cytaty z książek autora "John Elder Robison"
Gdy miałem dwanaście lat, poczyniłem postępy, ze stanu „jeśli mu się nie polepszy, trzeba go będzie oddać do ośrodka" ewoluując do „to dziwny, popieprzony dzieciak". Ale choć moje umiejętności komunikacyjne rozwijały się błyskawicznie, ludzie zawsze mieli wobec mnie wyższe oczekiwania.
Asperger to nie choroba. To sposób bycia. Nie ma na to lekarstwa, bo nie ma na takowe zapotrzebowania. Jest natomiast zapotrzebowanie na wiedzę i adaptację, ze strony dzieci z Aspergerem, ich rodzin i przyjaciół. Mam nadzieję, że dla czytelników – zwłaszcza tych, którzy sami zmagają się z dorastaniem i życiem z Aspergerem – będzie to pouczająca historia. Zobaczą, że meandry moich losów i niekonwencjonalne wybory, których dokonywałem, doprowadziły mnie do całkiem dobrego życia.
Miałem dobre kilkanaście lat, kiedy wreszcie do mnie dotarło, że nie będę mordercą albo kimś jeszcze gorszym. Wtedy już rozumiałem, że unikanie kontaktu wzrokowego nie czyni ze mnie osoby podejrzanej czy krętacza, za to zacząłem się zastanawiać, dlaczego dla tak wielu dorosłych moje zachowanie było jednoznaczne z nieszczerością i krętactwem. Mniej więcej w tym samym czasie poznałem paru zakłamanych łajdaków, którzy patrzyli mi w oczy i doszedłem do wniosku, że narzekanie na mnie było w takim razie hipokryzją.
Dziecko z Aspergerem może wyrosnąć na znakomitego inżyniera lub naukowca. Niektórzy mają słuch absolutny i nieziemskie zdolności muzyczne. Często zdarzają się tak wyjątkowe zdolności językowe, że mówi się o Syndromie Małego Profesora. Ale nie dajcie się zwieść – większość dzieciaków z Aspergerem nie wyrasta na profesorów. W ogóle dorastanie może być dla nich trudne.
- Czyli jest na to lekarstwo? - zapytałem.
- To nie choroba - wyjaśnił. - Więc nie trzeba tego leczyć. Po prostu taki jesteś.
Przez całe swoje życie wysłuchiwałem, jak ludzie wmawiają mi, że jestem arogancki, nieobecny czy wręcz nieprzyjazny. A teraz czytam, że ludzie z aspergerem mają „mimikę nieodpowiednią do okoliczności”. Cóż, coś o tym wiedziałem. Kiedy byłem dzieckiem, powiedziano mi, że zmarła moja ciotka i uśmiechnąłem się, choć czułem smutek. Dostałem za to w twarz.
Kiedy patrzę na to wszystko z perspektywy człowieka w średnim wieku, widzę jak na dłoni, jak popieprzone i szalone było nasze dzieciństwo. W tamtym czasie jednak żadne z nas nie wiedziało, że można dorastać w innych warunkach. W najlepszym wypadku rodzice pokazali nam, czego nie chcemy w naszej własnej rodzinie, i wzięliśmy sobie te lekcje do serca, szczególnie jeśli chodzi o alkohol. Nasi ojcowie byli bowiem pijakami – z tych, co to są bardzo mili dla przyjaciół, ale okropni dla własnych dzieci.
Nie pamiętam, żeby jakikolwiek dorosły kiedykolwiek próbował
dowiedzieć się dlaczego się gapię. Mógłbym im odpowiedzieć, gdyby zapytali. Czasem myślałem o innych rzeczach i gapiłem się na kogoś, nie wiedząc nawet, że to robię. Ale zdarzało się też, że przyglądałem się komuś celowo, próbując zrozumieć jego zachowanie.
Wiedziałem wszystko o oświetlaniu parkietu i ludzi, ale sami ludzie pozostawali dla mnie zagadką. Nie mogłem ich rozgryźć.
W wielu opisach podobnych do mnie osób z autyzmem i aspergerem mówi się o tym, że "nie chcą się kontaktować z innymi" albo "wybierają samotne zabawy". Trudno mi mówić w imieniu innych dzieci, ale mogę się jasno wyrazić, co sam czułem - otóż nigdy nie chciałem być sam. I wszyscy ci dziecięcy psychologowie, którzy twierdzili, że "John woli bawić się sam", totalnie się mylili. Bawiłem się sam tylko dlatego, że nie umiałem się bawić z innymi. Byłem pokonany przez własne ograniczenia i ta samotność była jednym z najbardziej gorzkich rozczarowań mojego dzieciństwa.
Nie chciałem popełnić żadnych błędów w tym moim tatusiowaniu. Wiedziałem, że niektórzy świeżo upieczeniu tatusiowie mieli doświadczenie nabyte dzięki hodowli myszoskoczków, chomików lub węży, inni natomiast czytali mnóstwo książek i uczęszczali na odpowiednie zajęcia. Ja nie miałem okazji się przygotować.
Gdy pracowałem w branży muzycznej, zawsze miałem albo za dużo pieniędzy, albo za mało. Wierzyłem, że obejmując kierownicze stanowisko w takiej firmie mam to za sobą. Ależ ja się myliłem! Wystarczyło, by ktoś o szczebel wyżej w korporacyjnym łańcuchu pokarmowym kiwnął głową – i znalazłem się na ulicy.