rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Zauważalnie lepsza niż pierwsza część.
Coś, co zdawało się być jedynie mokrym snem autorki, przerodziło się w powieść z nieco prawdziwszego zdarzenia. Historii bardzo dobrze zrobiło to, że bohaterowie wyszli poza dwór, na którym słowo „nałożnik” padało o wiele za często. Jeśli wyłączy się myślenie podczas czytania, to można nawet powiedzieć, że książka jest przyjemna i przystępna. Gorzej jak się zastanowić; dociera do człowieka, jak nielogiczne i zwyczajnie głupie są pewne wydarzenia. Mimo wszystko jest to powieść skupiona na relacji między głównymi bohaterami, dlatego fabuła bywa zarysowana zbyt szybko i powierzchownie. Opis sceny łóżkowej jest z 20x dłuższy od opisu bitwy :D
Największy jednak problem miałam z tłumaczeniem i korektą w tej książce. Być może część tych błędów leży po stronie autorki. Momentami miałam wrażenie, że z powieści wycięto kilka zdań. Również często dialogi odbywały się w jakiś nienaturalny sposób, były niezrozumiałe, pojawiały się nagłe wtrącenia nie na temat. Co do korekty, w pewnej chwili byłam już prawie przekonana, że nikt tej książki nie poprawiał. Kwiatki pokroju „poczuł jak w żołądku skręca mu się frustracja” (czy frustracja to jakaś struktura anatomiczna?). Niby wiadomo o co chodzi, ale nie jest to chyba do końca po polsku ;)

Zauważalnie lepsza niż pierwsza część.
Coś, co zdawało się być jedynie mokrym snem autorki, przerodziło się w powieść z nieco prawdziwszego zdarzenia. Historii bardzo dobrze zrobiło to, że bohaterowie wyszli poza dwór, na którym słowo „nałożnik” padało o wiele za często. Jeśli wyłączy się myślenie podczas czytania, to można nawet powiedzieć, że książka jest przyjemna i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przeczytane, ale jakim kosztem.
Pewne "dzieła" nie powinny wychodzić poza Wattpada. Szkoda drzew na papier, by takowe w ogóle drukować.

Przeczytane, ale jakim kosztem.
Pewne "dzieła" nie powinny wychodzić poza Wattpada. Szkoda drzew na papier, by takowe w ogóle drukować.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Skuszona wysoką średnią niewielu ocen, emocjonującym opisem i nordyckim klimatem zawiodłam się po trzykroć.
Ledwo przystąpiłam do czytania i już zdążyłam się zirytować. Autor na pierwszych stronach zasypuje nas lawiną staronordyckich słówek, do których wytrwale trzeba sprawdzać przypisy, aby choć trochę nadążyć. Miało wyjść klimatycznie, a dla mnie wyglądało jedynie tak, jakby pisarz chciał na siłę pochwalić się zrobionym researchem. Za dużo. Tym śmieszniej, że po jednym zasypie na samym początku, przez resztę powieści powtarza się już raczej w kółko parę słówek.
Kolejna kwestia jest taka; wiem, że żaden artysta nie lubi być porównywany do innego artysty, ani ich prace do siebie, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czytam o jakimś dzikim miksie Geralta z Rivii i Jaskra, opisanym lekkim piórem Johna Flanagana.
Główny bohater nie podszedł mi do gustu. Zdziwił mnie wybór autora, aby zrobić z niego istnego idealnego herosa już od samego początku. Nie wiemy zbyt wiele o jego przeszłości, ale wiemy, że jest niesamowity i niepokonany, i że każdy tak uważa. Nieustraszony w walce (ubije i kilku wojaków, i jakiegoś stwora), świetny poeta, dobry w piciu, a jak do niego kobiety lgną! Pewny siebie i przebiegły. Chodzący ideał. Nie przemawia do mnie takie rozwiązanie.
Spieszę jednak z wyjaśnieniem dlaczego wspomniałam o Johnie Flanaganie. Czytając „Skalda” nie mogłam przestać myśleć o „Zwiadowcach”. Lekki i prosty styl, tempo i skala akcji przywodziły mi na myśl tamtą właśnie serię. Czy to dobrze? Nie do końca. Zwiadowcy to w końcu literatura dla dzieci i młodzieży. Nieskomplikowanie formy dobrze tam pasuje. Gorzej z tym u Malinowskiego, którego Skald z pewnością nie nadaje się dla dzieci. Za dużo tutaj (nieśmiesznych) żartów o seksie, twardych młotach i chyba ulubionej autora miłości ergi. Do tego czasami zbyt fantazyjne opisy walki i martwych osobników. Kłóci się jedno z drugim, dlatego było mi trochę szkoda, że warsztatem pisarz nie poszedł w nieco innym kierunku.
Na koniec chyba najważniejsza kwestia. Bardzo mi z tego powodu przykro, ale… Nie mogłam tutaj poczuć nordyckiego klimatu. Mimo wplatanych staronordyckich określeń i nordyckiej mitologii, ani przez sekundę nie pomyślałam o Ainarze, że on jest przecież wikingiem. Nie potrafię powiedzieć co dokładnie tutaj zawiniło. Może sama treść była zbyt mało „wikińska” dla mojego umysłu, a może to świadomość, że jednak pisała to ręka rodowitego Polaka. Może to podobieństwa do innych serii i bohaterów, które ze Skandynawią nie mają wiele wspólnego. Nie wiem, ale takie były moje odczucia.
Muszę jednak autorowi oddać tyle, że nie czyta się tego źle. Idzie dosyć szybko i gładko, więc może zastosowanie lekkiego pióra ma swoje zalety. Dlatego zdecydowałam nawet, że z czystej ciekawości zajrzę do kolejnych tomów, mimo, iż ten mnie nieco zawiódł :)

