rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Strata czasu. Koszmarek.

Strata czasu. Koszmarek.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Banał i jeszcze raz banał. Autorka podkreśla na okładce swój tytuł doktora, a książka jest merytorycznie mało wartościowa. Kręcimy się ciągle wokół tego samego, o czym i tak od dawna wiadomo. Styl tak bardzo potoczny, że aż podwórkowy.
Daję trzy gwiazdki tylko za tematykę i fakt, że autorka co do większości stawianych też ma rację. To literatura w stylu "jednym okiem czytam, drugim robię coś innego".

Banał i jeszcze raz banał. Autorka podkreśla na okładce swój tytuł doktora, a książka jest merytorycznie mało wartościowa. Kręcimy się ciągle wokół tego samego, o czym i tak od dawna wiadomo. Styl tak bardzo potoczny, że aż podwórkowy.
Daję trzy gwiazdki tylko za tematykę i fakt, że autorka co do większości stawianych też ma rację. To literatura w stylu "jednym okiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardziej o położnikach niż ginekologach.

Bardziej o położnikach niż ginekologach.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku całkiem zabawna, po 50 stronach już tak nie śmieszy. Przeczytałam ponad połowę, dotrwałam do opisu świniobicia i sobie darowalam, nie sądzę, aby opis zabijania świni był zabawny i tym samym darowałam sobie dalsze czytanie.

