Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mortka miał dobry pomysł. Niezbyt oryginalny, nieszczególnie ambitny, ale przyjemny w odbiorze i stosunkowo angażujący. Gdybym miała przedstawić fabułę w punktach, doszłabym do wniosku, że to naprawdę nie była zła książka. Problem w tym, że dobry zamysł przysłoniło kiepskie wykonanie. Już na wstępie doświadczamy języka, który jest zupełnie nieadekwatny dla kogoś, kto ma swój debiut już dawno za sobą. Przedziwna składnia chwilami znacząco odbierała przyjemność czytania. Być może jest wynikiem nieudolnej próby archaizacji, o której autor przypominał sobie raz na jakiś czas, a może to kwestia sporego niedopatrzenia. Jakkolwiek by tego nie tłumaczyć, styl pisania oceniam negatywnie. Problem dotyczy również dialogów. Każda z postaci wypowiadała się dokładnie w ten sam sposób, przez co sporo traciły. Rozwiewając ewentualne wątpliwości, nie przeszkadzały mi wulgaryzmy, ale pisząc powieści, w których stykają się ze sobą różne warstwy społeczne, warto wziąć pod uwagę, że szlachcic nie będzie wypowiadał się w ten sam sposób, co mieszczanin, a chłop posłuży się innym doborem słownictwa niż uczony. Pozostając przy kwestii bohaterów, nie można nie zauważyć pewnych niedociągnięć. Oczywiście, postacie są, na swój sposób, różnorodne, niemniej jednak wydają się być płaskie, jakby ich charakter ograniczał się do dwóch, może trzech cech. Obwiniałabym o to narrację pierwszoosobową. Nie uważam, żeby specjalnie dobrze się sprawdzała, gdy autor decyduje się wykreować sporo postaci, które mają mieć stosunkowo równorzędne znaczenie. Ale może to wyłącznie moje osobiste uprzedzenie. Mówiąc o niedociągnięciach, nie można również nie zwrócić uwagi na to, jak biednie został wykreowany świat. Z jednej strony, nie spodziewam się, żeby Mortka celował w epicką fantastykę, do której można tworzyć rozbudowane mapy. Z drugiej natomiast, nawet uproszczenie tego gatunku wymaga trochę szerszego przybliżenia czytelnikowi chociaż małego obszaru, po którym poruszają się bohaterowie. Zwłaszcza, gdy zostają oni wplątani w intrygi polityczne. Ciężko mi się za to odnieść do kwestii humoru, jakim miała odznaczać się ta książka. Może tylko mnie nie bawi problem z wypróżnianiem, przedyskutowany do znudzenia? A jednak, nie potrafię być w pełni negatywnie nastawiona. Mimo że "Nie ma tego Złego" mnie nie porwało i nie zdawało się prezentować sobą niczego, miało swoje lepsze fragmenty. Przy niektórych nawet dało się uśmiechnąć. Co więcej, naprawdę aspirowało do niewymagającej przygodówki, na której szybciej upłynie czas. I chyba właśnie to zawyża moją ocenę. Sam zamysł i miłość do klasycznej fantastyki, o której raz na jakiś czas sobie przypominam.

Mortka miał dobry pomysł. Niezbyt oryginalny, nieszczególnie ambitny, ale przyjemny w odbiorze i stosunkowo angażujący. Gdybym miała przedstawić fabułę w punktach, doszłabym do wniosku, że to naprawdę nie była zła książka. Problem w tym, że dobry zamysł przysłoniło kiepskie wykonanie. Już na wstępie doświadczamy języka, który jest zupełnie nieadekwatny dla kogoś, kto ma...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ma potrzeby przybliżać fabuły książki, każdy już mniej więcej wie, na czym się ona skupia. Ja pragnę podkreślić jedno- "Vengeful" to absolutne mistrzostwo swojego gatunku. W serii o złoczyńcach zakochałam się już od pierwszych stron "Vicious", a drugi tom zdecydowanie trzyma poziom. Zapytacie, czym zasłużył sobie na aż tak wysoką ocenę? Rozważmy to w punktach.
