rozwiń zwiń
sujeczka

Profil użytkownika: sujeczka

Wieluń Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 21 tygodni temu
497
Przeczytanych
książek
740
Książek
w biblioteczce
74
Opinii
1 048
Polubień
opinii
Wieluń Kobieta
Dodane| 9 książek
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Ostatniej spowiedzi” zajrzałam na lubimyczytac, żeby zobaczyć, jakie książka zbiera oceny... I aż 3 razy sprawdzałam, czy na pewno takie wysokie. Zwykle staram się tego unikać, ale w tym przypadku mimo woli nastawiłam się na świetną i porywającą lekturę, tak więc zaczynając ją czytać bałam się, że spotka mnie rozczarowanie, jak to się już wiele razy w takich przypadkach zdarzało...

Ale nie w tym :D

Mija kolejny dzień od skończenia przeze mnie tej książki, a moje myśli ciągle do niej wracają... Choć właściwie powinnam ująć to inaczej: rzadko kiedy myślę o czymś innym :P I nie mogę pogodzić się z tym, że już ją skończyłam :(

Od naprawdę długiego czasu miałam straszny kryzys czytelniczy, każdą zaczętą książkę porzucałam w 1/3 lub połowie, po prostu nie mogąc czytać dalej, aż w końcu sięgnęłam po „Ostatnią spowiedź”, obawiając się nieco, że ona też po kilkudziesięciu stronach wyląduje na półce „na kiedyś”. Tak się nie stało – po tych kilkudziesięciu stronach ciężko mi ją było odłożyć choćby na 5 minut na bok, więc nie było nawet mowy o żadnej półce... xD I w sumie dalej nie ma - „Ostatnia spowiedź” leży cały czas koło mnie na łóżku, co chwilę odnajduję ulubione fragmenty, przerzucam kartki, gładzę okładkę – po prostu robię wszystko, by mieć ciągle styczność z tą historią... xD Oczywiście powiedziałam o „Ostatniej spowiedzi” już kilku koleżankom, więc teraz chcą ją ode mnie pożyczyć – cóż, będą musiały nieco poczekać, bo na razie naprawdę nie mam zamiaru się z nią rozstawać.

Książka ta ujęła mnie od samego początku, a reszta świata przestała mieć w ogóle znaczenie... do tego stopnia, że gdy musiałam wyjść pozałatwiać trochę spraw, ostatecznie zapomniałam o kilku z nich, bo i tak ciągle myślałam tylko o „Ostatniej spowiedzi” i o tym, że muszę jak najszybciej wrócić do czytania ;P

To jedna z tych książek, w które czytelnik maksymalnie się wczuwa i przeżywa wszystko razem z bohaterami – u mnie objawiało się to rozanielonym uśmiechem i słodkimi westchnieniami przy romantyczniejszych fragmentach, krzykami „nieee” i przymykaniem na sekundę książki, gdy coś nie szło po mojej myśli (że niby przymknięcie sprawi, że to się nie wydarzy xD), obgryzaniem paznokci przy emocjonujących akcjach, głośnym śmiechem przy zabawniejszych motywach, i wreszcie rozpaczliwym płaczem na samej końcówce i jeszcze jakiś czas po jej przeczytaniu (choć po drodze kilka łez też padło, przyznaję).

A o tym, że ta książka kupiła mnie całkowicie już od pierwszych stron może świadczyć także to, że gdy zaczęłam widzieć pewne podobieństwa do Tokio Hotel (a nastąpiło to bardzo szybko), a potem potwierdziłam moje domysły, w ogóle się nie zraziłam. Tokio Hotel raczej nigdy nie należało do zespołów, których słuchałam, w gimnazjum ledwo ich tolerowałam, a teraz, po skończeniu książki jest inaczej – myślę o nich w dość pozytywnym kontekście. Co ta książka kurde ze mną zrobiła?! :P

Ale tak dla osób faktycznie uprzedzonych do Tokio Hotel i blogowych opowiadań – te podobieństwa między zespołami ostatecznie nie są aż takie nachalne, poza tym to nie jest opowieść o zespole, a raczej piękna historia o miłości, dojrzewaniu, życiowych wyborach i ich konsekwencjach... I na pewno nie jest to banalna opowiatka - według mnie w pełni zasłużyła na wydanie w postaci książkowej. Strasznie się cieszę, że do tego doszło – nie tylko ze względu na to, że mogłam poznać tę świetną historię, ale również dlatego, że daje to nadzieję na publikację także innym zdolnym pisarzom z Polski :)

