Literatura serialowa – „Ania, nie Anna”

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
22.09.2019

Ania Shirley, literacka córka Lucy Maud Montgomery, jest rezolutna, choć również nieco roztrzepana. Emocjonalna, ale też bardzo – zwłaszcza jak na swój nastoletni wiek – dojrzała. Po prostu nieprzeciętna. Sugestywnie przekonywała o tym kanadyjska pisarka, a utrwalił to serial „Ania, nie Anna”.

Literatura serialowa – „Ania, nie Anna”

Zielono mi, zielono im!

W jaki sposób zbudować dom? Rozumiany jednak nie tylko jako konkretne miejsce, cztery ściany, w których znajdziemy schronienie, bezpieczną przystań. Przestrzeń wypełniają bowiem bliscy sobie ludzie. Członkowie rodziny. Niekoniecznie tej samej krwi. W swojej powieści Montgomery zapisała przecież historię rudowłosej dziewczynki, która stała się adoptowanym dzieckiem Mateusza i Maryli Cuthebertów. Niezamężne rodzeństwo początkowo chciało przygarnąć chłopca, jednak los Ani był po prostu wpisany w świat Zielonego Wzgórza. Tak też rodzina zaczęła się cementować.

Niezwykłe dzieje Ani, która – koniec końców – przeobraziła się w Annę, zapisano w serii książek, której początki datuje się na początek XX wieku, dokładnie w 1908 roku. Montgomery opowiedziała, czym była „Dolina Tęczy” oraz w jaki sposób wyglądałby „Wymarzony dom Ani”. Na kartach literatury kanadyjska twórczyni utrwaliła burzliwy czas dojrzewania, problem samoakceptacji, jak i trudności związane z byciem częścią większej grupy. Świat panny Shirley to jednak nie tylko społeczeństwo, lecz także natura. Ania potrafiła bowiem docenić piękno otaczającej rzeczywistości, z fantazją opisywać faunę i florę. Zielone Wzgórze było królestwem nadziei. I choć wrodzony optymizm rudowłosej nastolatki był zaraźliwy, to nie zawsze i nie wszystkim było aż tak zielono.

Odtworzyć emocje

Zrealizowany na kanwie powieści Lucy Maud Montgomery serial „Ania, nie Anna” Netflixa uzmysławia nam, jak złożony jest to mikroświat. Piękny, czarowny, choć równocześnie melancholijny, niekiedy tragiczny. Bohaterka nieustannie mierzy się bowiem z traumami, których źródłem jest przeszłość. Sierociniec, miejsce beznadziei, a potem pierwsza rodzina zastępcza – dom stanowiący swoiste więzienie. Zdecydowanie lepsze – w zupełnie innych, cieplejszych barwach – dni nastąpiły wraz z przeniesieniem się do Mateusza i Maryli.  

I to właśnie u Cutherbertów, już w pierwszym odcinku serialu, który stanowi właściwie pełnometrażowy film, widać – że każdy z bohaterów jest na swoim miejscu. I każdy odnalazł siebie. Bo choć nie wiemy, jaka jest prawdziwa osobowość aktorów, to naprawdę trudno jest uwierzyć, że mogą być kimś innym niż w serialu. Amybeth McNulty, czyli serialowa Ania, to po prostu chodząca – a właściwie tańcząca, bo dziewczyna jest niezwykle energiczna – pochwała życia! Amybeth ukazuje wachlarz emocji nieprzeciętnej bohaterki, która doświadczyła cierpienia, straty, goryczy, ale mimo to – a może właśnie dzięki temu – postanowiła się nie poddawać. Swoistą walkę rozgrywają też jej opiekunowie

