rozwiń zwiń

Pięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”

BarbaraDorosz BarbaraDorosz
19.04.2024

Niewłaściwi ludzie znajdą cię w spokoju i zostawią w kawałkach. Właściwi ludzie znajdą cię w kawałkach i zaprowadzą spokój. Monika Madej zwięźle i w punkt opowiada o ludziach, których spotykamy na swojej życiowej drodze. W jaki sposób kształtują nasz charakter? Kiedy jesteśmy podatni na manipulacje? Czy warto jeszcze wierzyć w prawdziwą miłość? Zapraszamy do rozmowy nie tylko o „Królu Pik”.

Pięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik” materiały wydawcy

[Opis: Wydawnictwo: NieZwykłe] Aranżowane małżeństwo Collina Andersona z piękną tancerką miało być tylko układem biznesowym otwierającym nowe możliwości dla jego ojca, który razem z nim i młodszym rodzeństwem prowadzi kluby oraz kasyno znane nie tylko w Nowym Jorku.

Wychowywany twardą ręką, bez matki, z wpajanymi przez apodyktycznego rodzica zasadami Collin musiał się zmierzyć z wieloma przeciwnościami.

Mężczyzna miał ożenić się z córką gubernatora Nowego Jorku Claudią Mc'Allister. Miał ją poślubić, rozkochać, ale sam pozostać niewzruszony, ponieważ według Benjamina Andersona miłość zawsze wszystko komplikuje.

Jednak kiedy Collin spotyka piękną tancerkę, od razu przepada. Zresztą nie tylko on. Zauroczona jego osobą Claudia czuje to samo. Razem tworzą zgodny i szczęśliwy związek oparty na szczerym uczuciu do czasu, kiedy intrygi i podejrzenia zmieniają ich życie w koszmar.

Oboje mają nadzieję, że po burzy przyjdzie słońce. Ale przeszłość nie zapomina pomyłek i w najmniej oczekiwanym momencie wyłania się z mroku, by o sobie przypomnieć.

Czy jeden popełniony grzech na zawsze przekreśli przyszłość Claudii i Collina?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.

Wywiad z Moniką Madej, autorką powieści „Król Pik”

Barbara Dorosz: W twojej najnowszej powieści pierwsze skrzypce grają bezapelacyjnie bracia Anderson – przystojni, bogaci, stanowczy – czy widzisz w nich ucieleśnienie marzeń wielu współczesnych kobiet?

Monika Madej: Kobiety przede wszystkim chcą czuć się bezpieczne i kochane. Chcą wiedzieć, że są tymi jedynymi w życiu mężczyzny. W dzisiejszych czasach trudno jest znaleźć taki okaz. Pieniądze i wygląd to nie wszystko, choć wiele osób tak uważa. Troszkę się pogubiliśmy, jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie, a w książkach możemy pofantazjować, że nasi wspaniali rycerze, kochający do upadłego jedną kobietę, istnieją.

Rycerze? Już nie książęta na białym koniu?

Książęta na białym koniu stali się chyba przereklamowani.

Jesteś romantyczką i wierzysz w wielką miłość czy raczej twardo stąpasz po ziemi i racjonalnie podchodzisz do miłosnych relacji?

Wierzę w miłość, ale wiem też, że bardzo trudno ją znaleźć w tych czasach, więc mój mózg i racjonalne myślenie zwyciężają z sercem. Każdy z nas pragnie miłości i do niej dąży, ale nie każdemu udaje się jej doświadczyć. Pięknej, szczerej i bezinteresownej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu ludzi.

W powieści kreujesz świat, w którym wiele robi się na pokaz. Wszystko może być częścią układów, nawet miłość. Zdarzyło ci się, chociaż przez chwilę, tkwić w takich relacjach?

Zdarzało się. Przypuszczam, że niestety jeszcze nieraz się zdarzy, ale im jesteśmy bardziej doświadczeni, tym szybciej zauważamy, że coś jest nie tak.

W tym świecie wypranym z uczuć i emocji doskonale odnalazł się Benjamin Anderson, senior rodu. Wprowadziłaś do fabuły prawdziwy czarny charakter. Benjamin to człowiek bezwzględny, mający wiele na sumieniu. Czytając powieść, miałam wrażenie, że dla osiągnięcia własnych korzyści nie cofnie się przed niczym. Jakie emocje towarzyszyły ci podczas pisania scen z jego udziałem, podczas tworzenia jego sylwetki?