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że „Ostatnia spowiedź” to prosty romans jakich wiele, ale nic bardziej mylnego. Poza tym według mnie nie jest to tylko romans czy też zwykła literatura młodzieżowa, ta książka to duuużo więcej. Opowieść ta porywa od początku do końca, nie ma momentów nudy. Relacja między Ally a Bradinem została świetnie przedstawiona – nie ma wrażenia, że coś się dzieje za szybko, że wzięło się z niczego, jak to często bywa. Oczywiście uroku, specyficznego klimatu i wiele komplikacji dodaje też fakt, że mamy tu rodzące się uczucie między zwykłą dziewczyną i znanym piosenkarzem – dzięki temu mamy też wgląd w świat show-biznesu i jest jeszcze ciekawiej.

Ogólnie często podczas czytania książek mam tak, że gdy padają jakieś wyznania miłosne i inne patetyczne słowa, to zwyczajnie do mnie nie trafiają. Zwykle mam wtedy takie „faaak”, moja ręka wędruje w odruchu plaśnięcia do czoła, i nie wiem gdzie mam podziać oczy z zażenowania. I po tym wstępie pewnie nikogo nie zdziwi, jeśli powiem, że tutaj tak nie było xD Tak się wczułam w tę historię, że każde romantyczniejsze słowa wywoływały u mnie wzruszenie, może też dlatego, że były naprawdę dobrze napisane – jest kilka takich fragmentów, które zapadły mi wybitnie w pamięć i do których wracałam już kilka razy (a tak, skończyłam książkę zaledwie 4 dni temu...).

Co w sumie świadczy także o tym, że Nina Reichter to naprawdę dobra pisarka. Książka jest sprawnie napisana, czyta się ją naprawdę dobrze, jedynie momentami pojawiały się małe zgrzyty, ale ostatecznie nie zwróciłam na nie większej uwagi. Fajne było to, że kilka razy był zasugerowany podkład muzyczny. A narracja z punktu widzenia różnych bohaterów była strzałem w dziesiątkę, bo dzięki temu mogliśmy poznać tę historię z różnych stron, mieć w nią większy wgląd, lepiej poznać bohaterów.

A jest kogo poznawać :) Główna bohaterka - Ally nie jest mimozą, i choć momentami wolałabym, żeby zachowała się inaczej... to w pełni rozumiałam jej postępowanie. Bradin... Jezu, jest niby tyle „facetów idealnych” w książkach, tak na palcach jednej ręki mogłabym policzyć, ilu z nich wydawało mi się być przy tym prawdziwych. Bradin z kolei jest postacią dobrze skonstruowaną – wierzyłam w dosłownie każde jego zachowanie i słowo. Chłopak jest naprawdę ujmujący i tak realny, że tym razem naprawdę mogę powiedzieć, że jest idealny xD No i oczywiście Tom – świetna, skomplikowana postać, którego zachowanie też w pełni rozumiem. Z jednej strony podobny do brata, z drugiej zupełnie inny – ale tak samo jak Bradin, tak i on do mnie trafił xD A relacja między Tomem i Bradinem – genialna, jednym z moich ulubionych dialogów między nimi jest ten na stronie 134 i 135 – aż miałam przed oczami tę scenę. Do pozostałych bohaterów też się nie mogę się przyczepić – uwielbiam zwłaszcza Roberta, wprowadzał tyle zabawnych sytuacji do książki i powodował u mnie takie wybuchy śmiechu, że aż sprowadzały mojego brata do pokoju xD

I chociaż podczas czytania dostajemy pewne poszlaki co do zakończenia, to wizja finału w mojej głowie ułożyła się zupełnie inaczej... Co prawda denerwowałam się i obgryzałam paznokcie na myśl o nim, ale to co zaserwowała autorka było o wiele, wiele gorsze, a łzom po prostu nie było końca :( .