Na początku całkiem zabawna, po 50 stronach już tak nie śmieszy. Przeczytałam ponad połowę, dotrwałam do opisu świniobicia i sobie darowalam, nie sądzę, aby opis zabijania świni był zabawny i tym samym darowałam sobie dalsze czytanie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Seks, betel i czary. Życie seksualne dzikich sto lat później” - książka miała być napisana w odniesieniu do badań Malinowskiego, a przynajmniej do jego pobytu na Trobriandach. Autorka posiada wykształcenie antropologiczne, słucham z nią wywiadów w Polskim Radiu, czytałam jej artykuły w "Polityce", czy "Gazecie Wyborczej". Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Wydawało mi się zawsze, że bycie antropologiem daje głębszy ogląd rzeczy, spojrzenie, które nie jest powierzchowne, umiejętność i przynajmniej chęć szukania... W mojej ocenie książka wpisuje się jednak w nurt korpoliteratury podróżniczej. Jest to połączenie wspomnień z podróży, okraszone tylko nieco faktami. P. Gumowska otrzymała grant fundacji im. Kapuścińskiego, spotkała się ze specjalistami w dziedzinie kultury Trobriandów, a także biografów Malinowskiego (obcokrajowiec i polska profesor). Niestety, można to było lepiej wykorzystać, wielu rzeczy tu zabrakło. Zabrakło choćby słowniczka podstawowych pojęć. Czytałam wszystkie dzieła Malinowskiego wydane po polsku, ale nie pamiętam wszystkiego, a co dopiero ma rozumieć osoba, która nawet nie słyszała nigdy o Trobriandach? Czyta nagle, ni stąd, ni zowąd o jakiejś wymianie Kula, o naszyjnikach, naramiennikach? Niby coś zostało wspomniane, że to naramienniki z muszli, ale w sumie nie wiadomo na dal "co i jak". W książce używane jest słownictwo, którego laik nie rozumie, antropolog może nie pamiętać. Gdzie słowniczek, albo chociaż przypis? Czemu ich nie ma?
Miało być o seksie, było niewiele. Nie czekałam na pikantne opisy, ale dobrze byłoby cokolwiek przeczytać, jeśli miało być o "życiu seksualnym dzikich sto lat później". Jak się zmieniło np. choćby ze względu na coraz większą ilość misjonarzy? Niby wiadomo, że wodzowie mają po kilka żon, że dzieci moga prowadzić swobodne życie seksualne... Ale jakoś to za mało. Nie podoba mi się nazywanie bohaterów książki "dzikimi". Dzicy to oni byli ponad sto lat temu, a dziś? Autorko, przecież dzisiaj dzikich już nie ma, antropologia także nie stosuje tego pojęcia, nie z powodów poprawności politycznej, ale jak tu nazwać kogoś dzikim ("nieskażonym" cywilizacją) jeśli ten ktoś ogląda "Piratów z Karaibów", a jego brat czy siostrzeniec pracuje jako informatyk w Port Moresby? Mam wrażenie, że ci "dzicy" w tytule mieli stanowić chwyt marketingowy. Bardzo nieładnie. Egzotyka i dzikość są w cenie, ale nazywać dzisiaj mieszkańców Trobriandów dzikimi ani nie przystoi antropologowi, ani nie jest eleganckie.
Autorka skacze z tematu na temat, momentami ciężko złapać dlaczego, trudno odnaleźć sens. Zmienność fabuły jest ok, ale musi być płynna.
Często opisywane jest to, czego znaczenie nie jest wyjaśnione, a nie da się tak po prostu zrozumieć. Np. na stronie 129 Kwaiwaya musiał umyć ręce i twarz w sądzie i płakał-dlaczego? Czy to oznacza, że czystość cielesna oznaczałaby, że brud pozwala na kłamstwo i stanowi barierę ochronną (kłamca nie jest winny, bo kłamstwo osadza się na warstwie brudu). Jest tak w niektórych kulturach, czemu jest tak w tym przypadku, nie wiemy. No to czemu on płakał kiedy musiał umyć te ręce w sądzie? O co chodziło? Tu jak i w wielu innych sytuacjach można się tylko domyślać.
O betelu było tylko niewiele, też nie wiadomo skąd się wziął, a może był na wyspach od zawsze, nie wiadomo za wiele, tylko tyle, że ciągle żują betel, może on także stanowić formę prezentu w określonych sytuacjach. O czarach to zupełnie nie ma prawie nic, ale rozumiem, że jest to temat tabu, tak przynajmniej opisywał to jeden z badaczy, którego opinia przytoczona jest w książce.
Było coś, co mnie irytowało. Tutaj wiem, że się po prostu czepiam, ale dostawałam białej gorączki, kiedy bardzo często, nawet strona po stronie, autorka używała słowa "rozwiązanie" w sensie porodu. Np. "na samo rozwiązanie szła w krzaki" - s. 314, "brud w miejscu rozwiązania" - s. 315. Strasznie to brzmi, może tak jest dobrze, ale można było to słowo użyć jako synonim porodu, narodzin, ale nie bez przerwy i to w takich powiązaniach słownych, które do siebie nie pasują pod względem chociażby estetycznym. Ale tutaj to tak jak napisałam, moja alergia na używanie pewnych form językowych. Szkoda tylko, że osoba, która operuje słowem pisanym zawodowo, nie jest na nie tak wrażliwa. :(
Całkiem niezłe były ostatnie rozdziały, np. ten o antropologach (fajnie, że momentami można było odebrać ich działalność jako makabreskę, badacze podobni klaunom - super!), dobrze mi się czytało rozdział o AIDS i porodach. Na uwagę zasługują zdjęcia, wykonane w analogii do zdjęć Malinowskiego, mam nadzieję, że nie były zbytnio pozowane, a w miarę naturalne.
Niestety, liczyłam na dużo więcej.
Spodziewam się, że autorka nie chciała bawić się w antropologa, ale powodu też się domyślam, chociaż warto byłoby wspomnieć jakie są przyczyny. Szkoda mi strasznie, bo wykształcenie antropologiczne powinno dawać głębię spojrzenia, tutaj jej nie znalazłam. A laik? Ktoś kto nie miał do tej pory czynienia z kulturą Trobriandów, nadal będzie ona dla niego obca. Po co ten szumny tytuł? Można było napisać, że to wspomnienia, opis podróży, w sumie bardziej literatura podróżnicza aniżeli reportaż, a tym bardziej zbędne jest silenie się na antropologię ("Życie seksualne dzikich sto lat później" - sama nazwa wiele sugeruje.) Żeby nie było, że się czepiam, że książka powinna być bardziej ekspercka, albo nieźle o "tubylcach" pisz ą tylko antropolodzy.
Na szybko podam listę książek pisanych przez nieantropologów z całkiem niezłym, antropologicznym spojrzeniem, a więc i dla zasiedziałych w temacie i dla zupełnych żółtodziobów:

