rozwiń zwiń

Nigdy nie wiemy wszystkiego

LubimyCzytać LubimyCzytać
07.06.2018

Rudolf Heinz – „profiler, gitarzysta i posiadacz brązowego pasa karate”, wyrazista postać stworzona przez Mariusza Czubaja – wraca po trzech latach nieobecności. Tym razem autor serwuje kryminał korespondujący z baśniami Andersena, a w tło wkłada jeszcze więcej znaczeń niż dotychczas.

Nigdy nie wiemy wszystkiego

Dwukrotny laureat Nagrody Wielkiego Kalibru dla najlepszej powieści kryminalnej i sensacyjnej, wyróżniony za „wyjątkową formę narracyjną i publicystycznie odważny obraz Polski” na festiwalu Kryminalna Piła, a do tego autor, którego kryminały tłumaczono na język angielski, niemiecki, turecki, ukraiński i włoski. Tak jednym tchem można by podsumować najważniejsze literackie sukcesy Mariusza Czubaja, a jeśli dodać do tego grono wiernych, oddanych czytelników i dziesiątki tysięcy sprzedanych egzemplarzy książek, to nie dziwi, że fani pisarza przez ostatnie miesiące wstrzymywali oddech w oczekiwaniu na Dziewczynkę z zapalniczką, najnowszą, piątą część przygód profilera.

Tę opowieść pisarz rozpoczyna w 2011 roku. W Lesie Murckowskim, nieopodal Katowic, zostaje zamordowany emerytowany policjant Jacek Szymon. Tylko nieliczni wiedzą, co znaleziono w samochodzie zabitego, ale jedynie Heinz będzie umiał zrobić z tej wiedzy użytek. Jacek Szymon, jak pisze Czubaj, „był krzyżówką gliny i greckiego filozofa, który poszukuje prawdy między ludźmi, podczas gdy Heinz wolał analityczne i bardziej usystematyzowane metody prowadzenia spraw”. Gdy inni starzy wyjadacze na profilerskie sztuczki patrzyli z powątpiewaniem, Szymon chętnie korzystał z pomocy Heinza, ale dziesięć lat temu ich drogi się rozeszły. Heinz zmagał się wtedy ze swoim dochodzeniem, a Szymon po tym jak zawalił śledztwo, na własną prośbę odszedł z policji. Tyle że od przeszłości trudno jest uciec i może dlatego spotykamy bohaterów w momencie, gdy ta przeszłość ich dogania.

Główny bohater, przechodzący ciężkie załamanie nerwowe po bliskim spotkaniu z Inkwizytorem, mordercą ze zwichrowaną psychiką, przebywa na przymusowym urlopie. Spędza swoje dni na graniu bluesa z kolegami z zespołu, piciu piwa na katowickim osiedlu Tysiąclecia i nielicznych rozmowach z Pocahontas, psycholożką i przyjaciółką, która, choć on tego nie mówi, wydaje się znaczyć dla niego więcej niż inni. To w takich okolicznościach Hipis, jak nazywają go koledzy po fachu, wraca do policyjnej gry i zostaje zaproszony do pełnienia roli „konsultanta” przy śledztwie dotyczącym śmierci Jacka Szymona. W tym samym czasie wpływowy biznesmen Marek Kotrych prosi go o dyskretną przysługę. Przedsiębiorca pragnie wyjaśnić zagadkę brutalnego morderstwa swojej siostrzenicy, małej dziewczynki, w którą to sprawę, jak się okazuje, kiedyś mocno zaangażowany był Jacek Szymon. Sprawy okazują się splatać ze sobą niczym dziewczęcy warkocz, tyle że ścisły i bolesny, taki, który ciągnie za skórę i piecze, bo Czubaj nie szczędzi nam w tej historii mroku i okrucieństwa. „Chciałem osiągnąć efekt zawiesistego niepokoju, wiszącego nad bohaterami zagrożenia”, tłumaczy.