1. Bohaterowie
Element, który jest dla mnie niezwykle istotny. Cenię sobie dobrze skonstruowanych bohaterów, którzy mają rozbudowaną przeszłość, ale jednocześnie nie przesadzoną w żadnym kierunku. A trzeba przyznać, że wcale nie tak łatwo to osiągnąć, gdy tworzy się bohaterów z definicji złych. Każda z postaci jest konsekwentna, oryginalna i dobrze umotywowana. Z tego co ciekawsze, nie do końca musimy się zgadzać z tym, co kieruje naszymi bohaterami. Schwab nie próbuje na siłę zaskarbić im sympatii czytelnika, dodając do ich życiorysu drastyczną przeszłość z serii "Jest zły, ale przecież był taki biedny, więc można mu wszystko wybaczać".
Oprócz tych postaci, z którymi zapoznała nas poprzednia część, pojawiają się nowe, w żaden sposób nie odstające od chociażby Victora czy Elia. Intrygują, budzą kontrowersje. Tutaj znajdzie się coś dla tych, którzy martwili się, że zabraknie dobrze zbudowanych postaci kobiecych. Schwab bawi się nie tylko ich charakterami, ale i umiejętnościami, które z każdym rozdziałem zaskakują coraz bardziej.
2. Fabuła
Wciągnęła mnie już od samego początku. Wszystkie wątki, z pozoru nie mające ze sobą nic wspólnego, ostatecznie zgrabnie łączą się w sensowną całość. Historię poznajemy z kilku perspektyw. O ile w poprzedniej części narracja skupiała się głównie na Victorze, tak tutaj zostało to rozdzielone po równo. Akcja jest angażująca i niejednokrotnie zaskakująca. Autorka stawia przed czytelnikiem na tyle dużo tajemnic do powolnego rozwiązania, że ja, jako osoba skrajnie niecierpliwa, musiałam się mocno powstrzymywać, by nie zacząć czytać od końca.
3. Rozmieszczenie czasu akcji
Już w "Vicious" wyjątkowo spodobało mi się niechronologiczne rozłożenie rozdziałów. Jest to jednak zrobione w na tyle logiczny sposób, że nowo poznane wątki uzupełniają się, a nie przeszkadzają sobie nawzajem i nie wprowadzają czytelnika w zmieszanie. Dodatkowo wszystko jest swego rodzaju odliczaniem do momentu kulminacyjnego. Rzadko spotykany zabieg, przy czym szalenie interesujący.
4. Styl
Widać znaczącą różnicę pomiędzy obydwoma tomami. Poprzedni w żadnym wypadku nie był zły, ale nie przeszkadza to temu w byciu jeszcze lepszym. Sceny są opisane w taki sposób, że w głowie czytelnika od razu maluje się klarowny obraz konkretnych wydarzeń. Dialogi pozostają naturalne, nie za proste, nie przedramatyzowane. Po prostu takie, jakie dałoby się usłyszeć podczas spaceru po parku.
5. Zakończenie
Schwab jest mistrzynią zakończeń. Zrobiła dokładnie to samo, co w poprzedniej części. Zamknęła wiele wątków, pozostawiła intrygujący rozdział kończący, stworzony do snucia domysłów. I w zasadzie mogłaby go tak pozostawić. Nie zapomniała też jednak o otwartych drzwiach, bo tę fabułę da się poprowadzić dalej. Nie ukrywam, mam szczerą nadzieję, że do tego dojdzie.
Podsumowując, jeśli polubiliście "Vicious", kontynuacja w żadnym stopniu was nie zawiedzie. Wręcz przeciwnie, dopełnia wątki, które w poprzedniej części mogły wydawać się lekko zepchnięte na drugi bok, zapomniane. Książka dla fanów wartkiej akcji i wątpliwych moralnie bohaterów.

Nie ma potrzeby przybliżać fabuły książki, każdy już mniej więcej wie, na czym się ona skupia. Ja pragnę podkreślić jedno- "Vengeful" to absolutne mistrzostwo swojego gatunku. W serii o złoczyńcach zakochałam się już od pierwszych stron "Vicious", a drugi tom zdecydowanie trzyma poziom. Zapytacie, czym zasłużył sobie na aż tak wysoką ocenę? Rozważmy to w punktach.
