cytaty z książek autora "Michał Lubina"
Był więc Deng chińskim odpowiednikiem "zwykłego posła", rządzącego "bez żadnego trybu".
Chiny przyrównywano do zmian klimatu, a Rosję do huraganu (lub sztormu).
Co gorsza, oczami wyobraźni Rosjanie widzą już wkraczające do Arktyki chińskie firmy, przy których Karol Borowiecki z Ziemi Obiecanej to dbający o robotników socjalista.
Już książę Gorczakow deklarował: "nie wierzę w wieści niezdementowane", i ta tradycja wciąż jest w Rosji silna.
Dla większości Rosjan i Chińczyków, wyjąwszy nielicznych dysydentów, despotia jest lepsza od ryzyka anarchii.
Ci, co wiedzą, nie mówią; a ci, co mówią, nie wiedzą.
... dla Putina instytucje nie istnieją, są tylko ludzie nimi kierujący.
Wyszydzani Japończycy - Mikołaj II nazywali Azjatów makakami - pobili Rosjan na głowę, co zrobiło piorunujące wrażenie w całym świecie kolonialnym, ...
Prawdziwa bonanza rozgrywała się w 1992 roku, rosyjscy analitycy przyznają, że "ani MSW, ani nawet służby specjalne nie były w stanie dokładnie ustalić, co zostało wywiezione.
Rosyjski kompleks wojskowo-przemyslowy dorobił się nawet nieformalnej polityki nazywanej "sprzedawać, komu popadnie, co popadnie".
Xi podniósł głowę, rzucił wyzwanie Stanom Zjednoczonym, ujawniając sinocentryczny nacjonalizm, współczesną wizję Wielkich Chin.
W czym jak w czym, ale w biurokratycznej obstrukcji Rosjanie są absolutnymi mistrzami świata.
....jego taktykę przyrównywano wówczas do działania "hazardzisty zastawiającego w chińskim lombardzie kolejne rodowe srebra, aby tylko starczyło mu żetonów do gry o coraz wyższe stawki z Zachodem" .
Rosjanie, żyjąc w nieustannym poczuciu zagrożenia, by przetrwać, i nadal podbijali i nadal podbijają kolejne ziemie. Postępują zgodnie z zasadą, że najlepszą obroną jest atak. Kieruje nimi wiara, że aby Rosja była bezpieczna, musi być mocarstwem. Ta postawa nie wynika wszakże z geografii per se – w skali świata porównywalnie wielkie Kanada, Brazylia czy Indie nie wykształciły podobnego ekspansjonizmu – tylko ze specyficznego odczytania przestrzeni. W pewnym momencie podbój terytorialny stał się celem samym w sobie.
Wielkość Rosji stała się kluczowa w rosyjskiej statusowej samoidentyfikacji jako imperium: by czuć się potęgą, rosyjscy władcy musieli panować nad ogromnymi terytoriami. „Nigdy państwo rosyjskie kresu nie dociecze” – pisał w wierszu Geografia Rosji wspomniany Tiutczew.
Zagarnianie nowych obszarów okazało się jednak „zatrutą pigułką”: podboje terytorialne wpłynęły na wzrost kosztów i pojawienie się nowych zagrożeń, co z kolei doprowadziło do dalszej ekspansji. Owo błędne koło stanowi lejtmotyw rosyjskich dziejów. Najlepiej skomentować je słowami George’a Orwella: „skutek może stać się przyczyną, wzmacniając początkową przyczynę i powodując ten sam skutek w zwielokrotnionej wersji – i tak w nieskończoność. Człowiek z poczucia porażki może zacząć pić, a potem stoczyć się całkowicie z powodu picia.”.
Z chinskie punktu widzenia każde państwo nawiązujące relacje z Państwem Środka automatycznie stawała się jego wasalem, a ceremonia przyjęcia inwestytury porównać może do powitania w dużej rodzinie dalekiego krewnego, o którym wcześniej nie słyszano.
Dużą różnicę widać w podejście Rosji i Chin do wojny.
Ujmując to dyplomatycznie, Rosja lubi (kontrolowaną) niestabilność, a Chiny cenią spokój i unikają chaosu. Mówiąc bez ogródek: wojna jest żywiołem Rosji, nie Chin.
Z początkiem XIX wieku kompania wschodnioindyjska zamieniła się wielką organizację przemytniczą, przed nowoczesną wersję kartelu narkotykowego, zarabiającą krocie na dostawach towaru.
Zajęcie Tajwanu byłoby porównywalne z tym, jak mogłaby się potoczyć II wojna światowa, gdyby hitlerowskim Niemcom udało się podbić i wykorzystać roponośne tereny ZSRR.
Dla nich chińskich kresów oznacza to współczesną, lokalną wersję z danego nam hasła: "żadnych marzeń, panowie".
(…) uniwersalną regułę: jeśli nie chcecie reform robionych przez swoich, to prędzej czy później własne porządki narzucą wam obcy.
Z chińskiej perspektywy Syngalezi dostali to, co wynegocjowali, a że mieli słabą pozycję, to ich problem. W końcu Chiny nie zmusiły ich do oddania portu, to nie dziewiętnastowieczny Hongkong, trzeba się było nie zadłużać.
(...) władzę stracił, bo choć administrował sprawnie, to zapomniał, że w polityce ważniejsze od pracy jest sprawianie wrażenia, ze się działa.
Niechęć do sięgania po oręż wynika z racjonalnej kalkulacji: wojna to niepewność, ryzyko, niebezpieczeństwo. Można ją przegrać, stracić siły, a może nawet władzę i państwo.
Ideałem jest wcale nie walczyć, ewentualnie ograniczyć działania zbrojne do niezbędnego minimum, zaś swoje cele osiągać za pomocą dyplomacji, intryg i przekupstwa. To znacznie tańsze, bezpieczniejsze i wygodniejsze.
Chruszczow(...) "Chińczycy to durnie, ale powinniśmy być tolerancyjni, nie trzeba ich krzyżować" - deklarował z prawdziwie kolonialną wyższością.