rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nieco ponad miesiąc temu ukazał się szósty tom przygód młodej detektywki Enoli Holmes, w którym nie tylko mierzy się ona z kolejną ze spraw przyniesionych na próg znanego perdytorysty doktora Ragostina, ale i w końcu rozwiązuje rodzinną zagadkę, która była jej własnym motorem do działań.

Enola, mimo zaledwie czternastu lat, zdążyła już na dobre odnaleźć się w samodzielnym życiu. Ukrywając swoją prawdziwą tożsamość zarówno w ucieczce przed swoimi braćmi (zwłaszcza Mycroftem), jak i w celu utrzymania pozorów, kiedy poświęca się pracy, wiedzie nieco chaotyczne, ale ustatkowane życie w Londynie. Nagle jednak do jej domu rodzinnego trafia zaadresowana do niej tajemniczna przesyłka, która następnie trafia w ręce Sherlocka Holmesa. Co może w niej być? Czy ma jakiś związek ze zniknięciem jej matki Eudorii? Cały czas w końcu nie udało jej się rozwiązać największej z zagadek, która powraca do niej w chwilach słabości – co takiego stało się z jej matką? Gdzie ona teraz jest? Dlaczego odeszła? I co najważniejsze – czy kiedykolwiek kochała swoją córkę?

Te myśli Enola musi jednak odsunąć na bok, kiedy do jej biura przybywa zrozpaczony duque del Campo, poszukujący swojej zaginionej w okolicy Baker Street żony. Dziewczyna przyjmuje sprawę, mimo że grozi to wpadnięciem na jednego ze swoich braci, i wyrusza przeprowadzić swoje śledztwo, nawet się nie spodziewając, że ta sprawa zawiedzie ją do rozwiązania największej tajemnicy, która zawsze siedziała jej gdzieś z tyłu głowy.

Najnowsza „Enola…” podąża ścieżką nakreśloną już przez poprzednie tomy – w główną sprawę, nad którą pracować przychodzi młodej detektywce, wplecione są elementy jej własnych spraw rodzinnych i relacji z matką i braćmi. Tym razem jednak otrzymujemy wszystkie odpowiedzi – czy są one satysfakcjonujące czy nie, zależeć będzie już od samego czytelnika, ja napiszę jedynie, że bardzo podobało mi się jak nieidealną postacią autorka uczyniła Eudorię Holmes, sprawiając przy tym, że stała się postacią z krwi i kości, a jednocześnie wątek Mycrofta został dla mnie napisany płytko i po łebkach, żeby tylko skończyć na umyślonym przez autorkę zakończeniu.

„Sprawę tajemniczego zaginięcia księżnej” czyta się bardzo lekko i dalej uważam, że to doskonała lektura dla nastolatków. Enola jest zarówno silną, upartą indywidualistką, która odrzuca konwenanse i chce żyć po swojemu, a jednocześnie jest zwykłą nastolatką, która potrzebuje wsparcia emocjonalnego, bliskości rodziny i potwierdzenia swojej wartości. Lubię, że nie jest klasyczną Mary Sue, a znalazło się też miejsce na emocje, słabości i wątpliwości.

Jedyną zmorą narracji były dla mnie opisy. Nancy Springer koniecznie chciała się pochwalić swoją znajomością strojów i architektury z epoki i chcąc nie chcąc zamęczani jesteśmy szczegółowymi opisami budynków, pomieszczeń i strojów zarówno Enoli, jak i innych bohaterów. Ani nie wypada to dobrze w ciągu narracji, ani nie pasuje mi to do postaci, bo w końcu świat widzimy z jej punktu widzenia. Na mój gust po prostu przedobrzone, zwłaszcza w tym tomie. Na plus jednak wypadają znowu wplecione w historię wiktoriańskie ciekawostki – zawsze mają one swoje miejsce w fabule i na pewno zainteresują młodego czytelnika.

„Sprawa tajemniczego zaginięcia księżnej” to całkiem satysfakcjonujące zakończenie serii, nawet jeśli sama końcówka wydaje się w niektórych aspektach trochę banalna i naiwna. Jestem jednak przekonana, że dla swojej grupy wiekowej zakończenie to okaże się idealnym domknięciem wątków i rozwiązaniem problemów ich rówieśniczki Enoli. Może i jest tak naprawdę słodko-gorzkie, ale zawiera dużo słów, które każdy młody czytelnik na miejscu detektywki pragnąłby usłyszeć. I jak wszystkie tomy z tej serii, które miałam okazję czytać (a liczę, że pozostałe też są na tym poziomie) bardzo polecam przygody młodej Enoli Holmes zarówno jako wprowadzenie do Sherlocka Holmesa i czasów wiktoriańskich, jak i zwyczajnie dobrą lekturę dla nastolatków!

Nieco ponad miesiąc temu ukazał się szósty tom przygód młodej detektywki Enoli Holmes, w którym nie tylko mierzy się ona z kolejną ze spraw przyniesionych na próg znanego perdytorysty doktora Ragostina, ale i w końcu rozwiązuje rodzinną zagadkę, która była jej własnym motorem do działań.

Enola, mimo zaledwie czternastu lat, zdążyła już na dobre odnaleźć się w samodzielnym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 7 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,7
Moriarty: Tom 7 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

Najnowszy tom łączy w sobie dwie historie. Pierwsza jednorozdziałowa to „Przygoda czterech służących”. Tytuł pobrzmiewa echem „Przygody trzech studentów”, ale nie ma nic wspólnego z tym opowiadaniem. Druga, ciągnąca się aż do końca tomiku, to „Duch z Whitechapel”.

Kontynuując historię z poprzedniego tomu, fabułę siódemki otwiera pojawienie się w domostwie braci Moriartych Irene Adler – teraz już w jej nowym wcieleniu Jamesa Bonda. Muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczona wokół jakich wątków postanowiono rozegrać historię tej postaci. Fabuła Adler/Bonda została tutaj przedstawiona jako wątek osoby transpłciowej i manga bardzo wyraźnie to zarysowuje, nawet jeżeli po poprzednich tomach nie specjalnie moglibyśmy oczekiwać tego, że nowe wcielenie Adler to coś więcej niż tylko przebieranka w celu ukrycia swojej poprzedniej tożsamości. Manga otwarcie brnie w wątek transpłciowy, konfrontując swojego bohatera z różnymi opiniami innych postaci na ten temat. Większość z nich od razu i bez zająknięcia akceptuje tę przemianę, nowe imię i nowy sposób zwracania się i mówienia o Bondzie, jednemu z nich tylko przychodzi zgłosić klasyczne w tym temacie „ale”. Wszystko oczywiście osadzone jest w przerysowanej konwencji całej tej serii (Bond wpadający na rozebranego akurat Morana itp.), ale tak naprawdę reakcja większości bohaterów jest tu na medal i bardzo się cieszę, że takie treści pojawiają się po pierwsze w japońskim tytule, a po drugie w takim skierowanym głównie do nastolatków. Zawsze na plus!

Bond, jego relacja z Moranem i wpasowanie się w całą grupę Moriartych to zdecydowanie wiodący wątek tego tomu. Ale oczywiście z dzielnicą Whitechapel, która pojawia się w tytule drugiej z historii, może kojarzyć się tylko jedna i jedyna postać – Kuba Rozpruwacz – i to wokół niego kręci się przygoda! Czy nasi szarzy moralnie bohaterowie staną po jego stronie czy przeciwko? Co na to Sherlock Holmes i Scotland Yard? Tego zdradzać już nie będę, ale wspomnę, że naszych głównych bohaterów wesprze jeszcze jedna osoba, ich dawny mistrz i kamerdyner, osoba, która jako pierwsza uzyskała pseudonim Jacka the Rippera, niejaki Jack Renfield. Jego nazwisko może brzmieć wam znajomo, bo tak samo nazywał się sługa Draculi! Ten Renfield jednak nie wydaje się mieć z nim nic wspólnego.

Jeżeli interesują was w tej mandze głównie postaci Holmesa i Watsona niestety za wiele ich nie uświadczymy, ale szajka głównych bohaterów również bez problemu zangażuje was w historię, nawet bez udziału znanego detektywa. Siódemkę czytało się bardzo przyjemnie, chyba najlepiej ze wszystkich dotychczas wydanych tomów i jedyną rzeczą, która zatrzymała mnie na dłużej, było… potknięcie tłumaczki! Trafiła się koszmarna kalka z angielskiego. Aż się dziwię, że przy dwuosobowej redakcji tytułu naprawdę nikt tego nie wyłapał. Nie wpływa to jednak na odbiór historii, „Moriarty” to cały czas lekka, miła rozrywka, które może nieraz i irytuje swoimi uproszczeniami i banalizacją, ale z drugiej strony można sobie przy tym spokojnie odetchnąć i dalej odkrywać bardzo nietypową interpretację Sherlocka Holmesa.

