cytaty z książki "Zatrute ciasteczko"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Byłam sobą! Byłam Flawią! I kochałam siebie, bo nikt inny nie chciał tego robić.
Oprócz posiadania duszy, parzenie herbaty jest jedyną rzeczą, jaka rożni nas od małp naczelnych.
Czasem chwytanie ulatującej myśli przypomina ściganie ptaka, który wpadł do pokoju. Człowiek się skrada na paluszkach, wyciąga rękę... i fruuu! Ptaszka nie ma, umknął w ostatniej chwili, machając skrzydełkami...
Dlaczego wszechświat uparł się, żeby robić mi na złość? [...] Moje życie staje się pasmem pozamykanych drzwi.
I to wszystko. I zawsze tak samo, od narodzin po śmierć! Bez mrugnięcia powieką, bez choćby zająknięcia odsyła się jedyną kobietę na miejscu zbrodni do kuchni, żeby przypilnowała wrzątku. Żeby się zakrzątnęła! Zorganizowała! Za kogo on mnie bierze? Za pastucha?
Jeśli jest jakieś słowo, którym się brzydzę, to jest nim z całą pewnością wyraz “kochanie”. Kiedy pisząc moje opus magnum Traktat o wszelkich truciznach, dojadę do “cyjanku”, w “zastosowaniach” umieszczę następujące zdanie: “Wyjątkowo skuteczny jako lekarstwo
na tych, którzy nadużywają słowa kochanie”.
Jest życiową prawdą, że dziewczyny od razu wyczuwają nastroje innych dziewczyn. Fela twierdzi, że między mężczyznami a kobietami przerwało się połączenie telefoniczne, tylko nie wiadomo, kto pierwszy odłożył słuchawkę. Kiedy się patrzy na chłopaka, trudno dociec, czy właśnie krztusi się z oburzenia, czy jest
po prostu oczarowany, po dziewczynach można to poznać podczas trzech pierwszych sekund znajomości. Między dziewczętami odbywa się nieustanna wymiana niewidocznych sygnałów, jak
krótkofalowy przekaz radiowy między statkami a portem. Mary nadawała alfabetem Morse’a, że mnie nie lubi.
Czekałam, aż zrozumie, co do niego mówię. Porozumiewanie się z Nedem przypominało wymianę depesz z dyslektykiem z Mongolii.
Każdy kto zna słowo "kocmołuch" wart jest naszej przyjaźni.
Musiałam się napominać szczypaniem, że mam obok siebie nie anioła,lecz kacerską wypluwkę diabła!
Bo oto pierwszy raz siedziałam z tatą - co z tego, że zamknięta w celi? - i prowadziłam z nim coś na kształt rozmowy. Mówiliśmy do siebie prawie jak dorośli, a z całą pewnością jak dwie istoty ludzkie, jak ojciec i córka (...) Chciałam się do niego przytulić, ale nie umiałam. Już od jakiegoś czasu zdawałam sobie sprawę, że okazywanie sobie nawzajem uczuć nie leży w naturze de Luce'ów. To było, zdaje się, dziedziczne. Siedzieliśmy oboje sztywno, jak dwie parafianki na herbacie u proboszcza. Nie był to najlepszy sposób na życie, ale musiał nam wystarczyć.
Gdyby trucizny były końmi wyścigowymi, postawiłabym wszystkie pieniądze na cyjanek.
Dziwne, że wkład do szminki jest dokładnie wielkości pocisku kaliber 45.
- Dogger powiedział mi, że obudziłaś go około czwartej nadranem, mówiąc, że w ogrodzie jest trup. Czy tak?
Musiałam się mocno powstrzymać, ny nie odetchnąć z ulgą, przez co mało się nie udusiłam. Dzięki, Dogger! Niech cię Bóg błogosławi i wynagrodzi licznym potomnstwem. Wierny, stary Dogger! Zawsze wiedziałam, że mogę na niego liczyć!
Mieszkańcy tej części Anglii nigdy nie słynęli ze wstrzemięźliwości w mowie. Przeciwnie. W poprzednim stuleciu miejscowy poeta Herbert Miles nazwał nas “stadem gęgających gęsi,
które plotkują radośnie na każdym wolnym kawałku trawy”. W jego słowach kryło się wiele prawdy. Ludzie uwielbiają rozmawiać, szczególnie jeśli rozmowa dotyczy innych. Czują się wtedy potrzebni.
Zeskakując po dwa stopnie z szerokich kamiennych schodów, znalazłam się w holu i zatrzymałam się u drzwi jadalni, by przerzucić warkocze przez ramiona tam, gdzie ich miejsce. Ojciec nadal upierał się, aby obiad podawano o pełnej godzinie i abyśmy zasiadali do posiłku przy masywnym dębowym stole - tak jak wtedy, kiedy żyła mama.
- Ofelia i Dafne jeszcze nie zeszły, Flawio? zapytał poirytowanym tonem, podnosząc głowę znad najnowszego numeru "Brytyjskiego Filatelisty", który leżał otwarty między ziemniakami a mięsem.
- Nie widziałam ich od wieków - odpowiedziałam. To prawda. Nie widziałam ich, odkąd mnie zakneblowały, zawiązały mi oczy i zaniosły związaną jak prosię schodami na strych, gdzie zamknęły mnie w szafie.
[...] To wszystko było winą Ofelii. Miała już przecież siedemnaście lat i można by się po niej spodziewać przynajmniej odrobiny dojrzałości, jaka cechuje dorosłych. To, że zmawiała się z trzynastoletnią Dafne, przechodziło wszelkie pojęcie! Razem miały trzydzieści lat. Trzydzieści lat! - przeciwko moim jedenastu. Powiedzieć, że to nie fair, to za mało.
Jeśli insynuujesz, że moja higiena osobista nie dorasta do twych niebotycznych standardów, możesz iść porzuć moje kalosze.
Ciężar gatunkowy jego głosu był zbliżony wagą do ołowianych obciążników przy butach skafandra nurka głębinowego.
Matka Natura obdarzyła mnie słuchem doskonałym - takim słuchem, który, jak mówił ojciec, sprawia, że pająki chodzące po ścianach brzmią, jakby były podkute.
Anyżki i mleko!Nienawidziłam anyżków pani Mullet, tak jak święty Paweł nienawidził grzechu!
Horace Bonepenny miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i mógłby udusić mnie kciukiem i palcem wskazującym.
Chciałam się wyrwać, szarpałam się z nim i nagle zaczęło mu bulgotać w gardle, jakby, nie wiem... miał zastoinową niewydolność serca z powodu gośćca, który przeszedł w dzieciństwie, czy coś takiego.
- Zapadła w irytującą drzemkę na skutek onegdajszej łobuzerki lub rozpusty - wytłumaczyła wszystko Dafi.
Dafne czytała ostatnio przed snem kilka stron powieści "Pelham" Edwarda Bulwer-Lyttona. Dopóki jej nie skończy, będzie codziennie karmić nas przy śniadaniu poznanymi frazami, napisanymi stylem tak nieelastycznym i sztywnym jak kominkowy pogrzebacz.
Fela rzuciła się na mnie, wypuszczając z dłoni apaszkę i odsłaniając czerwone, napuchnięte wargi, będące lustrzanym odbiciem drugiego końca kameruńskiego mandryla.