rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Lodowe piekło” to wręcz porywająca historia dramatycznych w przebiegu wydarzeń, dziejących się na skąpanej lodem wrogiej pokrywie Grenlandii. Mitchell Zuckoff przedstawia historię rozbitków nie tylko wiernie i z wielką dbałością o każdy szczegół, ale również z niemałym kunsztem. Książka wciąga jak dobry kryminał, trzyma w napięciu i przedstawia dramat grenlandzkich pilotów tak realistycznie, że aż mięśnie bolą.

Poznajemy dwa biegi czasowe – teraźniejszy i przeszły. Każdemu z nich towarzyszy jakiś rodzaj walki – o pamięć i o przetrwanie, o realizację celu i o przeżycie. Warto tę książkę przeczytać z wielu powodów i warto mieć ją na półce w swojej biblioteczce. Doskonała lektura nie tylko dla fantów literatury faktu.

„Lodowe piekło” to wręcz porywająca historia dramatycznych w przebiegu wydarzeń, dziejących się na skąpanej lodem wrogiej pokrywie Grenlandii. Mitchell Zuckoff przedstawia historię rozbitków nie tylko wiernie i z wielką dbałością o każdy szczegół, ale również z niemałym kunsztem. Książka wciąga jak dobry kryminał, trzyma w napięciu i przedstawia dramat grenlandzkich pilotów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Jak zapomnieć eksa” Rebbeci Beltran to kolejna książka nurtu książek kreatywnych, których ogromna popularność wybuchła po sukcesie „Zniszcz ten dziennik”. Tym razem nie chodzi jednak jedynie o rozwój wyobraźni, mindfulness czy li i jedynie dobrą zabawę. Tu chodzi o oczyszczenie po rozstaniu, o rozładowanie frustracji i negatywnych emocji, i w tym względzie ta książka wyróżnia się na tle pozostałych.

„Jak zapomnieć eksa” kieruje negatywne myśli na nowe tory i pozwala poprzez dobrą zabawę w pewnym sensie „oswoić nasz dramat”. Doskonałe nie tylko na własne złamane serce, ale także jako prezent dla płaczącej nam w rękaw przyjaciółki. Co więcej, książka jest bardzo ładnie wydana, uznanie należy się Adrii Fruitos za świetne ilustracje.

„Jak zapomnieć eksa” Rebbeci Beltran to kolejna książka nurtu książek kreatywnych, których ogromna popularność wybuchła po sukcesie „Zniszcz ten dziennik”. Tym razem nie chodzi jednak jedynie o rozwój wyobraźni, mindfulness czy li i jedynie dobrą zabawę. Tu chodzi o oczyszczenie po rozstaniu, o rozładowanie frustracji i negatywnych emocji, i w tym względzie ta książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Eric-Emmanuel Schmitt to autor płodny i czytania warty. Dzięki Wydawnictwu Znak Literanova mamy wreszcie – po 21 latach! – szansę przeczytać tłumaczenie jego debiutu („Sekta egoistów” 1994), i pozostaje jedynie żałować, że musieliśmy czekać na to tak długo.

„Sekta egoistów” to opowieść o łagodnym szaleństwie, przeradzającym się stopniowo w niszczący obłęd. To opowieść o czymś, co w mniejszym lub większym stopniu tkwi w zasadzie w każdym z nas – o zapadaniu się w sobie, o ciągłym balansowaniu pomiędzy zależnością a niezależnością, o równoczesnym – i w tym wypadku niemożliwym do zintegrowania – pragnieniu scalenia się z drugim człowiekiem i pozostania odrębną jednostką.

E. E. Schmitt wprowadza nas w ten świat w taki sposób, że mamy wrażenie, jakbyśmy spływali powolnym nurtem na wodnej zjeżdżalni. Ani się obejrzymy, jak będziemy mknęli coraz szybkiej w obłęd, nie mogąc już ani się zatrzymać, ani tym bardziej zawrócić. Absolutnie warta przeczytania.