Najnowszy tom łączy w sobie dwie historie. Pierwsza jednorozdziałowa to „Przygoda czterech służących”. Tytuł pobrzmiewa echem „Przygody trzech studentów”, ale nie ma nic wspólnego z tym opowiadaniem. Druga, ciągnąca się aż do końca tomiku, to „Duch z Whitechapel”.

Kontynuując historię z poprzedniego tomu, fabułę siódemki otwiera pojawienie się w domostwie braci Moriartych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 6 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,9
Moriarty: Tom 6 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

W końcu znalazłam chwilę, żeby nadrobić najnowszy z tomów Moriarty’ego! Tym razem, jak po okładce można wnioskować, gwiazdą historii jest nikt inny jak The Woman, czyli Irene Adler! Jaki los zgotowali jej twórcy mangowych przygód braci Moriarty’ich?

Poprzednia część była dla mnie lekkim rozczarowaniem, na szczęście w tym tomie komiks znowu wraca na lepsze tory. Cała „szóstka” to kontynuacja wątku rozpoczętego w poprzedniej części: „Skandalu w Imperium Brytyjskim”. Śledzimy losy Irene Adler, która wylądowała po środku o wiele większej afery niż początkowo zakładała i żeby ratować swoje życie, musi mądrze wybierać pomiędzy brytyjskim rządem, ochroną ze strony Holmesa i Watsona a protekcją ze strony mistrza zbrodni i konsultanta kryminalnego.

Autorzy mangi portretują Irenkę nie tylko jako femme fatale, korzystającą ze swojej urody intrygantkę, złodziejkę i szantażystkę, ale wzięli sobie też do serca jej umiejętności w departamencie przebierania się. W kanonie mieliśmy scenę, gdzie Adler przebierała się za mężczyznę – znajdziemy ją i tutaj, a oprócz niej i wiele innych okazji, kiedy bardzo skutecznie kreuje się na mężczyznę, próbując uniknąć detekcji. Okazuje się też, że jej motywacji wcale nie jest tak daleko do Moriartych i zaskakująco… do Mycrofta, którego rola tym razem nieco się powiększa! Ale nie będę zdradzać szczegółów.

Irenka w przebraniu mijająca Holmesa z „Good-night, Mister Sherlock Holmes” i tym razem nie jest jedynym smaczkiem dla fanów kanonu, odniesień znajdziemy więcej – również do BBC Sherlocka! Ponownie pojawiają się również Wiggins z Baker Street Irregulars oraz Mycroft jako minister współpracujący z MI6. Cały czas też idziemy tropem wątku z Jamesem Bondem, ale nie będę zdradzać tego, co się okazuje na samym końcu! Tak jak i w czwartym tomie, na warsztat wzięto historię świata i to nawet w całkiem sprytnym wydaniu, bardzo fajnie w fabułę wpleciono motyw Rewolucji Francuskiej. Tym razem jednak przyczepię się nieco do tłumaczenia. Od pierwszego tomu mangi polską wersję językową opracowuje ta sama osoba, tutaj jednak ewidentnie mieliśmy jakiś spadek formy – dialogi chwilami brzmią strasznie sztywno i nienaturalnie i bardzo spod nich przebija japoński. Mam nadzieję, że kolejny tom wróci na dobre tory!

Byłam pewna obaw, jeśli chodzi o postać Irene, zwłaszcza biorąc pod uwagę „piątkę”, ale twórcy wychodzą całkiem obronną ręką. Może i nie wykraczamy poza dosyć banalne konwencje fabularne, które charakteryzują całą tę serię, ale w jej obrębie udało im się stworzyć całkiem w porządku wersję The Woman. Czekam na kolejny tom i mam nadzieję, że fabuła będzie się rozwijać już tylko na plus!

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie tytułu do recenzji.

W końcu znalazłam chwilę, żeby nadrobić najnowszy z tomów Moriarty’ego! Tym razem, jak po okładce można wnioskować, gwiazdą historii jest nikt inny jak The Woman, czyli Irene Adler! Jaki los zgotowali jej twórcy mangowych przygód braci Moriarty’ich?

Poprzednia część była dla mnie lekkim rozczarowaniem, na szczęście w tym tomie komiks znowu wraca na lepsze tory. Cała...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 5 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,7
Moriarty: Tom 5 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

W kolejnej części mangi skupiamy się na kolejnej z postaci ze świata Sherlocka Holmesa – tym razem większość historii poświęcona jest Irene Adler, która i tutaj, tak jak w większości adaptacji, zawodowo para się kradzieżami, oszustwami i szantażami. A w kanonie chciała tylko spokojnie wyjść za mąż, haha.

Piąty „Moriarty” to dwie historie: zakończenie fabuły z poprzedniego tomu (pojedynek Holmesa i Moriarty’ego na to, kto szybciej rozwikła sprawę trupa w pociągu) oraz otwarcie nowego większego wątku, który ciągnie się również przez całą „szóstkę”. A jest nim „Skandal w Bohemii”! Tylko oczywiście w zupełnie nowej wersji.

Historia zatytułowana jest „Skandal w Imperium Brytyjskim” i na pierwszy rzut oka ma całkiem sporo wspólnego z oryginalnym opowiadaniem – mamy króla Czech, który w masce odwiedza Baker Street i próbę wykradnięcia zdjęcia z domu Adler z wykorzystaniem pożaru, ale za tym wszystkim kryje się typowy dla tej mangi twist. Mieliśmy już Irene, która była Moriartym, teraz mamy Irene, która jest… przeczytajcie sami, co będę spoilerować!

Spotkanie Holmesa i Adler w tego typu tytule oczywiście równa się tonom fanserwisu. Czy Wam się to spodoba czy nie, to już sprawa bardzo indywidualna. Ja akurat fanką nie jestem, ale co poradzić. Dla wielu osób będzie to jednak wartość bardzo dodatnia.

W piątym Moriartym fabuła znowu wpadła trochę na tory, które nie do końca mi odpowiadają, poprzedni tom podobał mi się o wiele bardziej. Ale otrzymujemy też tutaj historię, która w większości skupiona jest na Holmesie i Watsonie (i oczywiście Adler), a tego póki co nie było! Aczkolwiek ten Holmes jest dla mnie wyjątkowo antypatyczny, haha. Mam mniej więcej pojęcie, jak historia Irenki się rozwinie, ale zobaczymy z kolejnym tomem – może znowu trochę bardziej trafi w mój gust!

W kolejnej części mangi skupiamy się na kolejnej z postaci ze świata Sherlocka Holmesa – tym razem większość historii poświęcona jest Irene Adler, która i tutaj, tak jak w większości adaptacji, zawodowo para się kradzieżami, oszustwami i szantażami. A w kanonie chciała tylko spokojnie wyjść za mąż, haha.

Piąty „Moriarty” to dwie historie: zakończenie fabuły z poprzedniego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 4 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,7
Moriarty: Tom 4 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

Zostałam nieco w tyle z mangą „Moriarty” – wydano już sześć tomów, a ja od czasu trójki nie miałam kiedy przeczytać nowości! Ale już nadrabiam swoje zaległości i przed Wami parę słów o czwartym tomie przygód braci Moriartych, tym razem ze spotlightem na pułkowniku Moranie!

Mimo że z okładki spogląda na nas nikt inny jak John Watson, nie jest on głównym tematem tego tomiku. Czwarty „Moriarty” składa się z trzyrozdziałowej historii zatytułowanej „Człowiek ze złotą armią” poświęconej Moranowi oraz pierwszego rozdziału „Dwóch detektywów”, wątku, który kontynuowany jest w tomie piątym. Do tej pory nazwy poszczególnych historii (czy też aktów, jak są one nazywane w mandze) odnosiły się wyraźnie do konkretnych tytułów opowiadań, tutaj jednak nawiązania są mniej oczywiste – „Człowiek ze złotą armią” ma się zapewne kojarzyć ze „Złotymi binoklami”, a tytułem najbliższym „Dwóm detektywom” byłby dla mnie „Umierający detektyw”.

