cytaty z książki "Malina"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Najchętniej czytam na podłodze, także na łóżku, prawie wszystko na leżąco, nie, nie tyle chodzi przy tym o książki, liczy się przede wszystkim czytanie, czarne na białym, litery, sylaby, wiersze, te nieludzkie utrwalenia, znaki, te ustalenia, to zastygłe w wyraz szaleństwo, które wydobywa się z ludzi. Niech mi pan wierzy, wyraz jest szaleństwem, wypływa z naszego szaleństwa. Liczy się również przewracanie kartek, gonitwa od jednej strony do drugiej, ucieczka, współudział w szaleńczym, zakrzepłym wylewie, liczy się nikczemność przerzutni, ubezpieczenie życia w jednym jedynym zdaniu, ubezpieczenie wtórne zdań w życiu. Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią. Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki,i ja oczywiście mam swoje upodobania, wiele książek nie znajduje do mnie przystępu, jedne łykam tylko przed południem, inne tylko w nocy, są książki, od których się nie odrywam, chodzę z nimi po mieszkaniu, przenoszę z pokoju do kuchni, czytam na stojąco w korytarzu, nie używam zakładek, przy czytaniu nie poruszam ustami (...).
Kto musi żyć ciągłym 'dlaczego', zniesie prawie każde 'jak'.
Malina: Dlaczego znów kładziesz rękę na karku?
(...)
Ja: Taki już mam sposób, że chwytam się siebie, kiedy nie mogę uchwycić się ciebie.
Czy Ivan też myśli, że dawniej tak nie było, czy tylko mnie wydaje się, że dawniej było inaczej niż dzisiaj. Czai mi się w gardle szaleńczy śmiech, ale ponieważ obawiam się, że potem nie mogłabym już przestać się śmiać, nie mówię nic i robię się coraz bardziej ponura.
Kiedy aparat dzwoni przeraźliwie, przywołuje, wstaję jeszcze nieraz z niedorzeczną nadzieją, ale potem mówię: Halo? zmienionym, niższym głosem, ponieważ na drugim końcu zawsze jest ktoś, z kim właśnie nie chcę lub nie mogę mówić. Potem kładę się i chciałabym umrzeć.
Pytasz za dużo i za wcześnie. Jeszcze się nie opłaca, ale może kiedyś się opłaci.
mówi się o rzeczach w taki sposób, że kuszą i zachęcają do naśladowania, i każdy chce stanąć nago, rozebrać innych do naga, żeby znikła wszelka tajemnica, wyłamana jak zamknięta na klucz szuflada, ale gdzie nie było żadnej tajemnicy, tam nic się nie znajdzie, i bezradność po włamaniach, obnażeniach, lustracjach i inspekcjach wzrasta, nie goreje żaden krzak ciernisty, nie zapala się choćby najmniejsze światełko, ani w upojeniach, ani w fanatycznym otrzeźwieniu, a prawo świata spoczywa na wszystkich bardziej niezrozumiałe niż kiedykolwiek.
nie przestaję mieć nadziei, żebrać i wierzyć, że usłyszałam zdanie, którego źródłem nie było zmęczenie, zdanie, które ubezpiecza mnie w świecie, ale wokół moich oczu coś się zbiera, wydzielina gruczołów jest tak znikoma, nie starcza nawet na jedną łzę w kąciku każdego oka. Czyż jedno zdanie wystarczy, aby ubezpieczyć kogoś, kto jest już zgubiony? Musiałoby to być ubezpieczenie nie z tego świata.
Wydaje mi się wtedy, że jego spokój wypływa stąd, iż jestem dla niego zbyt nieważnym i zbyt znanym 'ja', jak gdyby on wydzielił mnie z siebie, odpadek, zbyteczne wcielenie, jak gdybym powstała tylko z jego żebra i była od dawna niepotrzebną, ale też nieuniknioną mroczną historią, która towarzyszy jego historii, chce ją uzupełniać, którą on jednak wyodrębnia i oddziela od swojej jasnej historii. Dlatego też jedynie ja mam coś z nim do wyjaśnienia, przede wszystkim samą siebie muszę i mogę tylko przed nim objaśnić. On nie ma nic do wyjaśniania, nie, on nie.
