cytaty z książki "Matka wszystkich pytań"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Stoczyłyśmy wielką bitwę o język, jakim należy mówić o gwałcie, aby ludzie przestali obwiniać ofiary. Zwięźle formułuje to maksyma: przyczyną gwałtu jest gwałciciel.
Dyskryminacja to szkolenie z braku empatii dla tych, którzy jakoś się od nas różnią - trening, który każe nam uwierzyć, że różnice są wszystkim, a współczłowieczeństwo niczym.
Empatia to opowieść, którą sobie opowiadamy, by inni ludzie stali się dla nas realni, byśmy mogli współodczuwać z nimi i dla nich, dzięki czemu stajemy się więksi, lepsi i bardziej otwarci.
Mizoginia i homofobia to dwie formy nienawiści wobec wszystkiego, co nie jest patriarchatem.
Uważność, słuchanie, patrzenie, wyobrażanie sobie cudzych przeżyć to podstawowe akty empatii wyprowadzające nas poza granice własnego doświadczenia.
O ile zdołałam ustalić, być kobietą oznacza wiecznie robić coś źle. A przynajmniej tak jest w patriarchacie.
z pozycji dominującej nie widzi się innych, widzi się tylko siebie; przywilej często ogranicza i zaśmieca wyobraźnię.
Notabene, dyskryminację i przemoc uważa się za "sprawę kobiecą" wyłącznie dlatego, że na ogół ofiarami są kobiety; jednak na ogół sprawcami są mężczyźni - więc może powinno się mówić o "sprawie męskiej".
Organizacja życia wokół bycia szczęśliwym, uznanie szczęścia za główny życiowy cel przeszkadza w osiągnięciu realnego szczęścia.
Kobieta w liczbie pojedynczej, która musi wyjść za mąż i rodzić dzieci i której zadaniem jest wpuszczać w siebie mężczyzn i wypuszczać z siebie potomstwo, jakby była czymś w rodzaju windy dla gatunku.
Nietrudno dostrzec, że ustawodawstwo, które rzekomo broni praw istot nienarodzonych kosztem praw kobiet noszących owe istoty w brzuchu, w gruncie rzeczy skupia się na prawie mężczyzn i państwa do władzy nad kobiecym ciałem; nietrudno dostrzec, że odmowa dostępu do antykoncepcji i aborcji to atak na autonomię i sprawczość kobiet.
Bywa, że prawo i władze uniwersytetu bardziej niż losem ofiar przejmują się losem kampusowych gwałcicieli i częściej uznają ich zeznania za wiarygodne. Trudno się więc dziwić, że ocalałe kobiety niechętnie współpracują z organami ścigania i milczą, tracąc prawo do sprawiedliwego procesu, natomiast winowajcy uchodzą bezkarnie i swobodnie gwałcą dalej, bo żyjemy w społeczeństwie, w którym tylko 3 procent gwałcicieli odsiaduje wyrok za swój czyn.
Bez znaczenia jest, jakie masz zdanie jako kobieta: jeśli zapuścisz się na zwyczajowo męskie terytorium, zawsze spotkasz się z agresją. Wywołuje ją nie to, co mówisz, ale sam fakt, że się wypowiadasz.
Status quo definiuje się przez to, kto jest, a kto nie jest słyszany. Ci, którzy je uosabiają - często kosztem niesłychanego wewnętrznego milczenia - przesuwają się do centrum; ci, którzy uosabiają to, czego nie słychać, którzy mogą zakłócić spokój ludzi karmiących się milczeniem, są wyrzucani poza nawias. Redefiniując to, czyje głosy są cenne, na nowo definiujemy nasze społeczeństwo i jego wartości.
Za pomocą języka bierzemy ślub, głosujemy, ogłaszamy werdykty, wydajemy rozkazy - albo nie, jeśli nie mamy takiej władzy. Gdy pan mówi do niewolnika "chcę jeść", wydaje polecenie; w ustach niewolnika te słowa są błaganiem; zakres posiadanej władzy zasadniczo wpływa na znaczenie i skutki ich słów, na to, co można - albo nie - zrobić przy ich użyciu.
Głęboko porusza mnie fakt, że nasza planeta z ekologicznego punktu widzenia niedługo w ogóle nie będzie nadawała się do życia, jednak na razie nie bardzo nadaje się do życia dla kobiet, które nie mogą swobodnie i bez lęku chodzić po ulicach; dopóki więc dźwigamy takie praktyczne i psychologiczne brzemię, nasza moc jest poważnie ograniczona.
Niemożność opowiedzenia swojej historii to śmierć za życia (...).