"Szlaki człowieka: Podróże drogami świata" Teda Conovera, "Zaginione białe plemiona" Riccardo Orizio, czy "Jutro przypłynie królowa" Macieja Wasilewskiego, choć nieco słabsza od pozostałych. (Z antropologów piszących reportaże np. Andrzej Dybczak)

Może mój odbiór książki byłby inny, gdyby nie jej reklamy ukazujące ten tekst w taki, a nie inny sposób, gdyby nie pretensjonalny tytuł, czy moje oczekiwania wobec autorki-antropologa.
Mam nadzieję, że jeśli pojawi się kolejne wydanie ksiązki, nie zabraknie w niej słowniczka, leksykonu, czegokolwiek, co wytłumaczy słownictwo zawarte w książce. Bo można się z niej dowiedzieć, że po kiriwińsku pek-pek to kupa, a gulagula tradycja, ale już co oznaczają charakterystyczne dla tradycji słowa, przecież użyte w tekście to nie wiadomo. Z drugiej strony, na samym początku mamy ładną, wyrazistą mapę Papui NG z zaznaczonymi Trobriandami, plus mini mapka świata, żeby upewnić się, że Papua leży w Oceanii. A tu w jednej z recenzji trafia się czytelniczka, która pisze "Afryka po prostu mnie nie porwała" - Afryka? Czytając tę książkę niestety często miałam wrażenie, że książka pisana jest właśnie dla takich ludzi, którzy nie potrafią przeczytać nawet mapy. Droga autorko, gdybyś tylko nieco bardziej postarała się o jakość, byłoby o niebo lepiej.
Nie mogłam znieść częstych powtórzeń, ale nie w sensie słów (to mi nie przeszkadza), tylko powtórzeń merytorycznych. Mi też się one zdarzają, ale po to jest redakcja, aby je wyłapywała. Czy ktoś to w ogóle czytał przed publikacją?

P.S. Na początku książki autorka opisuje jeden ze swoich poranków. Obudziło ją głośne dziecko, krzyczało, czy płakało, a podróżniczka się obudziła od tego hałasu. Zaraz za tym opisem sugestia "Czy to patologia"?. Ponoć nie patologia, bo dzieci papuaskie tak mają, że głośno się bawią. A polskie mają inaczej? Czy trzeba jechać aż na wyspy Pacyfiku, żeby stwierdzić, że dzieci bywają upierdliwe, podnoszą ciśnienie i budzą nawet obcych ludzi nad ranem (np. pod oknami)? Bo samo to, że komukolwiek nasuwa się to z patologią jest dość szokujące. Może to moja upierdliwość, ale czytam książkę z uwagą i fascynujące jest jak bardzo ludziom zmienia się perspektywa, a może w Polsce nie mieli szans przeżyć tego co dla wielu normalne i spotykając to w tropikach nazywają "egzotycznym"? Bo wiele takich uwag w książce znalazłam. Nie jest tragicznie, ale mogło być o wiele lepiej. Zdaję sobie sprawę, że może to wydawnictwo zawiodło i określiło taki typ publikacji. Lekka literatura wspomnieniowo-podróżnicza, owszem. Ale nie żadna inna.

„Seks, betel i czary. Życie seksualne dzikich sto lat później” - książka miała być napisana w odniesieniu do badań Malinowskiego, a przynajmniej do jego pobytu na Trobriandach. Autorka posiada wykształcenie antropologiczne, słucham z nią wywiadów w Polskim Radiu, czytałam jej artykuły w "Polityce", czy "Gazecie Wyborczej". Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Wydawało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Również ja przestałam czytać gdy rozpoczął się wątek morderstwa kota. Rozumiem, że cel był zamierzony, ale nie byłam w stanie tego czytać. Drugie opowiadanie podobało mi się, chociaż też znalazłabym kilka brutalnych wątków (jak ten o żywych rybach, którymi bawił się nastolatek czy zabicie żółwia, który wylądował na wyspie), natomiast sama historia miłości ukazana poprzez stosunki społeczne była bardzo ciekawa.

