rozwiń zwiń

Kurs pisania #6 - dzień z życia pisarza

Remigiusz Mróz Remigiusz Mróz
13.12.2014

Ostatnio od starszego, bardziej doświadczonego kolegi po piórze usłyszałem, że piszę za dużo. Dał mi do zrozumienia, że dziesięć czy piętnaście stron dziennie to dawka, którą narkomani nazwaliby złotym strzałem (wybaczcie porównanie, ale jest symptomatyczne).

Kurs pisania #6 - dzień z życia pisarza

Zawsze biorę sobie do serca jego rady – bo świetnie zna się na swoim fachu – więc i tym razem musiałem pochylić się nad jego spostrzeżeniami. Powiedział wprost, że takie tempo prowadzi do wypalenia się i wielu innych rzeczy, o których pisarzowi nie wypada publicznie mówić – tak, jak piwowarowi nie wypada opisywać procesu powstawania złotego trunku.

Jak więc pisać, żeby nie przedawkować? Moim zdaniem nie ma na to sposobu – i być nie powinno. To subiektywna opinia, ale wychodzę z założenia, że aby pisać dobrze i ciekawie, trzeba codziennie dawać sobie złoty strzał. Zresztą nie jestem jedyny – takich samobójców z wyboru jest na pęczki. Należał do nich jeden z tuzów science fiction, Isaac Asimov. Jak mogliśmy niedawno dowiedzieć się z artykułu o najproduktywniejszych pisarzach, ów autor tworzył prozę urozmaiconą gatunkowo – i wyprodukował aż pięćset dzieł. Żeby osiągnąć taki wynik, musiał codziennie ostro przeholowywać z pisaniem. Jeden z klasyków literatury brytyjskiej, R.F. Delderfield, pisał trzydzieści trzy strony dziennie. Inny Brytyjczyk, Charles Hamilton, w ciągu dnia potrafił wyrzucić z siebie dwadzieścia stron – Orwell uznał kiedyś, że jego imię i nazwisko to w istocie pseudonim grupy pisarzy.

Ale zostawmy Brytyjczyków i weźmy się za Amerykanów. Kto zna Raymonda Chandlera? Autor cyklu o Phillipie Marlowe twierdził wprost, że im więcej i szybciej pisze, tym lepsze książki mu wychodzą. Stephen King – tak, musiał się pojawić – zaś podkreśla, że jego absolutne minimum to dwa tysiące słów dziennie.

Wygląda więc na to, że spokojnie możemy serwować sobie zabójcze dawki. Ale musimy pamiętać o kilku rzeczach…

Najważniejsze – okowy

Wydaje mi się, że aby być dobrym pisarzem, trzeba być narkomanem słowa – ale narkomanem, który działa w sposób wyrachowany. Chłodno ocenia, ile i w jakich dawkach przyjmować, żeby… umyślnie doprowadzić do przedawkowania. Okowy mają więc sprawić, że w momencie słabości nie odstawimy strzykawki z naszą powieścią. Są niezbędne, bo choć pisanie jest wolnym zawodem, czasem wolność ta jest mniej więcej taka, jaką posiadają osadzeni we Wronkach czy na Białołęce. Codzienna rutyna jest naszym więzieniem – i musi nim być.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Człowiek nie został skonstruowany w taki sposób, by dobrowolnie ograniczać swoją wolność. Jak więc zakuć się w dyby? Jest tylko jedna metoda – wyznaczyć sobie cel. Może być godzinowy, może być ilościowy. Ja stosuję coś pomiędzy.

Pomaga mi to, że moja druga, lepsza połówka kończy pracę o 14. Do tej godziny jestem sam w domu, więc jeśli tylko zwalczę pęd ku mitrężeniu czasu, mogę pracować pełną parą. Wstaję więc rano, parzę yerbę, kawę lub herbatę, czytam coś do śniadania, a potem siadam do komputera ze świadomością, że mam czas do 14. Czas, który ma być wypełniony pracą. Facebook, twitter, instagram, mail i listy bestsellerów empiku muszą poczekać.

