cytaty z książek autora "John Howard Griffin"
Jeśli umieści pan białego człowieka w getcie, pozbawi go możliwości kształcenia, urządzi wszystko tak, żeby z trudem przyszło mu zachować poczucie własnej wartości, odbierze prywatność i nie da odpocząć, to po krótkim czasie będzie miał te same cechy, które przypisuje się Murzynom. One nie wynikają z koloru skóry, tylko z warunków i wpływu środowiska.
Wszyscy ludzie muszą zmierzyć się z tymi samymi podstawowymi zagadnieniami miłości, cierpienia, rozwoju własnego i dzieci, trwania i nieuniknionej śmierci. To najważniejsze prawdy dotyczące każdej ludzkiej istoty, wspólny mianownik rozmaitych kultur, ras i grup etnicznych.
(...) kultura, czyli nabyte wzorce zachowania, zapisane tak głęboko, że stają się źródłem odruchów - jest więzieniem.
Przestudiowałem wcześniej pilnie różne wywody antropologiczne, powtarzane powszechnie twierdzenia na temat różnic kulturowych i etnicznych. I okazało się, że to wszystko zwyczajnie nieprawda. Dwa największe stereotypy – mówiące o murzyńskiej rozwiązłości seksualnej i niższej inteligencji – służą wyłącznie do usprawiedliwiania rasowych uprzedzeń i prześladowań. Przeprowadzone niedawno badania, których wyniki opublikowano w książce The Eighth Generation [Ósme pokolenie], pokazują, że współcześni Murzyni należący do klasy średniej wyznają takie same wartości i mają identyczne wzorce i cele życiowe, jak ich biali współobywatele. Gorsze wykształcenie Murzynów nie jest wynikiem ich mniejszych zdolności, tylko pozbawienia edukacyjnych i kulturalnych przywilejów, jakimi cieszą się biali. Teza segregacjonistów, że Murzyni gorzej sobie radzą z nauką, to najwymowniejszy argument za zniesieniem segregacji w szkołach – poświadcza przecież, że dopóki czarne dzieci będą skazane na podrzędne szkoły, pozostaną w tyle za dziećmi białymi.
Doszedłem do wniosku, że atmosfera miejsca jest zupełnie różna dla Murzynów i dla białych. Czarni postrzegają rzeczy i reagują na nie inaczej niż biali nie dlatego, że są Murzynami, lecz dlatego, że są prześladowani. Strach może przyćmić nawet słońce.
..."religijność, która odrzuca mądrość, chociaż określa siebie samą jako chrześcijańską, w rzeczywistości jest tak samo odległa od chrześcijaństwa jak ateizm"...
To samo powtarzało się wszędzie. Wzywano mnie i – często w towarzystwie miejscowych Murzynów – biali zadawali mi pytania, które powinni zadawać stojącym obok czarnym. Oni, w przeciwieństwie do mnie, doskonale znali swoje środowisko. To zawsze był afront wobec czarnych, jeden z wielu, jakich biali nie byli w stanie zauważyć. Ukryte znaczenie takiego zachowania było dla społeczności murzyńskiej jasne: biali uważają, że tylko oni są w stanie rozwiązać problem w należyty sposób. Tego typu podejście przekonywało czarnych, że rasizm jest tak głęboko wpisany w świadomość białych ludzi, że nie ma nadziei na wzajemne porozumienie, skoro sprawy dotykające ich życia są załatwiane przez białych, którym nie przyjdzie nawet do głowy zapytać ich o zdanie.
I jeszcze jedna prosta prawda: ludzie nie różnią się między sobą w żaden istotny sposób. Nie istnieją odmienne gatunki ludzkie. Gdybyśmy tylko potrafili spojrzeć na świat oczami innego człowieka i sprawdzić, jak sami zachowalibyśmy się na jego miejscu, być może łatwiej zdawalibyśmy sobie sprawę z niesprawiedliwości, jaką niesie dyskryminacja, i z nieludzkiego charakteru wszelkich uprzedzeń.
Uświadomiłem sobie własne uprzedzenia, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem siebie w lustrze jako Murzyna – i byłem wdzięczny losowi, że wystarczył tydzień spędzony w czarnej skórze, by wszystkie moje uprzedzenia zniknęły. Zniknęły z tej prostej przyczyny, że mieszkałem w domach murzyńskich rodzin i po raz pierwszy w swoim trzydziestodziewięcioletnim życiu doświadczałem na poziomie emocjonalnym tego, co od dawna wiedziałem racjonalnie – że życie rodzinne dla wszystkich ludzi jest takie samo.
Każda prawie religia głosi świętość praw człowieka, katoliccy hierarchowie tłumaczyli jednak swoje przyzwolenie na dyskryminację „obawą przed zniechęceniem i utratą dusz”. Griffin doskonale rozumiał, że „chodziło im o dusze rasistowsko nastawionych białych katolików”, i zastanawiał się, „dlaczego jakoś nie martwili się, że mogą utracić dusze Murzynów”.
