„Napisałam sobie lepszą przyszłość”. Rozmowa z Magdaleną Kordel

LubimyCzytać LubimyCzytać
10.07.2015

Jest autorką, m.in. bestsellerowych powieści „Uroczysko" i "Sezon na cuda”. Pisać zaczęła, by poradzić sobie z trudną przeszłością, ale szybko okazało się, że jej książki stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników. Uwielbia podróżować, czytać i gotować. Razem z mężem i dwójką dzieci mieszka w Otwocku i kiedy tylko może ucieka w Sudety, bo marzy się jej dom gdzieś wysoko w górach. Wie, jak ważne są marzenia, dlatego pomaga spełniać je innym. Dzięki jej blogowi „Za górami za lasami” początkujący pisarze mają szansę wydać książkę… Dziś dzieli się z nami poradami dla początkujących autorów i swoimi przemyśleniami o tym, jak odnieść sukces literacki.

„Napisałam sobie lepszą przyszłość”. Rozmowa z Magdaleną Kordel

Zapraszamy do lektury wywiadu!

Jaka historia stoi za tym, że obecnie jest Pani jedną z najpopularniejszych autorek w Polsce?

Gdy w dzieciństwie pytano mnie, kim chcę zostać, gdy dorosnę, odpowiadałam, że chcę pracować w zoo lub zostać pisarką. Z zoo mi się nie udało, choć pracuję nad tym: dwa psy, dwójka dzieci... Moja pierwsza książka „48 tygodni” powstała niejako przez przypadek. Pisałam felietony do gazety informacyjnej, a jako że były to czasy mody na Bridget Jones, były to teksty podobnie stylizowane, ale nie o singielce, lecz o młodym małżeństwie. Po pewnym czasie zorientowałam się, że jeśli dopiszę jeszcze parę odcinków, powstanie zamknięta całość. Dopisałam je więc – i włożyłam całość do szuflady. Rozmawiałam ze znajomymi i przekonywali mnie, że bez znajomości nie uda mi się wydać książki. Na szczęście, mój mąż nie był człowiekiem małej wiary. Wydrukował książkę w dwóch egzemplarzach i zawiózł do dwóch wydawnictw. W jednym książkę odrzucono, w drugim przyjęto do druku. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa. Myślałam, że powinnam pisać. Napisałam kolejną książkę i została odrzucona. Napisałam jeszcze jedną i również została odrzucona. Wtedy pomyślałam, że może to koniec, może miałam napisać tylko jedną książkę, i przestałam próbować.

Ale wydarzyło się coś, co dało Pani impuls do napisania kolejnej książki?

Rzeczywistość nas dopadła. W życiu nam się pogmatwało, nasza sytuacja finansowa zdecydowanie się pogorszyła. Chciałam dać sobie nadzieję na lepszą przyszłość i dlatego zaczęłam pisać książkę dla siebie, nie z myślą o jej wydaniu, lecz by mieć coś, co oderwałoby mnie od przygnębiającej codzienności. Tak powstało „Uroczysko”. Wysłałam je do wydawnictwa bez nadziei na cokolwiek. Po dwóch tygodniach przyjęto ją do druku. Można więc powiedzieć, że napisałam sobie lepszą przyszłość.
Myślę, że dobrze się stało, że wtedy nie przyjęto moich książek. Musiałam dorosnąć do tego, aby pisać, by było to interesujące. To był czas, kiedy nabyłam doświadczenia. Poza tym świadomość, że nie wszystko się udaje, motywuje do cięższej pracy, do włożenia więcej wysiłku w to, co się robi. Może też dzięki temu niepowodzeniu teraz, gdy piszę kolejne książki, silniej pracuję nad tym, by pisać tak, żeby nie rozczarować czytelników, którzy mi zaufali.

Gdyby miała Pani udzielić porady osobom, które marzą o karierze literackiej, co byłoby według Pani najważniejsze? Od czego należy zacząć?

Przede wszystkim napisać coś. A potem nie zamykać w szufladzie. Jeśli czujemy, że to jest nasze powołanie, musimy przełamać w sobie nieśmiałość i lęk przed oceną. Powinniśmy pokazać to, co napisaliśmy innym – najpierw rodzinie i przyjaciołom, bo oni zazwyczaj przekazują nam krytyczne uwagi łagodnie, ale później trzeba ten tekst pokazać profesjonalistom. Musimy dać sobie szansę na to, by spełnić swoje marzenie.
Poza tym nie wyobrażam sobie pisarza, który nie czyta. Trzeba czytać, czytać, czytać. Pisząc, pracujemy ze słowami, a gdzie są słowa, jak nie w innych książkach? Czytając, uczymy się, rozwijamy, inspirujemy.

A jaka cecha charakteru jest Pani zdaniem najbardziej pożądana u pisarza?

