Pisanie jest drogą ku szaleństwu - wywiad ze Szczepanem Twardochem

Zofia Karaszewska Zofia Karaszewska
09.10.2016

Z najzdolniejszym prozaikiem młodego pokolenia - Szczepanem Twardochem - o sporcie, alkoholu, śmierci, starości i strasznym, samotnym zawodzie pisarza, który niszczy życie i trochę o „Królu”, który będzie miał premierę 12 października - rozmawia Zofia Karaszewska. 

Pisanie jest drogą ku szaleństwu - wywiad ze Szczepanem Twardochem

Najstraszniejszą miną, jaką może przybrać bokser, jest uśmiech”, a pisarza kiedy mamy się bać?

Emil Cioran mówił, że marzy o języku, którego słowa jak pięści gruchotałyby szczęki. Bardzo mi się to zdanie podoba, aczkolwiek obawiam się, że jak Cioran takiego języka nie znalazł, tak i ja nie znajdę. Szkoda, bo chciałbym, żeby źli ludzie mogli bać się literatury, która obnaża ich naturę, ale nie wiem, czy mam jeszcze tyle wiary. Kiedyś tak być może było, dlatego pisarzy prześladowano, ale teraz już nikt pisarzy nie prześladuje, więc chyba nikt już się ich nie boi.

Trenował Pan boks, żeby wcielić się w postać Szapiry?

Wymyśliłem sobie książkę o bokserach, a nie lubię pisać o rzeczach, o których nie mam zielonego pojęcia, bo to nigdy dobrze nie wychodzi. A taka fizyczna aktywność to nie jest coś, o czym wystarczyłoby poczytać; trzeba ciało zaangażować, poznać jego motorykę, postawić siebie w sytuacji walki i tak dalej, więc zacząłem się tego boksu uczyć i jakoś już ze mną został. Książka dawno skończona, a ja boksuję dalej.

Co Pana pociąga w boksie? Agresja, przemoc zamknięta w ryzach? A może boks jest medytacją, poszukiwaniem równowagi jak to odczuwa Szapiro?

Byli wielcy bokserzy, którzy byli niezwykle agresywni, jak Tyson na przykład, ale tak ogólnie, tępa agresja raczej w boksie przeszkadza. Nie wiem, czy to jest wyjątkowy sport, dla mnie jest wyjątkowy o tyle, że wreszcie znalazłem sport, który chce mi się uprawiać; wcześniej czego nie próbowałem, to mnie nudziło. Najnudniejszym sportem jest bieganie, nienawidzę tego, to jest dla mnie przykra czynność, przy której nie mogę odpocząć psychicznie. Nudzi mnie jeżdżenie na rowerze, pływać nauczyłem się tylko po to, żeby móc zrobić patent żeglarski dwadzieścia lat temu. Z drugiej strony wiem, jak sport jest ważny dla głowy, szczególnie jak się ma tak obciążającą emocjonalnie pracę jak moja. Bo pisanie to z jednej strony normalna praca jak każda inna, ale jest ona niezwykle angażująca nie tylko intelektualnie, ale właśnie emocjonalnie. Mój model pisania wymaga jakiegoś wewnętrznego przeżycia tego, co próbuję opisać, a ja piszę często o dość przykrych rzeczach, i to jakoś to we mnie wszystko zostaje. A sport pomaga na głowę, tak jak alkohol pomaga. W ogóle sport, alkohol i kofeina pomagają bardzo w znoszeniu codzienności.

Alkohol, kofeina – rozumiem, ale boks – w czymś pomógł, czegoś się Pan na ringu nauczył?