Eric-Emmanuel Schmitt to autor płodny i czytania warty. Dzięki Wydawnictwu Znak Literanova mamy wreszcie – po 21 latach! – szansę przeczytać tłumaczenie jego debiutu („Sekta egoistów” 1994), i pozostaje jedynie żałować, że musieliśmy czekać na to tak długo.

„Sekta egoistów” to opowieść o łagodnym szaleństwie, przeradzającym się stopniowo w niszczący obłęd. To opowieść o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bajecznie bogaci Azjaci” Anny Wintour to świat, jakiego nie znamy i jakiego wielu z nas nigdy nie będzie dane poznać. Przepych, ociekające bogactwem nowobogackie życie i nowoczesność przysłaniają tradycyjne wartości, a opis życia rodziny, którą poznajemy, odbiega od tego, co wyobrażamy sobie na temat życia „przeciętnego Azjaty”.
W ten świat wchodzi jednak osoba całkowicie z zewnątrz i musi zmierzyć się ze wszystkim, co się z tym wiąże. Mimo nieświadomości sytuacji materialnej i życiowej swojego partnera, instynktownie przeczuwa, że nie wszystko może okazać się takie, jakie się wydaje. Mimo to, rzeczywistość jawi się ostatecznie jako zaskakująca i nieprzewidywalna. Czy da się połączyć dwa, na pozór, obce światy? Czy w nowoczesnym przepychu i bogactwie żyją wciąż tradycyjne wartości? Co tak naprawdę jest ważne dla ludzi, którzy w sensie materialnym mają już wszystko? Na te pytania odpowiedzi przynosi nam lektura „Bajecznie bogatych Azjatów”.
Napisana z lekkością i potrafiąca zaciekawić, rozbawić i wzruszyć, powieść Anny Wintour sięga jednak głębiej, niż może się wydawać w pierwszym kontakcie książki. Spotykamy się także z tematem nietolerancji, agresji lub bierności w stosunku do inności – i to na każdym poziomie, a także działającej w dwie strony. To nie tylko powieść, będąca dobrym sposobem na relaks w zimowe wieczory, ale także doskonałe studium zawiłości międzyludzkich kontaktów i konwenansów.

„Bajecznie bogaci Azjaci” Anny Wintour to świat, jakiego nie znamy i jakiego wielu z nas nigdy nie będzie dane poznać. Przepych, ociekające bogactwem nowobogackie życie i nowoczesność przysłaniają tradycyjne wartości, a opis życia rodziny, którą poznajemy, odbiega od tego, co wyobrażamy sobie na temat życia „przeciętnego Azjaty”.
W ten świat wchodzi jednak osoba całkowicie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Albert Espinosa, choć przeżył więcej niż niejeden z jego czytelników, tchnie optymizmem, młodością i nieopisaną, dojrzałą mądrością człowieka, który wie, czym jest życie, i jeszcze lepiej wie, czym jest śmierć.
Wbrew pozorom, „Świat na żółto” Alberta Espinosy nie jest książką o raku. Nie jest też książką o znoszeniu choroby. To tekst o znoszeniu życia i akceptacji śmierci, o odkrywaniu siebie, łączeniu się ze sobą i nauce myślenia magicznego w najlepszej jego odsłonie. To na wpół opowieść, na wpół poradnik o tym, jak żmudną, rzemieślniczą wręcz pracą zmienić swoje przeciętne życie, choćby najbardziej dramatyczne (bo czy spędzenie młodości w szpitalu onkologicznym nie jest dramatem?) w życie przepełnione magią i fascynacją. A źródłem owej fascynacji może być wszystko – patrzenie na słońce, słuchanie innych, obserwacja świata i wnikanie w samego siebie. I tego właśnie, między innymi, uczy nas ta książka.
Jednak to nie wszystko. Espinosa przedstawia koncepcję całkiem nowego rodzaju relacji – relacji żółtej, intensywnej i luźniej równocześnie, relacji wieloznacznej, bardzo ważnej, szerokiej, a zarazem ograniczonej. Poleca nam – swoim czytelnikom – spędzić życie na poszukiwaniu „żółtych” – określonego typu ludzi, indywidualnego dla każdego z nas, którzy odmienią nas i odejdą. I choć nie ma w narracji Espinosy mowy o tego rodzaju „żółtych” książkach, to jestem przekonana, że ta pozycja do nich należy. Wpada w ręce wtedy, kiedy tego potrzebujemy, i odchodzi, pozostawiając nas odmienionymi.