Chyba ciekawość świata. Ciekawość obserwowania ludzi, słuchania ich historii. Realizm jest ważny, opieranie książek na prawdziwych historiach. Nie mogłabym pisać, gdybym nie umiała słuchać innych – jestem wręcz głodna cudzych historii. Nawet pisząc fikcję, można opierać się na tym, co się usłyszało, oczywiście modyfikując to. Ale ziarno prawdy zostaje.
Druga cecha to taka, której mi brakuje: samodyscyplina. Nie mam szefa, więc sama muszę sobie ustalać plan pracy. Długo sobie odpuszczam, tłumaczę sobie, że mam dużo czasu. Ale ten czas potrafi mnie przechytrzyć i nagle okazuje się, że zostało go bardzo niewiele. Muszę się sama motywować do pracy, otworzyć ten pusty plik i zacząć faktyczną pracę.

#####

A jak wygląda w Pani przypadku praca nad książką? Czy to działanie zgodne z planem, czy też daje się Pani ponieść fabule?

Mam plan, ale jest on szczątkowy. Wiem, do czego dążę, co chcę osiągnąć. Ale gdy siadam do pisania, wiele może się zmienić. Myślę, że jest nas dwie. Jedna teraz z panią rozmawia, druga odzywa się, gdy siadam do pisania. Operuje słowami, których nie używam w codziennej rozmowie, potrafi opowiadać. To wychodzi dopiero, gdy zaczynam pisać. I tak jak wspomniałam, mam wyjściowo plan, ale czasem w trakcie pisania pojawia się coś, co mnie zaskakuje i nigdy tego nie usuwam, nawet jeśli to komplikuje mi pracę. Czasem jest to niespodziewany bohater. Na przykład w „Malowanym domu” wcale miało nie być dziewczynek. A pewnego dnia pojawiły się w historii i namieszały w moich planach.

Jak wygląda typowy dzień pracy nad książką?

Gdy już zmotywuję się do otwarcia tego pustego pliku i zaczynam patrzeć na ten szyderczo migający kursor na ekranie, najpierw trudno jest mi zabrać się do pisania. Poszukuję zajęć zastępczych. Lubię pisać – poza tym, że jest to moja praca, jest to też moja pasja, ale nie zmienia to faktu, że trudno zacząć pisanie. Wreszcie czuję, że nie mogę dłużej zwlekać. Wtedy zajmuję się prawie wyłącznie tym. Piszę od 9 do 16. O 16 robię przerwę na obiad, który przygotowuje mój mąż. W czasie, gdy pracuję nad książką, to na niego i córkę spadają wszystkie domowe obowiązki związane z gotowaniem i opieką nad naszym młodszym synkiem. Po obiedzie z powrotem siadam do pisania i kończę pracę około 22. Ten rytm trwa do momentu, aż napiszę całość, co zajmuje mi mniej więcej trzy miesiące. Jestem zmęczona taką intensywną pracą, czasem z trudem udaje mi się dostać do łóżka (które na dodatek jest na antresoli). Zastanawiałam się, czy nie powinnam rozłożyć sobie pracy i pisać bardziej systematycznie. Ale wydaje mi się, że muszę tak pracować. Dzięki temu w ogóle się prawie nie odrywam od swojej książki. Żyję tym, co się w niej dzieje. Gdybym pisała codziennie po 2-3 godziny, nie umiałabym tak wczuć się w moich bohaterów.
Cała praca nad książką trwa oczywiście dłużej. Najpierw pracuję nad pomysłem, później zaczynam gromadzić notatki czy źródła, tak jak miało to miejsce w przypadku „Tajemnic bzów”. Ten etap zajmuje mi około pół roku.

Podsumowując: jaka jest według Pani recepta na sukces literacki?

Pracować intensywnie. Mieć pomysł i wyobraźnię. Ale też zostawić sobie trochę swobody. Nie trzymać się kurczowo planu, bo to, co nas zaskakuje, prawdopodobnie zaskoczy również czytelników.


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bolanren 11.07.2015 19:54
Czytelnik

Moje spostrzeżenia są takie:
- Mąż- to ten rodzaj pierwiastka szczęścia, to on poszedł z jej pracą do wydawnictwa, gotuje obiady! Nie tylko pozwala żonie się rozwijać, zarabiać, ale też godzi się na to, że bywa przynajmniej przez 3 miesiące nieobecna. To wielkie poświęcenie. Doceniam szczerość pisarki, mamy 2-ki dzieci, która nie obawia się krytyki jej podejścia do...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Barbara 10.07.2015 16:28
Czytelnik

To ma sens... świetne podejście:) wiele z nas ma tyle historii w głowie, w życiu, wokół siebie.. Fajnie byłoby to spisać, może kolejne pisarki są wśród nas ?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ania 10.07.2015 14:00
Czytelnik

Bardzo podobają mi się książki Pani Magdaleny, dają nadzieję, wywołują uśmiech i sprawiają, że chce się działać:)
Przyjemnie było przeczytać wywiad z autorką, widać że jest osobą komunikatywną, serdeczną i przyjazną ludziom.
Ma Pani rację, nie można pisać tylko do szuflady...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Anna 10.07.2015 13:45
Czytelniczka

Wywiad ciekawy, pełen nadziei.
Obserwuje to po wielu wypowiedziach,że wypowiedzi nie są za przyjemne i nie czyta się niesympatycznie.
Kilka zdań i wielkie hallo skierowane jest w ich stronę.
Z pisaniem do szuflady to różnie bywa. Próbować zawsze napisać
" to coś". Najlepszymi odbiorcami są czytelnicy.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 10.07.2015 13:31
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post