Ponieważ zwieszam głowę, Ivan mówi: Ty nie masz nic, dla czego musiałabyś żyć!
Ma rację, bo czy ktoś chce czegoś ode mnie, czy ktoś mnie potrzebuje? Ale Malina powinien mi pomóc w znalezieniu powodu, dla którego żyję, gdyż nie mam starego ojca, którym musiałabym się opiekować, nie mam dzieci, które ciągle czegoś potrzebują, jak dzieci Ivana, ciepła, płaszczy zimowych, syropu na kaszel, pantofli gimnastycznych. Także prawo zachowania energii nie ma do mnie zastosowania. Jestem pierwszym wcieleniem całkowitego marnotrawstwa, ekstatycznym i niezdolnym do rozsądnego korzystania ze świata.
Żyję w tym podminowanym świecie półdzikuski, po raz pierwszy uwolniona od sądów swojego otoczenia, niezdolna już do żadnego sądu o świecie, tylko do doraźnej odpowiedzi, do płaczu i boleści, do szczęścia i radości, głodu i pragnienia, bo zbyt długo nie żyłam.
Dla mnie nikt nigdy nie umarł i rzadko ktoś żyje, chyba że na scenie moich myśli.
tylko kobiety mają głowę wypełnioną stale swoimi uczuciami i historiami, swoim mężczyzną czy swoimi mężczyznami. Myślenie o tym rzeczywiście zajmuje każdej kobiecie największą ilość czasu. Musi ona jednak o tym myśleć, bo w przeciwnym razie, gdyby z niesłabnącą nigdy wytrwałością nie podsycała, nie podniecała swoich uczuć, dosłownie nie mogłaby wytrzymać z mężczyzną, który jest przecież człowiekiem chorym i prawie się nią nie zajmuje.
Ja: Za dużo obserwujesz, dlatego nic nie dostrzegasz.
Malina: Jest odwrotnie. Dostrzegam wszystko, ale nigdy cię nie obserwowałem.
Ja: A ja pozwalałam ci nawet czasami żyć, jak chciałeś, nie przeszkadzając ci, to coś więcej, to bardzo wspaniałomyślne.
Malina: Dostrzegłem i to, a ty dowiesz się kiedyś, czy dobrze było o mnie zapomnieć i czy nie lepiej jest znów mnie zauważać. Tylko prawdopodobnie nie będziesz miała wyboru, już teraz nie masz.
Ja: Ja zapomniałam o tobie, jakżebym mogła o tobie zapomnieć! próbowałam tylko, udawałam, żeby ci dowieść, że i bez ciebie jakoś żyję.
dzięki niemu coś niezwykłego wstąpiło we mnie i odtąd promieniuje, bezustannie opromieniam świat, któremu jest to potrzebne, z tego jednego miejsca, w którym skupia się nie tylko moje życie, lecz i moje pragnienie, by 'żyć dobrze'., by znów być użyteczną, bo chciałabym, żeby Ivan mnie potrzebował, jak ja jego potrzebuję, i to na całe życie.
muszę prędko zrobić jakiś manewr i odwrócić jego uwagę, powinien by mi się udać jakiś nieokreślony uśmiech, kaprys, zły nastrój, ale przy Ivanie nic mi się nie udaje. Jesteś zbyt przejrzysta, mówi Ivan, w każdej chwili widać, co się w tobie dzieje, graj, zagraj coś przede mną! Ale co mam przed Ivanem zagrać?
Pięć godzin Ivana, mogłoby to wystarczyć na parę dni pewności, dla podtrzymania krążenia, dla podniesienia ciśnienia, jako leczenie uzupełniające, jako leczenie profilaktyczne, jako kuracja. Nie byłoby dla mnie rzeczy zbyt uciążliwej, zbyt niedorzecznej, zbyt kłopotliwej, byle chwycić kawałek życia Ivana: kiedy Ivan wspomina przy kolacji, że na Węgrzech często żeglował, chcę natychmiast nauczyć się żeglowania, może już jutro rano (...), żebym od razu mogła się przydać, gdy któregoś dnia Ivan znów wybierze się na żagle. Bo sama nie zdołam przykuć Ivana.