Dawno żadna książka nie wywołała we mnie aż tyle emocji i nie sprawiła, że tak długo po jej skończeniu nie mogłam przejść do porządku dziennego. A czuję, że te 4 dni to jeszcze nic i stan ten potrwa jeszcze przez jakiś czas ;P I jak dla mnie całe to gadanie, że największym hitem jesieni i zimy miało być „50 twarzy Greya” to zwykłe bzdury – dla mnie jest nim „Ostatnia spowiedź”, bez wątpienia najlepsza książka jaką przeczytałam w tym roku :)

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Ostatniej spowiedzi” zajrzałam na lubimyczytac, żeby zobaczyć, jakie książka zbiera oceny... I aż 3 razy sprawdzałam, czy na pewno takie wysokie. Zwykle staram się tego unikać, ale w tym przypadku mimo woli nastawiłam się na świetną i porywającą lekturę, tak więc zaczynając ją czytać bałam się, że spotka mnie rozczarowanie, jak to się już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nevermore. Kruk” zaczęłam czytać tuż przed snem. Cały dzień czekałam na tę chwilę i choć w założeniu miało to być tylko 10, góra 20 minut, to i tak byłam podekscytowana, że zaczynam przygodę z tą książką. A kiedy tylko zaczęłam zagłębiać się w fabułę, wiedziałam, że „tuż przed snem” i „10 minut” zamieni się w coś znacznie dłuższego ;). W nocy dałam radę przeczytać prawie połowę książki, a gdy tylko rano wstałam, moje myśli znów do niej wróciły... Po króciutkiej chwili zastanowienia, co jest ważniejsze – zajęcia na uczelni czy kilka godzin ze świetną lekturą, zdecydowanie wybrałam tę drugą opcję, przyniosłam jedzenie do łóżka i na powrót zanurzyłam się w kołderce i fabule „Nevermore. Kruk”.

A jest ona naprawdę niesamowita. Mimo że początek zapowiada typowy paranormal romance – dwójka nie mających do tej pory ze sobą kontaktów nastolatków zostaje zmuszona do pracy nad wspólnym projektem, to cała reszta wybija się na tle rzeszy książek tego gatunku.

Przede wszystkim jest to powieść, w której na próżno będziemy szukać wilkołaków, wampirów, aniołów. Spotkamy się za to ze świetnie przedstawionym i mrocznym światem snów i wyobraźni, która nie zna granic... I która potrafi wzbudzić prawdziwe przerażenie.

Sama autorka książki, Kelly Creagh, chyba też ma całkiem niezłą wyobraźnię, bo stworzyła książkę, której fabuła jest logiczna i przy tym wcale nie prosta, a kilka rozwiązań naprawdę zaskakuje. Styl pisania pani Creagh jest lekki, a strony „Nevermore” przerzuca się z zawrotną prędkością i zdecydowanie za szybko dociera się do końca.

Bohaterowie powieści są autentyczni i nie czuć od nich sztuczności. Isobel to cheerleaderka, troszkę naginająca stereotyp tej pustej i próżnej, bo często pokazuje, że ma ambicje, odwagę, a gdy nietypowe zdarzenia ją zaskakują, wykazuje się zdrowym rozsądkiem. Jedyną wadą, jaką mogę jej zarzucić, jest dobór przyjaciół, bo momentami naprawdę ciężko było bez nerwów czytać o ich wyczynach. Varen z kolei jest gotem, co czyni go mrocznym, zamkniętym w sobie, nieprzystępnym, cynicznym... ale jednocześnie wrażliwym. Bałam się przedstawienia zwłaszcza tej postaci, ale i w tym wypadku autorka mnie nie rozczarowała, bo na szczęście nie przesadziła w tej mroczności i stworzyła naprawdę ciekawą i skomplikowaną postać. Na wspomnienie zasługują także młodszy brat Isobel – Danny (jakbym widziała mojego xD), najbardziej humorystyczna postać, choć momentami dorównywała mu także Gwen, przyjaciółka Isobel.