Gdy pytam autora o motywację profilera do podążania za tak trudną historią, odpowiada prosto: „Heinz ma swoje schizy, ponurość i depresyjne stany, ale wie też, że pewną wartością w życiu jest lojalność wobec ludzi, którzy go kształtowali, i że należy się im sprawiedliwość. Nawet jeśli jest to sprawiedliwość, która nadchodzi dopiero po śmierci, jak dzieje się to w przypadku Jacka Szymona”. Czy jest to w takim razie opowieść o sprawiedliwości? Nie tylko. Mariusz Czubaj już samym tytułem „Dziewczynka z zapalniczką” nawiązuje do baśni Hansa Christiana Andersena. Czemu wybrał właśnie tego duńskiego twórcę? „To jeden z bohaterów mojego dzieciństwa. Przerażający pisarz. Bardzo dobry. »Krzesiwo« to baśń, którą niesamowicie lubię, z kolei »Czerwone buciki« są w istocie okrutne. Kryminał w jakiś sposób koresponduje z baśniami, tylko tu w podróż nie wyrusza książę, ale detektyw. »Dziewczynka...« jest do pewnego stopnia powieścią o dzieciństwie i to jeszcze jeden powód obecności Andersena”. W książce wyraźna jest refleksja o tym, jak nas kształtuje dzieciństwo i w jaki sposób jako dorośli uzupełniamy sobie braki z młodości. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że to historia o grzechach, jakie popełniamy w miłości, szczególnie tej między rodzicami a dziećmi. „Miałam w domu zimny wychów. Nie przypominam sobie, żeby ojciec kiedykolwiek mnie pochwalił. Zimny to zresztą mało powiedziane. Przy ojcu można by przechowywać mrożonki” – mówi jedna z bohaterek.

Podobnie jak warstwa fabularna, konstrukcja powieści u Czubaja także ewoluuje. I choć pisarz lawiruje między wydarzeniami i miejscami, to uważam, że wielokrotnie lepiej niż przy debiucie i przy następnych książkach serii radzi sobie z prowadzeniem akcji, a wytrawny czytelnik odnajdzie w tej wędrówce nie lada satysfakcję, bo autor porusza się w literackiej materii z dużą gracją. Pisarz należy do tego rodzaju twórców, którzy umiejętnie korzystają z literackich archetypów i schematów, potrafiąc dostrzec w nich to, co najbardziej oddziałuje na czytelniczą wyobraźnię. Do tego robi to odważnie i nie wstydzi się nawiązań chociażby do kultowego Raymonda Chandlera. „Kryminał jest literaturą gatunkową. Albo się wie, z jakiej tradycji się korzysta, co ja robię świadomie, albo jest się ignorantem. Lubię zabawy intertekstualne, nawiązania i aluzje literackie”. I nie zawaham się ich użyć, można by dodać, wyobrażając sobie charakterystyczny uśmiech autora, który niczym rzemieślnik mocno dopracowuje każdą książkę, a na słowa uznania odpowiada skromnie. „Ja po prostu staram się nie odwalać popeliny, dlatego piszę dość wolno jak na współczesne standardy rozbestwionego rynku”.

