cytaty z książek autora "Jus Accardo"
Bez ciebie nie istnieje żadne z tych miejsc, do których chcę pojechać. Wszystkie moje cele opierają się na jednym. Na tobie. Ty jesteś moim najważniejszym celem.
Z Kalem było inaczej. On nie tylko patrzył , on widział. Jak nikt nigdy.
- Widzę to w jego oczach. Zawsze wtedy, kiedy na ciebie patrzy.
- Co?
- Może nie ma wspomnień, ale jego serce pamięta.
-Kiedyś, gdy byłem młodszy, Sue pokazała mi stary film w telewizji- powiedział sennym głosem.- Był fascynujący. Grał w nim taki Fred, który dużo tańczył. Od niego sporo się nauczyłem.
Stary film?
- Masz na myśli Freda Astaire'a? Chcesz powiedzieć,że nauczyłeś się tańczyć dzięki filmowi z Fredem Astraire'em?
- No właśnie. Oglądałem , jak tańczy z tą kobietą, i trzyma ją blisko siebie. Mówił jej, że ją kocha.
Odsunął się, spojrzał na mnie przenikliwie swoimi błękitnymi oczami.
- Teraz chyba go rozumiem. Myślę, że cię kocham.
"Patrzenie jego oczami stanowiło dla mnie pouczające doświadczenie. Pierwszy zachód słońca, pierwsze lody czekoladowo-miętowe, pierwsze wyjście do kina. Za każdym razem czułam nowy przypływ życia. Proste rzeczy, które traktujemy jako oczywiste, dla niego są nowe i ekscytujące. I dzięki temu również mnie się takie wydają"
Ty jesteś moją ścieżką do prawdziwego życia. Ty jesteś moim normalnym życiem.
On nie tylko patrzył, on widział. Jak nikt nigdy. To działało jak narkotyk. Potrzebowałam więcej i więcej. To mnie trochę przerażało. Kale dawał mi coś, czego nigdy nie miałam dosyć. Dawał mi nirwanę.
Było coś, co chcieli mi odebrać. Coś ważnego. Coś bardzo istotnego. (…) Wiem, że umarłbym dla tej osoby. Po to, żeby ją ocalić. Żeby była bezpieczna i szczęśliwa. A teraz wiem, że to byłaś ty.
Czułam to samo, co kiedyś. te same iskierki elektryczności, które przeskakiwały po skórze i nurkowały w moim ciele, kiedy się dotykaliśmy. Przepełniało mnie odczucie upadania w przepaść, kręciło mi się w głowie za każdym razem, kiedy nasze oczy się spotkały, ale teraz było coś jeszcze innego. Niemal przerażający, surowy i brutalny przebłysk, który przywodził na myśl samą ciemność.
Bo to, co nam się wydarza, jest epickie. To jest coś takiego, o czym piszą w książkach i kręcą filmy. Epopeje są trudne, Kale. Oznaczają krew, pot i łzy, ale są tego warte.
Nadzieja była zjawiskiem bardzo kruchym i niebezpiecznym. Mogła człowieka unosić wysoko, ponad chmury, a później porzucić. Upadek z prędkością miliona kilometrów na godzinę prosto na beton.
Czasami byłam pewna, że moje istnienie jest niczym więcej, jak tylko zabawką dla jakiś nadludzkich sił, które znajdują przyjemność w oglądaniu mojego cierpienia.
Nie wiedziałam, jak długo to trwało. W jednej chwili poddawałam sie temu, co nieuniknione, a jakiś czas poźniej usłyszałam czyjś głos, który cicho wołał mnie po imieniu, Raz za razem, Błagał mnie, żebym została.
-Nigdy się nie przyzwyczaję-powiedział z uśmiechem.
-Do czego?
-Do tego, że jak się zbliżasz, mam wrażenie, że zaraz eksploduję. Wtedy mam w głowie tylko ciebie.
Jak szybko bije ludzkie serce, zanim nie wybuchnie? Ile może wytrzymać, zanim się nie zapadnie w siebie? Tyle się w tamtej chwili działo. Jego nieznośny, głodny wzrok. Spojrzenie, które wstąpiło na ścieżkę wojenną z językiem jego ciała. Przybliż się. Trzymaj się z daleka. Dotknij jej. Nie dotykaj jej. Kochaj ją. Zabij ją. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale byłam w stanie tylko westchnąć, kiedy Kale pochylił się i był jeszcze bliżej. Lodowato błękitne oczy przygważdżały mnie i unieruchamiały, widziałam, jak mu się zaciskają szczęki. Tak, jakby się na czymś skupiał. Próbował z całych sił mnie zobaczyć – naprawdę mnie zobaczyć. – Masz rację. Kłamię. Czuję coś do ciebie i to jest bardzo silne. Nie wiem, czy to dobre, czy złe… Nie dokończył zdania. Zamiast tego wpił się w moje usta swoimi ustami, zaciskał palce na moich biodrach tak silnie, że siniaki miałam zagwarantowane. Ledwo co mogłam się ruszyć – ledwo odetchnąć – ale nic mnie to nie obchodziło. Jeśli mam umrzeć, to chciałabym właśnie w ten sposób. Może nie jest w stu procentach moim Kale’em, ale wzięłabym go takim, jaki jest. Jeszcze przez chwilę byliśmy przyciśnięci do zewnętrznych drzwi od strony kierowcy, a teraz przesuwaliśmy się w kierunku bagażnika, zatopieni jedno w drugim. Ani na sekundę nie oderwaliśmy się od siebie ustami. Ani wtedy, kiedy uniósł mnie i położył na bagażniku, ani, kiedy objęłam go w pasie nogami, także nie puszczając, gdy jego palce wplatały się w szlufki moich dżinsów.
Uniósł moją dłoń i przyłożył sobie do twarzy. Jeszcze chwila, a westchnęłabym, tracąc oddech, kiedy poczułam jego ciepło przechodzące przez moje ciało. – Nawet jeżeli Simmons się myli i te wspomnienia nigdy nie wrócą, to nieważne. Ja już się w tobie zakochuję, Dez. – Pociągnął mnie z powrotem na łóżko i objął ramionami. – Nie wiem, co zrobiłem, żeby zdobyć twoje serce, kiedy się poznaliśmy, ale przyrzekam, że zrobię to jeszcze raz. Nie chciało mi się już go poprawiać, ale przecież mojego serca nigdy nie stracił.