Tiny Pretty Things Sona Charaipotra 6,7
ocenił(a) na 52 lata temu "Tańcz, kiedy jesteś złamany. Taniec, jeśli zerwałeś opatrunek. Taniec w samym środku walki. Taniec masz we krwi. Tańcz, kiedy jesteś całkowicie wolny" [1]
Gigi Stewart udało się spełnić swoje marzenie nie tylko wówczas, gdy została przyjęta do elitarnej szkoły baletowej na Manhattanie znanej z tego, iż od lat absolwenci tej placówki zasilają szeregi Amerykańskiego Teatru Baletowego. Gigi osiągnęła kolejne marzenie, gdy - szokując wszystkich - została obsadzona do najbardziej pożądanej roli w balecie "Dziadek do orzechów" Cukrowej Wieszczki , przy czym jednocześnie - jako tancerka rasy czarnej - przełamała umiłowany przez świat baletu tzw. ballet blanc. Dziewczyna powoli zaczyna wierzyć w to, iż jej przyszłość jako kolorowej tancerki baletowej maluje się w różowych barwach a także że naprawdę odnalazła swoje miejsce w akademii tańca. Jednak nie jest w stanie zignorować tej ogromnej chmury gradowej wiszącej nad jej marzeniami, jaką stanowi sekret który może przekreślić jej karierę na dobre ....albo poważnie zaszkodzić swojemu własnemu życiu i zdrowiu.
"Moment w którym jesteś na szczycie, jest tym momentem gdy utraciłeś swoją pasję"[2]
Bette Abney jest bezdyskusyjnie królową szkoły. Największa gwiazda akademii, pupilek nauczycieli, ucieleśnienie doskonałej baletnicy tzw. music box ballerina. Blondwłosa , chłodna piękność która podąża śladami swojej starszej siostry, Adele - żywej legendy w akademii tańca - i jednocześnie nieustannie stara się wyjść z jej cienia i w końcu spełnić niebotyczne oczekiwania swojej matki. Balet jest dla Bette całym światem. Zrobi wszystko aby zachować władzę nie tylko na szkolnych korytarzach, ale przede wszystkim na scenie. Bezwzględna i ambitna dla zachowania swojego statusu jest gotowa zrobić znacznie więcej niż tylko zwiększyć wysiłki na sali treningowej, ale także uciec się do manipulacji i zastraszania. Odkąd pojawiła się Gigi , Bette zaczyna się naprawdę bać. Postrzega nową baletnicę jako realne zagrożenie , swoją główną rywalkę przez którą straci nie tylko główne role, ale też swojego ukochanego chłopaka - Alec'a.
Alec jest równie uprzywilejowany co Bette: tak jak ona, pochodzi z szanowanej, bogatej rodziny. Na szkolnych korytarzach jest królem popularności i to nie tylko dlatego, że jest synem przewodniczącego zarządu szkoły i byłego dyrektora: jest przede wszystkim główną gwiazdą spektakli , ulubieńcem nauczycieli, a ze względu na przystojną aparycję wzdychają do niego zarówno dziewczęta, jak i chłopcy. Alec i Bette znają się całe swoje życie, wspierali siebie nawzajem w najgorszych chwilach i odkąd pamiętają , każdy z kręgu ich krewnych i najbliższych komentował jak bardzo ta dwójka jest ze sobą zżyta i już słyszą weselne dzwony. Jednak dla Aleca wszystko się zmienia wraz z pojawieniem się nowej uczennicy przyciąga go do siebie i fascynuje...
"I nawet to moje serce ma w sobie coś nienaturalnego.... Tancerki wszyły go do worka z różowej satyny, różowej satyny lekko wyblakłej, jak ich buty do tańca. "[3]
June Kim posiada ogromny talent i jest niesamowitą baletnicą. Niestety, przez wzgląd na jej azjatyckie pochodzenie jest nieustannie obsadzana w rolach dublerek głównych ról. Niestety, podobny los jest właśnie niezwykle powszechny w przypadku tancerek baletowych rasy azjatyckiej. Z tego rodzaju rasizmem i ciągłym niedocenianiem zmagała się wcześniej matka June, która w swoim poprzednim życiu sama była baletnicą - to jest w czasach gdy była młodsza, jeszcze pełna nadziei i ambicji a także zakochana w ojcu June. Jednak Pani Kim dawno temu porzuciła te mrzonki i tego samego oczekuje od June, która powinna w końcu zacząć zachowywać się tak jak przystało na posłuszną koreańską córkę. Ku rozpaczy dziewczyny, jej matka postrzega balet jedynie jako jej przejściową fanaberię, dodatkowe zajęcie dobrze wyglądające w CV. Nie rozumie, że balet jest całym życiem June i właśnie tym chce zajmować się zawodowo. Ostatecznie pani Kim stawia przed córką ultimatum: albo w najbliższym czasie June w końcu udowodni , że jest kimś znacznie więcej niż dublerką i osiągnie w końcu prawdziwy sukces w akademii tańca, albo opuszcza szkołę baletową na rzecz colleg'u i zrezygnuje z tańca. Na dobre.