W książce nie brakuje charakterystycznych dla antropologa kultury odniesień do współczesnych wydarzeń, do istotnych popkulturowych zjawisk oraz mocnego osadzenia w społeczności śląskiej. Jest zatem i Zbigniew Cybulski pochowany w Katowicach, pojawia się prowadzący program „Jeden z dziesięciu” Tadeusz Sznuk, a do tego klasyka bluesa, agent Tomek, Kevin, Urszula z „Konikiem na biegunach” i pytania o sens życia skierowane do władz „Panie premierze, jak żyć?”. To, co jednak najmocniejsze, to wyraziste śląskie tło. W rozmowie z dziennikarzem Adamem Szają pisarz wyznaje: „wymyśliłem sobie Śląsk, gdy nie był jeszcze książkowo obsadzony. Jako antropologa kultury interesuje mnie to, że jest to region, gdzie kwestia gry tożsamością odgrywa niezwykle ważną rolę. Daje to możliwość poszerzenia klasycznej konwencji powieści kryminalnej o tak zwane rozważania o życiu”. A te autorowi wychodzą świetnie I nie jest to szkic topograficzny, ale raczej nastrojowy, taki, który sprawia, że czytelnik podobnie jak bohaterowie zanurza się w tej opowieści. Czubaj kreśli drobne śląskie napięcia, wkleja tam miejscowe smaczki i pełen lokalny koloryt. Dzięki temu główny bohater, który niczym Brudny Harry snuje się po zakurzonym mieście, jest jeszcze bardziej wiarygodny niż dotychczas. I choć autor, jak sam wyjawia, pozwala sobie na „kompresje czasoprzestrzenne”, to zawsze podczas pracy sprawdza dokładnie dane faktograficzne. Co prawda na potrzeby fikcji literackiej później często zmienia tę rzeczywistość i dopasowuje do potrzeb powieści, ale wychodzi od tego, co namacalne i realne.

„This is a man's world” Jamesa Browna chodziło mi po głowie wielokrotnie w trakcie lektury „Dziewczynki”. I to nie dlatego, że Mariusz Czubaj inspiruje muzycznie, ale dlatego że świat, jaki buduje pisarz, to iście męski świat. Taki, gdzie język nie jest specjalnie pieszczotliwy, gdzie zażyłość wyraża się w mocnych słowach, a obelgi jak fąfel czy parch nie są rzadkością. Taki, w którym obowiązują męskie reguły gry, gdzie oko autora w większości skupia się na postaciach męskich, na tym, jak rozmawiają, jak rozwiązują konflikty i jak przyjaźnią się faceci. I choć w najnowszej powieści pojawiają się silne kobiece bohaterki, to można odnieść wrażenie, że są na tyle szorstkie i twarde, a nawet bezwzględne, że niedaleko im wcale do płci przeciwnej.

„Żeby pan wiedział, że o ludziach nie wiemy wszystkiego. Nigdy się nie dowiemy”, pobrzmiewa w „Dziewczynce...” głos jednej z bohaterek. Trawestując jej wypowiedź, można stwierdzić, że o Czubaju także nie wiemy wszystkiego. Bo autor, co widać w tej książce, nieustannie się zmienia, usprawnia swój warsztat i trudno przewidzieć, gdzie spotkamy go następnym razem. Właściwie jedyne, co jest pewne, to, że jego następna książka będzie lepsza od poprzedniej. Dokładnie tak jak „Dziewczynka z zapalniczką”.

Izabela Janiszewska


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Legeriusz 07.06.2018 17:39
Czytelnik

Treść może być świetna, ale tytuł? Kolejna dziewczyna...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Monika 09.06.2018 20:57
Czytelnik

Nie dziewczyna. Dziewczynka. Myślę, że bez związku z niedawnym wysypem dziewczyn, bo jest to ewidentne odwołanie do baśni Andersena, jeśli w treści też coś w tym temacie, to nie dało się inaczej, po prostu musiała być dziewczynka, niezależnie od tego, ile dziewczyn ostatnimi czasy straszyło z półek.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Legeriusz 10.06.2018 01:45
Czytelnik

Dać się na pewno dało, ale skoro czytelnikom nie przeszkadza, to muszę pogodzić się z tym, że mam odmienne zdanie. Sezon na dziewczyny - dziewczynki trwa i nie sądzę, że tak po prostu autorowi wyszło, niemniej jednak dziękuję za odniesienie się do mej uwagi.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Roger 07.06.2018 13:45
Czytelnik

Nie wiem. Według mnie opis fabuły jest zachęcający, wystarczy aby przeczytać i wyrobić sobie pozytywne zdanie o książce.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 07.06.2018 12:01
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post