Latarnie - felieton Anety Jadowskiej
Miałam chyba osiemnaście lat, kiedy powiesiłam sobie na ścianie nad biurkiem ich portrety. Czarno-białe, kanoniczne dla ich wizerunków, ujęcia. Virginia – młoda i krucha, w obiektywie jej ciotki, wiktoriańskiej prekursorki fotografii portretowej – Julii Cameron. Jeszcze przed czasem Grupy Bloomsbury, już po pierwszym załamaniu nerwowym. Sylvia – smutne oczy i szeroki uśmiech, młodziutka studentka Smith College, jeszcze przed czasem Teda, już po pierwszej próbie samobójczej.
Obie były dla mnie ważne na tyle, że gdy przez kolejne dziesięć lat przeprowadzałam się siedem razy, za każdym razem ostrożnie odklejałam zdjęcia znad biurka i przenosiłam je do nowego mieszkania, do nowego kącika do pracy.
I absolutnie nie byłam w tym wyjątkowa. Takich dziewczyn jak ja są tysiące i niewiele się zmienia. Rozmawiałam ze starszą ode mnie o dwadzieścia trzy lata kobietą, dziś tuż przed sześćdziesiątką - ona też jako nastolatka miała zdjęcie Virginii nad biurkiem. Chyba nawet to samo ujęcie.
Może zawsze jest reprezentacja tego typu – nieco nadwrażliwych młodych kobiet, które piszą, może rysują, identyfikujących Plath, Woolf, Kahlo jako swoje intelektualne przodkinie? Latarnie, które wskazują drogę do autoekspresji, czasem okupionej wysoką ceną?
I nadal jest – pomyślałam, oglądając ostatnio Spidermana. Homecoming. Nastoletnia Michelle, sarkastyczna i intelektualna kontestatorka rzeczywistości nosiła koszulkę z Sylvią Plath. Ten znak musi być więc wciąż czytelny, skoro został użyty. Nie jestem dość szalona, by sądzić, że ja, 36-letnia, jestem w podstawowej grupie docelowej tej produkcji.
Film był całkiem fajny i nieźle się bawiłam, ale kiedy wyszłam z kina w mojej głowie krążyły wiersze z tomu Ariel. I rozmowa, którą kiedyś odbyłam ze znajomymi z roku. W tym z młodym, nieco podpitym i bardzo niedoszłym poetą. Wielbił on namiętnie Hłaskę i Hemingwaya, a ode mnie dość natarczywie domagał się odpowiedzi na pytanie: Dlaczego wy wszystkie laski wielbicie tę całą Plath i Woolf? Pytał chłopak stylizujący się na Hłaskę przez Stachurę. Trochę zirytowana tą pijacką natarczywością i paluchem dźgającym mi powietrze przed nosem, odparłam: - Młodzi mężczyźni wielbią Hłaskę i Hemingwaya, bo chcą wiedzieć, jak pić i wciąż pisać. Młode kobiety wybrały Plath i Woolf, bo chcą wiedzieć, jak pisać i nie pogrążyć się bez reszty w szaleństwie. Nie dość, że muszą radzić sobie z nieco neurotycznym nadczuciem, to są jeszcze do ogarnięcia mężczyźni – dodałam w myślach i ulotniłam się, zanim mój podpity niedoszły poeta zdoła przyswoić tę odpowiedź. Doszedł zresztą do wniosku, że go obraziłam i do końca imprezy miałam go z głowy. Darował mi nawet czytanie swoich wierszy, potwornie przeciętnych.
Od tamtej rozmowy minęło prawie szesnaście lat i sporo się zmieniło. Zniknęli z mego życia chłopcy Hłasko przez Stachurę, a ja zawodowo piszę powieści. A jednak przywiązanie do Sylvii i Virginii nie osłabło. Co więcej, nie bez zdziwienia, zauważyłam, że mam do nich mnóstwo nowych pytań, o których istnieniu nie wiedziałam ja dwudziestoletnia. Bo owszem, nauczyłam się żyć z depresją i nieco obsesyjną i zbyt wrażliwą naturą, ale z wiekiem wypływają całkiem inne problemy. Z którymi, gdy czytam ich dzienniki, korespondencję, eseje, wiersze – i one musiały sobie radzić. Czasy się zmieniają, ale nie aż tak.
Zbieram te pytania. Część dotyczy mnie bardziej, część mniej. Część dotyczy bardziej zaprzyjaźnionych ze mną pisarek. Jak być żoną, matką i pisarką, i nie oszaleć? Jak po całym dniu domowych obowiązków i ogarniania rzeczywistości dla siebie i innych, znaleźć w sobie siłę, by tworzyć światy i budować zamki ze słów? Jak po całym dniu zajmowania się dziećmi wycisnąć z siebie literaturę, nie drzemkę? Definicje kobiecych obowiązków są trudniejsze. Wybory też.
Sylvio, jak mieć dwójkę dzieci i znaleźć czas na pisanie? I czy jest coś złego, jeśli identyfikacja „pisarka” i „matka” są równie ważne, a pierwsza nie znika tylko dlatego, że pojawia się druga? I co odpowiedzieć wydawcy, który całkiem serio mówi, że w kobiety mu się inwestować nie opłaca, bo zachodzą w ciążę, dzieci rodzą i „po ptokach”. Czy wspomnieć o tym, że każda znana mi pisarka dotrzymuje deadlinów w stopniu niewyobrażalnym dla znanych mi pisarzy?
Virginio, jak nie mieć dzieci i nie czuć, że coś nas omija? I nie musieć się tłumaczyć z tego, że ze wszystkich dostępnych ról społecznych z tej akurat rezygnujesz?
Drogie siostry Brontë, czy kiedyś świat się zmieni na tyle, że męski pseudonim nie będzie gwarancją łatwiejszego startu dla kobiety? Czy wasze duchy błąkają się wściekłe po wrzosowiskach, gdy słyszycie o wynikach eksperymentu, z którego jasno wynika, że ten sam tekst doczekał się trzykrotnie częściej pozytywnego odzewu, gdy był podpisany męskim nazwiskiem? George Sand czy dorzucisz coś do tematu? A ty George Eliot? J.K. Rowling - pytanie przechodzi na ciebie.
Czy kiedyś przymiotnik „kobiece” przestanie być używany jako wyraz bliskoznaczny dla „błahe”, „mniej istotne”, „mniej wartościowe”? A „męski” w odniesieniu do sztuki nie będzie dziwacznym synonimem dla „ludzki”? Czy powieść inicjacyjna nie będzie dotyczyć tylko chłopięcych doświadczeń, bo gdy pojawia się dziewczynka, to dostaje pogardliwą etykietkę literatury menstruacyjnej? Czy kiedyś połowa ludzkości będzie częścią ludzkości na tyle, by przymiotnik „kobiece” nie sugerował jednego worka? Czasami łudzę się, że to już. A potem, całkiem niedawno, na imprezie w Ostródzie, podeszła do mnie zaprzyjaźniona pisarka. Roztrzęsiona i wkurzona tak, że jej niewielkie ciało ledwie było w stanie pomieścić ten wkurw. Otóż podszedł do jej stolika, gdy podpisywała książki, skądinąd sympatyczny i niegłupi pisarz. Można by, dość optymistycznie, ocenić go jako inteligentnego i świadomego obywatela. A potem otwiera usta. - No nie czytałem – mówi. – Bo ja widzisz, w ogóle nie czytuję prozy kobiecej. Kiedyś przeczytałem coś Andre Norton i się zniechęciłem, całkiem sobie dałem spokój. Natychmiast zrozumiałam źródło roztrzęsienia mojej znajomej. Bo czy możecie sobie wyobrazić, że ktoś bez cienia autorefleksji informuje, że odrzucił prozę pisaną przez połowę ludzkości po jednym nieudanym spotkaniu? Czy możecie sobie wyobrazić, że ktoś równie niefrasobliwie mówi: - Nie czytuję prozy pisanej przez mężczyzn. Przeczytałem raz Mastertona i się zniechęciłem zupełnie. I dałem sobie z prozą męską spokój. Ciężko, prawda?
I nie, „proza męska” nie funkcjonuje jako gatunek. Przyjmuje się, całkiem słusznie, że fakt posiadania penisa nie wpływa specjalnie na pisaną prozę. Tymczasem autorka, niezależnie od tego, czy piszę UF, kryminał, thriller, obyczajówkę, romans, reportaż, musi się mierzyć z tym, że etykietka „prozy kobiecej” zostanie jej naklejona. Bo tak. Przetestowano ją na obecność jajników, które najwyraźniej wpływają na pisanie bardziej niż penis. Penis z automatu pieczętuje tekst jako dotyczący ludzkości. Nie zaś tylko tej małej, nieważnej mniejszości. Która, swoją drogą, stanowi 52% ludzkości. Gdzieś w tym zamęcie biali heteroseksualni mężczyźni przegapili to, że nie są od dawna większością. A już na pewno nie są synonimem ludzkości jako takiej. Są jej częścią, dokładnie tak samo jak kobiety, geje, lesbijki, osoby o innym niż biały kolorze skóry…
Sylvio, Virginio, siostry moje Brontë, jak być kobietą, pisać i nie zwariować? Choćby wtedy, gdy słyszy się bzdurne opinie?
Pytania się z czasem zmieniają, ale Latarnie wciąż są potrzebne podczas nawigowania po oceanie życia i pisania.
I jak przetrwać, moje drogie, gdy wszystko, co opisałyście jest prawdą, wynikiem doświadczeń waszych, waszych bliskich, przyjaciółek, sióstr, matek, a pojawią się głosy, że to wcale prawdą nie jest, bo on, Kowalski, nigdy tego nie doświadczył, więc nie istnieje? I chętnie, on, Kowalski, wytłumaczy ci, kobieto, dlaczego nie masz racji, nie masz prawa czuć tego, co czujesz? Bo skoro on, Kowalski, nie doświadczył, to to nie istnieje?
komentarze [39]
No, fenomenalny tekst.
Na jego marginesie mam takie przemyślenia:
- w podstawówce więcej w mojej klasie czytały dziewczynki;
- ale w liceum wręcz przeciwnie. Dziewczyny wcale, chłopcy bili jej na głowę. Absolutnie. Z tej racji, że byłem jedynym czytającym przypadkiem.
Mógłbym z tego wyciągnąć wniosek, że nastoletnie panienki nie czytają, a kawalerowie żyć bez książek nie...
Ogólnie rzecz biorąc - bardzo się zgadzam.
Ale.
(Oczywiście bazując głównie na doświadczeniach własnych i kłamliwych statystykach, w odniesieniu do literatury popularnej).
1) Więcej jest pisarzy niż pisarek, więc kiepścizna pisana przez kobiety może być bardziej widoczna, zwłaszcza jeśli pani atakuje gatunek opanowany do tej pory przez panów, którzy sami rewelacji nie...
Polecam "Archiwum Burzowego Światła" Sandersona. Jeden z niewielu autorów, u którego lubię większość żeńskich postaci, a i sporo się ich przewija. Nie wspominając o tym, że cała seria to miód i cud, jedyna wada - kolejne książki są zdecydowanie za krótkie.
Oczywiście być może polecanie męskiego pisarza oburzy autorkę felietonu, co poradzę, że póki co na ciekawą epic...
@ ksanthippe
Właśnie skończyłem coś kobiecego, co w zasadzie mnie zachwyca.
I tu bohaterka niewiasta, na dodatek z typem narracji, którego nie trawie. A fajne.
I bardzo się zgadzam, nie cierpię wydmuszek. Postacie mają być prawdziwe albo przynajmniej przekonująco je udawać.
Proponuję do nich strzelać. Do mężczyzn. Ale na pewno nie dyskutować.
To oczywiście żart, gdyby ktoś się obraził.
Ale żaden się nie przyzna, że przeczytał coś napisanego przez kobietę, więc mogę spać spokojnie :)
Ja przeczytałem! Całą sagę o Dorze Wilk Jadowskiej :P
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Przeczytałem Austen.
Bardzo podobało mi się przedstawienie relacji społecznych. A przede wszystkim niebanalny, ironiczny humor. Taki angielski.
Zdarzyło mi się sięgać również po inne "kobiece" produkcje. Jedne były dobre, inne nie. Jak to w literaturze.
To znaczy większość była zła.
Odstęp specjalnie, bo to podstęp, by wyjść na seksistę, po ostatnim zdaniu powyżej, bo...
Co za bełkot. Po tym felietonie całkowicie zniechęciłem się do prozy Jadowskiej.
Może zamiast dopominać się uwagi dla kategoryzowanej i rzekomo dyskryminowanej ze względu na płeć autora części literatury lepiej zacząć pisać dobrze?