W drugim sezonie zdecydowano się uwypuklić szalenie ważne, natomiast delikatne w treści tematy społeczne i obyczajowe. Nie tylko segregacje klasowe, podział rasowy, lecz również problemy związane z dorastaniem. Pierwsze zauroczenia, małe-wielkie miłości, przyjaźnie, zdrady, a nawet poszukiwanie czy może określanie swojej orientacji seksualnej. Świat Ani jest różnokolorowy i mieni się zadziwiającą feerią barw, a twórcy – zdaje się, że ośmieleni ciepłym przyjęciem pierwszego sezonu – zdecydowali się na jeszcze bardziej wyraźne odejście od materiału źródłowego. „Ania, nie Anna” zyskała przez to zarówno na aktualności, wyrazistości, jak i z pewnością na pewnych kontrowersjach. Bo i wydźwięk feministyczny jest akcentowany wyjątkowo mocno. Czasami można nawet odnieść wrażenie, że jest ważniejszy niż sama historia czy – chociażby – relacja pomiędzy Anią a Gilbertem.

Choć fundament, na którym skonstruowano zarówno literacką wizję, jak i serialowy odpowiednik emitowany przez Netflixa – a chyba przede wszystkim duch opowieści… pozostaje czymś niezmiennym. Bo w dalszym ciągu jest to przede wszystkim świat widziany oczami Ani Shirley. Rudowłosej dziewczyny, która wzrusza, prowokuje, niekiedy doprowadza do szewskiej pasji, ale, tak naprawdę, fascynuje. Tym, że jest daleka od przeciętności. A ukazano to w nadzwyczajnej formie, serial w drobiazgowy sposób oddaje odtworzenie realiów początku XX wieku. Scenograficzny i realizacyjny majsterszyk z doskonałym castingiem.

Językowy obraz wyśnionego świata

Sposób, w jaki opisujemy naszą codzienność, wpływa na to, jak ona wygląda. Ważne jest nie tylko to, co nosimy w swoim sercu, ale też to, jak potrafimy o tym opowiadać. Z tym też właśnie wiąże się magiczna funkcja języka, który wpływa na wiedzę, doświadczenie, wrażliwość i emocje. Ania jest zaś prawdziwą mistrzynią słowa. W kwiecisty, przepełniony metaforycznymi obrazami, kolorowy sposób oddaje piękno, ale też złożoność świata. Język tej konkretnej dziewczyny to szczególne narzędzie o czarodziejskich właściwościach. 

Zielone Wzgórze odtworzone w serialu „Ania, nie Anna” jest też miejscem zdecydowanie bardziej udramatyzowanym względem literackiego oryginału. Decyzje bohaterów zdają się nieść ze sobą paraliżującą niekiedy wagę. Czy staniemy w obronie bliskich? Czy odważymy się, aby bronić nieznanych nam, a zdecydowanie słabszych przedstawicieli wspólnoty? Czy wreszcie odważymy się, by przemówić własnym głosem – a nie recytować frazy zasłyszane od innych? Ania Shirley za sprawą literatury serialowej stała się nieco inna. Być może bardziej dojrzała. Jeszcze bardziej pewna siebie. „Ania, nie Anna” to adaptacja cudna i wartościowa. Bo też twórcy oddając sens historii spisanej piórem Montgomery, nie boją się wykraczać poza oryginał. Nadając mu głębi. Dodatkowych kolorów.


komentarze [21]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Mateusz1992 20.02.2020 21:44
Czytelnik

Serial nie jest ekranizacją znanego cyklu książek "Ania z Zielonego wzgórza".

Jest to słaba próba przekazania widzom swoich przekonań filozoficznych. No więc w ekranizacji dodano jednego z głównych bohaterów - przyjacaciela Ani, homoseksualistę, ciocia przyjaciółki Ani jest homoseksualistką a w Avonlea działa tajemne stowarzyszenie feministek-sufrażystek :D. Oczywiście...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
bookworm 29.10.2019 20:06
Czytelnik

Właśnie z uwagi na próbę oddania realiów XXw. zauroczył mnie ten serial. Może bez Montgomery nie byłoby serii J.K Rowling i "Ziemiomorza" Ursuli Le Guin.