Chyba że wcześniej osiągnę mój cel ilościowy.

Jak wspominałem, staram się pisać od dziesięciu do piętnastu stron dziennie. Zasadniczo założyłem sobie, że dziesięć to minimum, ale jeśli nie dojdę chociaż do dwunastu, jestem co najmniej rozczarowany. Jeśli powieść mnie pochłonie, bardzo często wychodzę poza piętnaście – a jeśli nie pochłonie, to znak, że trzeba ją odłożyć. Nie sposób tworzyć czegoś, co nie budzi w autorze emocji. Jeśli nie ma przymusu, by ciągnąć opowiadaną historię dalej, coś jest nie w porządku. Jeśli postacie w naszej powieści nie stały się dla nas realnymi bohaterami, z którymi nawiązaliśmy jakąś relację, istnieje spore prawdopodobieństwo, że wyjdą papierowo. Ot, zbiór pauz, liter i innych znaków. Nic ciekawego.

Ale wróćmy do metody czasowo-ilościowej. Budząc się rano, wiem trzy rzeczy:

1. Będę pisać do 14.
2. Do tej godziny muszę napisać minimum dziesięć stron.
3. Później znów będę pisać.

Tyle właściwie wystarczy, bym nastawił się bojowo do zadania. Zanim przejdziemy do tego, co wiąże się z trzecim punktem, podkreślę to jeszcze raz – mam jasny cel, dziesięć stron do czternastej albo śmierć. To banalne, ale i istotne, bo pisząc nie mamy nad sobą szefa. Nikt nie będzie kontrolował, czy jesteśmy z nasza pracą w punkcie, w którym być powinniśmy. Wydawca nie będzie się o to dopytywał, bo wywieranie presji na autorze pociąga za sobą kilka potencjalnych niebezpieczeństw. Zacznie przypominać o terminie publikacji, gdy ten będzie czaił się tuż za rogiem. A przecież jest jeszcze pierwsza redakcja, druga redakcja, korekta, potem korekta autorska…

Czy zawsze udaje się osiągnąć cel? Jeśli mamy kilka godzin na pisanie, tak. Musi się udać, bo w tym układzie nie ma miejsca na wymówki. Jeśli zamierzacie zajmować się pisaniem na poważnie, musicie zdawać sobie sprawę, że „wena” to pojęcie, które należy usunąć ze słownika. Pisarze na całym świecie siadają do komputerów i pracują. Nie czekają, aż natchnie ich jakaś niewypowiedziana siła.

Oczywiście, im dalej w las, tym trochę trudniej. Zaczynają się obowiązki związane z promocją, nowymi premierami i całą tą otoczką Waszej działalności, która sprawia, że trzeba postarać się bardziej. Mnie przez większość dni w roku udaje się wyrobić swoją normę – pewnie dzięki temu, że od początku wykształciłem pewną rutynę i trzymałem się jej jak tonący brzytwy.

#####

Norma wyrobiona, połowa dnia za nami. Co dalej?

Potrzebna nam odskocznia – przy czym najlepiej, żeby miała charakter zupełnie odmienny, niż nasze główne zajęcie. Mam to szczęście, że mieszkam tuż pod lasem – zakładam więc buty do biegania i w drogę. Robię dziennie od dziesięciu do piętnastu kilometrów (coś chyba jest z tymi liczbami), ale dystans nie ma tu żadnego znaczenia. Chodzi o zresetowanie się po robocie – a zarazem nabranie sił przed kolejnym jej etapem.

Nie myślę wtedy o niczym związanym z książką, nad którą aktualnie pracuję – chyba że jest wyjątkowo upierdliwa i nie daje mi spokoju. Czasem tak się zdarza, umysł przeskakuje na inne tory i nie jestem w stanie nic na to poradzić. Zazwyczaj jednak bieg stanowi dla mnie katharsis. Odpływam myślami daleko, zanurzam się w muzyce, oczyszczam głowę. Jest to jakaś równowaga – skoro umysł się zmęczył, wypadałoby też, żeby ciało do niego dołączyło.