Zachowania w sytuacji walki, nawet tak skonwencjonalizowanej jak sport, i w jakimś stopniu bezpiecznej. To jest ciekawe doświadczenie dla mnie jako dla pisarza. Pewnie jak ktoś jest zawodowym bokserem to nie jest pewnie dla niego ciekawe doświadczenie, tylko codzienność. Człowiek, z którym się walczy, znika w pewnym sensie, przestaje być na chwilę osobą, tylko staje się rękami, których trzeba uniknąć, głową, wątrobą, w którą chce się trafić. W pewnym sensie się uprzedmiotawia. Staje się ciałem, którego można się bać. Doświadczenie strachu w ringu też jest bardzo ciekawe. Trzeba się wtedy zmusić, żeby po przerwie wyjść na ring.

Do pisania też się trzeba zmuszać?

Trochę tak, bo nie do końca jestem panem swoich książek i moich bohaterów. Logika świata przedstawionego jest silniejsza niż moje nad nią panowanie, a nie jestem w stanie pisać wbrew niej. Może dlatego pisanie powieści to jest zawsze męczarnia, to zawsze kilka miesięcy zupełnie wyjętych z życia. Żeby zacząć, muszę gdzieś wyjechać na parę tygodni, odciąć się od wszystkiego i pisać. Jak napisze te 50 stron, to mogę wrócić do mniej więcej normalnego życia i potem jest pół roku bardzo intensywnej pracy, kiedy pracuję siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie. Nie mogę mieć wolnych weekendów, bo jeśli nie piszę chociaż jeden dzień to tracę koncentrację i parę dni zajmuje mi, zanim zdołam znowu przestawić się w tryb pisania. Muszę mieć głowę cały czas zanurzoną w powieści. Pracuję więc z taką intensywnością kilka miesięcy, w zasadzie nie robiąc nic innego. To jest okropne. Z przykrością myślę o tym momencie, który przyjdzie niedługo, kiedy będę musiał zacząć pisać kolejną książkę. Znowu wyrwę się z życia, znowu nie będę widział niczego innego poza ekranem komputera. Nie cierpię tego.

Jak Pan to znosi?

Jedyny sposób, który znam, żeby utrzymać się w tym rygorze, to poczucie winy. Ustalam sobie dzienne pensum tekstu do napisania, na przykład dziesięć tysięcy znaków i zwykle mi się tyle napisać nie udaje, co sprawia, że czuję się winny, i to mnie trzyma przy komputerze. Każdego dnia mam poczucie, że poprzedniego napisałem nie dość i nie dość dobrze.

Dałam się złapać w Pana narracyjną pułapkę w Królu.

To dobrze. Musiałem wyważyć, żeby niewiarygodność bohatera była dostrzegana, ale nie oczywista. Wiedziałem, że nie mogę tego inaczej napisać, wiedziałem, że ta powieść potrzebuje przełamania wiarygodności narratora.

Skąd pomysł na „Króla”?

Stąd, skąd wszystkie. „Król” mi się pojawił. Piszę książki, które muszę napisać, bo mi się pojawiają i są ze mną. I póki ich nie napiszę, to się nie odczepią i nie będę miał spokoju. Trochę się ta historia wzięła z researchu do Morfiny. Te przedwojenne historie warszawskie za mną chodziły, aż się skrystalizowały.

Król” opisuje tę drugą część miasta, żydowską; czy to dopełnienie „Morfiny”?

Jeśli ktoś tak chce czytać tę książkę, to może. Morfiny” jest o polskiej Warszawie, a Król” o żydowskiej; o tej, która zniknęła bez śladu, a to była przecież niemal połowa Warszawy. Całe kwartały, części dzielnic, w których nie było słychać języka polskiego na ulicy, można było przeżyć w tym mieście całe życie i nie mówić po polsku, tylko w jidysz i po rosyjsku.

Odkrywa Pan przed czytelnikiem nową przedwojenną Warszawę.