No i oczywiście równie ważny jest Edgar Allan Poe, bo to na jego postaci i dziełach Kelly Creagh oparła własną powieść. Nie ukrywam, że był to jeden z czynników, który sprawił, że tak bardzo czekałam na wydanie „Nevermore”. „Opowieści niesamowite” były chyba jedną z pierwszych książek, jakie jeszcze w podstawówce kupiłam sobie za własne pieniądze (i od razu przeczytałam od deski do deski – dość ciężka lektura dla 11 latki, ale jaka klimatyczna! :D), a jedno z opowiadań - „Zagłada domu Usherów” (jak miło, że autorka też o nim wspomniała :)) było przeze mnie dogłębnie analizowane na prezentacji maturalnej xD Jako wierna fanka Edgara nie mogłam więc odpuścić „Nevermore” i jestem naprawdę zadowolona z tego, jak autorka przedstawiła tę postać w książce, jak fantastycznie umiejscowiła go w prologu i jak sprytnie wplotła jego utwory w treść książki – idealnie zgrały się z opisywanymi wydarzeniami.

A wydarzeń w książce jest naprawdę sporo, bo akcja ani na chwilę nie zwalnia. Spodobało mi się bardzo to, że przedstawiony został normalny tryb życia Isobel – szkoła, lunche na stołówce, treningi cheerleaderek, spotkania ze znajomymi, problemy z nimi i z chłopakiem. Opisy te mnie w ogóle nie nudziły, wręcz przeciwnie – dodawały autentyczności i podczas czytania miałam wrażenie, że i mnie może się przydarzyć tak niesamowita historia... A oprócz zwyczajnego życia pojawia się tu oczywiście także wątek paranormalny. Stopniowo przewija się i nurtuje przez całą powieść, aby w końcówce uderzyć w pełni... i zostawić biednego czytelnika z miną niedowierzania i śladami łez na twarzy, a także z górą zużytych chusteczek pod ręką. Bo zakończenie powieści naprawdę wbija w fotel i sprawia, że czekanie na część drugą będzie istną katorgą... :(

Liczę jednak na to, że na „Enshadowed” nie przyjdzie nam długo czekać i będzie z nią podobnie jak z wydaną w iście ekspresowym tempie powieścią „Gone. Zniknęli. Faza czwarta. Plaga” :) W tym przypadku, ostrzeżenie z okładki - „Uważaj, czego pragniesz... Możesz to otrzymać”, tak pasujące do budzących grozę książkowych wydarzeń, potraktuję jednak z przymrużeniem oka i każdego dnia będę marzyć o szybkim wydaniu drugiej części... Może się uda :)

„Nevermore. Kruk” zaczęłam czytać tuż przed snem. Cały dzień czekałam na tę chwilę i choć w założeniu miało to być tylko 10, góra 20 minut, to i tak byłam podekscytowana, że zaczynam przygodę z tą książką. A kiedy tylko zaczęłam zagłębiać się w fabułę, wiedziałam, że „tuż przed snem” i „10 minut” zamieni się w coś znacznie dłuższego ;). W nocy dałam radę przeczytać prawie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyobraźcie sobie Atlantę w 2018 roku... niby nie są to tak odległe czasy od naszych, więc różnic między tym, co jest teraz, a tym, co będzie nie powinno być tak wiele... W realnym świecie może faktycznie tak by było, ale w powieści „Córka Łowcy Demonów” autorstwa Jany Oliver Atlanta, jak i zresztą cały świat, wygląda zupełnie inaczej.

Atlanta stoi na skraju bankructwa, ceny podstawowych towarów są niewyobrażalnie wysokie, uczniowie mają zajęcia w opuszczonych sklepach bądź kawiarniach, a wyjście wieczorem na ulice miasta nie jest zbyt bezpieczne... Tyle że nie ze względu na groźnych oprychów, bo z nimi ostatecznie można dać sobie radę, co przez grasujące swobodnie na wolności demony... I choć część z nich jest całkiem urocza (w zasadzie dopatrzyłam się tylko jednego należącego do tej grupy xD), to znaczna większość to przerażające i krwiożercze bestie, które nie spoczną dopóki nie zasieją całkowitego spustoszenia.

Na szczęście są pewne osoby, które mogą stawić czoła demonom – łowcy, a w Atlancie do ich grona należy nastoletnia Riley Blackthorne, córka jednego z najlepszych łowców i absolutny ewenement w składającej się tylko z mężczyzn Gildii. Riley dopiero uczy się fachu i może łapać tylko demony pierwszej klasy, co z reguły jest łatwym zadaniem... Z reguły, bo nagle pewna na pozór banalna misja wymyka jej się spod kontroli, a demon, którego miała złapać najwyraźniej nie działał sam...