Czwarty tomik „Moriarty’ego” najprościej podsumować dwoma słowami: „Moran” oraz „James Bond”. Brzmi jak nietypowe połączenie? To zawsze lubiłam w popkulturze japońskiej, potrafi ona w bardzo swobodny i zręczny sposób łączyć ze sobą motywy, które nam w pierwszej chwili zupełnie nie przyszłyby na myśl. Ale w końcu i Holmes i Bond to Anglia, więc czemu nie? A gdzie w „Moriartym” znajdziemy tajnego agenta Jej Królewskiej Mości? Albert James Moriarty, starszy brat Williama Jamesa Moriarty’ego, czyli naszego głównego bohatera i masterminda stojącego za całym planem oczyszczenia brytyjskich elit, pracuje w Londynie w tajnej jednostce MI6 (powstała ona tak naprawdę nieco później, ale nie ma co tej mangi rozliczać z historii). Daje on Moranowi tajną misję przyjrzenia się tajemniczej śmierci agenta, który badał w Indiach Brytyjskich przebieg II wojny brytyjsko-afgańskiej. Któż lepszy niż Moran, który służył tam w armii?

Przy okazji wizyty w MI6 natrafiamy na mnóstwo bondowskich smaczków. M to nikt inny jak sam Moriarty, wybieramy się również do laboratorium Q, w misji pułkownikowi towarzyszy Moneypenny, a sam Moran otrzymuje numer 006 i korzysta z pseudonimu „Alec Trevelyan” (GoldenEye!). Nie zabrakło również odniesień do kanonu, a więc Sebastian uwielbia polować na wielkie koty i pojawiają się żarciki o napisaniu książki na ten temat (kanoniczne „Gruba zwierzyna Himalajów zachodnich” oraz „Trzy miesiące w dżungli”), a Mycroft Holmes przewija się przez MI6 w ramach bliżej nieokreślonego „rządu”.

Drugi wątek tego tomu, „Dwóch detektywów”, przenosi nas z powrotem do Anglii do Sherlocka, który nie potrafi przestać myśleć o wyzwaniu rzuconym mu przez głównego z braci Moriartych. Akcja się zawiązuje, kiedy okazuje się, że zarówno Holmes i Watson, jak i bracia Moriarty, podróżują jednym pociągiem, w którym w jednym z przedziałów leży trup, a krew na sobie ma nasz dobry doktor… Dla Holmesa jednak to tylko gra, w której próbuje pokonać Moriarty’ego szybciej od niego odnajdując sprawcę przestępstwa, na które się natknęli.

Manga „Moriarty” dalej pełna jest wielkich słów i idei w bardzo czarno-białym i uproszczonym świecie, ale taki już jej urok – nie jest to głęboka analiza społeczeństwa, a rozrywkowe czytadełko czerpiące garściami nie tylko z samego Holmesa, ale i z innych tekstów popkultury. Muszę jednak przyznać, że ten tom podobał mi się o wiele bardziej od poprzednich! Przerysowanej pompatyczności było nieco mniej, a i ten Bond był całkiem fajnie wpleciony w fabułę. Aż wolałabym zostać z wątkiem Morana niż wracać do Moriarty’ego i Holmesa, ale cóż poradzić. Cieszą mnie wszystkie smaczki i bajzel historyczno-społeczny w tej historii i z ciekawością będę obserwować, co jeszcze i w jakiej formie pojawi się w tej mandze. Oraz jako, że kiedyś czytałam i oglądałam o wiele więcej mangi i anime, na swój sposób bardzo doceniam zaczerpnięcie przez twórców żarciku z Naruto – nawet takie kwiatki da się tu odnaleźć, haha!

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie tytułu do recenzji.

Zostałam nieco w tyle z mangą „Moriarty” – wydano już sześć tomów, a ja od czasu trójki nie miałam kiedy przeczytać nowości! Ale już nadrabiam swoje zaległości i przed Wami parę słów o czwartym tomie przygód braci Moriartych, tym razem ze spotlightem na pułkowniku Moranie!

Mimo że z okładki spogląda na nas nikt inny jak John Watson, nie jest on głównym tematem tego tomiku....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Księga zagadek Sherlocka Holmesa” wydawnictwa AlmaPress nie jest może najświeższym tytułem (chociaż w przygotowaniu jest teraz drugi tom, który niedługo się ukaże), ale dopiero niedawno natknęłąm się na tę książkę. Kiedy tylko wzięłam ją do ręki, moim pierwszym skojarzeniem od razu były książki, które miałam za dziecka – „Wielkie księgi zagadek Disneya”! Ktoś z Was miał, haha? „Księga zagadek Sherlocka Holmesa” jest taką bardziej dorosłą wersją tamtego tytułu, co nie oznacza jednak, że jest tylko dla dorosłych ze względu na swój poziom trudności. Myślę, że każdy znalazłby w niej coś dla siebie! Zajrzyjmy nieco do środka.

Książka to 170 stron zagadek, z czego dwie są oznaczone jako „diabelsko” trudne, oraz rozwiązania do nich. Są to klasyczne zagadki i łamigłówki przerobione na sherlockowe klimaty, stąd może się zdarzyć, że natraficie na coś, co już skądś znacie. Ja na taki znany mi motyw natrafiłam już przy drugim zadaniu, bo znałam je dobrze z „Czarnych historii”, haha. Nie znaczy to jednak, że jest nudno i większość odpowiedzi się już zna – po prostu od czasu do czasu coś może brzmieć znajomo. Autorem „Księgi…” jest Dan Moore, który krzyżówkami i łamigłówkami zajmuje się zawodowo, stąd mamy tutaj naprawdę ciekawy przegląd różnego typu wyzwań.

Jakiego typu łamigłówki znajdziemy w środku? Przyjdzie nam głowić się nad zadaniami na myślenie lateralne, rozwiązywaniem problemów, testami na spostrzegawczość, zagadkami logicznymi, matematycznymi, pamięciowymi i testami na kreatywność. Znajdziemy zarówno zadania przypominające wspomniane wcześniej „Czarne historie”, w których musimy wyjaśnić nietypowe zdarzenia, jak i przerobione wersje sudoku i krzyżówek, zadania czysto matematyczne (podręczniki do matematyki by się nie powstydziły) i również szyfry do rozwiązania – jest bardzo różnorodnie! Całość przywodzi mi na myśl taki bardzo zaawansowany zeszyt z krzyżówkami w bardzo ładnej oprawie wykorzystującej wiktoriańskie motywy i Holmesa. Naprawdę świetny sposób, żeby nieco rozruszać szare komórki! Zawiodłam się jednak nieco na tych dwóch najtrudniejszych zagadkach – powiedziałabym, że może są nieco bardziej pracochłonne, ale na pewno nie piekielnie trudne.

Jeśli lubicie wszelkiego typu klasyczne zagadki, łamigłówki, krzyżówki, sudoku i nie straszne Wam jest główkowanie i okazjonalna matematyka to jest to idealny tytuł dla Was! Fajnie mieć go pod ręką na smętne, szare popołudnie albo wolny wieczór, kiedy mamy ochotę na coś więcej niż scrollowanie Internetu! I jest to zdecydowanie dobry sposób, żeby rozwijać swoją spostrzegawczość, logiczność, odchodzenie od schematów oraz pamięć. I wszystko w fajnej sherlockowej oprawie!

„Księga zagadek Sherlocka Holmesa” wydawnictwa AlmaPress nie jest może najświeższym tytułem (chociaż w przygotowaniu jest teraz drugi tom, który niedługo się ukaże), ale dopiero niedawno natknęłąm się na tę książkę. Kiedy tylko wzięłam ją do ręki, moim pierwszym skojarzeniem od razu były książki, które miałam za dziecka – „Wielkie księgi zagadek Disneya”! Ktoś z Was miał,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

OmniaSherlockiana@FB

W ramach serii dla dzieci wydawnictwa Tandem w moje rączki trafiły również dwa pierwsze tomy przygód francuskiego dżentelmena-włamywacza Arsène’a Lupina: „Tajemnica pereł lady Jerland” oraz „Fałszywy detektyw”. Lupin to postać, którą chciałabym lubić, ale zawsze miałam z nią trochę pod górkę. Jednak po lekturze Sherlocka Holmesa od Tandemu, do książek o włamywaczu zasiadłam z nadzieją, że w końcu znajdę coś lupinowego, co mi się spodoba. Czy tym razem jego urok zadziałał?