Irytuje mnie mit dwudziestolecia międzywojennego, ten jego wypacykowany, sentymentalny obraz. Rozumiem, oczywiście, powody tej nostalgii, natomiast w jej efekcie powstaje obraz zupełnie zafałszowany. Druga Rzeczypospolita w połowie lat ’30, szczególnie po śmierci Piłsudskiego, stawała się krajem dość parszywym. Mamy w głowach te wszystkie obrazki, ziemiańskie dworki, przedwojenne filmy, Eugeniusza Bodo, śliczne uliczki, Warszawa Paryżem wschodu i tym podobne bzdury. Zapomnieliśmy jak biedny i zacofany cywilizacyjnie ten kraj był naprawdę. Warszawa paradoksalnie bardzo zbiedniała po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Jako najbardziej na zachód wysunięte miasto imperium rosyjskiego, była niezwykle ważnym ośrodkiem handlowym, cała Rosja była rynkiem zbytu dla Warszawy. Potem Warszawa została średniej wielkości stolicą bardzo biednego kraju. Dużo historii opowiedzianych w książce o tamtej Warszawie właśnie z tej biedy wynikało.

Lubi Pan tę współczesną Warszawę?

Tak, bardzo. To jedno z moich ulubionych miast. W ogóle z wszystkich miast najbardziej lubię Warszawę i Berlin. Nie lubię miast nieprzeoranych przez historię. Paryż i Londyn mnie odpychają, nie potrafię oswoić tam przestrzeni. Nie lubię Krakowa i Pragi, bo to miasta jak muzea - zalane werniksem. Nie cierpię starówek z wąskimi uliczkami i urokliwymi kamieniczkami. Dlatego lubię Warszawę, bo jest brzydka, ale bardzo seksowna.

Jak czyta Pan o sobie: najzdolniejszy prozaik młodego pokolenia, to zobowiązuje czy onieśmiela?

Przeczytałem już tyle rzeczy o sobie, że gdybym się przejmował tym, co o mnie piszą, to skończyłoby się jakąś schizofrenią.

Nie czuje Pan presji pisarskiej po sukcesie „Morfiny”?

Zdaję sobie sprawę, że już żadna moja książka nie zostanie tak przyjęta, jak została przyjęta „Morfina”, ale nie dlatego, że nie napiszę lepszej książki, bo uważam, że już napisałem lepsze książki. „Morfina” była jednak w jakimś sensie moim debiutem, mimo, że była którąś już z kolei książką, ale była przełomem. Po niej istnieję w tym obiegu… no, mniej lub bardziej… Wtedy nikt niczego ode mnie nie oczekiwał, teraz czytelnik, który czytał „Morfinę”, oczekuje, że kolejna książka też mu się spodoba. Drach jest dla mnie dużo ważniejszą i poważniejszą powieścią niż Morfina”, chociaż pisałem go ze świadomością, że nie będzie już tak popularny.

Jak czytałam „Dracha” zastanawiałam się, czy pisanie jest ucieczką? Czy taki niezapisany „Drach” może doprowadzić do szaleństwa?

Wydaje mi się, że autor nie może sam się sterapeutyzować pisaniem. To tak nie działa. Wielu ludzi tego próbuje, ale z tego wychodzą złe, albo co gorsza głupie książki. A czy pisanie jest ucieczką od szaleństwa? Nie, jest chyba raczej drogą ku szaleństwu. Przynajmniej w moim modelu pisania. Trzeba sobie wsadzać paluchy tam gdzie boli i wiercić w ranie, wiercić, wiercić i potem coś z tej rany wypływa. Jakaś ropa i z tego powstaje książka.

Pięknie powiedziane.

Tak pomyślałem, że się Pani spodoba ta metafora. Mówiąc poważniej. Pisze się obsesjami, neurozami, strachem; pisze się namiętnościami również. No i jak się cały czas wzbudza w sobie te dość intensywne stany emocjonalne, to w którymś momencie mózg może odmówić współpracy. Dlatego tak ważny jest sport, dlatego alkohol pomaga, który uważam za jeden z najwspanialszych wynalazków ludzkości. Tylko nie przy pisaniu, pisać trzeba na trzeźwo - mnie nawet jeden kieliszek wina do obiadu jest w stanie rozleniwić i już nie mogę pisać - ale właśnie do wieczornego uspokojenia głowy, żeby uciszyć ten jazgot, który mam w głowie cały czas. Bo słyszę swój mózg, słyszę jego pracę, cały czas. To bardzo męczące.