1....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta seria jest dla mnie ogromną zagadką, bo do teraz nie wiem, dlaczego nie porzuciłam jej po pierwszym tomie. Oceniłam go na 4 gwiazdki, chociaż i tak ciężko mi stwierdzić, czy aby na pewno zasłużone. Bohaterowie byli niesamowicie schematyczni, nieciekawi, a ich działania były chwilami pozbawione jakiejkolwiek logiki. Dodatkowo autor nachalnie starał się wmówić czytelnikowi, że są przestępcami. I szczerze na to liczyłam. Okazało się jednak, że zostajemy wrzuceni w polityczną rozgrywkę, kiedy to dwóch
złodziei ratuje królestwo, a Sullivan tak dla zasady co jakiś czas wspominał, że robią to tylko dla pieniędzy. Do tego sposób narracji był dla mnie niemożliwie męczący, a wątek chwilami nudny. W kolejnych tomach ulegało to stopniowej poprawie. Nie zmienia to jednak faktu, że autor kocha przerywać
ciekawe rozdziały, które kończą się jakimś emocjonującym momentem, takimi, które nie wnoszą kompletnie nic do fabuły. Po prostu omiatałam je od niechcenia wzrokiem. Warto też podkreślić, że książka opiera się na
intrygach dworskich, licznych tajemnicach. Problem polega na tym, że podczas całej serii pod koniec wyszły tylko dwa wątki, których nie domyśliłam się wcześniej, z czego tylko jeden z nich miał znaczenie. Dla przykładu, w połowie czwartego tomu dowiadujemy się, jak skończy się piąty. Może i było to celowe, ale ze sposobu narracji wywnioskowałam, być może błędnie, że powinnam czuć się zaskoczona. Jeszcze wątek spadkobiercy, który jest tak istotny dla całej fabuły. Można bez problemu dojść do tego, jak będzie wyglądał. Nawet nie ze względu na nasuwane nam przez autora podpowiedzi, a przez ogromną schematyczność. I, szczerze powiedziawszy, przez ten cały czas miałam nadzieję, że jednak zostanie to poprowadzone inaczej. Niestety, zawiodłam się. Ale to już jedynie kwestia gustu. Ostatecznie jednak scena, w której wszystko wyszło na jaw, nie została rozegrana tak źle jak się spodziewałam. I tutaj pojawia się zaleta tych książek. Gdzieś tak od trzeciego, może czwartego tomu Sullivan radzi sobie coraz lepiej ze scenami, które mają budzić w czytelniku jakieś emocje. Wspominałam już o przewidywalności zakończenia piątego tomu. A mimo wszystko urzekło mnie całkowicie. Ostatnia scena, rozgrywająca się na moście, miała dla mnie coś niesamowicie wymownego i ładnego w całej swojej prostocie. Podoba mi się też rozwój bohaterów. A może to rozwój samego autora, który to z każdą częścią coraz lepiej radzi sobie z prowadzeniem swojej opowieści? Jakkolwiek by nie było, mnie to przekonuje. Z każdym tomem działania postaci są coraz bardziej konsekwentne, co czyni je wiarygodnymi. Dowiadujemy się też o przeszłości naszych głównych bohaterów, która też mi się podoba. Ogólnie, chociaż po pierwszym tomie bym się tego nie spodziewała, bohaterowie byli w stanie nadrobić braki w fabule i stać się atutem książki. Nawet nie przeszkadzało mi ukazanie tak częstego motywu duetu nie zawsze szczególnie inteligentnego człowieka, stworzonego do używania broni, jednak posiadającego wielkie serce i przebiegłego złodzieja, który ze względu na swoją przeszłość stał się okropnym bucem. Wydaję mi się jednak, że to co mówię o tych książkach kłóci się z wysoką opinią, jaką wystawiłam. Co prawda te 6 gwiazdek tyczy się tylko ostatniego tomu, ale z każdym jednym moja ocena rosła. Chwyciłam za te książki, spodziewając się przepełnionych zaskakującymi zwrotami akcji powieści łotrzykowskich. Zamiast tego dostałam nieskomplikowane przygodówki w klimacie klasycznej tolkienowskiej fantastyki z masą banalnych rozwiązań i schematów. I tutaj pojawia się pytania, czy to naprawdę aż tak źle? Rzecz w tym, że nie. Książki zostały stworzone, aby dostarczać czystej rozrywki, niewymagającej zbytniego myślenia. I swoje zadanie spełniły znakomicie. Nie licząc pierwszego tomu i może w pewnym stopniu drugiego, czytało się je naprawdę dobrze. Najlepiej świadczy o tym fakt, że całą serię pochłonęłam w niecały tydzień. Polecam tym, którym czasem brakuje prostej literatury, na której mają się po prostu dobrze bawić.

