cytaty z książki "Peter Camenzind"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ach, miłość nie po to jest na świecie, by nas uszczęśliwiać. Myślę, że jest po to, aby nam pokazać, jak silni potrafimy być w cierpieniu i dźwiganiu brzemienia.
Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
(...)kochałem je, przyglądałem się im, a nie wiedziałem, że również ja przejdę przez życie jak chmura – wędrując, wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Zresztą nie ma nic bardziej bezowocnego od rozmyślań nad kimś, kogo się kocha.
Ten, kto pochodzi z gór, może latami studiować filozofię albo nauki przyrodnicze i wykreślać z myśli starego Pana Boga, ale gdy poczuje wiatr halny albo usłyszy lawinę grzmiącą nad lasem, serce zadrży mu w piersi i znów pomyśli o Bogu i o śmierci.
Szczęście ma niewiele wspólnego ze ziszczeniem realnych marzeń.
Niestety, zawsze byłem chwiejny i uparty jak dziecko i stale czekałem, że właściwe życie wichurą spadnie na mnie, uczyni rozumnym i bogatym i na rozwiniętych skrzydłach zaniesie ku dojrzałemu szczęściu. Ale mądre i oszczędne życie milczało i pozwalało mi się tułać.
nauczyłem się patrzeć na ludzi jak na drzewa i skały, zastanawiać się nad nimi oraz szanować ich nie mniej i kochać nie bardziej niż milczące sosny.
Większość z nich reprezentowała jednaką stereotypową postać homo socialis i wszyscy wydawali mi się nieco spokrewnieni ze sobą dzięki jakiemuś towarzyskiemu, niwelującemu pierwiastkowi, którego ja tylko nie posiadam. Nie brak było wśród nich ludzi subtelnych i wybitych, którym nieustanne bywanie w towarzystwie widocznie nic albo prawie nic nie zabierało z ich świeżości i osobistej energii. Z poszczególnymi jednostkami spośród nich mogłem rozmawiać długo i z zainteresowaniem. Ale chodzić od jednego do drugiego, zatrzymywać się przy każdym na minutę, na chybił trafił prawić kobietom grzeczności, zwracać uwagę równocześnie na filiżankę herbaty, dwie rozmowy i utwór fortepianowy, i przy tym mieć minę zainteresowaną i rozbawioną - tego nie umiałem. Przymus prowadzenia rozmów o literaturze albo sztuce był dla mnie czymś strasznym. Wiedziałem, że na te tematy bardzo mało myślano, bardzo dużo łgano, a w każdym razie niezmiernie dużo gadano. Kłamałem więc także, ale nie sprawiało mi to przyjemności i uważałem takie bezużyteczne przelewanie z pustego w próżne za rzecz nudną i upadlającą.
Oto jest historia mojej młodości. Gdy ją rozpamiętuję, wydaje mi się krótka jak noc letnia. Odrobina muzyki, nieco intelektu, trochę miłości, próżności – a przecież była piękna, bogata i barwna niczym eleuzyjskie święto. I zgasła szybko i biednie jak światełko na wietrze.
W żadnej się nie zakochałem, ponieważ te ładniejsze wśród nich były tak bardzo do siebie podobne, że uroda ich przemawiała do mnie zawsze tylko jako rasa, a nigdy jako osobisty wdzięk.
Najpiękniejsza pora — młodość, Choć ulotna, choć pierzchliwa. Kto chce użyć, niech używa, Jutro często nas zawodzi.
Nagle pojąłem znowu, że śmierć jest naszym mądrym i dobrym bratem, który zna swój czas i którego możemy oczekiwać z całą ufnością.
..pragnąłem w utworze większych rozmiarów przybliżyć dzisiejszym ludziom wielkie, nieme życie przyrody i zachęcić do pokochania go. Chciałem nauczyć ich wsłuchiwać się w tętno ziemi, brać udział w życiu całej przyrody, aby w natłoku swych małych losów nie zapomnieli, że nie jesteśmy bogami stworzonymi przez nas samych, tylko dziećmi i cząstkami ziemi i całego kosmosu (...) Ale chciałem też nauczyć ludzi szukania źródeł radości i życia w bratniej miłości do przyrody; chciałem głosić sztukę patrzenia, wędrowania, rozkoszowania się rzeczywistością (...) Chciałem wam opowiedzieć, jaki złoty korowód niezapomnianych rozkoszy ja, samotnik i mizantrop, znalazłem na tym świecie, i pragnąłem, żebyście wy, którzy może jesteście szczęśliwsi i weselsi ode mnie, z jeszcze większą radością odkrywali ten świat.
Ale po prawdzie nic mu się nie udawało. To, że zamiast spuścić nos na kwintę i wpaść w bierną melancholię, ciągle zabierał się do czegoś nowego, okazując przy tym wybitne poczucie tragikomizmu własnych poczynań, było niewątpliwie zaletą.
Śni mi się bowiem nader często, że leżę na brzegu morza w postaci zwierzęcej, przeważnie jako foka, i odczuwam wtedy tak ogromną przyjemność, że po przebudzeniu się bynajmniej nie z radością lub dumą, lecz jedynie z żalem uświadamiam sobie zaszczyt odzyskania człowieczeństwa.
Zacząłem także rozumieć, że cierpienie, rozczarowania i melancholia są nie po to, by nas przybijać oraz odbierać nam wartość i godność, lecz po to, byśmy dojrzeli i się odmienili.
Melancholia ma tę szatańską właściwość, że czyni człowieka nie tylko chorym, ale także zarozumiałym i krótkowzrocznym, wręcz pysznym. Ktoś taki czuje się jak ów arogancki Atlas Heinego, który sam dźwiga na swych ramionach wszelkie cierpienia i zagadki świata, jakby tysiące innych nie musiało znosić identycznych cierpień i nie błądziło w identycznym labiryncie.
Góry, jezioro, wicher i słońce to moi ówcześni przyjaciele, to one snuły mi opowieści, wychowywały mnie i przez długie lata były mi milsze i bliższe od ludzi oraz ich losów.
Kto pochodzi z gór, może latami studiować filozofię czy nauki przyrodnicze i zrywać raz na zawsze ze starym Panem Bogiem, a gdy tylko znowu poczuje fen lub usłyszy huk lawiny ponad lasem, wówczas serce zadrży mu w piersi, a myśli skierują się znowu ku Bogu i śmierci.
czciłem wszystkie kobiety jako nieznany, piękny i tajemniczy rodzaj ludzki, który za sprawą przyrodzonej urody i harmonii wnętrza góruje nad nami i który musimy wielbić niczym świętość, ponieważ jest dla nas nieosiągalny jak gwiazdy oraz błękitne górskie szczyty, a przez to wydaje się bliższy Boga.