Pierwszym, co zwróciło moją uwagę, był oczywiście wygląd książek. Również ta seria jest bardzo ładnie wydawana: twarda oprawa, specjalnie przygotowane grafiki, estetyczny projekt okładki i dobry papier od razu nastawiają na dobrą lekturę! Drugą rzeczą, na którą od razu padł mój wzrok, było nazwisko autora. Książki nie są stricte opowiadaniami Maurice’a Leblanca, a zostały napisane przez Dariusza Rekosza na motywach serii o Arsène’ie Lupinie. Zabrałam się więc do lektury nastawiona na zupełnie nowe przygody Lupina.

Czytając pierwszy z tomów szybko jednak zdałam sobie sprawę, że brzmi on dziwnie znajomo. Zajrzenie do tomiku oryginalnych przygód Arsène’a Lupina szybko potwierdziło moje uczucie deja vu – powieści Dariusza Rekosza są przerobioną, wydłużoną wersją przygód Lupina spod pióra Leblanca. Tak więc „Tajemnica pereł lady Jerland” to „Aresztowanie Arsène’a Lupina”, a „Fałszywy detektyw” to „Arsène Lupin w więzieniu” z pierwszego zbioru opowiadań o włamywaczu. Króciutkie francuskie opowiadania zostały nieco zmienione i wydłużone, żeby mogły stanowić osobny tomik i odpowiadały swoją treścią literaturze dla dzieci.


Jak się je czyta? Tutaj się niestety zawiodłam. Pomijając fakt, że nie jestem fanką oryginalnych opowiadań i mam do nich bardzo wiele „ale”, patrząc na te dwa tomiki jak na osobny byt, również nie mam za wiele dobrego o nich do powiedzenia. Moim największym problemem jest warsztat literacki – czułam się trochę jakbym czytała czyjeś pierwsze próby pisania w połączeniu z wielką chęcią pochwalenia się swoją znajomością ciekawostek z okresu, w którym rozgrywa się akcja książek. W narracji otrzymujemy mnóstwo niepotrzebnych informacji, jak na przykład wiemy, co każdy bohater jadł i jakiego smaku koktajl pił, co oczywiście nie ma żadnego znaczenia w odniesieniu do fabuły. Pojawia się też wiele zbędnych opisów, zarówno wnętrz, jak i czynności, które robią postaci. Typowy błąd, który znajdziemy na przykład w fanfikach początkujących pisarzy – dokładnie wszystko zostaje opisane. Często też albo ustami bohaterów albo w narracji dostajemy trivię na temat początku XX wieku. Ma to zwykle swój urok, na przykład doskonale działa w Enoli Holmes, ale tutaj te wstawki są wyjątkowo niezgrabne i znikąd oraz ponownie nic nie wnoszą do fabuły i odbioru książki. Pojawiające się treści wydają mi się też niedopasowane do wieku odbiorcy – najmłodsi czytelnicy nie będą mieli pojęcia kim była przelotnie wspomniana Mata Hari, ani nie będzie ich interesowało, skąd pochodziła kawa serwowana na statku.

Muszę przyznać, że zawiodłam się na tej serii. Oryginalne opowiadania napisane na nowo i dla dzieci miały ogromny potencjał, ale czytając te książki, nie wydaje mi się, żeby miały one zainteresować dżentelmenem włamywaczem najmłodsze pokolenie. Te przerobione historie po prostu… nie są interesujące. I mierzi mnie ten słaby warsztat literacki. Lubię, kiedy literatura dla dzieci jest na poziomie.

Do tej pory w serii przygód Arsène’a Lupina ukazało się siedem tomów przygód, a dla tych opornych na czytanie i tutaj przygotowano również audiobooki. Ja pozostaję jednak bardzo nieprzekonana. Arsène Lupin i Sherlock Holmes wydawnictwa Tandem lądują u mnie niestety na dwóch końcach spektrum.

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu.

OmniaSherlockiana@FB

W ramach serii dla dzieci wydawnictwa Tandem w moje rączki trafiły również dwa pierwsze tomy przygód francuskiego dżentelmena-włamywacza Arsène’a Lupina: „Tajemnica pereł lady Jerland” oraz „Fałszywy detektyw”. Lupin to postać, którą chciałabym lubić, ale zawsze miałam z nią trochę pod górkę. Jednak po lekturze Sherlocka Holmesa od Tandemu, do książek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

OmniaSherlockiana@FB

Czy tytuły sprzed stu lat są dzisiaj w stanie zainteresować młodszego czytelnika? Czy klasyka może porwać również najmłodszych? Albo raczej – czy dysponujemy dobrymi materiałami, żeby już od małego indoktrynować ludzi Sherlockiem, haha? W tym celu postanowiłam sprawdzić dwa tytuły od wydawnictwa Tandem – „Studium w szkarłacie” oraz „Znak czterech” w wersji dla dzieci!

Do tej pory w serii klasyki dla dzieci ukazały się dwie recenzowane tutaj nowele, dziewiętnaście opowiadań oraz Pies Baskerville’ów, a wydawnictwo Tandem konsekwentnie wydaje kolejne tomy przygód Holmesa i Watsona. Ich treść została dostosowana do poziomu czytelników w wieku podstawówki przez Stephanie Baudet – książki są polskimi tłumaczeniami brytyjskiej serii „Sherlock Holmes. Shadows, Secrets and Stolen Treasures”.

Po pierwsze muszę pochwalić wygląd książek! Już sama wpadającą w oko oprawa na pewno przyciągnie do siebie i zainteresuje najmłodszych. Cała seria jest wydawana w twardej oprawie ze świetnie zaprojektowanymi okładkami, jest przyjemnej grubości, a ilustracje wewnątrz doskonale ją dopełniają. Sam tekst też jest na tyle duży, że jego czytanie nie powinno dzieciom sprawiać żadnego problemu. A dla tych opornych na czytanie znajdzie się również wersja audiobookowa każdej z przygód detektywa.

A jak prezentuje się treść w wydaniu dziecięcym? Została ona oczywiście okrojona, ale w taki sposób, że wszystko, co najważniejsze, dalej w książce znajdziemy. Fabuła jest bardzo płynna i nie czuje się żadnych przeskoków w wydarzeniach. Ot, pominięto trochę opisów i część dialogów, które nie były najważniejsze, ale zupełnie nie ma się uczucia, że czegoś brakuje. Największemu okrojeniu poddano drugą część „Studium w szkarłacie”, czyli opowieść o wcześniejszych losach winnego w Ameryce i jego styczności z mormońską sektą – co ciekawe, nigdzie w skróconej wersji nie pada, że byli to mormoni – według mnie w porządku decyzja. Z kilku długich rozdziałów w wersji dziecięcej dostajemy tylko streszczoną wersję ustami Jeffersona Hope’a i w zupełności to wystarcza. Zawsze i tak uważałam ten fragment za zbyt rozwleczony w oryginale.

Fajnym dodatkiem są też króciutkie wyjaśnienia niektórych rzeczy, które dla młodszych mogą być niejasne, jak na przykład „motorówka parowa” czy „hemoglobina”. Na mój gust mogłoby być ich jeszcze więcej! Bo pojawia się ich zaledwie kilka.

W zasadzie do książek mam tylko jeden malutki zarzut – ze względu na to, że treści listów czy artykułów odczytywanych przez bohaterów pojawiają się na specjalnych grafikach, w praktyce oznacza to, że nie zawsze są one tam, gdzie znaleźć się powinny. Czasami się okazuje, że grafika z artykułem w gazecie zajmuje całą stronę książki i nie zmieściła się w jej połowie, gdzie powinna znaleźć się fabularnie, przez co postaci zaczynają już dyskutować o treści danego artykułu, a czytelnik może go przeczytać dopiero po przełożeniu strony na kolejną. Nieco konfudujące, bo nagle nie wiadomo, o co chodzi i o czym rozmawiają bohaterowie. Jest to jednak tylko drobny mankament.

Moim zdaniem cała seria jest strzałem w dziesiątkę. Czyta się ją doskonale, młodemu czytelnikowi lektura na pewno nie będzie się dłużyła i nie będzie również zbyt trudna. Wpływa na to również doskonałe tłumaczenie Mariusza Berowskiego! Gdybym miała kogoś w wieku wczesnoszkolnym w rodzinie to od razu zasypałabym go całą tą serią. Jeżeli Wy kogoś takiego macie to wiecie – idą Święta – według mnie to prezent idealny! Na pewno się spodoba i wciągnie na dobre 🙂

Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie książek.