"Nie zależy mi na tym, żeby być szczęśliwym. Tylko o byciu najlepszym. "[4]
O istnieniu "Tiny, Pretty Things" dowiedziałam się tego samego roku, gdy została wydana na świecie, za granicą i od samego początku zależało mi na jej przeczytaniu. To, co szczególnie wyróżnia tą książkę pośród innych powieści gdzie w centrum fabuły znajduje się taniec, jest złamanie powszechnego schematu jaki stanowi główna bohaterka-balerina która z zasady jest rasy białej, a to stanowi ogromną rzadkość. A ponieważ stroni się od obecności kolorowych bohaterów w książkach osadzonych w tym środowisku, próżno też szukać książek które nawiązują do rasizmu za kulisami w świecie baletu.
Autorki - Sona Charaipotra oraz Dhonielle Clayton - dobrze oddały najmocniejszy punkt całej powieści jakim jest pasja bohaterów a także presja: ze strony rodziny, nauczycieli, społeczeństwa, do samych siebie. Charaipotra i Clayton przedstawiły wiarygodny świat tańca uwzględniając jego nie tylko piękne , ale także brutalne i brzydkie oblicze (niemniej jednak realia szkoły tańca są nieco przesadzone, ale wiadomo że musi być meoldramatycznie). Najbardziej została podkreślona cienka granica między przyjaźnią a rywalizacją pośród młodych adeptów tańca. W ramach chwytu marketingowego "Tiny Pretty Things" porównywano do "Słodkich kłamstewek" Sary Shephard przez wzgląd na to iż książkę Charaipotry oraz Clayton gatunkowo zalicza się do thrillera. Jeżeli ktoś się na to hasło złapał, z pewnością bardzo się rozczarował, bowiem wątek z Cassandrą - niezwykle utalentowanej baletnicy , największej wschodzącej gwiazdy sceny która przez swój talent stała się ofiarą tak zażartych intryg że aż ulega wypadkowi - tak naprawdę tylko udaje wątek mystery.
"Nie można ufać nikomu - nauczyłem się tego w najcięższy sposób"[5]
Bez wątpienia najbardziej sympatyczną postacią w całej książce jest Gigi, która nie jest taką dwulicową pozbawioną skrupułów manipulantką jak Bette czy June. Ze wszystkich bohaterek zdecydowanie najbardziej polubiłam postać Gigi - na ogół bardzo sympatyczna postać z którą jednocześnie mogłam się utożsamiać ze względu na fakt iż jako ciemnoskóra młoda kobieta spotykała z powszechną dyskryminacją. Jednocześnie też mogłam utożsamiać się z postacią June przez wzgląd wątek niedopasowania w społeczeństwie z powodu mieszanego rasowo pochodzenia. Autorki oprócz rasizmu poruszają także m.in. tematykę bulimii, anoreksji, trudnych relacji rodzinnych, prześladowania, molestowania seksualnego.
"Zawsze przypomina to umieranie. Przynajmniej na początku. Twoje mięśnie rozciągają się i palą, aż mogą się rozerwać. Kości w biodrach grożą obróceniem się ze stawów. Twój kręgosłup wydłuża się i skręca w niemożliwe kształty. Żyły na twoich ramionach pęcznieją, krew gwałtownie pulsuje w nich. Twoje palce drżą, gdy próbujesz utrzymać je napięte, ale zgrabne, tak po prostu. Palce u nóg wbijają się w różowe baletki, obtłukując stopy konstelacjami pęcherzy i siniaków. Ale wszystko to wygląda pięknie i bez wysiłku. Mam nadzieję. Bo tylko to się naprawdę liczy"[6]
Złamałam jedną ze swoich podstawowych zasad mola książkowego: w pierwszej kolejności najpierw obejrzałam serial, a dopiero później przeczytałam książkę. A gdyby porównać je ze sobą - żadne z nich nie jest szczególnie dobre, każde ma swoje mocne i słabe strony, oba są na swój sposób rozczarowujące.
Nie powinnam za bardzo rozpisywać się na temat serialu, ale są w jego scenariuszu takie elementy i rozwiązania które, gdyby pojawiłyby się w książce, w mojej opinii bardzo by tej powieści pomogły i dzięki którym zostałaby wyżej oceniona.