Wstyd nakazuje ludziom milczeć, często przez całe życie, a także izolować się od innych; zabranie głosu sprzyja wspólnocie i aktywności społecznej.
Te uparte żądania, by kobiety zachowywały się inaczej w przestrzeni publicznej bądź żeby po prostu dały spokój i zostały w domu, były – i są nadal – kolejną wersją schematu ofiara-jest-sama-sobie-winna. Zamiast wspólnie przekształcić przestrzeń publiczną, aby kobiety (a także mężczyźni) mogły bezpiecznie chodzić po ulicach, wciąż obwinia się atakowane przez mężczyzn kobiety, gdyż dzięki temu można uznać mężczyzn za niewinnych. Jeśli więc odczuwam zachwyt związany z tym, że w tym roku przeczytałam więcej transkrypcji z rozpraw gwałcicieli; więcej zeznań ofiar; więcej protokołów pobić, zabójstw i gróźb karalnych; więcej tweetów o gwałtach oraz mizoginicznych wpisów niż w ciągu całego swojego życia, to dlatego że przemoc wobec kobiet stała się sprawą publiczną. Nareszcie.
Gwałt w naszej kulturze jest tak powszechny, że zasługuje na nazwę epidemii. W końcu jak inaczej mamy nazwać coś, co bezpośrednio dotyka jedną na pięć kobiet (i jednego na siedemdziesięciu jeden mężczyzn) w naszym kraju, a w formie gróźb – właściwie nas wszystkie; coś tak wszechobecnego, że odmienia cały nasz sposób życia, myślenia i poruszania się w świecie? W rzeczywistości niezwykle rzadko się zdarza, aby kobieta zarzuciła komuś gwałt tylko dlatego, że chce mu zaszkodzić. Według najbardziej wiarygodnych badań fałszywe zgłoszenia stanowią około dwóch procent ogółu, a zatem dziewięćdziesiąt osiem procent to zgłoszenia prawdziwe. Ale nawet powyższe dane nie oznaczają, że te dwa procent to zgłoszenia fałszywe, bo zgłoszenie, że ktoś nas zgwałcił, mimo że tak nie było, nie jest tożsame z zarzutem, że zgwałcił nas konkretny człowiek.
Longton dowodzi, że pornografia oprócz cech rozrywkowych ma również moc instruktażu. Przywołuje przykłady dowodzące, że spory odsetek chłopców i młodych mężczyzn uważa męską satysfakcję za swoje prawo, prawa kobiet zaś za nieistotną bzdurę; przytacza także dane o gwałtach na randkach i liczbie mężczyzn, których podnieca kobiecy ból, co jej zdaniem ma związek z kulturą porno.
Według ostatnich badań Światowej Organizacji Zdrowia trzydzieści osiem procent zamordowanych kobiet w skali globu ponosi śmierć z rąk swoich partnerów.
Weźmy pogróżki wobec analityczki mediów Anity Sarkeesian, która ośmieliła się skomentować seksizm w grach komputerowych - nie tylko grożono jej śmiercią, lecz także zapowiedziano masakrę kobiet na jej wykładzie na Uniwersytecie Utah, a przecież nie ona jedna dostawała takie groźby.
Najwyższe władze naszego kraju wzywają mężczyzn, by wzięli odpowiedzialność nie tylko za własne czyny, ale także za postępki innych mężczyzn – by stali się nośnikami zmian.
Znieczulenie na krzywdę jest sednem rzeczy, nie jej marginesem – klęska empatii i szacunku nie jest sprawą marginalną, lecz kluczową.
To, co nazywamy uprzejmością, często oznacza wyuczone przekonanie, że cudzy komfort jest ważniejszy. Nie powinno się go zakłócać, w przeciwnym razie robimy coś złego, bez względu na okoliczności.
Milczenie i wstyd są zaraźliwe – ale mowa i odwaga również. W tej chwili, kiedy kobiety zaczynają mówić o swych doświadczeniach, natychmiast pojawiają się inne, pragnące wesprzeć przedmówczynie i podzielić się własnymi przeżyciami. Wypada jedna obluzowana cegła, potem kolejna, aż wreszcie tama pęka i wody ruszają.
Do czego chciałabym dołączyć własną wersję „reguły Lewis” („wszystkie komentarze na temat feminizmu uzasadniają feminizm”): niezliczeni mężczyźni, którzy atakują kobiety oraz każdego, kto staje w ich obronie, by udowodnić, że kobiety nie są atakowane, a feminizm nie ma realnych podstaw, najwyraźniej nie pojmują, iż właśnie udowodnili, że jest wręcz odwrotnie.