Ta seria jest dla mnie ogromną zagadką, bo do teraz nie wiem, dlaczego nie porzuciłam jej po pierwszym tomie. Oceniłam go na 4 gwiazdki, chociaż i tak ciężko mi stwierdzić, czy aby na pewno zasłużone. Bohaterowie byli niesamowicie schematyczni, nieciekawi, a ich działania były chwilami pozbawione jakiejkolwiek logiki. Dodatkowo autor nachalnie starał się wmówić...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka o, jak sam tytuł nam doskonale pokazuje, zniewolonym księciu. I świetnie, może wyniknie z tego coś ciekawego, jakaś porywająca intryga. Problem w tym, że nie. Na początku może poruszę kwestię, która odpowiada za kontrowersję płynące od tej pozycji. Akcja toczy się w zakochanym w niezdrowym seksie i gwałtach Verren. I to do tego stopnia, że zamiast wykorzystać niewolników do rzeczy pożytecznych, dla przykładu do sprzątania, gotowania, usługiwania w rzeczach, których po prostu wyższym sferom nie chce się robić. Ale nie, bo na co to komu? Od tego jest służba. Czy nazwana tak dlatego, że im się płaci? Wnioskuję, że tak, co dla mnie zupełnie mija się z celem i logiką. Otóż, niewolnicy pełnią tutaj funkcję uwiązanych na złotych łańcuchach nałożników. Ot, takie zwierzątka do seksu. Ale niech będzie, w końcu kto bogatemu zabroni. Kolejna rozrywka, jaką cieszy się ten nad wyraz kontrowersyjny lud, to coś, co ma być odpowiednikiem walk gladiatorów. Wiadomo, wzorowane na antyku, trzeba takie rzeczy uwzględnić. Ale nigdy nie zgadniecie, na czym te pojedynki na arenie polegają. Zostajemy stawieni przed wątpliwie ekscytującymi scenami, gdy jeden niewolnik próbuje zgwałcić drugiego. Brzmi jak świetna zabawa, prawda? No właśnie nie. Te elementy jednak w żadnym stopniu nie wpłynęły na moją opinię. Spotkałam się kilka razy ze stwierdzeniem, że to jest książka zła, po prostu okropnie oddziałująca na psychikę. I akurat z tym nie mogę się zgodzić. To jest starożytność, wtedy ludzie mieli wiele dziwnych pomysłów. Nawiązując do wspomnianych wcześniej niewolników zabijających się na arenie. Wszyscy wiemy, że to coś złego, a jednak szkoła wciąż nas o tym uczy, nawet nie myśląc, że może to sprawić, iż nagle uznamy, że mord na pokaz to jest coś dobrego. Tak samo jest z gwałtem. To jest złe i wszyscy o tym wiemy. Trzeba mieć już z góry coś nie tak w głowie, żeby ta książka zmieniła nasze postrzeganie świata. Dlatego tego wątku postanowiłam nie oceniać. Jednym się to spodoba, innym nie. Zapytacie zatem, skąd aż tak niska opinia. Bo to, co napisała Pratt jest najzwyczajniej w świecie słabe. Fabuła jest po prostu nudna, nie ma w niej nic ekscytującego, ani jednej sceny, która trzymałby mnie w napięciu. A z tego co mi się wydaję, autorka starała się zrobić z tego powieść przepełnioną rozgrywkami politycznymi, intrygami i tajemnicami. A tutaj nic. Rzeczy, które pewnie miały za takie coś uchodzić, jak np. fakt, że nasz bohater trafił do tej niewoli, a istniało kilka prostszych i skuteczniejszych rozwiązań, nie wyglądają na misternie utkany plan, a coś, co zostało pominięte, nieprzemyślane. Może kolejna część to ujawni, ale póki co, nic na to nie wskazuje. Co jeszcze czyni to książkę aż tak