cytaty z książki "Aleja Niepodległości"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ogólnie dawniej było lepiej. (...) Dawni artyści byli przynajmniej alkoholikami i syfilitykami, a dzisiejsi najwyżej stypendystami i laureatami, powiedział Pan Grześ, świat kultury zmierza ku zagładzie.
Warszawiacy nie lubili swojego miasta, nie lubili dzielnic, w których przyszło im mieszkać, i dzielnic sąsiednich, w których mieszkali ludzie jeszcze gorsi i brzydsi. Nie lubili siebie nawzajem, ale jeszcze bardziej nienawidzili przyjezdnych, choć sami przyjechali tu kiedyś ze swoich miasteczek i wsi. Pogardzali resztą kraju, choć uważali się za Polaków, pogardzali Wietnamczykami, ale jedli łapczywie w ich biedabudkach oraz kupowali od nich tanie bawełniane bluzki, pogardzali Rosjanami, ale szukali na bazarach ich kramów z zegarkami i czajnikami, pogardzali Białorusinami, ale zatrudniali ich do remontów mieszkań, choć sami wcześniej remontowali mieszkania Szwedom, a teraz Irlandczykom, pogardzali Ukraińcami, lecz polecali sobie doskonałe ukraińskie sprzątaczki, które traktowali z wielkopańskim pobłażaniem, ciesząc się, że płacą im jeszcze mniej, niż im płacono, gdy kiedyś sprzątali w berlińskich mieszkaniach u ludzi, których wciąż nazywali hitlerowcami.
(...) w całej Warszawie ludzie zrobili się od pewnego czasu bardziej powściągliwi, nie wypadało okazywać przesadnych emocji, emocje były już tylko na sprzedaż, więc głupotą byłoby ich darmowe rozdawanie na ulicy, w ten sposób psuje się rynek.
Tymczasem jednak Krystian milczał, co zawsze wychodziło mu lepiej niż mówienie, jak zresztą większości użytkownikom języka polskiego.
Fidelis żył szybko i kochał mocno, ale ciągłe dobre samopoczucie i wytryski doskonałego humoru mogły go wpędzić w ciężką nerwicę wegetatywną. Nie da się bowiem bez poważnych skutków ubocznych wciąż być szczęśliwym i zadowolonym.
Zaczynało mu brakować palenia. Szkoda, że nigdy nie rzucił nałogu; pomijając wydatki związane z coraz droższymi papierosami i oczywiste ubytki na zdrowiu, palenie okazywało się najbardziej szkodliwe w momentach, kiedy nie można było zapalić.
(...) No a wcześniej odbędą się jeszcze wybory parlamentarne i prezydenckie, i jest szansa, że w obliczu zagłady naród wreszcie wybierze kogoś rozsądnego i mądrego, bo jak wiadomo, my, Polacy, potrafimy podejmować słuszne decyzje wyłącznie, gdy i tak nie mają już one żadnego znaczenia.
Nigdy później nie potrafił się już nikomu tak bezgranicznie oddać jak tym pisarzom, którzy wymyślali dla niego inny świat, daleki od szarozielonego Mokotowa, świat pełen przygód, których Krystian nigdy nie doświadczył. Cała literatura, cała sztuka, cała kultura, pomyślał Krystian, powinny być tylko dla dzieci, dorośli nie zasługują na to, zeby pisać dla nich książki albo malować obrazy, dla nich wystarczy fikać koziołki i robić szpagaty w telewizji.
Światu zagrażało przegrobienie, nie było już gdzie chować zmarłych, a jednak ludzie wciąż nie mogli powstrzymać się przed umieraniem. Siła przyzwyczajenia, czy raczej zwierzęcy instynkt, kazały im masowo żegnać się ze światem, a że innego świata nie było, to zostawali tutaj, zabierając miejsce żyjącym.
Ludzie wokół nie brali śmierci pod uwagę. I to ich trzymało przy życiu. Kwestie ostateczne załatwiali, czytając kolorowe gazety za złotówkę; tam zawsze na pierwszej stronie ktoś ciekawie i tragicznie zginął, ale były to śmierci tak absurdalne, wypadki tak kuriozalne, choroby tak egzotyczne, że nie mogły się zdarzyć nikomu innemu. Śmierć przeszła ze sfery metafizycznej w sferę rozrywkową i było to jej największe zwycięstwo nad życiem.
Z pewnością nie był wtedy szczęśliwy w jakimś głębokim sensie, najprawdopodobniej był po prostu mniej nieszczęśliwy niż teraz. Głowy nie zaprzątała mu ani przeszłość, ani przyszłość, i na tym pewnie polega owo szczęście, stan, kiedy nie istnieje nic, co kierowałoby uwagę w tył lub w przód.