To jest problem XXI wieku i spotkałam się z takimi ludźmi w swoim życiu, więc miałam w sobie wiele różnych emocji, począwszy od złości, a na smutku skończywszy. Druga twarz, manipulacja, korzyści czerpane z nieszczęścia innych. Nie ma niczego bezinteresownego i smutne jest to, że takie osoby naprawdę istnieją. Najczęściej niszczą nam życie. Niszczą wszystko, co w nas dobre, a jak odkrywamy drugie dno, to zostawiają nas samych. A my, poranieni, sami musimy poskładać siebie i posprzątać bałagan, który zrobili. Taki był Benjamin. Niszczył wszystkich dookoła, bo wbrew pozorom był nieszczęśliwym, zgorzkniałym człowiekiem.

Collin, Nicholas i Matthew w wielu kwestiach nie przypominają swojego ojca. Mają zupełnie różne charaktery, odmienne zdanie, często spierają się ze sobą, a jednak są ze sobą bardzo zżyci. Szczególnie pokazuje to tragedia, z którą przyjdzie im się zmierzyć. To twoja definicja braterskiej miłości?

„Mogą toczyć pomiędzy sobą walki, nie zgadzać się i kłócić zajadle, ale jeżeli przychodzi zagrożenie chociażby dla jednego z nich, to bez wahania reszta idzie za nim, a razem tworzą skład nie do pokonania” – to moja definicja braterskiej miłości. Andersonów poróżniło wiele rzeczy w życiu, a mimo to w krytycznych sytuacjach byli zawsze za sobą. I jak któryś potrzebował podniesienia z kolan, pozostała dwójka go podnosiła. Nie obyło się też bez reprymend i pouczania – najczęściej Matthew był głosem rozsądku, były bójki, ale finalnie zawsze Anderson stanął za Andersonem. Kto będzie nas wspierał, jak nie rodzina?

Mówi się, że rodzina jest najważniejsza, choć na łamach powieści przedstawiasz mocno zakrzywiony obraz relacji synów z ojcem, który bezpośrednio rzutuje również na ich żony. Zastanawiające jest, jak wiele osób znajdowało się pod bezpośrednim wpływem Benjamina, czy to zawodowym, czy emocjonalnym. Bracia co prawda stawiają się, gdy ojciec obraża ich żony, jednak w pewnym momencie oba małżeństwa młodych Andersonów zawisną na włosku. Manipulacja ma się świetnie w tej rodzinie?

Rzeczywiście jedyną osobą odporną na manipulacje był Matthew, bo znał prawdę o ojcu. Kiedy nie znamy wszystkich sekretów najbliższych nam ludzi, ślepo wierzymy we wszystko, co kreują na pokaz. Czy można mieć lepszy autorytet w życiu niż człowieka, który zarobił fortunę, miał kobiety na pstryknięcie palcem, mnóstwo wpływowych znajomych? Można by rzec, że to przecież idealny człowiek do naśladowania. Byłby, gdyby nie jego druga twarz.

Długo zastanawiałam się nad wiodącym motywem powieści. W książce wiele się dzieje, fabuła rozwija się w zaskakującym tempie, jednak w tle cały czas przewija się motyw popełniania błędów. Czy każdy z nas ma jakieś grzechy na sumieniu? Dlaczego zdecydowałaś się poruszyć ten aspekt?

A znasz kogoś, kto nie ma grzechu na swoim koncie? Ja nie znam, sama też mam grzechy. Jak zrobimy rachunek sumienia, to każdy z nas je ma. Wiem też, że ludzie popełniają błędy, których później żałują, a które są wypominane im do śmierci. To przecież nie wyrok na całe życie, a nauczka. I tego nigdy nie zrozumiem, bo jeżeli ktoś odrobił swoją lekcję i z pokorą przyjął pokutę, to zasługuje na to, aby mu wybaczono. Wybaczono, ale nie zapomniano, bo grzechów się nie zapomni. Zwłaszcza tych, które nas łamią. Tak jak grzech Collina, który złamał Claudię.

Jeden z bohaterów powieści, Matthew, przechodzi spektakularną przemianę. Jak myślisz, co ma największy wpływ na nas samych – czas, sytuacje, a może inni ludzie?

Ludzi zmieniają ludzie. Nieważne czy na dobre, czy na złe, ale zmieniają nas inni oraz wydarzenia, które są z nimi związane. Kiedyś słyszałam piękne stwierdzenie: niewłaściwi ludzie znajdą cię w spokoju i zostawią w kawałkach. Właściwi ludzie znajdą cię w kawałkach i zaprowadzą spokój. To jest idealny przykład Adeline i Matthew. Przy odpowiedniej osobie rozwijamy się, uczymy, zmieniamy na lepsze i staramy się być najlepszą wersją siebie samych. Jak Pik przy Deli.