Ale główny powód to reset. I reset ten może przybrać jakąkolwiek formę. Byleby poczuć powiew świeżości, który sprawi, że kilka godzin później znów z zapałem siądziemy do pisania.

Wieczorem, po obiedzie i odcinku dobrego serialu, nie zakładam żadnego celu godzinowego ani ilościowego. Piszę zupełnie swobodnie, co czasem skutkuje pięcioma, czasem nawet dziesięcioma stronami. Czasem udaje mi się napisać tylko dwie. A czasem jedną. Wszystko to jest jednak tak istotne, jak zeszłoroczny śnieg – liczy się to, że przez cały dzień pozostaję związany z powieścią, jednocześnie nie zajeżdżając się myślami o niej.

Gdybym nie miał resetu w postaci biegania, zmagań kuchennych i serialu, pewnie byłbym sfiksował. Dlatego przede wszystkim musimy żyć naszą książką, ale jednocześnie raz na jakiś czas wynurzać się z tego oceanu słów, by zaczerpnąć tchu. Byle nie za często.

Maraton

Na koniec jeszcze Was o coś zapytam (retorycznie). Doświadczyliście kiedyś maratonu z książką? Mam na myśli obligatoryjny, długodystansowy „bieg” z jedną pozycją lub serią. Czuliście ten przymus, który nie pozwala oderwać się do lektury? Przymus, który sprawia, że jesteśmy w stanie zarwać noc, byleby dowiedzieć się, co będzie dalej? Pewnie, każdy z nas to zna – inaczej nie spotkalibyśmy się przy okazji tego kursu.

A film? Kto kiedykolwiek urządzał sobie maraton z „Władcą Pierścieni”, albo „Gwiezdnymi Wojnami”? A może znajdzie się ktoś, kto bez wytchnienia oglądał „House of Cards” odcinek za odcinkiem?

Uczucie, które powinno towarzyszyć nam przy pisaniu powieści, jest analogiczne do tego, które nie pozwala nam odłożyć książki, wyłączyć filmu czy serialu. Chodzi o oddychanie tym samym tlenem, który pompują płuca bohaterów. Chodzi o patrzenie ich oczami i ni mniej, ni więcej, tylko życie ich życiem.

A tego nie można osiągnąć, pisząc jedynie przez chwilę dziennie.

Zapomniałbym dodać, chociaż to poniekąd oczywiste – po skończonej robocie (ja odkładam klawiaturę o 23:30), siadamy do czytania. Czytamy, czytamy i czytamy… i w tej kwestii chyba nikt nigdy nie powie nam, że zbliżamy się niebezpiecznie do granicy przedawkowania.

Przeczytaj także:
Kurs pisania #5 - płodzimy głównego bohatera
Kurs pisania #4 - jaką narrację wybrać?
Kurs pisania #3 - redakcja, głupcze!
Kurs pisania #2 – headhopping
Kurs pisania #1 – o dialogach kilka słów


komentarze [24]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
oxfordka 14.03.2015 13:29
Czytelniczka

Ja zazwyczaj stawiam sobie cel godzinny. Nie ważne ile ważne, że godzinę :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
karawana 14.01.2015 18:36
Czytelnik

Ciekawi mnie zapisywanie spontanicznych pomysłów na bieżąco. Kiedyś próbowałem na karteczkach, w zeszycie, później, kiedy pojawił się pojawił smartfon mozolnie typowałem dużymi palcami małe literki.
Pytania: 1) jak zatrzymać, kiedy myśl rozkręca i grozi zapisaniem kilku stron? 2)Jak znaleźć zapisany pomysł, zdanie, szybko, lekko i zgodnie z zapotrzebowaniem?
Temat:...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Logon 04.01.2015 19:15
Czytelnik