Po pierwsze, nakreślenie postaci Bette i Willa. Książkowa Bette stanowi podręcznikowi przykład tzw. "mean girl" i jednocześnie typowego antagonisty tj. jest postacią kompletnie jednowymiarową, do szpiku kości złą. Niby stoi w cieniu swojej doskonałej starszej siostry, czuje nieustanną presje ze strony toksycznej matki i boi się, że jej ukochany chłopak zostanie jej podstępem odebrany - ale i tak to jest za mało aby rozgrzeszyć Bette z jej grzeszków i postępków. Natomiast w adaptacji serialowej, postać Bette posiada ten ludzki pierwiastek i - choć dalej jest intrygantką i manipulantką - jest w stanie wzbudzić sympatię. Co do postaci Willa, autorki powieści potraktowały go w książce bardzo brzydko: jest nie tyle co postacią dalszoplanową, ale przede wszystkim bardzo bezbarwną i żałosną ; popychadłem, stereotypową postacią geja. W serialu już - głównie za sprawą aktora - ma o wiele więcej charakteru i jest zdecydowanie najciekawszym bohaterem i jednym z najjaśniejszych aspektów w całym serialu.
Po drugie - kolejną rzeczą która bardziej podobała mi się w adaptacji niż w książce jest poruszenie tematu anoreksji i bulimii, które niestety są wciąż powszechną chorobą wśród tancerzy. W książce na zaburzenia odżywiania cierpi ambitna, zakompleksiona i wiecznie niedoceniana June, podczas gdy w adaptacji z tą chorobą zmaga się postać Aleca (w serialu - Oren). Jako zwolenniczka tego co niepopularne i nieszablonowe, o wiele bardziej podoba mi się pomysł aby poruszać tematykę zaburzeń odżywania gdzie ofiarą jest młody mężczyzna.
Ponadto serial jest bardziej pikantny i ma porównywalnie lepszy wątek kryminalny - bowiem praktycznie cała fabuła to kryminał rodzaju 'whodunit' i ma lepszy element zaskoczenia.
Jeżeli chodzi o to co posiada książka, a brakuje serialowi to sama postać Gigi. W książce Gigi jest bardzo utalentowaną tancerką, wschodzącą gwiazdą akademii tańca. Nawet pełne imię dziewczyny, czyli Giselle - nadane przez jej rodziców zainspirowanych klasycznym baletem francuskim - wywróżyło jej przyszłość. Dała się poznać czytelnikom jako nieśmiała i sympatyczna, spokojna dziewczyna i w tym miejscu serialowa adaptacja całkiem poległa , gdyż cała osobowość i historia Gigi zostały zmienione na potrzeby serialu. W adaptacji nie ma Gigi tylko jest Neveah. Podczas gdy Gigi stanowi łamanie schematów i stereotypów oraz jest też zdecydowanie najbardziej sympatyczną bohaterką ze wszystkich tam postaci, Neveah jest powieleniem ww. - mianowicie oprócz baletu zajmuje się też hip-hopem (no oczywiście) i ponadto jej osobowość została zbudowana na szablonie "dziewczyny z ghetta". W skrócie: stanowi szablonowy i karykaturalny wizerunek nie tyle co czarnych kobiet, a czarnych tancerek.
Podsumowując już: od bardzo dawna chciałam przeczytać "Tiny, Pretty Things" - nie miałam jakość szczególnie wygórowanych oczekiwań a jednak i tak się na niej zawiodłam. Jest to książka przeciętna, wręcz mdła. Bez względu na to , czy sięgasz po tą powieść z powodu obietnicy intrygującego wątku kryminalnego lub też z powodu romansu na tle baletu - możesz się rozczarować ogromnie w obu przypadkach. Z zalet książki mogę wymienić postać Gigi, poruszenie tematyki rasizmu w środowisku baletu i ukazanie tego świata oraz pasji i miłości do tańca. I to tyle z tych pozytywnych rzeczy. "Tiny Pretty Things" to dylogia - miałam już okazję przeczytać drugą część w języku oryginalnym i muszę przyznać, że kontynuacja jest wręcz okropna i prawdziwie rozczarowująca. Z dwojga złego już wolę serial na którego korzyść przemawiają prawdziwi zawodowi tancerze w głównej obsadzie co zapewnia wrażenia wizualne.
________________________________
Cytaty:
[1] Rumi
[2] Edgar Degas
[3], [4], [5], [6] - Sona Charaipotra, Dhonielle Clayton ; „Tiny Pretty Things”