Byłem tym samym człowiekiem, niezależnie od koloru skóry. Ale kiedy stawałem się biały, otrzymywałem braterskie uśmiechy i przywileje od białych, a nienawistne spojrzenia i niechęć od czarnych. Kiedy zaś byłem Murzynem, biali patrzyli na mnie, jakbym był śmieciem, podczas gdy czarni traktowali mnie z wielką życzliwością.
Kiedy wylądowaliśmy, szybko odebrałem bagaż i wyszedłem przed budynek lotniska. Za chwilę nadjechał nasz samochód, a przez okna machały już i wykrzykiwały dzieciaki. Poczułem ich ramiona obejmujące mnie za szyję, ich uściski i wielką radość ze spotkania. I gdzieś pomiędzy tymi chwilami szczęścia wróciły do mnie wspomnienia uprzedzeń i hipokryzji, których dopiero co doświadczyłem. Szepnąłem sam do siebie: „Dobry Boże, dlaczego ludzie robią takie rzeczy, jeśli tyle może być miłości na świecie?”.
Zawsze, przy każdym spotkaniu nawet z „dobrymi białymi”, miałem poczucie, że nie rozmawiają ze mną, tylko z własnym wyobrażeniem na nasz temat.
Murzyni nie rozumieją białych, podobnie jak biali nie rozumieją Murzynów. Byłem zdumiony, że ten młody chłopak może mieć tak przesadzone wyobrażenie – ale skąd miałby mieć inne? – na temat uczuć, jakie biali żywią wobec Murzynów. Myślał, że wszyscy go zwyczajnie nienawidzą.
Dobrzy biali – ci, którzy nie byli otwarcie uprzedzeni – zachęcali nas, byśmy „pracowali, uczyli się i z całych sił pięli do góry”. Naprawdę uważali, że to najlepsze rozwiązanie. Nie zdawali sobie sprawy, że za każdym razem, kiedy czarnym wydawało się, że znaleźli jakieś niezablokowane wyjście ze społecznej pułapki, było ono od razu zamykane za przyzwoleniem całej białej wspólnoty. Nie widzieliśmy na przykład napisów „TYLKO DLA BIAŁYCH” na drzwiach bibliotek (gdzie moglibyśmy się udać w poszukiwaniu wiedzy), ale dobrze wiedzieliśmy, żeby do nich nie wchodzić. Nie było takich napisów na drzwiach szkół ani uniwersytetów, lecz wiedzieliśmy doskonale, że tylko samobójca próbowałby się tam dostać. Ale przede wszystkim takie rady nie miały dla nas sensu, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że w sytuacji, gdy ludzie, nawet ci wykształceni, oceniają nas po kolorze skóry, nie ma żadnego znaczenia, czy człowiek pracuje, uczy się, pnie się do góry. Murzyn z doktoratem musiał iść równie daleko co analfabeta, żeby kupić coś do zjedzenia, znaleźć wodę do picia czy skorzystać z toalety, i w każdej chwili mógł zostać potraktowany przez białych tak samo niegodziwie.
..."System dyskryminacji i podwójnych standardów zmienia się w różnych kulturach, ale zawsze jest niesprawiedliwy. Są tysiące rodzajów niesprawiedliwości, jednak sprawiedliwość jest tylko jedna - taka sama dla wszystkich. Domaganie się "trochę większej" sprawiedliwości albo "stopniowej" sprawiedliwości jest w istocie akceptacją niesprawiedliwości. Taka jest prosta prawda."...
To samo powtarzało się wszędzie. Wzywano mnie i - często w towarzystwie miejscowych Murzynów - biali zadawali mi pytania, które powinni zadawać stojącym obok czarnym. Oni, w przeciwieństwie do mnie, doskonale znali swoje środowisko. To zawsze był afront wobec czarnych, jeden z wielu, jakich biali nie byli w stanie zauważyć. Ukryte znaczenie takiego zachowania było dla społeczności murzyńskiej jasne: biali uważają, że tylko oni są w stanie rozwiązać problem w należyty sposób. Tego typu podejście przekonywało czarnych, że rasizm jest tak głęboko wpisany w świadomość białych ludzi, że nie ma nadziei na wzajemne porozumienie, skoro sprawy dotykające ich życia są załatwianie przez białych, którym nie przyjdzie nawet do głowy zapytać ich o zdanie.
Nikt, nawet święty, nie może żyć bez poczucia własnej wartości, a biali rasiści pozbawili Murzynów tego poczucia. To najmniej wyraźna, ale najohydniejsza zbrodnia na tle rasowym, bo zabija w ludziach duszę i odbiera chęć do życia.
