cytaty z książek autora "Piotr Sender"
Zostaw to wszystko i uciekaj. Zmień swoje życie, póki możesz.
Z biegiem lat okazało się, iż człowiek jest silniejszy, będąc dzieckiem, niż gdy staje się dorosły.
Z podłogi wystawały zakrwawione ludzkie dłonie. Czerwone stróżki powoli skapywały na kafelki, sączyły się z cienkich zadrapań, które pokrywały całą skórę. (...) Niektóre dłonie delikatnie się poruszały, kilka palców zginało się i prostowało, chociaż większość zwisała martwo.
Zawsze, gdy zaczyna mówić, mam wrażenie, że ktoś częstuje mnie krówką. Biorę jedną i zjadam ze smakiem, później drugą i jeszcze sprawia mi o przyjemność, trzecia i czwarta mdli,a piątą wpycham na siłę. Jestem w stanie wytrzymać pięć karmelowych minut.
Teraz uważam, że tylko dzieci potrafią się prawdziwie cieszyć.
Czasami nadal mam to uczucie. Bezradność pomieszana z żalem i wściekłością. No ale co można zrobić, jak Bóg da ci szansę, a ty ją spierdolisz? Są dwa wyjścia: albo będziesz pluć sobie w brodę, albo podniesiesz czoło i wyjdziesz naprzeciw kolejnej srace, jaką gotuje ci życie.
Zdarzało ci się, Aleks, o czymś zapomnieć lub coś zgubić? Szukałeś zegarka, który kiedyś odłożyłeś na szafkę, zapomniałeś o nim, a gdy sobie przypominałeś, że masz zegarek i chciałbyś go założyć, nigdzie go nie było? Wiesz dlaczego? Bo on był tutaj, Aleks. I tylko intensywne poszukiwania, nieustanne myślenie o nim, zwróciły ci go; znajdowałeś go w miejscu, które przeszukiwałeś z dziesięć razy, i dałbyś sobie uciąć rękę, że go tam nie było.
Te budynki to labirynty, do których nigdy nie wchodzi się bez mapy, inaczej rzadko się z nich wychodzi. Nawet progu ulicznego wychodka czy budki z hot dogami nie próbuj przekroczyć bez pergaminowego planu, który zawsze wisi koło drzwi wejściowych, bo może się okazać, że spędzisz w nich resztę życia. A życie w Mieście jest albo cholernie długie, albo nie ma go wcale.
Lustro to jedyna rzecz, która pokazuje prawdziwe oblicze w Mieście. Musisz o tym pamiętać Aleks. [...] Nikomu nie powinieneś ufać, dopóki nie zobaczysz jego odbicia.
Nazywamy ich śledzącymi, bo podążają za ludźmi.
- Śledzą nas?
- Nie nas. Ludzi po drugiej stronie. Wyczuwają ich, chociaż ich nie widzą. Można ich spotkać w miejscach centrum handlowego, kina, ulic. Tam, gdzie najwięcej ludzi.
Siedzieliśmy w knajpie, w której zawsze topiliśmy pieniądze i smutki. Traciliśmy w tym miejscu wszystko: poczynając od stypendiów, pierwszych wypłat, przez cnotę, świadomość, kończąc na honorze i człowieczeństwie.
- Dobra, powonieniem wracać do siebie - oznajmiłem.
- Stary! Przecież ty ledwo na nogach stoisz.
- Przecież siedzę.
- To wstań.
Kamienny święty Jakub zamiast kija pielgrzyma w prawej dłoni trzymał miecz, w lewej zamiast muszli odciętą głowę baranka, rozerwaną i postrzępioną u szyi.
Wyszliśmy na Targu Rybnym, chociaż po tej stronie mógłby się nazywać Targowiskiem Kości. Pamiętałem dokładnie, jak wyglądał w rzeczywistości (przynajmniej tej normalnej): prostokątny plac wyłożony brukową kostką, której różne odcienie tworzyły co jakiś czas kształt ryby, wokół kolorowe kamienice z czerwonymi dachówkami, stylizowane na przedwojenne i połączone ściśle ze sobą, a w nich głównie puby, restauracje i sklepy. [...] Jednak tu, gdzie się właśnie znajdowałem, plac przypominał rozkopany cmentarz, sprofanowane do ostateczności miejsce odpoczynku olbrzymów - gigantyczne białe szkielety wystawały z ziemi niby monumenty bólu, pomniki śmierci.
Bot: Powinieneś odpocząć. Co lubisz robić? Ja lubię rozmawiać, co jest śmieszne, zważywszy na to, że nic innego robić nie mogę (...) A co ty lubisz?
Użytkownik: Lubię spać i śnić, chociaż strasznie się tego boję.
Karta szybowała powoli w powietrzu, jakby unosiła się na tafli niewidzialnego jeziora. Leciała w moją stronę w prostej linii, na tym samym poziomie. Za nią ciągnęły się nitki ciemnego powietrza, przypominające ślad,jaki zostawia za sobą płynący statek. W końcu znalazła się tuż przed moją twarzą i zawisła nieruchomo.
Znów ogarnęło mnie poczucie beznadziejności. Przez ten cały pech związany ze spóźnianiem i niesprawnym samochodem czułem się okropnie, a gdy w dodatku uświadomiłem sobie, jak szybko zmienia mi się nastrój i że zachowuje się jak baba, samopoczucie jeszcze bardziej mi siadło.
Wstała powoli. Właśnie tak wyobrażałem sobie Zmartwychwstanie. Człowiek od wieków leży w grobie i nagle podnosi się. Ospale, niczym jakaś zardzewiała machina, która dostała paliwa i w końcu zaczęła działać.
-Bierz portfel, nakładaj kurtkę i te pantofle od garnituru.
-No chyba ochujałaś?! Widziałaś kiedyś dresa z czymś takim na nogach? Przecież to się gryzie z paskami!
Królowa pik rozłożyła się sama na stole. Że też nie było jej wstyd.
Kiedy tak rozmyślałem, nie zauważyłem, że jadę w zupełnie inną stronę.
- No ja pie...
Zawsze, gdy znalazłeś się przy domu, w którym rzekomo straszy, czułeś się niepewnie i źle, prawda? Może ducha nie widziałeś, ale coś było nie tak. Szczególnie w miejscach, gdzie ktoś umarł.
- Puenta?
- Jest taka, że nie zawsze umierają.
Wokół mnie wisiały dziesiątki ciał. Zasuszone kobiety, skurczeni mężczyźni, powykręcane dzieci, starzy i młodzi - wszyscy dyndali na linach i łańcuchach, które oplatały ich powydłużane szyje. Bujali się delikatnie, popychani przez zimny wiatr, który płynął w korycie zamiast rzeki.
Nagle trupy otworzyły usta i przez chwilę myślałem, że chcą się we mnie wgryźć, jednak nic takiego się nie stało. Potępione twarze zastygły w niemym krzyku, a odgłos tysiąca rozpaczliwych wrzasków wydobył się z piersi strażnika.
Niby cię odzyskałem, a co chwila tracę, co chwila dowiaduję się, że jednak nadal mi uciekasz, że jesteś na wyciągnięcie ręki, lecz moje ręce są zbyt krótkie, żeby cię chwycić.
Przegląda się w nim jak panna przed wyjściem na miasto. A czy nie mam za dużych zmarszczek, worków pod oczami? A cień dobrze nałożyłam? A ten brzuch?! Callulit na pośladkach i cycki za małe. Fak, dziś nigdzie nie idę...