to przegrywy - dlaczego mężczyźni są chwaleni za to samo, za co potępia się kobiety? I ten brak logiki w wyzywaniu od dziwek kobiet, które odmawiają seksu),nie tylko przybliżenie różnych perspektyw (np. neuroróżnorodności na przykładzie spektrum autyzmu),czy oswojenie z obecnością osób o innym niż biały kolorze skóry, nie tylko różne orientacje seksualne i tożsamości… jest tego więcej. Także wspomniana zostaje religia i różne oblicza odłamów chrześcijaństwa, niejako przy okazji, jakby na marginesie. Brakło mi tu jednak wśród głównych postaci jednej takiej „normalnej“, niezbyt różnorodnej, aby nie tylko tzw. mniejszości mogły się identyfikować z bohaterkami, bo nie chodzi tu wyłącznie o kwestie identyfikowania się. Tego typu elementy robią tę książkę trochę zbyt edukacyjną, mam wrażenie, że autorka lekko przegina w drugą stronę. Oswajanie się z różnorodnością jest potrzebne, ważne, może rozwijać jednostki, ale zupełny brak tego, co tradycyjnie jest uważane za normę wydaje mi się sztuczny i powoduje, że całość sprawia wrażenie takiej właśnie zbyt edukacyjnej w oczywisty sposób, zamiast może tak trochę przy okazji. Zbyt szablonowej, miejscami zbyt przerysowanej. Może się czepiam, ogólnie temat dość ciężki jak na literaturę młodzieżową… z drugiej strony pochłaniałam tę powieść z zachwytem, że tego typu tematy się w ogóle porusza, że przedstawia się taki świat, w którym dziewczyny się rzeczywiście jednoczą. Solidarność wśród kobiet wciąż nie jest oczywista, potrafią sobie z zazdrości wzajemnie szkodzić - tym milej się czyta o tym, że się jednoczą. I mam nadzieję, że to wpłynie na kolejne pokolenia i że kobiety okażą sobie wzajemnie więcej solidarności i wsparcia. Nie przeciwko mężczyznom, nie z nienawiści do nich, a ze zrozumienia dla wspólnych doświadczeń i odczuć, których mężczyźni nie są w stanie zrozumieć.
Mam nadzieję, że poruszanie takich tematów sprawi, że staną się one normalne, pewne postawy oczywiste, a ludzie bardziej otwarci, wyrozumiali, wspierający się wzajemnie.
Podoba mi się obecność autystycznej dziewczyny, przedstawienie jej postaci, jej perspektywa. Gdy się czyta jej rozmowy z innymi, można całkiem łatwo wyłapać, dlaczego ona mówi coś, co jest / może być uznane / odebrane za niestosowne, niewłaściwe, ale też (znając jej perspektywę) doskonale rozumiemy, dlaczego to ma sens, dlaczego to jest właśnie to, co ona mogłaby powiedzieć, co mówi, ponieważ właśnie taka jest i tyle. Wciąż brak w literaturze porządnej reprezentacji autystycznych kobiecych postaci.
Na plus oceniam też subtelny wątek osoby trans (mtf),jej rozterki (czy będąc w męskim ciele może dołączyć do ruchu dziewczyn?),myśli, wątpliwości. Podobnie na plus jest obecność postaci Azjatów i czarnoskórych - są wspomniani i dobrze, bo nie można ich przemilczać (przypominam, że akcja dzieje się w Stanach, gdzie społeczeństwo jest o wiele bardziej różnorodne od polskiego),ale nie dominują wątku i nie przyczyniają się zbędnie do sztuczności książki. To dobrze, że wśród głównych bohaterów znalazł się ktoś niebiały i nieheteronormatywny, ale dobrze też jest, że to akurat Meksykanka - nic przeciwko BLM, ale oni dostają już swoją uwagę i reprezentację, Azjaci też coraz więcej, a Latynosi póki co chyba najmniej. Nadmierne rozwinięcie tych wątków pobocznych odciągnęliby uwagę od tematu książki, już i tak jest wielowątkowa, tyle że na razie to na plus, tj. nie ma chaosu, wszystko jest przejrzyste.
Trudno mi się odnieść natomiast do braku stematyzowania gwałtów dokonywanych na mężczyznach (czy chłopcach, skoro mowa o literaturze młodzieżowej),z jednej strony to również mogłoby odciągać uwagę od tematu, tj. gwałtu dokonywanego na dziewczynach i z czym one się muszą mierzyć. Z drugiej jednak strony zastanawiam się, czy tego tam nie brakuje, czy właśnie nie byłoby potrzebne zacząć mówić o tym w literaturze, że mężczyźni / chłopcy też mogą zostać zgwałceni? Czemu to nie mogłaby być książka przeciwko gwałtom w ogóle, nie tylko na dziewczętach / kobietach? Mamy dwudziesty pierwszy wiek i może warto się wypowiadać, że gwałt - nieważne przez kogo na kim - nie jest właściwy. Z drugiej strony zgwałceni mężczyźni mierzą się z nieco innym zestawem problemów, więc ten temat prawdopodobnie zasługuje jednak na osobną książkę.
Pozytywne zaskoczenie cieszy i wzrusza, tego typu literatura niemalże musi mieć pozytywne zakończenia - nie tylko dla pokrzepienia serc, ale też, by pokazać, że można, że da się, że zmiana następuje i tym samym wpłynąć na takie zmiany w rzeczywistości. Gdyby zakończenie było inne, to byłby już inny gatunek literacki. I to dobrze, że zakończenie jest pozytywne - a jednak przyczynia się to nieco do filmowości, wcześniej wspomnianej lekkiej sztuczności książki. Niektóre rzeczy układają się zbyt idealnie, sprawiają wrażenie nierzeczywistych. Z całego serca kibicowałam im, by się udało oskarżyć tych chłopaków, by dziewczyny się zjednoczyły ponad podziałami związanymi z rasą, statusem społecznym, tożsamością etc., więc wszystko powinno mi się podobać, prawda? Marudzę, wiem. Jestem świadoma, że to ważna, potrzebna książka i mam nadzieję, że dotrze do wielu osób i że wpłynie pozytywnie zarówno na świadomość i zmiany społeczne, że będzie kolejną cegiełką, która się do nich przyczyni, a także, że wpłynie na powstawanie kolejnych książek na ten temat i podobne, które może w doskonalszy, lepszy sposób będą umiały wyrazić, przedstawić to, co ta powieść już zrobiła.
Na koniec muszę się przyczepić do okładki, ze wszystkich rzeczy w tej książce najmniej mi się podoba okładka. Nie cierpię różowego, z jednej strony jest za słodki, cukierkowy, niepoważny, a z drugiej był tradycyjnie kolorem dla chłopców (jako rozcieńczona wersja męskiej czerwieni - od krwi),tak ze sto lat temu. Ale rozumiem, że obecnie kulturowo różowy jest kolorem dziewczyn i bywa wykorzystywany też w kontekście feministycznym, więc dobór koloru okładki jest jak najbardziej adekwatny.