W takich warunkach przeżycie staje się wysiłkiem naznaczonym beznadzieją, zdominowanym przez walkę z głodem i niemal desperacką potrzebę ucieczki od nędzy w jakiekolwiek przyjemności – zagubienia się w rozpuście, pijaństwie, narkomanii, obżarstwie albo mitomanii. Czasami także w szlachetniejszych przyjemnościach muzyki, sztuki czy literatury, choć one raczej wyostrzają spostrzegawczość, zamiast ją stępiać, więc mogą być trudne do zniesienia; przedstawiają świat, który jest uporządkowany, logiczny, zdrowy, i w zderzeniu z rzeczywistością mogą jeszcze potęgować cierpienie.
Noc zawsze przynosiła pociechę. Biali zamykali się w swoich domach i zagrożenie malało. Murzyni mogli łatwiej ukryć się w ciemnościach.
"Mrok zapada powoli
Czarny jak ja".
Policjant skinął mi głową uprzejmie. Wtedy już byłem pewien, że udało mi się z powrotem dołączyć do białych. Znowu stałem się obywatelem pierwszego sortu, ponownie otworzyły się przede mną drzwi do wszystkich kawiarni, toalet, bibliotek, kin, sal koncertowych, szkół i kościołów. Ogarnęła mnie poczucie upajającego wyzwolenia. Przeciąłem ulicę i wszedłem do małej restauracji. Usiadłem przy barze koło innych białych ludzi, a kelnerka uśmiechnęła się do mnie. Prawdziwy cud. Zamówiłem jedzenie i podano mi je, kolejny cud. Poszedłem do toalety i nikt mnie nie zaczepiał. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Nikt nie zawołał: "a ty dokąd, czarnuchu?".
Słuchałem szmeru naszego moczu wśród liści i przypomniał mi się czas, kiedy jako chłopak czytałem powieść Lilian Smith 'Strange fruit' [Dziwny owoc], a w niej opis murzyńskiego chłopca, zatrzymującego się na leśnej ścieżce, żeby się wysiusiać. I teraz, wiele lat później, znalazłem się w sytuacji, o jakiej kiedyś nie śniłoby mi się nawet w najdzikszych rojeniach. Bardziej, niż kiedykolwiek dotąd poczułem głębię mojej przemiany i to, jak oddzieliła mnie od dotychczasowego życia - tak ogromny dystans dzielił białego młodzieńca, czytającego powieść o Murzynach w swoim bezpiecznym białym domu, od starszego Murzyna zagubionego gdzieś na bagniskach Alabamy, którego egzystencję unieważniali inni ludzie, ale potwierdzały ją natura, fizjologia i emocje.
Spojrzał ze zdumieniem i podziwem, nie z powodu treści moich słów, tylko dlatego, że w ogóle byłem zdolny je sformułować. Jego entuzjastyczna mina mówiła wyraźnie: „Niech to, umiesz powiedzieć coś z sensem!”. Był tak ograniczony, że nie rozumiał, jak obraźliwe jest w gruncie rzeczy to zdziwienie, że czarnego stać na coś więcej niż „tak, proszę pana” oraz mamrotanie co najwyżej dwusylabowych wyrazów.
Do tej pory przyszło do nas sześć tysięcy listów, w tym tylko dziewięć obraźliwych. Wiele listów z wyrazami poparcia przysłali biali z Południa. To potwierdza moje przekonanie, że przeciętny mieszkaniec Południa jest o wiele lepiej nastawiony do kolorowych, niż ośmiela się ujawniać przed sąsiadami, i że znacznie bardziej boi się swoich białych rasistowskich pobratymców niż Murzynów.
Tak więc nikt nie był wolny, a jednak znaczna część Amerykanów wyobrażała sobie, że nic nie ogranicza ich swobody. Niepokornym groziły sankcje ekonomiczne i przemoc fizyczna, ale najgorsze było oczernianie i szkalowanie, zaczynające się od razu, gdy tylko człowiek oznajmił głośno, że wszyscy obywatele Ameryki powinni być równi - w kraju, gdzie równość ma być pierwszą zasadą porządku społecznego. Jakże łatwo było zszargać komuś opinię, sugerując, że jest wywrotowcem, i nazywając go komunistą. To zagrożenie stało się tak realne, że często słyszałem od ludzi: "Chciałbym poprzeć waszą sprawę, ale jeśli coś powiem, sąsiedzi zwyzywają mnie od komunistów." W związku z tą sytuacją Lilian Smith zauważyła: "Najwyższy czas, byśmy przestali przypisywać komunistom wszystkie czyny świadczące o odwadze, społecznym zaangażowaniu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości", dokonywane przez białych na rzecz sprawiedliwego traktowania czarnych obywateli.
Chociaż nie wszyscy tak otwarcie mówili o swoich zamiarach, to wszyscy pokazywali, co naprawdę myślą o Murzynach, traktując nas jak ludzi bez moralności, których nic nie może zgorszyć. A jednak zachowanie tych mężczyzn, i młodych, i starych, było mniej obraźliwe niż tych, którzy traktowali nas jak maszyny, jakbyśmy w ogóle nie byli istotami ludzkimi. Kiedy mi płacili, patrzyli na mnie jak na kawałek krawężnika albo słupek chodnikowy. Patrzyli i nie widzieli nikogo.