beznadziejną? Bohaterowie. Nie mogę nawet o nich powiedzieć, że są irytujący, bo oni po prostu są. Książę, z perspektywy, którego poznajemy całą akcję, ma dwie cechy, która jestem w stanie mu przypisać. Po pierwsze, jest silny, co całkiem często zostaje nam ukazane, po drugie, jest imbecylem, co zostaje nam ukazane jeszcze częściej. Nie ma w sobie nic z księcia, którym powinien być. Zostaje przed nami postawiony prosty żołnierzyk, o zerowej wiedzy politycznej i tego, co się dzieje w państwie. Nie ukrywam, że ja na miejscu jego ludu cieszyłabym się, że jednak ktoś inny przejmuje władzę. Poza tym, ma naprawdę wiele możliwości ucieczki, zaplanowania czegoś mądrego, może uzyskania jakiegoś sojusznika. I kiedy już dochodzi do momentu, że zamierza w jakiś pozytywny sposób wykorzystać mózg, zaczyna rozpływać się nad złotymi (warto zapamiętać to słowo, jest ono motywem przewodnim książki, tam dosłownie wszystko, prócz srebrnych tac, jest złote) włosami Laurenta, swojego oprawcy, człowieka, który go nienawidzi z rzekomą wzajemnością. Laurent ma za to trzy cechy, które nam zostają wbite jak gwoździe do mózgu. Jest podły, kocha niszczyć wszelkie pozytywne relacje. Co prawda nie mamy na to sceny akcyjnej, która by tego dowiodła, ale w porządku. Uwierzmy na słowo, bo czemu by nie? Przedstawiany jest jako osoba o zdolnościach dyplomatycznych (czy to się aby nie kłóci z poprzednim punktem?), potrafiący wybrnąć z większości kłopotliwych sytuacji. Z tym rzeczywiście wiąże się jeden dialog, który nawet nie wypadł najgorzej. Dodatkowo jest nadzwyczaj przystojny (tak Damen, wiemy, wspominasz o tym po raz setny). W tle biegają sobie jeszcze jakieś postacie drugoplanowe, ale one akurat zlewają się w jedno. Są strażnicy, których jedynym marzeniem jest, cytując "zerżnąć księcia". Mamy też kilku innych niewolników, jeden jest podłą gnidą, drugi nie lubi ognia, trzeci gdzieś mi znika w tłumie, a czwarta jest kobietą (zwrócicie na nią uwagę, chociażby ze względu na fakt, że to jest chyba jedna z czterech postaci żeńskich). Mamy też regenta. On akurat snuje się wkoło, czasem udzieli siostrzeńcowi? bratankowi? reprymendy. Doprawdy, ma niesamowicie istotną rolę, jak na człowieka sprawującego władzę w państwie. Kolejnym problemem książki jest jej brak logiki. Chociażby położenie Akielos i Verren. Czasem są to państwa sąsiadujące, czasem przewozi się do nich niewolników przez morze. Ale no nie wiem, może po prostu tak jest wygodniej albo ktoś chce tutaj poszpanować łodziami. Najlepiej nie zadawać za dużo pytań. Wszystkie zawiłe plany bohaterów (ile ich tam było, jeden? dwa?) są co najwyżej prymitywne. Wszystko co dzieje się poza pałacem nas nie obchodzi, a wielka szkoda, bo w pałacu nie dzieje się praktycznie nic. Dialogi są drętwe, sztuczne, nudne. Nie będę jedynie krytykować stylu autorki, bo nie jest on najgorszy. Nie jestem w stanie też powiedzieć o nim nic dobrego, ale niech już będzie.
Jedynym powodem, dla którego zdecydowałam się chwycić za zniewolonego księcia była ciekawość co do tej całej kontrowersji. Ona faktycznie jest, tak bardziej do połowy książki, no ale jednak, tego nie można jej odebrać.