Czy to prawda, że myśli Pan codziennie o śmierci?

Nie wiem, dlaczego wszyscy sądzą, że to są smutne myśli, bo to przecież jest optymistyczne. To właśnie myśl, że będziemy żyć wiecznie, byłaby potworna. To jest dopiero piekło. Świat i życie bez śmierci. A tak codzienność staje się po prostu ciekawsza. Statystycznie rzecz biorąc, mamy kilkanaście tysięcy dni do przeżycia, więc te dni stają się cenniejsze, nie chce się marnować tych dni, kiedy wiemy, że mamy ich określoną pulę.

Ważne, by pisać. Tylko przeszłość jest ważna. To słowa narratora i zarazem bohatera „Króla”.

To jest wyznanie starca, dla którego nie ma już nic poza przeszłością. W pewnym momencie zaczyna się żyć w przeszłości, bo teraźniejszości już nie ma. Tak to chyba jest ze starością.

Boi się Pan starości?

Na pewno bardziej niż śmierci. Śmierci w ogóle się nie boję, starość jest dużo gorsza niż śmierć. Myślę też, że starość, zamykając nas w ciele, jakoś nas od ciała uwalnia. Uwalnia nas od namiętności. Wyobrażam sobie, że to musi być wielka ulga. Ale tak, boję się starości. Moja rodzina jest długowieczna; mój dziadek, który jest bardzo ważną osobą w moim życiu, ma 96 lat i jest już życiem niezwykle znudzony. Odpowiadałaby mi starość, jaką miał Ernst Jünger, bo on on do końca życia pracował. Jak skończył 95 lat, to się zajął porządkowaniem swojej spuścizny i robił to do śmierci, a potem umarł.

A bywa Pan szczęśliwy kiedy kończy książkę?

To jest poczucie ogromnej ulgi. To jest tak, jakby człowiek dostawał zwolnienie z więzienia. To jest ten moment, kiedy mogę pospać do 8:00, pójść na spacer, przypomnieć jak wyglądają moje dzieci, poczytać coś dla przyjemności.

Co Pan czyta dla przyjemności?

Ostatnio Franzena. Strasznie mu zazdroszczę.

Pisarze sobie zazdroszczą? Czego? Książek, tematów, nagród?

Nagród? Niby czemu nagród? Franzenowi zazdroszczę talentu. Niezwykle mnie jego powieści dotykają, bardzo je przeżywam. Zazdroszczę mu skali talentu i pięknych pierwszych zdań. Uważam zresztą, że pierwsze zdania są bardzo ważne. Teraz na przykład bardzo mi się nie podoba pierwsze zdanie z „Morfiny”. Ludzie je chwalą, a ja go nie lubię. Teraz bym to inaczej napisał.

Pisarz to samotny zawód.

To jest zawód, który ze swojej natury powoduje samotność, ale również jej wymaga. To zawód, który niszczy życie. Moje bycie pisarzem dało mi bardzo dużo dobrego, nie mógłbym być nikim innym, ale jednak niszczy. Nie da się normalnie żyć będąc pisarzem i tym bardziej nie da się normalnie żyć z pisarzem. Strasznie współczuję moim dzieciom, że przyszło im mieć artystę za ojca, zwłaszcza, że staram się bycie ojcem traktować bardzo poważnie. Ale nie wyobrażam sobie, żebym mógł robić coś innego.

Lubi Pan ludzi?