OmniaSherlockiana@FB

Czy tytuły sprzed stu lat są dzisiaj w stanie zainteresować młodszego czytelnika? Czy klasyka może porwać również najmłodszych? Albo raczej – czy dysponujemy dobrymi materiałami, żeby już od małego indoktrynować ludzi Sherlockiem, haha? W tym celu postanowiłam sprawdzić dwa tytuły od wydawnictwa Tandem – „Studium w szkarłacie” oraz „Znak czterech” w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

OmniaSherlockiana@FB

„Sprawa szyfru na krynolinie” to już piąta część przygód Enoli, młodszej siostry Sherlocka i Mycrofta Holmesów. Sprytna czternastolatka w dalszym ciągu ucieka przed swoimi braćmi, wzbraniając się przed wysłaniem do pensji dla dziewcząt, a przy okazji przychodzi jej rozwiązywać różne tajemnice. Tym razem zagadka spada na nią jak grom z jasnego nieba – pani Tupper, czyli jej niepozorna, starsza gospodyni, zostaje porwana! Czy ma to związek z jej obecnością na Krymie podczas wojny? Czy wszystkie odpowiedzi można znaleźć u opiekującej się rannymi żołnierzami Damy z Lampą? I jak przy tym wszystkim nie dać wpaść na swój trop Sherlockowi i Mycroftowi?

Spojrzenie wstecz
Główny wątek najnowszej książki o Enoli Holmes osnuty jest wokół wydarzeń sprzed 35 lat, kiedy to na Krymie trwała wojna pomiędzy Imperium Rosyjskim a Imperium Osmańskim. W objętnym wojną krymską regionie wylądowała między innymi młodziutka wtedy właścicielka mieszkania, u której Enola wynajmuje swój pokój. Staruszka pewnego dnia dostaje tajemniczą wiadomość z pogróżkami, a kolejnego – znika bez śladu. Kto by chciał porwać starszą, przygłuchą panią bez talentu do gotowania? Tego przyjdzie dowiedzieć się Enoli, a informacje, na których będzie musiała się opierać, będą naprawdę szczątkowe.

Bardzo mi się podobała rozmowa Enoli z panią Tupper, właścicielką mieszkania, która zwróciła się do nastolatki o pomoc, kiedy dostała tajemniczy list. Okazuje się, że obraz staruszki, który w głowie skonstruowany miała dziewczyna, nijak miał się do rzeczywistości i nawet taka starsza, niepozorna pani może mieć niezwykłą przeszłość i fascynujące opowieści z młodości. Myślę, że to ciekawy wątek, który mógłby skłonić młode czytelniczki do rozmowy ze starszymi członkami własnej rodziny – wypadł bardzo pozytywnie!

Gorsety i krynoliny
Nancy Springer, autorka książki, jak zwykle przeprowadziła porządny research przed zabraniem się do pracy. Lubię, że książki o Enoli Holmes przemycają wiedzę i ciekawostki na temat ery wiktoriańskiej i tym razem aż dwóch jej okresów – roku 1855 i roku 1889. Informacje bywają osadzone w fabule albo też Enola w nienachalny sposób tłumaczy rzeczy czytelnikowi w swojej narracji. Możemy dowiedzieć się co nieco o ubiorze, trochę o zwyczajach i trochę o drobiazgach z życia codziennego. Cała nasza główna historia osnuta jest na prawdziwych wydarzeniach, ale autorka też nie obawia się skorzystać ze swojej literackiej wolności tam, gdzie historyczne zdarzenia pozwalają na reinterpretację albo zwyczajnie tam, gdzie wymaga tego fabuła. Zyskujemy dzięki temu miłą opowiastkę, która może niektórych czytelników zachęcić do głębszego przyjrzenia się historii związanej z tymi wydarzeniami, a mniej wnikliwym da ogólne pojęcie o różnych zdarzeniach z tamtego okresu.

Wiktoriański girl power
Enola Holmes to mała feministka w XIX wieku. Walczy zażarcie o swoją wolność i niezależność, dostrzega i krytykuje nierówności, podaje w wątpliwość narzucone kobietom role, poznaje silne towarzyszki i nieustannie rzuca się w wir wydarzeń, mimo że wielu by się na to nie odważyło. Lubię, że przy tym wszystkim w dalszym ciągu jest też tylko czternastolatką – dalej zdarza jej się tęsknić za mamą i domem, czasem jest zbyt zmęczona, żeby działać, a czasem zwyczajnie przytłacza ją to, że nie wie, co robić dalej.

Książka bardzo promuje aktywną postawę u dziewczynek i autorka zadbała również o przyjrzenie się temu tematowi w epoce wiktoriańskiej. W związku z tym natrafiamy w książce na przykład na prominentną kobietę związaną z wojną krymską oraz pierwszy londyński klub tylko dla pań. I muszę potwierdzić, że jest to research dobry – o ile całość została oczywiście oprószona młodzieżowo-literackim cukrem, ludzie, daty i miejsca się zgadzają.

Rodzeństwo geniuszy
Tym razem śledztwo nieco zawiodło mnie ze strony Enoli. Wypada ona mniej sprytnie niż w poprzednich częściach, a na trop często wpada przypadkowo albo przez próbowanie czegoś bez większego planu i zastanowienia. Na plus za to jest fakt, że decydującym elementem śledztwa ponownie jest coś, co mężczyzna najpewniej by przegapił (krynolina) – bardzo fajnie wpisuje się to w girlpowerową narrację serii. Geniusz Enoli jednak tym razem naprawdę nie zachwyca. Zwłaszcza jej rozwiązywanie szyfru przez parę godzin, kiedy to zabawa na pięć minut – strasznie mi się to rzuciło w oczy. Spodobało mi się jednak, że dostajemy w książce klucz i każdy ten szyfr może sobie sam rozwiązać, jeśli tylko ma na to ochotę. Jako dzieciak strasznie uwielbiałam takie rzeczy! Nawet pamiętam, jak przepisywałam między innymi dokładnie ten sam szyfr z encyklopedii (ale jaki, dowiecie się z książki).

Przeoczenia i zagapienia
Książka nie jest pozbawiona swoich drobnych mankamentów. Niektóre wydają się być czystym przeoczeniem ze strony autorki (np. postać krzyczy „ratunku!”, a chwilę później dowiadujemy się, że ma usta zakneblowane „uniemożliwiającą mówienie ścierką”), a niektóre są po prostu słabszym fragmentem, jak chociażby epilogowe zakończenie, w którym feministyczny komentarz wybrzmiewa bardzo płytko. Dziwnym również są tam komentarze w narracji od Enoli, kiedy nie jest ona obecna w tej scenie, a więc nie mogła mieć pojęcia o danej rozmowie. Nie mówiąc już o takich dziwnościach jak jedna postać nazywająca drugą „staruszką” i uparcie referująca do niej jak do starszej od siebie pani… kiedy sama jest od niej z piętnaście lat starsza! Szkoda mi było też, że w książce ani razu nie pojawił się Mycroft, a Sherlock tylko parę razy sporadycznie i Enola nawet z nim nie porozmawiała – jej relacje rodzinne są w końcu bardzo ciekawym elementem całej serii.

Przygody (dla) czternastolatki
„Sprawa szyfru na krynolinie” to już piąty tom przygód Enoli Holmes. Wcześniej z jej dokonaniami mogliśmy się zetknąć w „Sprawie zaginionego markiza”, „Sprawie leworęcznej lady”, „Sprawie złowieszczych bukietów” i „Sprawie osobliwego wachlarza”. Przed nami jeszcze dwie książki: „The Case of the Gypsy Goodbye” i najnowsza odsłona serii: „Enola Holmes and the Black Barouche” wydana w tym roku, a więc 10 lat po poprzedniej części.

Enola Holmes to doskonała książka dla nastolatek. Dla dorosłego może być chwilami zbyt banalna, ale i tak czyta się ją z przyjemnością. Gdybym miała znowu 14 lat, czytałabym ją z zapartym tchem i pożerała wszystkie serwowane tam ciekawostki, wyczekując niecierpliwie kolejnej części. Jeżeli macie kogoś w takim wieku w rodzinie, z czystym sercem polecam Enolę jako prezent na święta, tym bardziej, że jest naprawdę ładnie wydana – to też dobry pierwszy krok, żeby wciągnąć kogoś w Sherlocka Holmesa, a i film z zeszłego roku jest dobrym sposobem na zainteresowanie czytaniem tej serii i książkami ogólnie. Dla mnie znowu była to lekka i przyjemna lektura!

