ghanima

Profil użytkownika: ghanima

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
62
Przeczytanych
książek
94
Książek
w biblioteczce
2
Opinii
3
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Książka w mojej ocenie jest koszmarna. Naiwna, sztampowa, przewidywalna, absolutnie niewiarygodna. Coś takiego mogłaby napisać niedojrzała nastolatka, ale... autorem jest (podobno) dojrzały mężczyzna. Aż trudno mi pojąć, jak można było stworzyć tak szkodliwą (właśnie SZKODLIWĄ) powieść.

Zapytacie dlaczego szkodliwą? Pozwolę wyjaśnić to w kilku punktach, wybaczcie, jeśli coś pominę:

1. Wątek, który mnie zawsze "rusza" najbardziej to wątek adopcji. To w jaki sposób przedstawiana jest ona w polskich mediach, filmach, serialach i książkach woła o pomstę do nieba i mogłoby być tematem bardzo długiego wywodu. Ta książka przedstawia ten wątek w sposób absolutnie niezgodny z przepisami polskiego prawa, w sposób stereotypowy i w mojej ocenie SZKODLIWY. Ktoś powie, że bohater ma ponad 40 lat, kiedyś mogło być tak jak pisze autor książki. Otóż... NIE. Kodeks rodzinny i opiekuńczy, który do dziś obowiązuje w naszym kraju pochodzi z 1964 roku i reguluje kwestie adopcji. Kandydaci na rodziców adopcyjnych muszą zostać do swojej funkcji odpowiednio przygotowani (to fakt, że kiedyś to przygotowanie wyglądało inaczej niż dziś, ale ono zawsze, w takiej czy innej formie BYŁO). Nie jest możliwe, by ktoś oddał swoje dziecko ludziom, którzy akurat przejeżdżali przez wieś!!! Owszem, kiedyś prawo pozwalało rodzicowi na wskazanie osoby, która ma przysposobić jego dziecko (obecnie nie ma takiej możliwości), ale o adopcji ZAWSZE orzeka SĄD. I nie ma także możliwości, by nie pozostał po tej adopcji ślad, że dorosły adoptowany, wiedząc o tym, że nie jest biologicznym dzieckiem swoich rodziców, nie dotarł do personaliów tych, którzy go spłodzili. Wystarczy pójść do USC i poprosić o odtajnienie swojego pierwotnego aktu urodzenia. Urzędnik ma OBOWIĄZEK taki akt wydać dorosłemu, który o niego prosi. Poszukujący korzeni człowiek znajdzie w nim dane osobowe rodziców biologicznych (a przynajmniej matki, bo ojciec może być nieznany), a także datę i sygnaturę sprawy sądowej, na której orzeczone zostało przysposobienie. Adopcja zostawia ślad. ZAWSZE. Dlatego przedstawiając adopcję w taki sposób, książka ta mówi nieprawdę, wspiera mity i SZKODZI, bo ludzie, którzy chcieliby i mogliby zostać świetnymi rodzicami adopcyjnymi przychodzą do ośrodka adopcyjnego, dowiadują się o procedurach i mówią; "to za trudne, myśleliśmy, że jest inaczej". Albo nie przychodzą wcale, bo czytają, że dzieci są dawane byle komu...

2. Druga sprawa to "psychologia postaci". Bohaterowie i to wszyscy bez wyjątku są przedstawieni płytko i sztampowo. Owszem autor sili się na "pogłębiony" rys Marty, dając jej przeszłość nie do pozazdroszczenia... ale ona absolutnie nie zachowuje się jak ktoś, kto przeżył to wszystko, co autor przeżyć jej kazał. Autor gdzieniegdzie pisze w psychologicznym tonie, tłumacząc zachowania swoich bohaterów, pisze o nich tak jakby dogłębnie siebie samych rozumieli... a tak w oczywisty sposób nie jest. Z jednej strony opis ich życia wewnętrznego upstrzony pojęciami wyjętymi z psychologii popularnej, sugeruje, że mają w siebie duży wgląd, a z drugiej strony ich zachowania i reakcje temu na każdym kroku przeczą. I tak kolejno:

a) Marta - 29 letnia mężatka z 7-letnim stażem, niepłodna, po traumatycznym dzieciństwie z ojcem alkoholikiem (obecnie trzeźwym) i despotyczną matką, która głosząc katolickie dogmaty (np: o nierozerwalności małżeństwa), cytując klasyka: "biła bez litości". Dowiaduje się, że ma chłoniaka, śmierć zagląda jej w oczy, ale już na samym początku książki mamy medyczny cud, którego żaden z lekarzy wyjaśnić nie umie. Bohaterka zdrowieje i radosną nowiną chce podzielić się z mężem. Normalne. Facet odbiera od niej telefon "zdyszany". I już w tej chwili wiemy, nie można mieć wątpliwości, że bohaterka wróciwszy do domu zastanie go w łóżku z inną (a tak w ogóle kto w czasie seksu odbiera telefon?). Nawiasem mówiąc... idiota z tego męża, że wiedząc iż żona wraca (to nieważne, że powiedziała, że będzie za 2 godziny), nie wyprasza kochanki z domu. Marta wracając do domu snuje plany o świętowaniu z mężem swojego cudownego ozdrowienia. Opis sugeruje, że ten Krzysztof ma swoje wady, mieli ostatnio problemy, ale jednak Marta nie myśli o tym, że jej małżeństwo to fikcja. Kiedy zastaje go w łóżku z sąsiadką... w ciągu kilku chwil bez słowa wrzuca do walizki kilka szmat i się wyprowadza. Serio? Ja rozumiem wzburzenie i w ogóle... ale ja bym mu zrobiła awanturę... a przed opuszczeniem mieszkania naprawdę porządnie bym się spakowała. Gdzie jedzie? Do swojej despotycznej matki. Naprawdę nie ma przyjaciółek, koleżanek? NIKOGO innego? Jedzie do matki, która zawsze ją krzywdziła i teraz także ją skrzywdzi. (A w środku dialog wewnętrzny o wybaczeniu matce, które już przecież dawno się stało... z takim rysem psychologicznym Marta powinna była zostać z mężem i jemu też wybaczyć...). Nie zrozumcie mnie źle. Popieram wybaczanie, zostawianie przeszłości w przeszłości, ale to się nie dzieje na pstryknięcie palcem, jak sugeruje autor. Marta pobędzie u matki krótko, po czym rozczarowana tym, że "nic się nie zmieniło" (no bo co się miało niby zmienić... matka bohaterki nie doznała przełomu) uda się na Podkarpacie do kobiety, która ją uzdrowiła z chłoniaka. Tam zaledwie po kilku dniach od wyprowadzki od męża, będzie w pełni gotowa na nową miłość... która oczywiście się pojawi. SERIO?!?! ROZSTANIA i MIŁOŚĆ tak NIE działają. Nawet jeśli była zdrada i nie da się wybaczyć... po siedmioletnim związku (zwłaszcza małżeńskim) przeżywa się żałobę. Nie pakuje się natychmiast w ramiona innego, a już na pewno nie przyjmuje się oświadczyn kogoś, kogo zna się niespełna tydzień!!!

b) Ewelina - dziennikarka śledcza wraz z innym dziennikarzem, udając małżeństwo borykające się z bezdzietnością ma za zadanie zdemaskować jako oszustkę podkarpacką znachorkę. Nie znam się na dziennikarstwie śledczym, ale jeśli udaje się małżeństwo i nie chce się wzbudzać podejrzeń, to wynajmując kwaterę w gospodarstwie agroturystycznym nie bierze się osobnych pokoi. Nie zachowuje się też wobec rzekomego męża ze wzgardą, nie zostaje się w pokoju, gdy on gdzieś się wybiera, nie flirtuje się z synem gospodyni, bo to grozi zdemaskowaniem. Ewelina jest już po rozwodzie, jest majętna i snobistyczna. Na podkarpackiej wsi zadziwia ją to, że ludzie czytają książki, że ktokolwiek nie mówi gwarą, że właścicielka sklepu prowadzi czytelniczego bloga. SERIO?!?! Oczywiście ona również wpada w sidła "wielkiej prawdziwej" miłości do ledwopoznanego mężczyzny. I ona także przyjmuje jego oświadczyny po niespełna tygodniu znajomości, otwierając się wewnętrznie na świat i naturę, porzucając wielkomiejskie, warszawskie życie, doceniając prostotę wsi. To się nie miało prawa wydarzyć w tak krótkim czasie, o ile bohaterka nie jest egzaltowaną nastolatką.

c) Andrzej - dziennikarz, a zarazem prawnik, lat 46 w dzieciństwie adoptowany, jego cudowni, bogaci rodzice którzy dali mu wszystko co materialne i niematerialne nie żyją bo zginęli w wypadku samochodowym. Wie, że był adoptowany, ale mimo usilnych starań (punkt pierwszy wyjaśnia jak bardzo "usilne" być musiały zwłaszcza w wykonaniu "prawnika") nie znalazł nic na temat swoich korzeni. Wybiera się z Eweliną na podkarpacką wieś jako jej rzekomy mąż. Niby jest tu pierwszy raz w życiu, ale jednak wszystko jest "dziwnie znajome", a czytelnik w tym momencie już się domyśla, że te jego nieodnalezione korzenie muszą być przecież w tej właśnie wsi... Poznaje znachorkę i młodą kobietę, która u niej zamieszkała ledwie dzień wcześniej, a już jest między nimi tak wielka zażyłość, jakby znały się od zawsze. Oczywiście się zakochuje i oczywiście jest to TA JEDYNA WIELKA MIŁOŚĆ, jakżeby inaczej... oczywiście również dowiaduje się kim jest jego matka i... zachowuje się nie jak człowiek, który wiedział, że jest dzieckiem adopcyjnym i teraz tylko poznaje swoje korzenie, ale jak człowiek, który o tym nie wiedział i nagle wali mu się cały świat. Tak to należy opisać. Reakcja Andrzeja jest gówniarska, niedojrzała, tak samo jak niedojrzałe jest jego uczucie do Marty.

