cytaty z książek autora "Adrian Atamańczuk"
Chodź, odkryj noc, słodką i upojną jak kwiat, wieczną i nieprzerwaną, grzeszną jak nierządnica, wolną jak wiatr, niezgłębioną jak morze.
Bogowie dawno temu zapisali w gwiazdach ludzkie przeznaczenie. Przyszło nam oglądać zmierzch czasów. Jesteśmy tylko aktorami na wielkiej scenie, marionetkami w sztuce, którą napisał ktoś inny. Możemy grać dobrze bądź źle, ale samego scenariusza nie zmienimy. Nie zmienimy tego, co zapisano w gwiazdach.
Każdy umysł ma granicę, po której przekroczeniu pozostaje tylko obłęd.
Nic się nie dzieje bez powodu. Pamiętaj o tym. Są słowa, których nie wolno wymówić, i są rzeczy, o których nie należy myśleć, gdyż może dojść do przywołania. Są też byty, które nie wybaczyłyby Ci tylko tego, że wiesz o ich istnieniu.
Istnieją drzwi, których nie należy otwierać. Do innych niebezpiecznie jest się nawet zbliżyć, by ktoś na głos naszych kroków nie otworzył ich od wewnątrz. Nigdy bowiem nie wiadomo, co lub kogo zastaniemy po drugiej stronie.
Nie ma sensu zadręczać się rzeczami, na które nie ma się wpływu.
- Czy koniecznie musiałaś go zabijać?!
- Wiem. Jestem dziś nieprzykładnie wspaniałomyślna. Powinnam była mu tylko tak przeszorować mózg, żeby uwierzył, iż jest ślimakiem, a potem zostawić go tutaj pełzającego od drzewa do drzewa. Powinnam była, ale jestem trochę zmęczona, a trochę też zła i zwyczajnie nie chciało mi się.
Jednak człowiek ma już tę dziwną przywarę, że zawsze dba o pozory, nawet kiedy nie musi, usprawiedliwia się przed bliźnimi i sobą.
Kim był? Czym był? Sam był. To wiedział. I był już praktycznie trupem - tyle potrafił wywnioskować.
Arcykapłan ma ogromną władzę, jest nietykalny, dla wielu nieomal święty. A ja ową świętością szorowałam posadzkę.
Wiele bajęd wymyślono o mnie. Przypisywano mi każdą katastrofę i niewyjaśnione wypadki. Za jedne jestem odpowiedzialny, za inne nie. Ale czcigodnego biskupa spaliłem. Tak jak on nauczył mnie i przykazał tego dnia, gdy zapłonęły stosy w Albaresch, a on sam przechadzał się między nimi nieczuły na wrzaski mężczyzn, kobiet i dzieci. Tak, jestem zbrodniarzem i mordercą, lecz to wy mnie stworzyliście, te same uczynki nazywając raz zbrodnią, raz zbawieniem.
Wszystko rozegrało się tak szybko. Zawsze zdumiewał Liakura pozorny spokój, jaki ogarnia niedawne pole walki. Zupełnie jakby nic tu nie zaszło; ta sama łąka, drzewa i mgła, wiatr, który delikatnie poruszał listowiem. I trupy wśród trawy. Cisza była taka szydercza.
Został sam. Po raz drugi w ciągu kilku dni dostał się do niewoli, lecz nie to było najgorsze. Poprzednio wiedział przynajmniej, w co wierzy i o co walczy. Teraz wiedział za to, kim jest, a wiedza ta niczego nie upraszczała.
Nadzieja na próżno wytrzeszczała błagalnie oczy ku niebu, marła, gdy lodowata woda zamknęła jej usta; prawda, że ostatnia.
Przyszłość jest żywa, zmienia się. Każdy kamień ciśnięty w trawę kształtuje rzeczywistość. Może ktoś użyje go do zabicia drugiej osoby i dokona tego, gdyż kamień będzie pod ręką? A może pęknie na nim piasta koła wozu? Kupiec nie zdąży do domu na noc właśnie wtedy, gdy pomocy będzie potrzebować jego rodzina. I już przyszłość się zmieni. Nie tylko dla kupca i jego bliskich, lecz wszystkich innych, którzy mieli lub mogli mieć z nimi styczność.
Każdy kamień rzucony w nurt rzeki powoduje fale, dlatego przyszłość jest niepewna.
Nie miał czasu do stracenia. Wprawdzie nie wierzył w ocalenie, lecz nie zamierzał czekać biernie na koniec. Musiał spróbować, mimo wszystko i pomimo wszystko.
A czymże jest czas? Bogiem? Niepokonanym władcą? (...)
Czy sądzisz, że istnieją strumienie, których biegu nie można zawrócić?
Kania, choć w biegu pokonywała właśnie próg domu, zdążyła mu jeszcze udzielić bogatej w rynsztokowe epitety reprymendy, w kilku zgrabnych słowach nawiązując do jego bliskich dzieciństwa i proroctwa na przyszłość.
Lecz martwić się w sytuacji, kiedy nie można wyjść naprzeciw obawom, to świadomie trwonić siły i osłabiać ducha.
Żaden bóg nie zdoła pomóc ludziom, jeśli ci sami nie zechcą się zmienić.
Morze to niezliczona ilość kropel wody, pustynia to nieprzebrane ziarenka piasku, a magia to spajająca świat sieć misternie połączonych linek. Granie na owych linkach zwykło nazywać się czarowaniem.
To zdumiewające, gdy uzmysłowimy sobie, jak jeden epizod, owe 'w tym miejscy o tym czasie', może wpłynąć na całe nasze życie. Ba, może nawet niejako wypchnąć nas poza tor naznaczony dla egzystencji człowieka. Czy rządzi nami przypadek, czy przeznaczenie?
Ale jak zawsze w podobnych chwilach umysł prowadził podwójną grę. Z jednej strony zapewniał, że nie ma powodu do zmartwień, z drugiej z okrutną szczerością obalał dopiero co stworzone iluzje.
Nie ma dobra ani zła. Są tylko strony. Jedni i drudzy karzą tak samo bezwzględnie. Dobro to być zwycięzcą, zło - pokonanym.
Piorun wyskoczył jak wściekły wąż z niewielkiej chmury nisko czającej się nad polem, błysnął złotym zębem, ukąsił. Jego brat, grom, ogłosił światu, że własnie przestała istnieć strażnica.
Ciągiem soczystych przekleństw powitał nowy dzień. Każde słowo sprawiało ból, lecz musiał zamanifestować opatrzności wdzięczność za ocalenie. Oczywiście nie umarł! W jego życiu nic nie mogło być proste.
Noc zawsze była jego sprzymierzeńcem. Noc pełna cieni i tajemniczych szeptów, pod której płaszczem można zarówno zniknąć, jak i pojawić się niepostrzeżenie. Czuł się jej dzieckiem. Wabiła go, chroniła, ułatwiała każde zadanie. Mrok budził u ludzi lęki, mroził serca, czynił z nich bojaźliwych ślepców, sprawiał, że stawali się łatwymi celami. Blask dnia spędzał te duchy. Byle parobek stawał się zawadiaką. Noc to zupełnie co innego.
Można zabić człowieka, lecz znacznie trudniej zniszczyć jego legendę.
Olbrzym poślizgnął się. W pierwszej chwili z satysfakcją pomyślałam, że zanim mnie zabije, wykręci orła na tym samym badziewiu co ja.
W końcu nie jest ważne, w co kto wierzy czy jak i na co się zapatruje, byle drugiego nie zmuszał do własnych przekonań (niepojęta sentencja dla przytłaczającej większości ziemskiego kapłaństwa).