Albert Espinosa, choć przeżył więcej niż niejeden z jego czytelników, tchnie optymizmem, młodością i nieopisaną, dojrzałą mądrością człowieka, który wie, czym jest życie, i jeszcze lepiej wie, czym jest śmierć.
Wbrew pozorom, „Świat na żółto” Alberta Espinosy nie jest książką o raku. Nie jest też książką o znoszeniu choroby. To tekst o znoszeniu życia i akceptacji śmierci,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Anna Wojtacha w książce „Zabijemy albo pokochamy. Opowieści o Rosji” zabiera nas w podróż nie tylko po tym ogromnym, wielowarstwowym i wielokulturowym kraju, ale także w podróż w głąb samej siebie. Trudno orzec które z nich – Wojtachę czy Rosję – poznajemy lepiej.
„Zabijemy albo pokochamy” to na pozór zbiór opowiadań-reportaży o Rosji. W rzeczywistości jest to proza bardzo autobiograficzna, choć opis wydarzeń z życia i przeżyć narratorki wyraźnie cezuruje się na okres jej pobytu w Rosji (poza drobnym wyjątkiem). „Zabijemy albo pokochamy” to tak naprawdę narracja autorki o sobie samej, w wieloraki sposób przenikająca się z historią, smakiem i zapachem Rosji. Patrzymy na „kraj cara” oczami Anny Wojtachy i myślimy o nim jej myślami: pijanymi od samogonu i napuchniętymi od papierosowego dymu. Przesiadujemy w miejscowych spelunach, podróżujemy koleją transsyberyjską i kupujemy pomidory na miejscowych bazarach. Pochylamy się nad tym, czego nie widać na pierwszy rzut oka: nad bezdomnością, wygnaniem, biedotą i alkoholizmem.
Anna Wojtacha jest naszym przewodnikiem, choć wydaje się nie do końca świadomie przyjmować tę rolę. Woli być raczej uczestnikiem zabawy zwanej podróżą, w której te wszystkie okropności, jakie widzi i o których słyszy, ukryte są za warstwą językową nie zdradzającą żadnych mocnych emocji. Autorka kreuje się trochę na kowboja rosyjskich bezdroży: jest bita, choruje, dotkliwie gryzie ją komar, niejednokrotnie pakuje się w tarapaty. Daleko jest tej prozie jednak do powieści akcji. Słowa snują się raczej powoli, a może: delikatnie, złagodzone platoniczną miłością do kraju Wladimira Putina. Anna Wojtacha nie sili się na stosowanie chwytliwych zabiegów suspensu i zaostrzania akcji. Z rozbrajającą i urzekającą szczerością opowiada historię swojego romansu – dosłownie i w przenośni – nie próbując koloryzować ani obiektu swojej miłości, ani siebie samej. To taki rodzaj prozy osobisto-podróżniczej, w której autorka podróżuje nie tylko na kraniec świata, ale także i samej siebie.
„Ci faceci mają inne organizmy, zrobieni są z innego materiału. Nie bez powodu na takich ludzi mówi się mużyki. Po rosyjsku mężczyzna to mużczina, ale mużyk to już zdecydowanie inna kategoria. Tym mianem określa się mężczyzn jak Andriej: postawnych, wysokich, z olbrzymimi dłońmi, o wewnętrznej stronie chropowatej i twardej, z twarzą poharataną bliznami, których dorobili się w podejrzanych spelunach. Inaczej mówiąc, to są twardziele, ale nie tacy na pokaz. Naprawdę mają stalowe charaktery i organizmy, choć ich serca często są gołębie”. O takich ludziach i takim właśnie kraju pisze Wojtacha. Spotykamy tu: snajpera, robotników Gazpromu, byłego żołnierza staczającego się w depresję i alkoholizm, uchodźców z Czeczeni, prostytutkę, bezdomnego i tęskniącą za krajem Rosjankę, która wyemigrowała do Niemiec. Możemy zastanawiać się tylko, czy tak rzeczywiście wygląda społeczeństwo Rosji, czy może tylko jego margines. Albo pójść w tych rozważaniach w zupełnie inną stronę i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy nie tak właśnie wygląda społeczeństwo każdego kraju? Pełne sprzeczności, wewnętrznych konfliktów, ofiar i katów? Czy nie tak właśnie wyglądamy my sami?
Książka Anny Wojtachy jest trochę o Rosji a trochę o człowieku. Napisana lekko, czyta się lekko, choć niejednokrotnie dotyka spraw, którym daleko od lekkości. I chociaż po odłożeniu jej na półkę pozostajemy z uczuciem, że zabrakło nam w tym wszystkim wzruszenia i katharsis, to może tak właśnie ma być. Aby nam ta Rosja znormalniała i abyśmy – my, Polacy – wreszcie chcieli poznać ją taką, jaka jest.