„Król Pik” to twoja piąta powieść. Czy przez ten czas zdążyłaś opracować swoje własne techniki planowania fabuły i rozwijania postaci?

Szczerze? Nie. Moja pierwsza powieść, „Don”, powstała, bo chciałam przeczytać coś innego niż romanse mafijne, gdzie bohaterka jest spłoszoną łanią i robi wszystko pod dyktando samca alfa. Kolejne części serii były już trudniejsze i trzeba było głowić się nad połączeniem wątków, ułożyć jakiś plan. Natomiast „As Pik” powstał na spontanie, z nudów, kiedy leżałam zagipsowana w domu i nie miałam żadnego planu. Po prostu codziennie coś tam sobie doklejałam w kolejnym rozdziale i powstał Smuteczek, który skradł niejedno serce. A Collin… „Król Pik” to historia, która ma szczególne miejsce w moim sercu. Wychodzi na to, że najlepszym planem jest… brak planu.

Jak radzisz sobie z tworzeniem autentycznego dialogu między postaciami, aby brzmiał naturalnie i oddawał ich osobowość?

Najlepsze są wiadomości od czytelniczek i patronek: „Skąd ty to bierzesz?”, „Jezu, jakie to prawdziwe”, „Kisnę”. Uwaga, zaskoczę was wszystkich – pomysły wychodzą z mojej poczochranej głowy wypełnionej fantazją, a także pochodzą z życia. Wiele dyskusji, które odbyły się pomiędzy bohaterami, były moimi prawdziwymi rozmowami, odbytymi w życiu. Tak na marginesie: Matthew był inspirowany autentyczną osobą, którą serdecznie pozdrawiam!

Dzięki za podzielenie się tą ciekawostką. Pierwowzór postaci Mattew musi być wyjątkowym człowiekiem. A czy w którymś z bohaterów książki odnajdziemy cząstkę ciebie?

Claudia ma kilka moich cech. Jestem człowiekiem wielkiej wiary w ludzi tak jak ona, zawsze staram się widzieć dobre strony w innych, wiele wybaczam. No a Collin… Cóż, on chyba ma cechy wielu współczesnych mężczyzn. Bez obrazy, panowie!

Czy miewasz blokady twórcze?

Chyba każdy autor je miewa. Jesteśmy ludźmi, czasami nawet gorszy dzień bywa blokadą do napisania jednego zdania.

Kończysz powieść, snując niezwykle ważne rozważania na temat tego, co tak naprawdę daje nam szczęście w życiu – pieniądze, rodzina, podróże, a może praca? Ciekawa jestem, co sprawia, że Monika Madej jest szczęśliwa.

Monika Madej jest szczęśliwa, że może codziennie rano wstać, podziękować Bogu za kolejny dzień, widzieć swoje dorastające córki i rozmawiać z ludźmi, których kocha. To uszczęśliwia mnie najbardziej, a dopiero później są jakieś drobne rzeczy, które nie mają większego znaczenia w życiu, jeżeli nie mamy z kim dzielić szczęścia.

No dobra, kawa ma wielkie znaczenie, bo bez niej nie ma radochy.

Dziękuję za rozmowę.

Monika Madej

Monika Madej – z wykształcenia technik budownictwa, zawodowo doradca, a prywatnie mama dwóch córek. Aktualnie mieszka na polskim biegunie zimna, co nie przeszkadza jej w tworzeniu niebanalnych, pikantnych i gorących romansów z wątkiem mafijnym. Przygodę z pisaniem rozpoczęła na Wattpadzie, gdzie w bardzo krótkim czasie zdobyła grono wiernych czytelników i obserwatorów. Oddana fanka MMA, boksu i KSW oraz miłośniczka domowych wypieków. Zadebiutowała powieścią „Don”.

Chcesz kupić tę książkę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Dziadoszan 19.04.2024 16:37
Czytelniczka

"Kobiety przede wszystkim chcą czuć się bezpieczne i kochane." - niewątpliwie pani Monika ma rację, jednak dobrze by było, dla równowagi, dodać, co kobiety mają w zamian do zaoferowania. Bo schemat wydaje się znany od dekad - on ma być młody, przystojny, bogaty, stanowczy, wierny, wesoły, inteligentny, zakochany w niej do szaleństwa i ma też kochać ją taką, jaka jest. Czy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Aka 22.04.2024 22:00
Czytelniczka

"co kobiety mają w zamian do zaoferowania."  To co zwykle - darmowa obsługa, gotowanie, pranie itp itd! A i często rezygnację ze swoich zawodowych marzeń i ambicji. 😏

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
BarbaraDorosz 19.04.2024 13:30
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post