Nie, chyba nie lubię. Mam też wrażenie, że z wiekiem staję się co raz bardziej dziki i coraz mniej towarzyski. Nie chce mi się zawierać nowych znajomości. Mam wrażenie, że poznałem już w życiu wszystkich, których miałem ochotę poznać. Mam paru przyjaciół, którzy są dla mnie bardzo ważni, tak ważni, jak ważna jest rodzina, ale nie umiem już, a może nie chcę utrzymywać takich kontaktów koleżeńskich, przelotnych, towarzyskich. Nie bardzo umiem mieć znajomych, poza tymi, z którymi łączą mnie jakieś relacje zawodowe. Rzeczywiście dziczeję z wiekiem, ale może to też jest efekt tego zawodu.

Słynie Pan z elegancji, świetnej prezencji. Wymyślił Pan siebie jako pisarza? Czy ta forma jest ważna?

Każdy się jakoś tworzy. Lubię ludzi, którzy zadali sobie trud stworzenia siebie. Potraktowali się jak tworzywo i zrobili z siebie jakąś postać. Każdy z nas, jak się rano odziewa, zakłada na siebie jakiegoś człowieka. Mam takich siebie paru, czasem zakładam krawat, a czasem ramoneskę, to przyjemne.

Piękna jest ta okładka „Króla”.

Też tak uważam.

Porównywałam do tej pierwszej debiutanckiej Pana książki…

Tak, ta pierwsza była potworna, zepsuła mi całą przyjemność z debiutu.

 

Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego 12 października. Z autorem będzie można spotkać się podczas Targów Książki w Krakowie na stoisku Wydawnictwa (D15) w sobotę o 16:00 i w niedzielę o 10:30.


komentarze [28]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Martinez  - awatar
Martinez 14.10.2016 23:50
Czytelniczka

A ja podzielam zdanie pana Twardocha nt. ludzi... i podziwiam za szczerość!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Rick Deckard - awatar
Rick Deckard 11.10.2016 16:41
Czytelnik

Co za bełkot. Ja nie wiem jak można napisać w wywiadzie ze się ludzi nie lubi. Chociaż, przepraszam, możni tego świata, jednostki wybitne, mają prawo do mizantropi. Doprawdy wybitny ten nasz prozaik, czego nie dotknie się swoim jestestwem, to od razu staje się w tej dziedzinie ekspertem, nawet na boksie zna się dobrze.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mieszka  - awatar
mieszka 11.10.2016 11:02
Czytelniczka

Ja mam taki trochę żal do pana Twardocha. Mianowicie: dlaczego czytelnika, który nie zna niemieckiego, traktuje jak półinteligenta i idiotę. Po świetnej MORFINIE, DRACH mnie dobił, a WYZNANIA PROWINCJUSZA mocno zniechęciły, podobnie jak liczne wywiady (niestety).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mieszka  - awatar
mieszka 11.10.2016 11:52
Czytelniczka

z wywiadu:

Lubi Pan ludzi?

Nie, chyba nie lubię.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Rick Deckard - awatar
Rick Deckard 11.10.2016 18:00
Czytelnik

Skoro nie lubi ludzi to po co dla nich pisze ?? bo przecież nie dla siebie, gdyby tak było zapewne nie musiałby wydawać książek, i dzielić się z tym czytelnikami. Ludzi nie lubi ale chętnie zgarnia kasę na sprzedaży od tych co chcą czytać. To już nawet hipokryzją nazwać nie można, bo to wyższy level bufonady.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Emilia  - awatar
Emilia 12.10.2016 19:09
Czytelniczka

ludzi nie lubię ale ich hajs już tak xD co za beka

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Macchiato  - awatar
Macchiato 21.10.2016 09:44
Bibliotekarka

@ Rick
Że jak? -.-" Bufonada? Hipokryzja? Bo jest pisarzem i przyznaje, że nie lubi ludzi? Co to za pieprzenie? Pisarze z reguły to samotnicy i/lub dziwacy, więc podobne "wyznanie" nie jest niczym zaskakującym.