Anna Wojtacha w książce „Zabijemy albo pokochamy. Opowieści o Rosji” zabiera nas w podróż nie tylko po tym ogromnym, wielowarstwowym i wielokulturowym kraju, ale także w podróż w głąb samej siebie. Trudno orzec które z nich – Wojtachę czy Rosję – poznajemy lepiej.
„Zabijemy albo pokochamy” to na pozór zbiór opowiadań-reportaży o Rosji. W rzeczywistości jest to proza bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dom z witrażem Żanny Słoniowskiej to zwycięska książka konkursu „Musi się powieść”, organizowanego przez wydawnictwo Znak. W związku z otrzymanym wyróżnieniem budzi specjalne oczekiwania, nie szkodzi jej to jednak, wręcz przeciwnie – dzięki swojej wielowymiarowości, wprawnemu piórze i błyskotliwemu spojrzeniu na sprawy ważne, Żanna Słoniowska przekonuje do siebie kolejnych czytelników.
Autorka z niezwykłą wprawą operuje dźwiękiem, zapachem i obrazem. Wszystkie zmysły i żywioły przenikają się wzajemnie, tworząc zgrabną, pełną i spójną kompozycję. Muzyka jest rzeką pełną ryb, a rzeka alejką pełną topoli. Życie składa się z zapachów i dźwięków oraz kolorów, które w życiu bohaterek zaczęły przeważać, gdy Aba dostała mieszkanie w domu z witrażem. Synestezja podkreślona jest doskonale stosowanym językiem. Na szczególną uwagę zasługuje scena mycia witraża. Sytuację tę autorka opisuje w sposób zmysłowy i namiętny, rozświetlając witraż słońcem, uobecniając i ufizyczniając go w sensie trójwymiarowym, namacalnym. Drzewo z witraża na moment staje się drzewem prawdziwym, spomiędzy którego korzeni wyciera się kurz i ślady przeszłości, a klatka schodowa pachnie lasem. Całość dopełnić mogłyby już tylko niewielkie, ale dobrze brzmiące organy.
Owy witraż znajduje się w centrum fabularnym powieści, wyjątkowej i magicznej. Zajmujący całą wysokość secesyjnej kamienicy, jest malowniczym przedstawieniem czterech żywiołów –powietrza, ziemi, wody i ognia. Posługując się wyrafinowanym zabiegiem metafory przenikania się zmysłów, porządkującym cały utwór, oraz bogatą symboliką, autorka nabudowuje na nim całość fabularną. Witraż jest alegorią wspinaczki życiowej. Towarzyszy każdemu, kto wchodzi lub schodzi po krętych schodach. Resztki brązowo-ognistych podziemi to pożądanie i miłość, która dwukrotnie rodzi się na krętej klatce schodowej tytułowego domu – dwukrotnie jej udziałem jest Mikołaj, pałający uczuciem do Marianny, po jej śmierci poszukujący odbicia ukochanej w jej córce, w której pod wpływem tej relacji budzi się żarliwa namiętność. Z podziemi wyrasta długi, samotny pień drzewa. To dąb. Metafora drzewa pojawia się w powieści wielokrotnie – jest tematem, sensem, dominantą malarstwa narratorki, jest także jej ciałem, które widzi przeglądając się w lustrze. Pień przecina na pół turkusowe jezioro. Ryby, alegoria wody i metafora okrętu pojawiają się w kluczowych momentach powieści. Narratorka wraz z Abą – swoją