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu.

OmniaSherlockiana@FB

„Sprawa szyfru na krynolinie” to już piąta część przygód Enoli, młodszej siostry Sherlocka i Mycrofta Holmesów. Sprytna czternastolatka w dalszym ciągu ucieka przed swoimi braćmi, wzbraniając się przed wysłaniem do pensji dla dziewcząt, a przy okazji przychodzi jej rozwiązywać różne tajemnice. Tym razem zagadka spada na nią jak grom z jasnego nieba –...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 3 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,8
Moriarty: Tom 3 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

Miałam okazję ostatnio przeczytać trzeci już tomik mangi Moriarty. Jak wrażenia?

Ostatnim razem poznaliśmy w końcu Holmesa i Watsona – ten tom otwiera się historią poświęconą im i inspirowaną „Studium w szkarłacie”, przy czym Moriarty i reszta odchodzą na chwilę w tło. Nie dane jest nam jednak za nimi zatęsknić, bo już w drugiej połowie mangi, w historii odnoszącej się do „Psa Baskerville’ów” (ale bardzo jednak fabularnie odległej) powraca do nas grono głównych bohaterów. Tym razem z większym udziałem Louisa, który do tej pory pozostawał w tle.

W fabule dalej da się wyczuć, że Ryosuke Takeuchi, autor historii, dobrze zna swój materiał wyjściowy, ale z drugiej strony doskonale też wie, czego po takiej serii mangowej mogą oczekiwać fani. I jeżeli do tej pory historia trafiała w wasz gust, możecie być pewni, że nie zawiedziecie się na tym tomie! Jest więcej i jest bardziej! Ale przy tym więcej i bardziej moim głównym bólem cały czas jest jednowymiarowość postaci i ich motywacji. Wiem też jednak, że takiemu tytułowi muszę to odpuścić i przymknąć na to zupełnie oko.
Tym razem do grona znanych nam bohaterów dołączają również Scotland Yard, gdzie poznajemy Lestrade’a oraz Gregsona, oraz uliczna grupka Baker Street Irregulars z Wigginsem na czele. Pojawia się również motyw Watsona piszącego o Holmesie, tworzącego jego literackie alter ego, przez co oczywiście Sherlock, żeby zaspokoić zainteresowanie prasy, musi prezentować się w deer stalkerze i inne takie 😊

Muszę jednak ponarzekać, że w tym tomie odrzuciła mnie brutalność wobec dzieci, brutalność, która nie do końca wpisuje mi się w klimat tej mangi. Co innego zamordowany arystokrata, a co innego odcinanie dzieciom głów, podcinanie ścięgien, czy jakieś pedofilskie zapędy. Pozostawiło to we mnie duży niesmak. Autorowi pewnie i tu przyświecała idea „więcej i bardziej”, ale do tak nieskomplikowanej czarno-białej historii, w której jest to tylko prostym narzędziem do ukazania okrucieństwa niektórych postaci, nie do końca mi to pasuje. To taka banalna i nieprzyjemna droga na skróty.

Ślędzę tę serią z typowym dla mnie zainteresowaniem wobec wszystkich tytułów czerpiących z sherlocków, ale uważam, że ma jeszcze wiele trzeba w niej dopracować – może w kolejnych tomach tak będzie? Wiem jednak też, że seria ma bardzo wielu fanów i rozumiem skąd oni wychodzą i co im się w tej serii bardzo podoba – mogą być spokojni, że ten tom na pewno ich nie zawiedzie! A co więcej, tylko jeszcze bardziej wciągnie w historię 😊

Więcej o Sherlocku Holmesie: OmniaSherlockiana@Facebook

Miałam okazję ostatnio przeczytać trzeci już tomik mangi Moriarty. Jak wrażenia?

Ostatnim razem poznaliśmy w końcu Holmesa i Watsona – ten tom otwiera się historią poświęconą im i inspirowaną „Studium w szkarłacie”, przy czym Moriarty i reszta odchodzą na chwilę w tło. Nie dane jest nam jednak za nimi zatęsknić, bo już w drugiej połowie mangi, w historii odnoszącej się do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 2 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,9
Moriarty: Tom 2 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

Jeżeli mieliście do czynienia już z tomem pierwszym i Wam się spodobał, ten na pewno również przypadnie Wam do gustu. Historia utrzymuje swoje szybkie tempo, dzieje się dużo, Moriarty masterminduje, a do tego pojawia się reszta dobrze znanych nam bohaterów: Holmes, Watson, a za nimi również pani Hudson oraz Lestrade. Historia jest lekka, rozrywkowa, dalej czerpie z kanonu (i z BBC Sherlocka), ale jednocześnie robi wszystko po swojemu. Przypomina mi to fanfiki, w których akcja często może i nie jest nagłębiej przemyślana, a plany bardziej udają swoją wspaniałość i skomplikowanie niż naprawdę takie są, ale nie to jest celem – ma być to lekkie i rozrywkowe czytadełko w fajnych klimatach.

Pierwsza połowa tomu poświęcona jest Moriarty’emu, który planuje obrócenie niższych grup społecznych przeciwko arystokracji poprzez szerzenie w Londynie zbrodni, które implikowałyby właśnie wyższe sfery. Razem ze swoim rodzeństwem, Sebastianem Moranem oraz Fredem Porlockiem, wprawiają w ruch całą machinę. W drugiej części zmieniamy klimaty i poznajemy oraz śledzimy losy Sherlocka. Kiedy go poznajemy, nie mieszka jeszcze z Watsonem – na szczęście chwilę później pojawia się dobry Stamford i czyni swoją magię! Nie jest to moja ulubiona charakteryzacja detektywa, ale jest dokładnie tym, czego się tutaj spodziewałam i bardzo pasuje do klimatu i stylu tej mangi.

W tym tomie była głównie jedna rzecz, która totalnie mnie wybiła – spoiler alert! W pewnym momencie pojawia się nagle szturmowy oddział specjalny, który w zasadzie jest jak najbardziej współczesnym SWATem i zupełnie nie ma to sensu, haha. Ale manga bardzo swobodnie traktuje wiktoriańskie realia i dosyć bezwstydnie korzysta z anachronicznych motywów. Oprócz naszego SWATu, pojawia się tam też na przykład MI6, czyli brytyjska służba specjalna, do której należał na przykład Bond. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że została ona założona lata później niż czas akcji, bo dopiero kiedy zaczynała się pierwsza wojna światowa, a do tego manga wmawia nam, że to oddział specjalny od rozwiązywania brudnych spraw w kraju, a tak naprawdę MI6 zajmuje się międzynarodowym szpiegostwem. Ale „Moriarty” traktuje takie motywy bardzo swobodnie i jeżeli coś się kojarzy z Anglią to czemu by tam tego nie wykorzystać.
Niezmiennie podoba mi się kreska tej mangi, chociaż w oko znowu mi wpadają najbardziej postaci drugoplanowe, które są rysowane nieco mniej ekstrawagancko od naszych głównych bohaterów. Całe wydanie tomiku również jest na bardzo wysokim poziomie! Aż przyjemnie go mieć w rękach.

Drugi „Moriarty” dalej w dużym stopniu służył stworzeniu podstawy dla fabuły i wprowadzeniu postaci i ich motywacji – ciekawa jestem, w którą stronę historia pójdzie dalej i jak będzie wyglądał pojedynek pomiędzy Moriartym a Holmesem. W kolejnym tomie powinno się dużo dziać!

Podsumowując: fabuła jest nieco banalna, ale nie zawsze jest to zła rzecz, ma to swój urok. Manga utrzymuje swój poziom i klimat wprowadzony w pierwszym tomie i jako lekka rozrywka w sherlockowych klimatach jest bardzo w porządku. A kto wie, może i w kolejnych tomach zaskoczy nas jakimiś rozbudowanymi zwrotami akcji!


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Jeżeli mieliście do czynienia już z tomem pierwszym i Wam się spodobał, ten na pewno również przypadnie Wam do gustu. Historia utrzymuje swoje szybkie tempo, dzieje się dużo, Moriarty masterminduje, a do tego pojawia się reszta dobrze znanych nam bohaterów: Holmes, Watson, a za nimi również pani Hudson oraz Lestrade. Historia jest lekka, rozrywkowa, dalej czerpie z kanonu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moriarty: Tom 1 Arthur Conan Doyle, Hikaru Miyoshi, Ryosuke Takeuchi
Ocena 7,9
Moriarty: Tom 1 Arthur Conan Doyle,...

Na półkach:

OmniaSherlockiana@FB < wszystko o Sherlocku Holmesie

Czytając mangę „Moriarty” szybko zauważamy bardzo interesujący dysonans. Z jednej strony na podstawie drobiazgów możemy stwierdzić, że mangaka bardzo dobrze zna oryginalne opowiadania o Sherlocku Holmesie, a z drugiej strony jego historia stoi bardzo daleko od kanonu i zachodnich pastiszy, czerpiąc głównie z mangowych tradycji i motywów popularnych w Japonii. Autor doskonale znał materiał wyjściowy, ale wiedział też jaki typ historii chce opowiedzieć i jak zadowolić czytelnika, do którego będzie ona skierowana. Na swój sposób fascynujące.

Poznajemy tutaj origin story profesora Moriarty’ego, najbardziej znanego przeciwnika wielkiego detektywa. Manga kreuje go tu na tragicznego bohatera, który, co prawda drogą przestępczości, ale próbuje naprawić świat, ukarać i zemścić się na tych złych i uczynić go dobrym dla biednych i uciśnionych. A świat, w który rzuca nas historia, to taka dosyć biało-czarna Wielka Brytania okresu imperialnego – mamy złą arystokrację, która wyzyskuje biednych oraz uciśnione niższe warstwy pełne szlachetnych ludzi o dobrych sercach. W takim społeczeństwie żyją sobie dwie sierotki, z których jeden z chłopców wykazuje się ponadprzeciętną inteligencją i przebiegłością. Kiedy na swojej drodze napotykają młodego panicza z arystokrackiej rodziny Moriartych, który żywi równie wielką nienawiść do wyższych sfer co oni, łączą swoje siły, aby naprawić ład społeczny i wymierzać zemstę w imieniu tych, którym brakuje do tego narzędzi.

Historia operuje tak naprawdę na dosyć prostych motywach i czerpiąc garściami z opowieści o Sherlocku Holmesie, jednocześnie jest czymś zupełnie innym. Doceniam bardzo, że mangaka kreując swoje główne postaci wykorzystał błąd Doyle’a – z kanonu wynika bowiem, że profesor James Moriarty miał dwójkę braci... z których każdy również miał na imię James. No cóż, sprawdzanie własnych notatek nie było mocną stroną autora Holmesa. Ryousuke Takeuchi, autor mangi, skorzystał z tego jednak bardzo zręcznie – główni bohaterowie nazywają się kolejno William James Moriarty, Albert James Moriarty oraz Louis James Moriarty. Lubię takie drobiazgi. Chociaż przez podobieństwo imion, podobieństwo wyglądu i jeszcze pewien motyw fabularny z pierwszych stron miałam straszny problem z połapaniem się kto jest kim i o kim w danym momencie jest mowa.

Oprócz samego Napoleona Zbrodni i jego braci również inni bohaterowie będą mniej lub bardziej znani fanom Holmesa – pojawia się oczywiście Sebastian Moran, prawa ręka profesora, jak i Fred Porlock, współpracownik Moriarty’ego z „Doliny Strachu”. W późniejszych tomach spotykamy się również z samym detektywem i jego wiernym towarzyszem i kronikarzem – bardzo mnie interesuje w jaki sposób Holmes i Watson zostaną ukazani skoro naszym „dobrym” bohaterem jest Moriarty. Manga nawiązuje do kanonu również w tytułach rozdziałów („The Scarlet Eyes”, „The One Grapefruit Pie”, „The Dancers on the Bridge”) czy takich drobiazgach jak bar o nazwie Criterion. Mangaka znał również dobrze Sherlocka BBC, bo przewija się chociażby popularny „pałac umysłu”.

Jak na taki tytuł przestało, wszyscy bohaterowie otrzymali stosowny makeover, manga na pewno będzie wielką gratką dla fanów bishounenów, czyli przystojnych mangowych chłopców, i zupełnie nie stroni również od typowego dla gatunku fanservice’u – w jednej ze scen Moran nagle wyskakuje ze swoją snajperką w ledwie okrywającym go prześcieradełku i niczym więcej. Jeżeli chodzi o kreskę to w sumie bardziej od wymuskanych głównych bohaterów podobały mi się designy postaci pobocznych, bardzo ładne były również tła, częściowo będące przerysowanymi prawdziwymi budynkami.

Muszę zauważyć, ze manga jest bardzo ładnie wydana – obwoluta prezentuje się naprawdę przyjemnie dla oka, a i papier w środku jest wysokiej jakości i zawiera wkładkę z dużą kolorową grafiką. Zawsze miło mieć tak porządnie wydany tytuł w rękach. Zdziwiła mnie jednak nieco wielkość komiksu, jest on nieco wyższy niż wszystkie inne mangi, które posiadam i rozmiarem bardziej przypomina książkę. Trudno mi w sumie powiedzieć, czy to po prostu zmienił się format wydawniczy, czy akurat tylko ten tytuł został tak wydany.

Osobiście manga mnie nie porwała, ale widzę w niej duży potencjał dla osób, które lubią właśnie tego typu proste, czarno-białe, dynamiczne historie z mrocznym twistem i ładną Anglią w tle. Dla mnie była bardzo ciekawym studium pastiszu i typowo mangowego podejścia do tematu i o ile za przedstawionymi historiami nie szaleję, to i tak jestem bardzo ciekawa po jakie motywy zarówno fabularne, jak i w temacie imperialnej Anglii sięgnie w dalszych tomach mangaka.

Polecam bardzo, jeżeli na co dzień czytacie mangi, „Moriarty” również powinien bardzo się Wam spodobać. Jeżeli tytuł zainteresował Was ze względu na głównego bohatera to już będzie to takie fifty-fifty – powiedziałabym, że design postaci Moriarty’ego z okładki dużo już mówi o zawartości i na podstawie tego możecie zdecydować. Jeżeli lubicie głębsze podejście do tematu, raczej nie będzie to komiks dla Was. Dla mnie było to kolejne bardzo ciekawe doświadczenie i czy mi się końcowo historia spodobała czy nie, bardzo lubię na jak wiele sposóbów wciąż przerabia się i reintepretuje kanon. I czym więcej o tym myślę, tym bardziej jestem ciekawa jak w tej mandze wypadają Holmes i Watson.

Za udostępnienie tytułu do recenzji dziękuję wydawnictwu Waneko.

OmniaSherlockiana@FB < wszystko o Sherlocku Holmesie

Czytając mangę „Moriarty” szybko zauważamy bardzo interesujący dysonans. Z jednej strony na podstawie drobiazgów możemy stwierdzić, że mangaka bardzo dobrze zna oryginalne opowiadania o Sherlocku Holmesie, a z drugiej strony jego historia stoi bardzo daleko od kanonu i zachodnich pastiszy, czerpiąc głównie z mangowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

OmniaSherlockiana@FB

„Enola Holmes. Sprawa osobliwego wachlarza” Nancy Springer to już czwarty tom przygód 14-letniej siostry Sherlocka Holmesa i muszę przyznać, że była to bardzo miła lektura! Już lata nie miałam okazji przeczytać tak przyjemnie lekkiej książki, przez którą się płynie i którą połyka w całości w jeden wieczór (albo w moim przypadku – przedpołudnie).

Historia z najnowszej książki nawiązuje nieco do poprzednich przygód Enoli, ale bez problemu można ją również czytać zupełnie osobno, zwłaszcza, jeśli widzieliśmy film. Młoda detektywka, wiedziona swoją potrzebą walczenia z wiktoriańskimi przekonaniami, ponownie wykazuje się sprytem i zaradnością, pomagając dziewczynie, którą zostaje uwikłana w niechciany ślub w imię dobrego imienia rodziny. A wszystko dzięki przypadkowemu spotkaniu w jakże współczesnej damskiej publicznej toalecie i wiadomości przekazanej za pomocą tandetnego różowego wachlarza.

Enola daje z siebie wszystko i jeszcze więcej, aby poznać wszystkie szczegóły sprawy i uchronić swoją przyjaciółkę przed zgubnym losem, jednocześnie przy tym pozostając młodą nastolatką, co mi się niesamowicie podoba. Bywa zagubiona, bywa przestraszona, tęskni za swoją mamą i braćmi (no dobra, bratem w liczbie pojedynczej, bo tylko Sherlocka postrzega pozytywnie. Aczkolwiek zachwycanie się jego przystojnością i rumienienie, bo stało się za blisko są... uhm... trochę dziwne w tym kontekście) i czasem wszystkiego jest dla niej trochę za dużo. Oczywiście jednak po chwili słabości, zawsze szybko wraca do akcji i ba! jednego razu nawet udaje jej się uratować starszego brata.