Pisarz właśnie się z tego utrzymuje: pisze, a ludzie płacą żeby to przeczytać. A w tym zawodzie nie istnieje warunek konieczny żeby być duszą towarzystwa oraz...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
mim_m  - awatar
mim_m 11.10.2016 08:13
Czytelnik

Wszystko fajnie, wszystko super, ale dla mnie to jednak trochę pozerstwo i popisywanie się. Niech już lepiej Pan Szczepan pisze książki, a gadanie do dziennikarzy ograniczy do niezbędnego minimum. I zdjęcia niech mu robi kto inny, bo te są narcystyczne i nieco komiczne.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Samson Miodek - awatar
Samson Miodek 10.10.2016 22:50
Czytelnik

Pan Twardoch dla mnie może się nawet zamknąć w gołębniku u Ecika z Siemianowic śląskich, (przecież wszystkich godnych poznania ludzi już poznał ;) jaki jest, taki jest, ważne że pisze rewelacyjne książki, i mimo młodego wieku już wyrobił sobie swój własny styl.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
TymonT  - awatar
TymonT 10.10.2016 18:39
Czytelnik

"Najzdolniejszy prozaik młodego pokolenia"? Widzę, że ktoś tu smali cholewki do Twardocha.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Anna  - awatar
Anna 09.10.2016 23:28
Czytelniczka

Szczerze powiedziawszy nie ma ja kto szczery wywiad z pisarzem, który lubi odrobinę szaleństwa.
Moim zdaniem będzie to ciekawa książka. Wydawnictwo Literackie postara się o ładny wygląd książki, a jaka będzie jej treść okaże się.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bolanren  - awatar
Bolanren 09.10.2016 22:24
Czytelnik

Bardzo niehigieniczny tryb życia Pan prowadzi. Jeśli każdy pisarz jest takim męczennikiem to żal czasem wyjawić co się myśli o ich książce. Chyba da się pracować jakoś bardziej na chłodno? Bez obsesji, uczuć negatywnego przymusu, presji? Limity 10tys znaków kojarzą mi się z anorektyczkami, które ważą się nie tylko po przebudzeniu i też wyznaczają sobie nierealne cele...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
miharu  - awatar
miharu 10.10.2016 12:57
Czytelniczka

Podejrzewam, że każdy pisarz inaczej do tego podchodzi. Są tacy, którzy piszą "dla przyjemności" i tacy, którzy próbują walczyć słowem.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bolanren  - awatar
Bolanren 10.10.2016 19:39
Czytelnik

Domyślam się, ale nie warto siebie tracić w czymś co tego jest nie warte. Tak na prawdę książka to tylko rzecz- nie żywe życie. Książki się często nie docenia, obśmiewa i ignoruje. Nie warto uważać, że jest się "natchnionym słowem Bożym", bo niesie się jakąś wzniosłą ideę- tego nikt nie doceni, a apeluję do pana Szczepana o rozum do głowy:-). Żyj chłopie i nie zamartwiaj...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Legeriusz  - awatar
Legeriusz 11.10.2016 00:16
Czytelnik

Niby truizm, ale za to wyrażony jakże celnie!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Marcel Baron - awatar
Marcel Baron 09.10.2016 20:23
Czytelnik

Kurczę, współczuję Twardochowi. Ja sam piszę, ale mnie osobiście pisanie sprawia wielką przyjemność. Czasami się w nim wręcz zatracam, od zupełnie innej strony dotykając obłędu. Nie wiem, czy mógłbym pisać, doznając takich udręk.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Piotr Podgórski - awatar
Piotr Podgórski 09.10.2016 19:44
Bibliotekarz

Czytałem Twardocha, ale poziom wulgarności i brutalności nie pozwalał mi na zachwyty. Sama treść nie powaliła mnie na kolana.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post