Skuszona wysoką średnią niewielu ocen, emocjonującym opisem i nordyckim klimatem zawiodłam się po trzykroć.
Ledwo przystąpiłam do czytania i już zdążyłam się zirytować. Autor na pierwszych stronach zasypuje nas lawiną staronordyckich słówek, do których wytrwale trzeba sprawdzać przypisy, aby choć trochę nadążyć. Miało wyjść klimatycznie, a dla mnie wyglądało jedynie tak,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawiodłam się.
Zacznę może jednak od pozytywnych aspektów. Książka mnie naprawdę wciągnęła. Nie zgadzam się z wieloma opiniami mówiącymi o tym, że jest rozwleczona czy przegadana. Moim zdaniem wszystko w niej jest na swoim miejscu. Język nie jest ani za prosty, ani zbyt wyszukany i nudny. Pewnie dla niektórych tematyka śmierci tak małego dziecka była ciężka, ale jak dla mnie to jeden z plusów tej książki. Sama autorka na końcu pisała coś o powieściach traktujących o gliniarzach-twardzielach. Chwała jej za to, że nie poszła w tę stronę. Bardzo podobało mi się to, że akcja książki toczy się wokół rozprawy sądowej. Ciekawy pomysł. Również zmiana narracji na poszczególnych bohaterów była niczego sobie.
Przejdę jednak do minusów. Zawiodłam się najzwyczajniej w świecie na historii, jaką opowiada ta książka. Moim zdaniem tematyka i forma w jakiej ujęła ją autorka mogła mieć o wiele większy potencjał. Wyszło jednak przewidywalne i niedorzeczne... coś. Nie polecam fanom ciekawych i zaskakujących plot twistów. No bo pomyślmy. Przed sądem jako oskarżona staje Becky. Mimo tego, że wiele dowodów wskazuje na nią, przecież zbyt prostym byłoby, aby książka skończyła się w tej sposób. Winna Becky idzie do więzienia. Nuda. Jeszcze bardziej niedorzecznym byłoby to, gdyby uznano śmierć dziecka za nieszczęśliwy wypadek i Becky wyszłaby na wolność. Bo po co wtedy ta książka, no nie? Autorka usilnie próbuje zwrócić naszą uwagę na Marka. Robi to jednak tak nachalnie, że aż nie chce się wierzyć, że to on zabił małą Laylę. Po prostu nie. Jest tam tylko dla zmyłki. No to jeśli nie Becky ani Mark, to kto? Martha, która jest na Kos? Scott, który jest na konferencji? No właśnie. Chyba że do akcji wkroczyłaby jakaś sąsiadka albo rodzice Becky i Marthy. Tylko po co, skoro mamy idealną postać do odwalenia brudnej roboty? Dziesięcioletniego chłopca, który średnio potrafi się obsługiwać niemowlakami. Proste jak drut i widoczne jak na dłoni, gdyby nie uporczywa gadka szmatka, że Layla zmarła między tą i tą godziną. To jest właśnie ten najbardziej nieporadny, niedorzeczny i nielogiczny plot twist, o jakim słyszałam. Okno było otwarte całą noc i każdy o tym zapomniał. Pominę fakt, że gdyby okno było otwarte przez całą noc, to pokój naprawdę mógłby się wyziębić i czas rzekomego zgonu jeszcze bardziej rozjechałby się w stosunku do prawdy. Wiem, że takie błędy w śledztwie zapewne zdarzają się nawet w prawdziwym życiu, ale czy aby na pewno jest to godne książki, która ma zaskakiwać i trzymać w napięciu? Naprawdę dawno się tak nie zawiodłam. Obiecująca książka z dobrym stylem i ciekawym pomysłem, ale jednak niewypał. 4/10

Zawiodłam się.
Zacznę może jednak od pozytywnych aspektów. Książka mnie naprawdę wciągnęła. Nie zgadzam się z wieloma opiniami mówiącymi o tym, że jest rozwleczona czy przegadana. Moim zdaniem wszystko w niej jest na swoim miejscu. Język nie jest ani za prosty, ani zbyt wyszukany i nudny. Pewnie dla niektórych tematyka śmierci tak małego dziecka była ciężka, ale jak dla...

więcej Pokaż mimo to