PS Wiem, że ten artykuł dotyczył serialu!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Wojtek 29.10.2019 16:05
Czytelnik

Moim zdaniem serial ,,Ania, nie Anna" jest najlepszą adaptacją powieści Montgomery. Z przyjemnością obejrzałem dwie serie i z niecierpliwością czekam na kolejne.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
dziulfix 25.09.2019 16:29
Czytelniczka

nie odnosząc się do książki serial jest niesamowity. Jednak bardzo boli, że wlepili tam do niego wątki, których w książce w ogóle nie ma! mam na myśli wątki świata obecnego czyli LGBT oraz rasizm. tego w książce nie doszuka więc serial nie polecam dzieciom, które Anię mają za lekturę bo wyjdą bzdury.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mieszka 24.09.2019 15:05
Czytelniczka

W pierwszym sezonie "Ani nie Anny" podobało mi się prawie wszystko. Najbardziej bohaterowie, bo byli pełni życia, świetnie dobrani, pasujący do powieści, choć charektologicznie bardziej - mocnej - zarysowani.
Wątki nie występujące w książce też fajnie, nienachalnie wprowadzone (trochę mało prawdopodobna podroż Gilberta do Trynidadu, ale nie bardzo rażąca).
Ja najbardziej...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
panna_lovegood 23.09.2019 14:23
Czytelniczka

Pierwszy sezon i drugi sezon idealnie pokazują różnicę między nowym, świeżym spojrzeniem na ikoniczny tekst kultury a próbą wepchnięcia go w ramy współczesnej perspektywy. I ta przepaść między jedną a drugą częścią jest chyba jeszcze bardziej irytująca niż zmiana oryginalnej historii. Bo po prostu nie taki serial zaczynałam oglądać! Już wyżej napisano wszystko na ten temat....

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
NerdKobieta 23.09.2019 09:45
Czytelniczka

Najlepsze przedstawienie Ani w historii. Moim zdaniem przebija nawet książki.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
allison 23.09.2019 08:56
Czytelniczka

Jeszcze nie widziałam tego serialu, ale chętnie obejrzę. Na razie mogę napisać tylko, że podoba mi się zewnętrzny wizerunek Ani - dokładnie tak ją sobie wyobrażałam, czytając książkę:)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Eponine 23.09.2019 00:46
Czytelniczka

A do mnie ten serial nie przemawia. Może dlatego, że w ekranizacjach cenię wierność książce, ale tu mam wrażenie, że duch książki po prostu się zagubił. Przytłoczyły go zbyt współczesne problemy i poprawność polityczna, takie odhaczanie wątków, które muszą się pojawić w serialu XXI wieku. Ciotka Józefina Barry nie wyszła za mąż? Na pewno nie dlatego, że nie spotkała...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
FannyBrawne 23.09.2019 14:36
Bibliotekarka

Dokładnie, w dodatku Montgomery też wrzucała wątki, które można dziś uznać za emancypacyjne, jak chociażby scena, kiedy Małgorzata podpytuje Marylę o relację Ani i Gilberta, a Maryla odpowiada, że dziewczyna i chłopak też moga się przyjaźnić, a Ania powinna się teraz skupić na studiach. Tylko, że jednocześnie taka Diana, która nie chciała się dalej kształcić i marzyła o...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
zaczytana 22.09.2019 21:37
Czytelniczka

Ania...moja ukochana bohaterka dzieciństwa.
Serial niezwykły,jakże inny niż ten z 85 roku.Ale na szczęście " inny" to nie synonim słowa " gorszy". Każdy z nich ma swoje słabe i mocne strony,dla mnie obydwa są ponadczasowe jak sama powieść.Ania pomogła mi przezwyciężyć własne kompleksy i chyba też trochę rozwinąć się literacko w szkole.
Myślę,że ruda panienka z Zielonego...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej