Jaki ojciec, taki Hill

Marcin Zwierzchowski Marcin Zwierzchowski
31.03.2017

W „Strażaku” ludzkość zmaga się z niezwykłą epidemią, której ofiary doznają samozapłonu. Joe Hill nie rozpętuje tu pełnoprawnej apokalipsy, fundamenty społeczeństwa chwieją się w jego powieści jednak na tyle, by dać mu okazję do analizy tego stanu połowicznego rozpadu. Efekt to jedna z ciekawszych powieści tego roku.

Jaki ojciec, taki Hill

Wydawać by się mogło, że jednym z nadrzędnych celów Joe’a Hilla jako pisarza będzie odcięcie się od powiązań ze sławnym ojcem, Stephenem Kingiem. Od tego właśnie zaczął, bo przecież ukrył się pod tak jakby pseudoninem (naprawdę nazywa się Joseph Hillstorm King), pamiętam też, że w przypadku promowania jego debiutanckiej powieści, Pudełka w kształcie serca, polski wydawca otrzymał od agenta nakaz, by w kampanii reklamowej nie epatować powiązaniami z Kingiem seniorem (chyba nawet w ogóle nie wolno im było o tym wspominać).

Najwidoczniej jednak autor zerwał z tym podejściem, bo o swojej nowej powieści, Strażaku, mówił już: To moja wersja «Bastionu» – nasączona benzyną i podpalona. Sam więc stawia siebie obok ojca i narzuca porównania.

Porównajmy więc.

Z pewnością w szerokim rzucie można mówić o tym, że tak jak Stephen King w swoich najlepszych tekstach, również Joe Hill w „Strażaku” stworzył opowieść bez wątpienia fantastyczną, której siłą jednak są nie elementy nadprzyrodzone, ale bardzo realistyczne portrety psychologiczne postaci, fakt, że pisze de facto świetną powieść obyczajową. I że tworzy niezwykłych bohaterów, takich, z którymi spędzenie tych blisko tysiąca stron („Strażak” ma ich osiemset) to przyjemność, których czytelnicy autentycznie są w stanie pokochać. Jakież tu są dialogi, jaki przekrój postaci, jak świetnie rozpisane relacje – przywodzi to na myśl choćby Dallas ‘63 czy Joyland, żeby wskazać coś z nowych książek Kinga seniora.

I choć jest to fantastyka, niektórzy mówią nawet o postapokalipsie, Joe Hill nie idzie tu na całość, pozostając na granicy tego, co znane, z tym, co stworzył na potrzeby książki. Chodzi mianowicie o to, że nie tyle zniszczył świat, co go po prostu podpalił, czyniąc to za pomocą niezwykłego grzyba, który po połączeniu z organizmem człowieka powodował pojawienie się tak zwanej smoczej łuski – ta zaś mogła i często prowadziła do samozapłonu, więc śmierci i zniszczeń. Kluczem był tu jednak fakt, że choć groźna i dotykająca sporą część populacji, smocza łuska nie zaatakowała wszystkich, dzieląc społeczeństwo na zdrową większość i zarażoną mniejszość; kojarzą się tu zarażeni z trędowatymi, również wypychanymi na marginesy społeczeństw, ze względu na niebezpieczeństwo kontaktu ze zdrowymi. Bohaterowie Hilla nie przemierzają więc pustkowi, ale funkcjonują w świecie, który tylko chwieje się w posadach, dzieli i okrutnieje. Przez co jest chyba nawet bardziej przerażający – bo polowania na zarażonych i ich egzekucje są tym straszniejsze, że odbywają się w Stanach, w których aparat państwa wciąż funkcjonuje, tylko przymyka oko na takie zbrodnie, w imię dbania o zdrowych.

Hill więc operuje tam, gdzie miejsce umościł już sobie przed laty jego ojciec: na styku rzeczywistości z czymś niezwykłym.

Skupia się przy tym na relacjach wewnątrz małej, odizolowanej od społeczeństwa grupki ludzki, zjednoczonych chęcią przetrwania, na co dzień mierzących się z bardzo realnym niebezpieczeństwem. Są więc tu nowe zasady, prawa nawet, są naturalni przywódcy, a wreszcie i coś na kształt religijnego fanatyzmu, dyktatura, samosądy, histeria – czyż nie kojarzy się to choćby z „Mgłą” Stephena Kinga?

Jest przy tym Joe Hill od swojego ojca bardziej efekciarski, komiksowy niemalże, co widać choćby w spektrum umiejętności tytułowego Strażaka, a także zabawniejszy (King senior lepiej radzi sobie za to ze scenami wzruszającymi), garściami czerpie też z kultury popularnej, co chwilę każąc swoim bohaterom odwoływać się do kultowych filmów, seriali, komiksów, piosenek czy gier komputerowych (Stephen King chyba jednak bardziej woli nawiązania literackie).

„Strażak” jest więc zlepkiem tego, czego moglibyśmy spodziewać się po ojcu Hilla, z inną, żywszą, bardziej młodzieńczą energią. Przede wszystkim jest natomiast świetną książką, wciągającą, stanowiącą wzorcowy wręcz przykład inteligentnej rozrywki, z wzorcowo sympatycznymi i wyrazistymi bohaterami. Według mnie mało w tym „Bastionu”, więcej właśnie choćby komiksów.

Z takim piórem Joe Hill nie musi stawać na ramionach ojca, by być wielkim.


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Villiana  - awatar
Villiana 31.03.2017 14:51
Czytelniczka

"Strażak" stoi na mojej półce i grzecznie czeka na swoją kolej. Muszę przyznać, że nie byłam zainteresowana tą książką na początku, ale jest w niej coś magnetycznego, wpadała i wypadała z koszyka w sklepie, aż w końcu została. Mam nadzieję, że to nie będzie chybiony zakup :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Zwierzchowski - awatar
Marcin Zwierzchowski 30.03.2017 12:56
Bibliotekarz | Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post