Yumeka, też mnie to zastanawiało, w jaki sposób jest w stanie napisać 10-15 stron (A4 wg. programu?). Ja często w trakcie pisania, sprawdzam ortografię, synonimy, czy też staram się by nie było jakiś powtórek, błędów. Wiem, że w tym jest problem, bo to strasznie zwalnia pracę. A na poprawki, jest przecież czas później.Zgadza się?
Czekam na kolejny odcinek, pozdrawiam!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yumeka 04.01.2015 17:46
Czytelniczka

Bardzo dobry tekst. Tylko czy te 10-15 stron to tekst znormalizowany? Domyślam się, że tak, choć mi tego zabrakło. Jak ktoś jest przyzwyczajony do pisania Arial10 linia w linię, to taka ilość go może przerazić.

Nie zliczę, ile razy siadałam do komputera bez poczucia "weny", a potem przy przełamaniu pierwszych paru zdań wciągało mnie tak, że patrząc na zegarek mówiłam sobie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Logon 29.12.2014 13:15
Czytelnik

Ja w ciągu miesiąca napisałem 9 stron, niestety na więcej nie miałem czasu, ale położył mnie też brak organizacji. Dobrze byłoby rzucić pracę dla pisania, ale dla mnie póki co nie jest to żadnym źródłem dochodów. Jednak, z drugiej strony, gdybym się skupił i zorganizował, mógłbym coś osiągnąć.
Na szczęście święta trochę pomogły i dalej pomagają bo mam wolne, więcej czasu...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Marta Grzebuła 19.12.2014 22:43
Autorka

Dziękuję. Pisałam prawdę. Teraz, choć w domu żałoba, staram się pisać. Wbrew wszystkiemu, na pohybel łzom. Pasierbicy, która zginęła niedawno, jak i pasierbowi który zginął dwa lata temu, życia nie wrócę, ale mogę Im dać inne, nowe życie. Staną się wieczni. Zostając bohaterami moich powieści. ich imiona, postaci, sylwetki a nawet charakter przetrwa w książkach. Tylko tak...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Rafał Brzask 17.12.2014 10:48
Czytelnik

Kolejny kurs i kolejny raz odniesienie do Kinga :) Nie mogę się powstrzymać, wybaczcie:
„Czytaj cztery godziny dziennie i pisz cztery godziny dziennie. Jeśli nie masz na to wystarczająco dużo czasu, to nie oczekuj, że będziesz dobrym pisarzem”.
Czy się z tym zgadzam? Połowicznie, bo zazwyczaj pojawia się problem, o którym piszę MontyP: brak czasu. Więc może 2/2?

Ogólnie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Mróz 17.12.2014 11:28
Autor/Redaktor

Absolutnie! Nie chodzi o to, by bohaterowie żyli z autorem, tylko autor z bohaterami - to nie oni mają oddychać jego tlenem, a on ich. :) Bynajmniej więc nie chodzi o nieustanne rozmyślanie nad tym, co zdarzy się w opowiadanej historii. Zgadzam się, że to odbiera przyjemność z pisania i rzutuje na jakość narracji - niemniej jest wielu autorów, którzy najpierw rozpisują...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Anna 16.12.2014 15:52
Czytelniczka

Najważniejsze jest to aby pisarz miał kontakt z potencjalnym odbiorcą. Miło się czyta książkę kiedy widzimy w bohaterze nasze odzwierciedlanie:)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
MontyP 16.12.2014 13:36
Czytelnik

Zazdroszczę Remigiuszowi tej wolności. Ja podobnie jak kilka pań, które wypowiedziały się wcześniej, muszę wydzierać czas, który dzielą między sobą sen i praca. O ile do tej pory wszystkie teksty popierałem w całości, to tym razem nie do końca się zgadzam. A może nie tyle się nie zgadzam, co ja jestem inny. Są dni kiedy mogę pisać 20-30 stron, są takie, gdy z trudem udaje...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
eR_ 16.12.2014 12:40
Czytelnik

Ja mam świadomość co robię źle.
Nie oblekam pomysłów w słowa,ot co.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post