To nie jest trudne i nie trzeba być białym, heteroseksualnym mężczyzną, chociaż to właśnie ta część społeczeństwa na ogół pisze więcej i...
Virginia Woolf, Sylvia Plath... wysoko mierzysz. I chyba... za wysoko.
Jedna gospodyni domowa może pisać opowiadania dla innych znudzonych gospodyń domowych, ale wielkiej literatury z tego nie będzie. Choć rozrywka może być całkiem niezła dla niewymagających czytelniczek.
Żal mi pań, które łapią "wkurwa" bo jakiś gość twierdzi, że nie czyta książek napisanych przez kobiety. To trzeba było wyśmiać jego i jego ograniczony światopogląd, zbyć go jakąś ciętą ripostą, a nie się denerwować, bo i po co? A jak ktoś nie czyta kryminałów to autorzy tychże mają się na taką osobę obrazić? Że już nie wspomnę o ludziach, którzy nie czytają w ogóle!
Czy...
Robin Hobb - co jest tajemnicą poliszynela - przyjęła taki, a nie inny pseudonim, ponieważ jest neutralny płciowo. I w Polsce lat 90tych, gdy zdobywała tutaj popularność, nagminnie proszono o powieści "tego Robina Hobba".
Autorką, która się wnerwiła, byłam ja, głównie dlatego, że mam krótki lont i łatwo wybucham. Sama scena spotkania zresztą wyglądała dość spokojnie, bo...
Cóż, ja fantastykę czytam od niedawna i podchodząc do książek Robin Hobb doskonale wiedziałam, że jest kobietą. Nie jestem jakoś uprzedzona do "fantastycznych" pisarek, ale jednak (jak dotąd) trafiło mi się więcej epickich opowieści, które wyszły spod męskiego pióra. Natomiast najgorsze doświadczenie zafundowała mi Cassandra Clare. Wiem, że to YA, ale mimo fajnego pomysłu...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Felieton i profil będą się produkować.
Asystenta radzę czytać razem z Utraconą, bo to jest całość - przez co pierwszy tom to w dużej mierze ekspozycja i ma "jedno z tych" zakończeń, które jednych bardzo przejmują, a innych bardzo złoszczą, a nie wiem, do których należysz.
Sięgnę poziomu tekstu i rzeknę krótko literaturą kobiecą: fajny (brrr) klituś-bajduś.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMichalak pisze fatalnie (a pisze, zgadzam się, miałam nieprzyjemność dostać jedną jej książkę w prezencie), ale to nie znaczy, że za ogół kobiet powinno być wstyd... Raczej że powinno być przykro, że to się tak dobrze sprzedaje. Bo jest bardzo wielu pisarzy - mężczyzn, których książki też nie zachwycają, a nikt z tego powodu nie stwierdza, że cała tworzona przez mężczyzn...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Mam wrażenie, że odpowiadasz na powyższe moje pytania, więc nie mogę się nie ustosunkować.
"Co do tego, na czym miałaby polegać ta dyskryminacja - są osoby, które deklarują, że w ogóle nie czytają książek pisanych przez kobiety".
Trudno mi się ustosunkować do tego twierdzenia. W sumie są osoby, które deklarują, że nie czytają fantastyki (w tym też i ja). Czy to oznacza,...
Bo wypowiedź była sprowokowana przez twoją, owszem. I nie dojdziemy do niczego podając odmienne przykłady? To po co w takim razie pisać cokolwiek? Zaczynać jakąkolwiek dyskusję? Ty miałaś prawo wyrazić swoje poglądy, a ja z nimi polemizować już nie? Bo dla mnie tak brzmi twoja wypowiedź - przedstawiłaś swoje zdanie, ja przedstawiłam swoje i w odpowiedzi dostaję informację,...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Na początku proszę, byś nie doszukiwała się w mym komentarzu czegoś, czego tam nie było i nie ma. Moja wypowiedź dotyczyła jedynie tego fragmentu (przytoczę go w całości, by nie było nieporozumień): "Co do wydawnictw... Nie mam zbyt szerokiego obrazu sytuacji, więc nie będę tu oceniać. Ale skoro zdarzyło mi się spotkać jakiegoś mężczyznę, który uważał, że kobieta powinna...