(...)ludzi rozumie się tylko wtedy, gdy nie próbuje się ich przeniknąć, gdy niczego się od nich nie żąda i nie daje się sprowokować, wszystko i tak okaże się samo."
-Malina.
Myślę, że i dziś jeszcze mało mamy wspólnego, jedno toleruje drugie, dziwi się drugiemu, ale moje zdziwienie jest ciekawe (czy Malina w ogóle się dziwi? Coraz mniej w to wierzę.) i niespokojnie, gdyż moja obecność nigdy go nie irytuje, gdyż dostrzega ją, kiedy mu się podoba, nie dostrzega, kiedy nie mamy sobie nic do powiedzenia, jak gdybyśmy nie przechodzili stale obok siebie w mieszkaniu, a jedno mogło nie dojrzeć drugiego, nie słyszeć przy codziennych czynnościach. Wydaje mi się wtedy, że jego spokój wypływa stąd, iż jestem dla niego zbyt nieważnym i zbyt znanym 'ja', jak gdyby on wydzielił mnie z siebie, odpadek, zbyteczne wcielenie, jak gdybym powstała tylko z jego żebra i była od dawna niepotrzebną, ale też nieuniknioną mroczną historią, która towarzyszy jego historii, chce ją uzupełniać, którą on jednak wyodrębnia i oddziela od swojej jasnej historii. Dlatego też jedynie ja mam coś z nim do wyjaśnienia, przede wszystkim samą siebie muszę i mogę tylko przed nim objaśnić. On nie ma nic do wyjaśniania, nie, on nie.
znów musi jechać na trzy dni do Paryża, wcale się tym nie przejmuję, mówię od niechcenia: ach tak, ponieważ między jego i moimi skąpymi odezwaniami a tym, co naprawdę chciałabym mu powiedzieć, istnieje próżnia, chciałabym mu powiedzieć wszystko, siedzę jednak tylko tutaj, z przesadną dokładnością gaszę niedopałek w popielniczce i podaję mu ją, jak gdyby to było bardzo ważne, żeby nie strząsał popiołu na moją podłogę.
Ponieważ ktoś mnie zabił, ponieważ ktoś ciągle chciał mnie zabić, zaczęłam potem zabijać kogoś w myślach, to znaczy: nie w myślach, to było coś innego, z myślami nigdy nie da się dużo zrobić, wyszło potem inaczej, nawet to przełamałam, nic już nie robię w myślach.
Czasu w ogóle nie ma, bo mogłoby to być wczoraj, dawno temu, może być znowu, być ciągle, tego czy owego nie było nigdy. Dla jednostek tego czasu, w który wskakują inne czasy, nie ma żadnej miary, w ogóle nie ma miary dla pozaczasów, w które wdziera się to, czego nigdy nie było w czasie.
...najchętniej jednak pozwalałam mu być świętym Jerzym, który zabił smoka, ażeby mógł powstać Klagenfurt, z wielkiego bagna, na którym nic nie rosło, ażeby mogło z niego powstać moje pierwsze miasto
Jeśli człowiek ma dużo serca i rozumu, ale nie dosyć, rozczarowanie sobą musi być dla niego bardziej przykre niż dla bliźniego, który się nim rozczarował.
Czy istnieje duchowe wywłaszczenie? Czy wywłaszczony, jeśli wywłaszczenie istnieje, ma prawo do najwyższych trudności w myśleniu? Czy to się jeszcze opłaca?
Chociaż Malina milczy, jest to lepsze niż milczenie w samotności, pomaga mi potem (...), kiedy nie mogę pojąć, kiedy nie mogę się opanować, ponieważ Malina zawsze jest pewny i zdecydowany na mnie, więc w najbardziej mrocznych chwilach pozostaje mi świadomość, że Maliny nigdy nie stracę - choćbym zatraciła się sama.
Mój związek z Maliną przez lata składał się z przykrych spotkań, największych nieporozumień i paru niemądrych urojeń - chcę przez to powiedzieć: dużo większych nieporozumień niż innymi ludźmi. Niewątpliwie od początku byłam zdana na niego i wcześnie musiałam wiedzieć, że stanie się moim przeznaczeniem, że miejsce Maliny było już przez Malinę zajęte, zanim pojawił się w moim życiu.