babką – płyną wśród alei topoli, byłym korytem byłej rzeki Pełtwi, przystając w sklepach po drodze – rzucając kotwicę w porcie. Dziewczynka musi podporządkować się rytmowi ulicy, inaczej zostałaby wyrzucona za burtę. I wreszcie nad jeziorem wznosiły się zielone góry z niebieskimi choinkami, które przechodziły w biel i liliowość obłoków. Ta przestrzeń symbolizuje dźwięki i muzykę, mające tak ważną rolę w powieści. Każda z bohaterek ma własny głos. Śpiew jest symbolem wyzwolenia i walki (zarówno z władzą, jak i z własną matką czy babką). Swoje dźwięki mają także znaczące przedmioty.
Jednak witraż w powieści Żanny Słoniowskiej jest nie tylko ufizycznieniem konstrukcji synestetycznej. Pełni jeszcze jedną, ogromnie ważną dla wymowy utworu rolę. Witraż jest Lwowem. Narratorka i Mikołaj rozumieją, jak istotna dla kamienicy jest jego obecność. Wypowiedziane przez mężczyznę słowa: To kamienica została dostosowana do witraża, a nie witraż do niej bezpośrednio odnoszą do motta utworu. Parafrazując: Lwów musi być ważny, ponieważ należy do mnie. I jest ważny równie jak witraż. Można by się zastanawiać, co mocniej połączyło bohaterki z Mikołajem – witraż, czy właśnie Lwów, ostatnia membrana kulturowa państwa. Kiedy na „szklanej kurtynie kamienicy” pojawiają się pęknięcia, zostaje zabrana do innego budynku. Kamienica umiera – nikt nie potrafi żyć po zabiegu wycięcia serca. To wyraźna analogia do wykradanego, wydzieranego wręcz wzajemnie przez sąsiadujące państwa, pięknego i wielowymiarowego kulturowo miasta, które istnieje nadal, jednak porosłe jest „architektoniczną pleśnią” i powoli zamienia się w miasto-hotel. Na poziomie symbolicznym witraż i Lwów to jedno. I każde z nich jest zarówno tłem akcji, jak i jej ważnym bohaterem.
Dom z witrażem ma wiele ścieżek interpretacyjnych. To także powieść o inicjacji, o poszukiwaniu własnej tożsamości, szczególnie tej narodowej, i o walce za ojczyznę, także – a może zwłaszcza – ojczyznę wybraną. To palimpsestowa narracja o relacji matki i córki a także historia czterech pokoleń kobiet, z których każda symbolizuje odmienną płaszczyznę czasu – przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość; scalane w linearną konstrukcję spełniającą się poprzez osobę narratorki. Dom z witrażem to różne sposoby na kobiecość i nieobecni mężczyźni, opowieść o życiu i śmierci, eksploracja ziemi niczyjej i próba scalenia tego, co – jak witraż – zaczyna się rozsypywać.

Dom z witrażem Żanny Słoniowskiej to zwycięska książka konkursu „Musi się powieść”, organizowanego przez wydawnictwo Znak. W związku z otrzymanym wyróżnieniem budzi specjalne oczekiwania, nie szkodzi jej to jednak, wręcz przeciwnie – dzięki swojej wielowymiarowości, wprawnemu piórze i błyskotliwemu spojrzeniu na sprawy ważne, Żanna Słoniowska przekonuje do siebie kolejnych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to