Ale czy warto ją czytać? Nie. Nie ma w sobie nic ciekawego, nie widzę w niej żadnego potencjału. Może się pomyliłam, może kolejne części zaskoczą, ale raczej nie zamierzam tego sprawdzać. Po prostu podczas czytania nie miałam wrażenia, że została mi dana pełnoprawna powieść, a wattpadowe opowiadanie napalonej trzynastolatki, która nie jest pewna, co tak właściwie chce przekazać.

Książka o, jak sam tytuł nam doskonale pokazuje, zniewolonym księciu. I świetnie, może wyniknie z tego coś ciekawego, jakaś porywająca intryga. Problem w tym, że nie. Na początku może poruszę kwestię, która odpowiada za kontrowersję płynące od tej pozycji. Akcja toczy się w zakochanym w niezdrowym seksie i gwałtach Verren. I to do tego stopnia, że zamiast wykorzystać...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciąga, intryguje, skłania do myślenia.
Autor stawia przed nami zbrodnię młodego Rodericka Macrae, w taki sposób, że możemy wydać na niego swój własny osąd. Jest to tym ciekawsze, że pokazuje nam wydarzenia, które mogły wydarzyć się naprawdę.
Książka podzielona jest na kilka części. Pierwsza z nich, najkrótsza, skupia się na zeznaniach świadków, osób, które syna Czarnego Macrea doskonale znały. Ciekawe jest, jak różne i niepokrywające się ze sobą pod wieloma względami były.
Część druga, niezaprzeczalnie najdłuższa, to pamiętnik zbrodniarza. Jeśli oczekujecie tutaj szalonej akcji, pościgów i finezyjnie zaplanowanego przestępstwa, to się srogo zawiedziecie. Muszę przyznać, że powieść dłużyła mi się niektórymi fragmentami. Wystarczy powiedzieć, że wczytujemy się w historię zwykłego chłopskiego syna. Jego życie nie miało prawa wnieść żadnych ekscytujących wątków. Nie jest to jednak w żadnym stopniu wada, zwłaszcza, kiedy ma się na uwadze, że oto mamy przed sobą naszego bohatera, otwartego niczym książka. Możemy się zagłębić w jego psychikę, może i nawet poznać motyw działań, do którego, wbrew wszystkiemu, prowadzi długa i dość zawiła ścieżka. Czytając to, zaczynałam wierzyć w każde słowo bohatera, zapominając o zabiegu, jaki stosuje autor. Uprzytomnił mi to kolejny fragment, czyli raporty medyczne. Warto tutaj zwrócić uwagę na opis zwłok, szczególnie jednych, nie będę jednak dokładnie mówić o co mi chodzi, myślę, że sami to zauważycie. A jeśli nie, wyjdzie to później, w opisie przebiegu samej rozprawy. Poprzedzona została przez część zatytułowaną Podróże do granic obłędu. Tutaj też warto dokładnie się przyjrzeć pewnym fragmentom. Wracając do tego, co działo się w sądzie. Są to w dużej mierze dialogi, ale czego innego można się spodziewać. Wychodzą na wierzch pewne rzeczy, o których nie mieliśmy możliwości przeczytać w pamiętniku Macrae, zarówno te lepsze, jak i zdecydowanie gorsze. Co mnie urzekło, to postawa i zapał jego obrońcy, który, według mnie, radził sobie doskonale w sprawie właściwie przegranej.
Polecam wszystkim wnikliwym, zainteresowanym zbrodnią i sądownictwem XIXw. Szkocji. Już niekoniecznie tym, którzy liczą na książkę akcji i pełne emocji sceny.

Wciąga, intryguje, skłania do myślenia.
Autor stawia przed nami zbrodnię młodego Rodericka Macrae, w taki sposób, że możemy wydać na niego swój własny osąd. Jest to tym ciekawsze, że pokazuje nam wydarzenia, które mogły wydarzyć się naprawdę.