A ja tak jak napisałam w wiadomości - podkreślam, że od początku mówiłam przecież właśnie o zwykłych ludziach. Piszących na forach i na blogach o książkach. Bo to oni kształtują rynek. Ich wypowiedzi obrazują pewną negatywną tendencję. Jeśli nigdzie nie widzę stwierdzenia "mężczyzna nie umie pisać sf", za to często widzę stwierdzenie "kobieta nie umie pisać sf"...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejPowiem tak, gdyby każdy wpis zamieszczony w sieci traktować z należytą uwagą i powagą, to musielibyśmy popaść - kolokwialnie mówiąc - w paranoję. Zawsze znajdzie się ktoś, kto świadomie lub nieświadomie napisze coś, co na upartego można by odebrać jako zamach na konkretną grupę ludzi. Internet daje nieograniczone możliwości wypowiedzi - jak to określiłaś - "zwykłym...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Z pewną dozą sarkazmu muszę przyznać, że felieton jako twór "do czytania" czyta się przyjemnie. Znam twórczość pani Anety, mam podpisana książkę. Spotkania z nią uważam za przyjemnie spędzony czas. Nie mam zamiaru osądzać osobistych odniesień z jakimi zaznajamia nas w tym tekście pani Aneta, ale prawda jest taka, że będąc kobietą, za kobiety mi zwyczajnie wstyd.
Jeśli...
To jako nie-kobieta, a po prostu człowiek pozwolę sobie zauważyć, że "używanie wolnej woli", "wyrażenie poglądów" to konstytucyjne prawo ludzkie, przynajmniej w Polsce. Czy trzeba do tego mieszać pojęcia feminizmu, czy - jak to określiłaś - "zdrowego feminizmu"? Czy mogłabyś sprecyzować, na czym owa dyskryminacja współczesnych kobiet w literaturze polega? Bo przykłady...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam. Jestem przeciwniczką obwiniania o wszelkie kobiece problemy mężczyzn, raczej sądzę, że nie należy problemów dzielić na płeć. Ale zdrowy feminizm, zdrowy rozsądek we wszystkim. W rozumieniu podstawowym, zdroworozsądkowy feminizm dla mnie to szukanie problemu samego w sobie a nie obwinianie o wszystko mężczyzn.
To, że kobiety reprezentują...
Może trzeba się w przestać przeglądać w mężczyznach i wiecznie porównywać?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPopieram :) Nigdy się nie przeglądałam, fajnie, gdyby zaprzestano porównań :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postHmmm... w końcu trudno było stwierdzić czy to felieton o doli pisarki i jej latarniach, czy o tym, że mężczyźni tamto, mężczyźni siamto, że jeden po pijaku powiedział, a drugi skrytykował. Ciekawe czy przedstawiciel literatury testosteronowej:), gdyby sympatyczna pisarka powiedziała mu - Bo ja widzisz, w ogóle nie czytuję prozy męskiej. Kiedyś przeczytałam coś Sapkowskiego...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejJeśli wszystkie kobiety piszą tak, jak autorka tego artykułu, to nie dziwi mnie, że "literatura penisowa" (czyt. tworzona i czytana przez mężczyzn) cieszy się większą społeczną estymą.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNie wiem, czy piszesz w kontekście wyłącznie tego felietonu, czy może jesteś zaznajomiona z książkami autorki, ale jej powieści są esencją czegoś, co pogardliwie nazywam "babskie". Biorąc pod uwagę wydźwięk artykułu: tak jak w kontekście innych twórczyń mogę poniekąd przyznać rację, tak w tym przypadku nie dziwię się, że jest coś na rzeczy.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
@ NocnyStolik, mój komentarz dotyczy tylko felietonu, więc nie wiem, jak to z jej twórczością jest i chyba po jego przeczytaniu nie chcę wiedzieć. Dla mnie literatura dzieli się na: dobrą lub złą.
Napisałam te słowa (bez wątpienia krzywdzące), by unaocznić, że właśnie cały ten felietonik opiera się na takiej samej, niepopartej niczym, naciąganej dedukcji. Kolega z roku...
@Malena
Właśnie udowodniłaś, że z Tobą byłoby ciekawiej o tym podyskutować niż z autorką felietonu ;D
@NocnyStolik, dziękuję za miłe słowa, ale z tą ciekawością to bym nie przesadzała. ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post