Jako że jesteśmy w Londynie końca XIX wieku w książce pojawia się mnóstwo elementów kultury wiktoriańskiej, które zostały wplecione w fabułę w sprawny i ciekawy sposób. Mam jednak wrażenie, że język książki jest nie do końca zbilansowany – nieraz bardzo współczesny, a nieraz korzystający z archaicznych słów, których nastolatkowie na pewno nie zrozumieją. Ale cóż, trzeba poszerzać słownictwo, ja też parę słów sprawdziłam!

Nie jestem pewna też jak się czuję z przypisami pod tekstem – tłumaczyły one francuskie słówka pokroju „en face” albo „dilettante”, za to zabrakło właśnie wytłumaczenia dla wielu trudnych określeń. Tak samo zdziwił mnie przypis do nazw jednej z ulic, tłumaczący, że jest to fikcyjna ulica, która pojawia się również w kanonie przygód Sherlocka Holmesa (Serpentine Mews z „Skandalu w Bohemii”). Biorąc pod uwagę, że innych nawiązań do kanonu nie wskazywano ani nie była to informacja ważna dla fabuły... po co taki przypis? Ale skoro już jesteśmy przy odwołaniach do kanonu, to oczywiście musiały się też pojawić! Bardzo mi się spodobało, że nie było to tylko wspominanie rzeczy z przygód Holmesa, ale wręcz wplecenie całych motywów w sprawy rozwiązywane przez Enolę – jak podstęp z przebraniem ze „Starego dworu Shoscombe”.

Moim głównym problemem z Enolą było tak naprawdę to... że nieustannie pomijała swoje posiłki! Młoda detektywka co chwilę wspomina, że pominęła śniadanie czy obiad i że jest głodna, ale już nie ma co jeść i jaka to ona nie jest chuda. Można powiedzieć, że to nawiązanie do niejedzenia jej brata, ale nie jestem przekonana czy to tak naprawdę dobra treść do książki dla nastolatek.

Mimo tego jest to w mojej opinii świetna lektura dla młodzieży – mamy tutaj niezależną, zaradną bohaterkę, która uparcie dąży do swojego, mimo że świat ma wobec niej inne plany i wymagania, jej przygody są sprytne i przemyślane, można poznać trochę wiktoriańskiego folkloru (w dużej mierze uproszczonego, ale to oczywiste przy takiej młodzieżowej lekturze) i po prostu świetnie spędzić trochę czasu. Gdybym była 15 lat młodsza, na pewno połykałabym całą serię w bardzo szybkim tempie. Nawet mając swoją nastoletniość dawno za sobą, bardzo chętnie poświęcę jeszcze parę wieczorów na kolejne przygody Enoli. Dodatkowo książka jest prześlicznie wydana, sama przyjemność trzymać taką książkę w rękach Polecam, jeżeli chcecie złapać oddech przy czymś lekkim i niezobowiązującym! 🙂

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Poradnia K Wydawnictwo.

OmniaSherlockiana@FB

„Enola Holmes. Sprawa osobliwego wachlarza” Nancy Springer to już czwarty tom przygód 14-letniej siostry Sherlocka Holmesa i muszę przyznać, że była to bardzo miła lektura! Już lata nie miałam okazji przeczytać tak przyjemnie lekkiej książki, przez którą się płynie i którą połyka w całości w jeden wieczór (albo w moim przypadku –...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sherlock Holmes: Dookoła Świata Cédric Asna, Boutanox
Ocena 7,9
Sherlock Holme... Cédric Asna, Boutan...

Na półkach: ,

OmniaSherlockiana@FB

Jeżeli chcecie przetestować swoją własną spostrzegawczość, umiejętność łączenia faktów i wyciągania z nich logicznych wniosków, a do tego spędzić miło jesienny wieczór, kiedy za oknami tylko deszcz i ciemność, to komiks paragrafowy „Sherlock Holmes: Dookoła świata” autorstwa duetu Ced i Boutanox może być świetną pozycją dla Was. Była to w zasadzie moja pierwsza styczność z komiksem paragrafowym i naprawdę było ciekawie!

Podczas naszych przygód wcielimy się w jedną z dwóch postaci – nie jest to jednak Holmes i Watson, a nasz detektyw i jego brat – każda postać ma swoją dodatkową umiejętność wpływającą na naszą przygodę, Mycroft jest lepszy w wyciąganiu od ludzi informacji, a Sherlock w rozwiązywaniu zagadek. Przyjdzie nam się zmierzyć z trzema bardzo różnymi sprawami, które zabiorą nas w podróż po świecie. Będziemy rozwiązywali zagadkę tajemniczej śmierci w Indiach, sprawę kradzieży bezcennego diamentu Koh-i-noor we Francji oraz sprawę na statku, na którym braciom Holmes przyszło wracać do Anglii i zasnutego mgłą Londynu.

Sprawy są naprawdę interesujące i o ile rozwiązałam dwie z trzech poprawnie, po spojrzeniu na rozwiązanie i tak się okazało, że sporo poszlak pominęłam. Gra wymaga zwracania uwagi na każdy szczegół, o wiele bardziej niż to zakładałam zasiadając do czytania! Niektóre z zagadek były lekkie i przyjemnie, a inne zaś bardzo sprytne i wymagały pokombinowania i daleko idącego łączenia faktów. Jak już zobaczyłam rozwiązanie to było mi strasznie żal, że jedną z nich zupełnie przeoczyłam! Książka jest przeznaczona dla osób powyżej 10 roku życia i mam wrażenie, że zarówno młodszy, jak i starszy czytelnik znajdzie tutaj wyzwania dla siebie. Dla mnie szczególnie interesująca była przygoda w Indiach, która co prawda przez krótki moment bardzo mnie oburzyła swoimi opisami hinduistycznych zwyczajów, ale szybko wszystko się wyjaśniło i mój wewnętrzny orientalista przestał marudzić, a mógł się cieszyć fabułą. I w sumie jak teraz o tym myślę, nawet gdyby się to nie wyjaśniło to wpisywałoby się to idealnie w XIX wieczną antropologię, kiedy to Europejczycy straszne głupoty potrafili wypisywać. Mam wrażenie, że same sprawy miały też różne poziomy trudności – w moim odczuciu pierwsza, czyli Indie, była najprostsza, a ostatnia – ta na statku - najtrudniejsza.

Oprawa graficzna też jest przyjemna dla oka, a wydanie w grubej okładce i z porządnym papierem prezentuje się bardzo dobrze. Moim problemem, jako nowicjusza w komiksach paragrafowych, było to, że nie zawsze wiedziałam jakiej akcji wymaga ode mnie dalej gra. Parę razy zdarzyło mi się nieco utknąć i dopiero po dłuższych chwili domyślić się, co dalej robić i na którą stronę dalej przejść. Znalazłam też drobną literówkę w jednym z szyfrów, ale mi zawsze najlepiej wychodzi detektywienie właśnie takich rzeczy, haha. Nie wpływało to jednak w żaden sposób na rozgrywkę.

Tak naprawdę mogę mieć tylko jeden zarzut do tych przygód – jakim cudem Mycroft Holmes opuścił wygodę Klubu Diogenesa na rzecz podróży po świecie! Toż to nic by go stamtąd nie wyciągnęło, haha.

„Sherlock Holmes: Dookoła świata” to już czwarty komiks z tej serii wydany przez FoxGames i muszę powiedzieć, że była to naprawdę dobra rozrywka i chętnie sięgnę po więcej. W serii ukazały się również „SH & Moriarty: Konfrontacja”, „SH: Pojedynek z Irene Adler” oraz „Cztery śledztwa SH”. Polecam!

OmniaSherlockiana@FB

Jeżeli chcecie przetestować swoją własną spostrzegawczość, umiejętność łączenia faktów i wyciągania z nich logicznych wniosków, a do tego spędzić miło jesienny wieczór, kiedy za oknami tylko deszcz i ciemność, to komiks paragrafowy „Sherlock Holmes: Dookoła świata” autorstwa duetu Ced i Boutanox może być świetną pozycją dla Was. Była to w zasadzie moja...

więcej Pokaż mimo to