Książka podzielona jest na kilka części. Pierwsza z nich, najkrótsza, skupia się na zeznaniach świadków, osób, które syna Czarnego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tajemną historię uważam za powieść bezwarunkowo wybitną. Donna Tartt zaczyna swoje dzieło w dość nietypowy sposób, bo tak właściwie, to od środka książki. Od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę, gdy widzimy naszych bohaterów nad sceną zbrodni. Po prologu wracamy do klasycznego początku. Przez praktycznie połowę książki poznajemy bohaterów, wchodzimy w fabułę. Wszystko po to, by powoli zapoznać się z motywem, jaki kierował młodymi przestępcami. Kolejna część skupia się na wydarzeniach po, konsekwencjach, odczuciach bohaterów i zmianach jakie w nich nastąpiły. Jednych ten opis przekona, inni uznają, że to nic specjalnego. A co mnie urzekło w tej książce? Po pierwsze, i tak po prawdzie to najważniejsze, niesamowity styl autorki. Sposób w jaki buduje zdania, dobór słownictwa. Wszystko jest tak nadzwyczaj wyszukane, niewymuszone. Ponadto, na co warto zwrócić uwagę, Tartt potrafi doskonale dopasować sposób w jaki pisze, do danej sytuacji. Płynnie przechodzi z patetycznych wręcz wywodów, rozwodząc się nad chociażby spokojnym krajobrazem czy też wykładem z literatury klasycznej, do lżejszych, jednak wciąż pięknych, opisów zabaw i wybryków studentów. Skoro mowa o studentach, to jest dobry moment, aby zwrócić uwagę na kolejną zaletę Tajemnej historii. Są nią bohaterowie i ich rozbudowane oraz, wbrew wszystkiemu, wiarygodne profile. Ritchard Papen, z perspektywy którego poznajemy te wszystkie wydarzenia, natyka się na ekscentryczną grupkę, studiującą literaturę klasyczną. Ich opisy są intrygujące, sprawiają, że rzeczywiście ma się potrzebę bliższego ich poznania, jakby nie byli wytworem wyobraźni, a ludźmi, których możemy spotkać w swoim otoczeniu. Donna Tartt nie tworzy jedynie ułudy postaci fascynujących, oni faktycznie tacy są. Z pozoru są do siebie może i nawet podobni, przez swoją elegancję i pasją wobec jednej dziedziny. Każdy z nich ma jednak barwną i wielowarstwową osobowość. Każda strona książki obnaża ich coraz bardziej, pokazując, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Sama fabuła jest równie wciągająca. Z fascynacją przekładałam coraz to kolejną kartkę, martwiąc się jednocześnie, że będę zmuszona zbyt prędko odłożyć tę pozycję na półkę. A opisy, które bywały przydługie, co u niektórych autorów byłoby przyczyną moich trudności w czytaniu, sprawiły mi tutaj ogromną przyjemność. Jestem również zachwycona zakończeniem, jego tajemniczością i tym, ile zostało nam pozostawione do własnej interpretacji. Jedyne co zawiodło mnie w tej książce, to sam motyw, jaki kierował bohaterami. Może gdyby to była inna powieść, przyjęłabym to ze wzruszeniem ramion, jednak tutaj spodziewałam się czegoś dużo bardziej odkrywczego. Nie obniżyło to jednak mojej opinii o tej książce ze względu na dwa aspekty. Po pierwsze, jest to literatura piękna, a nie kryminał, więc nie powinnam od tych dwóch gatunków wymagać tego samego. Ponadto, powieść jest przepełniona nawiązaniami do literatury antycznej, która nie jest mi niestety na tyle znana, bym mogła napawać się każdym fragmentem, bo najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie zrozumieć wszystkich wątków. Jednak pewnego dnia, gdy moja wiedza się poszerzy, będę gotowa powrócić do tej pozycji i zwrócić uwagę na zupełnie nowe elementy. To jest akurat u mnie czymś nowym, bo nie mam w zwyczaju czytać czegoś po raz drugi.
Podsumowując, jak najbardziej polecam, każdemu. Bez względu na płeć, czy też zainteresowania. Chociażby po to, żeby się przekonać, czy książka, którą zachwyciło się aż tak wiele osób, jest faktycznie tego warta.

Tajemną historię uważam za powieść bezwarunkowo wybitną. Donna Tartt zaczyna swoje dzieło w dość nietypowy sposób, bo tak właściwie, to od środka książki. Od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę, gdy widzimy naszych bohaterów nad sceną zbrodni. Po prologu wracamy do klasycznego początku. Przez praktycznie połowę książki poznajemy bohaterów, wchodzimy w fabułę. Wszystko po...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to