d) Maria - znachorka, kiedyś oddała syna parze, która akurat przejeżdżała przez wieś. Kiedy Andrzej staje w jej progu oczywiście go poznaje. Jasna sprawa. Oczywiście zakłada także, że on mocą intuicji też wie kim ona dla niego jest. I jestem w stanie zrozumieć postać znachorki obdarzonej ponadprzeciętną intuicją... ale żeby wszyscy bohaterowie tej książki tacy byli? Ale oni wszyscy są jednakowo naiwni i niedojrzali.

e) Sławek - lat 30, syn gospodyni u której zatrzymują się Andrzej i Ewelina. W kontraście do nieokrzesanej wiejskiej tłuszczy, człowiek elokwentny, mówiący piękną polszczyzną, oczytany, mądry, szarmancki, religijny, mający szacunek do kobiet, a do tego poeta i bohater, który ratuje kobietę z narażeniem życia (cud, miód, ideał). On też wie od razu, że poznał miłość swojego życia. No bo to się przecież patrzy i się wie, czyż nie? Co z tego, że ta kobieta jest płytką, snobką? Miłość wszystko zmieni. Jasna sprawa. Otóż NIE. MIŁOŚĆ tak nie działa. Zauroczenie, zaćmienie umysłu - jak najbardziej.

A to wszystko, moi drodzy w niespełna tydzień... pierścionki z brylantami i wielkie plany na temat sielankowej przyszłości na wsi, super, co? I jak ludzie mają budować dojrzałe, oparte na wzajemnym zrozumieniu, trwałe związki, skoro w książkach czytają, że to się tylko patrzy i wie? Dlatego ta książka SZKODZI!

3. Górnolotne przemowy, których jest w książce kilka są epickie i... tak niedorzeczne jakich mało. Oto dziennikarz śledczy przed całą wsią (tłumem pijanych ludzi na festynie) zdradza cel i zamysł swojego śledztwa by ratować zaginioną partnerkę... no nie. To jest kompletnie niewiarygodne. I potem występuje ponadprzecietnie oczytana sklepikarka i swą przemową porywa tłumy by szły w las szukać zaginionej kobiety (a obok policja stoi, patrzy i nie robi nic, bo przecież nie minęło dostatecznie dużo czasu od zaginięcia, żeby mogli szukać...). W tym wszystkim jest absolutne ZERO wiarygodności.

4. Wizerunek św. Ojca Pio. Ja rozumiem, że można być niewierzącym, nie znać żywotów świętych i w ogóle. Ale żyć w katolickim kraju i widząc wizerunek Ojca Pio pytać "kto to"? Może to ja jestem głupia jakaś, ale on jest chyba, zaraz po Janie Pawle II najlepiej rozpoznawalnym z wyglądu świętym. Naprawdę ktoś nie wie jak on wyglądał? Andrzej, bohater niniejszej książki... nie wie.

5. Wątek kryminalny a nawet dwa, które zdają się poboczne wobec WIELKIEJ JEDYNEJ MIŁOŚCI, która rodzi się w sekundę. Zawiązuje i... rozwiązuje się w trybie natychmiastowym. Gratuluję autorowi książki opinii o polskim wymiarze sprawiedliwości. Naprawdę, gratuluję.

6. I na koniec perełka: "to nie był żaden mord tylko zwykły gwałt" - to zdanie, które jest dosłownym cytatem z tej książki to absolutny strzał w kolano. No bo przecież jak nie mord... to luzik. Nic się nie stało. Gwałt to przecież zwykła sprawa. SERIO?!?!?!

Książka w mojej ocenie jest koszmarna. Naiwna, sztampowa, przewidywalna, absolutnie niewiarygodna. Coś takiego mogłaby napisać niedojrzała nastolatka, ale... autorem jest (podobno) dojrzały mężczyzna. Aż trudno mi pojąć, jak można było stworzyć tak szkodliwą (właśnie SZKODLIWĄ) powieść.

Zapytacie dlaczego szkodliwą? Pozwolę wyjaśnić to w kilku punktach, wybaczcie, jeśli...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobrze się czyta :)

Bardzo dobrze się czyta :)

Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika ghanima

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
62
książki
Średnio w roku
przeczytane
5
książek
Opinie były
pomocne
3
razy
W sumie
wystawione
62
oceny ze średnią 8,0

Spędzone
na czytaniu
353
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]