Również ja przestałam czytać gdy rozpoczął się wątek morderstwa kota. Rozumiem, że cel był zamierzony, ale nie byłam w stanie tego czytać. Drugie opowiadanie podobało mi się, chociaż też znalazłabym kilka brutalnych wątków (jak ten o żywych rybach, którymi bawił się nastolatek czy zabicie żółwia, który wylądował na wyspie), natomiast sama historia miłości ukazana poprzez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

10/10.
Z polskich reporterów to właśnie Dybczak najlepiej pisze o Ewenkach. Być może dzieje się tak z powodu jego antropologicznego wykształcenia, jednak poza autorami rosyjskimi to właśnie Dybczak najlepiej przedstawia życie Ewenków. Hugo-Bader i reszta zbytnio silą się na opisanie tragedii, kiedy Andrzej Dybczak po prostu z nimi przebywa i pisze unikając moralizatorskiego tonu. Polecam także (niestety nieliczne) artykuły jego autorstwa w "Polityce".

10/10.
Z polskich reporterów to właśnie Dybczak najlepiej pisze o Ewenkach. Być może dzieje się tak z powodu jego antropologicznego wykształcenia, jednak poza autorami rosyjskimi to właśnie Dybczak najlepiej przedstawia życie Ewenków. Hugo-Bader i reszta zbytnio silą się na opisanie tragedii, kiedy Andrzej Dybczak po prostu z nimi przebywa i pisze unikając moralizatorskiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozumiem nostalgię Miłosza, ale zbyt wiele w tej książce błędów historycznych. Można się z niej dowiedzieć, że Besarabia była ruska, że Wielkie Księstwo Litewskie ją zhołdowało- a nieprawda, bo zrobiła to Korona, że plemiona, o których pisze miały być nazywane Litwinami (nie zwraca tu uwagi np. na Żmudzinów) i tak dalej i dalej. Książka może być dobra jako coś w rodzaju testamentu Miłosza, ale fakty historyczne, na które się powołuje nie miały miejsca, bądź są przeinaczone. Poza tym mam wrażenie, że buduje swoją tożsamość tak jak mu w danym momencie wygodnie. Krytykuje również szlachtę za odwrócenie się od Oskara Miłosza, który sprzedał ziemię Rosjanom i biadoli jacy ci ziemianie źli. Mam wrażenie, że Miłosz po prostu często zgrywa rolę ofiary, czasami nieco gwiazdorzy. Ja rozumiem jego tęsknotę, uczucia kosmopolityczne, ale narzekanie, które nierzadko się pojawia w tej książce wydaje mi się być nieuzasadnione. No cóż, Miłosz to poeta! :) Mimo wszystko polecam, dobrze się czyta. Dla każdego, kto chce powrócić do starego świata, do dawnej, wielokulturowej Polski. Dla tych, którzy np. tak ja (albo i Piłsudzki) największą miłość do ojczyzny odczuwają kiedy mowa o jej kresach, o styku granic i kultur.

Rozumiem nostalgię Miłosza, ale zbyt wiele w tej książce błędów historycznych. Można się z niej dowiedzieć, że Besarabia była ruska, że Wielkie Księstwo Litewskie ją zhołdowało- a nieprawda, bo zrobiła to Korona, że plemiona, o których pisze miały być nazywane Litwinami (nie zwraca tu uwagi np. na Żmudzinów) i tak dalej i dalej. Książka może być dobra jako coś w rodzaju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem jak można wymagać, aby książka wydana dawno temu przybliżała stan obecny. Po prostu nie wyobrażam sobie jak można być aż tak wrednym i dać książce 1 gwiazdkę za to, że autor nie jest jasnowidzem i w swoich czasach nie przewidział jak będzie wyglądała sytuacja Inuitów w przyszłości.
Książka to całkiem niezłe źródło do podstawowej znajomości społeczności Grelandii. Ważne z perspektywy czasu, bo interesując się jakimś ludem, warto znać również jego przeszłość. Fan Grenlandii będzie zachwycony,ktoś poszukujący ciekawostek-nowinek widocznie nie.

Nie wiem jak można wymagać, aby książka wydana dawno temu przybliżała stan obecny. Po prostu nie wyobrażam sobie jak można być aż tak wrednym i dać książce 1 gwiazdkę za to, że autor nie jest jasnowidzem i w swoich czasach nie przewidział jak będzie wyglądała sytuacja Inuitów w przyszłości.
Książka to całkiem niezłe źródło do podstawowej znajomości społeczności Grelandii....

więcej Pokaż mimo to