A potem wszystko idzie jeszcze gorzej – na Riley spada straszne nieszczęście, na jej drodze pojawia się wiele tajemnic i pytań bez odpowiedzi, jej nowy mistrz robi wszystko, by nie udało jej się stać profesjonalistką, demony wydają się polować właśnie na nią, a niektóre sposoby ich powstrzymywania przestają być takie niezawodne... Z kolei z bardziej przyziemnych spraw - ma problemy w szkole z bandą nieznośnych dziewczyn, a także trudności w kontaktach z przyjacielem. Trochę dużo jak na jedną osobę, ale muszę przyznać, że Riley całkiem dobrze sobie z tym wszystkim radzi. Może czasami trochę za bardzo narzeka i skupia się na sobie, ale w zaistniałych okolicznościach jest to całkiem zrozumiałe. No i często mówi do siebie :D Ale żeby nie było, że tylko złe rzeczy ją spotykają i jest typowym okazem chodzącego nieszczęścia – w międzyczasie zakochuje się i to z wzajemnością. Co prawda według mnie ta cała miłość wyszła tak nagle z niczego i mnie osobiście niezbyt przypadła do gustu, ale na szczęście autorka nie skupiła się tylko na tym wątku, a był on jakby dodatkiem do całej sprawy z demonami. Dodatkiem, który w zakończeniu powieści baaaardzo się przydał :)

Bardzo ciekawe jest to, że narracja w powieści jest trzecioosobowa i co jakiś czas przenosi się z Riley na Becka, przyjaciela i ucznia jej ojca, w którym sama Riley była kiedyś zakochana i który w tej historii odgrywa równie ważną rolę co ona, a przy tym jest naprawdę interesującym bohaterem. Na pozór może się wydawać dość prostacki, chamski i wkurzający (i całkiem zabawny xD), ale te rozdziały, w których nacisk położony jest na niego dobrze pokazują, że jest to tylko maska, pod którą skrywa swoje prawdziwe emocje, doświadczenia i fajną osobowość. Reszta bohaterów jest mniej lub bardziej wyrazista, ale wydaje się, że każdy ma swoje miejsce w powieści i będzie miał swój udział w przyszłych wydarzeniach.

Mimo że momentami w sposobie narracji i fabule coś mi zgrzytało i nie pasowało, a historia w niej zawarta raczej nie zapadnie mi w pamięci na zawsze, to jednak „Córka łowcy demonów” wciągnęła mnie w zasadzie od samego początku, a czas spędzony na czytaniu nie uważam za zmarnowany. Świat przedstawiony przez autorkę jest niesamowity, a istoty i postaci, które się w nim pojawiają, takie jak zombie, nekromanci i czarownice dodają mu jeszcze większą szczyptę niebezpieczeństwa i magii. Przygody Riley pochłaniają bez reszty, tajemnice piętrzą się z każdą stroną, a pozostawiające wiele pytań zakończenie sprawia, że chce się więcej, więc na pewno sięgnę po kolejną część tej serii. I coś czuję, że będzie jeszcze lepsza od tej ;)

Wyobraźcie sobie Atlantę w 2018 roku... niby nie są to tak odległe czasy od naszych, więc różnic między tym, co jest teraz, a tym, co będzie nie powinno być tak wiele... W realnym świecie może faktycznie tak by było, ale w powieści „Córka Łowcy Demonów” autorstwa Jany Oliver Atlanta, jak i zresztą cały świat, wygląda zupełnie inaczej.

Atlanta stoi na skraju bankructwa,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika sujeczka

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [6]

Agatha Christie
Ocena książek:
7,0 / 10
175 książek
8 cykli
6119 fanów
J.K. Rowling
Ocena książek:
7,7 / 10
42 książki
14 cykli
11312 fanów
Meg Cabot
Ocena książek:
6,4 / 10
79 książek
14 cykli
1248 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
497
książek
Średnio w roku
przeczytane
28
książek
Opinie były
pomocne
1 048
razy
W sumie
wystawione
104
oceny ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
2 017
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
9
książek [+ Dodaj]