cytaty z książki "Czas zmierzchu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kiedy wiesz, że nawet najbardziej pospolite rzeczy robisz po raz ostatni, to nabierają one wyjątkowej słodyczy i nowego sensu.
Albowiem w świadomości nieuniknionego końca kryje się spokój, a w niewiedzy - nadzieja; niewiedzą zaś i nadzieją żyje człowiek.
Wiara jest podporą, której chwyta się ten, kto wątpi w swoje jutro.
Uwielbiam kąpiele w wannie - jak inaczej można ozywić uczucie bycia w matczynym łonie? To bilet wstępu do raju utraconego, działający dokładnie tak długo, jak woda pozostaje gorąca. Bardzo dobrze rozumiem ludzi, podcinających sobie żyły w gorącej kąpieli, przekładając tę metodę skończenia ze sobą ponad wszelkie inne. W ten sposób zapętlają jakby swoje życie, rozstając się z nim w punkcie wyjścia, i obdarzając się przy tym dodatkową półgodziną tego błogiego spokoju, ktory czeka ich po tamtej stronie. A przy tym, przez te pół godziny, można zaszachrować i się rozmyślić...
jeśli zdarza się, że czegoś bardzo mocno chcę i tego oczekuję, mówię sobie, iż nic z tego nie wyjdzie i wszystkie moje oczekiwania, jak zwykle, skończą się całkowitym fiaskiem. Z jednej strony pozwala mi to zawczasu przywyknąć do myśli o niemożliwości realizacji pragnienia [...] Z drugiej - nastawiając się na niepowodzenie, próbuję jakby je odegnać; robi się z tego swego rodzaju przeciwieństwo uroku.
Tzompantli' - to nic nie znaczy - odparł flegmatycznie, charakterystycznie rozciągając samogłoski. - Piękne słowo...
Choć każdą minutę cierpliwego czekania znoszę z trudem, choć trzeba cały czas tłumić pragnienie [...]
Czy nie dlatego, że człowiekowi, który przychodzi na świat na czas niewiele dłuższy od czasu wyznaczonego jętce jednodniówce, dana jest, podobnie jak temu owadowi, pociecha: lekkomyślność i niewiedza. Ta bezmyślna iluzja nieśmiertelności to wszystko, co mu zaproponowano zamiast wiecznego życia w rajskim ogrodzie. Dlatego nie da się jej pozbawić człowieka, tak jak nie da się zabić nadziei, odradzającej się wbrew wszystkiemu, nawet w najbardziej jałowej duszy.
...Kiedy fale zapomnienia dotrą do mostka kapitańskiego i obmyją nasze stopy, trzeba będzie jedynie z godnością zasalutować po raz ostatni i w milczeniu zamknąć oczy. I wtedy to my z kolei staniemy się tą granicą, która wyznaczy kres dzieciństwa dla naszych wnuków i początek starości dla naszych dzieci.
W środku działo się się ze mną mniej więcej to, co z małym dzieckiem, ktoremu obiecano na Nowy Rok wóz strażacki z migającym kogutem i syreną, a które dostało jakieś żałosne pudełko plasteliny.
- Milicja, słucham?
Co w takiej sytuacji można powiedziec człowiekowi w mundurze?
"Pod moimi drzwiami przez całą noc sterczał golem, przyjeżdżajcie jak najprędzej"?
"Nie bacząc na przestrogi kontynuowałem lekturę rękopisu sprzed pięciuset lat, a teraz siły ciemności starają się mnie zmusic, bym przestał, obrońcie mnie przed nimi"?
Telewizora nie kupiłem sobie z zasady: wystarczy czasem pooglądać telewizję, będąc w gościach, żeby zrozumieć, jakie otumanienie odbywa się za jej pośrednictwem. Radio podoba mi się znacznie bardziej - nie pokazuje obrazków, za to pobudza wyobraźnię. Poza tym w mieszkaniu zastawionym fantazyjnymi meblami z osiemnastego wieku komputer czy telewizor po prostu spaliłyby się ze wstydu przez własne ubóstwo i tymczasowość. (s.60).
Niesamowite, do jakiego stopnia każdego, nawet wyobrażonego człowieka, cechuje egocentryzm. (s.360).
Po trzydziestym piątym roku życia w ludzkiej twarzy pojawiają się pierwsze zapowiedzi tego, jak będzie wyglądała na starość.[...] Po trzydziestym piątym roku wasza własna twarz zaczyna się zmieniać w memento mori, przypominanie o śmierci, które będzie z wami już zawsze. (s.16).
Człowiek, który nie ma stałego miejsca pracy, nie ma potrzeby usprawiedliwiania się przed pracodawcą za nieobecność wywołaną problemami ze zdrowiem, a to znaczy, że nie ma poważnego powodu, by iść do lekarza. (s.112).
Dzieci, nauczone mówić "Chwała bohaterom", słabo pamiętają, o co w tych słowach chodzi. Autentyczna pamięć o każdej wojnie żyje ledwie trzy pokolenia: żeby poczuć, co znaczyła dla tych, którzy ją przeżyli, trzeba o wojnie usłyszeć od nich samych - siedząc im na kolanach. Praprawnukom żołnierzy, którzy nie poznali swych dziadków za ich życia, pozostaną tylko nudne podręczniki, ckliwe, jednostronne filmy i groźnie patrzące w wieczność puste oczy bez źrenic, wykute w granicie pomników. (s.188).
Nowy Rok jest dobry właśnie przez swoją bezmyślność, brak jakichkolwiek korzeni - etnicznych czy religijnych. Jest to święto o niczym i dlatego dla wszystkich. Przywiązany tylko do pustej kalendarzowej daty, pozbawionej historycznego, moralnego czy jakiegokolwiek innego sensu, może być równie szczerze obchodzony przez prawosławnych i buddystów, Rosjan i Tatarów. Oto prawdziwy dzień międzykulturowego, międzynarodowego pojednania... (s.268).
Cóż, niechbym i zwariował; z tego też trzeba umieć skorzystać. (s.142).
Oto trzy filary, na których trzyma się nasze wielkie mocarstwo: ropa, broń i baby! (s.84).
Historia to gorgona Meduza; pod jej uważnym spojrzeniem wszystko umiera i kamienieje. Żywi ludzie, zdolni kiedyś wyrazić ból, radość, namiętność, strach, zastygają z jednakowymi bohaterskimi minami. Prawdziwe kolory - różowy, zielony, niebieski, piwny, rusy, pszeniczny - giną, ustępują miejsca dwóm martwym barwom: oślepiającej bieli marmuru - dla wodzów, szarości granitu - dla wykonawców ich woli. (s.188).
Nie widziałem i nie zobaczę innego świata, niż ten, w którym na placu Czerwonym wznosi się tajemnicza piramida ofiarna, gdzie Moskwę okupują zmęczeni, nieżyjący żołnierze, gdzie jak fałszywe złoto wabią mieniące się kopuły nowo stawianych cerkwi i przez kaprys nieznanej wyższej istoty ludzie tęsknią za przyszłością i obawiają się tego, co nadchodzi... Świata ulepionego na obraz i podobieństwo jednego, jedynego człowieka, w którego ciasnej świadomości wszyscy się gnieździmy, myśląc, że to właśnie jest bezkresny wszechświat. (s.389).
Wiara jest podporą, której chwyta się ten, kto wątpi w swoje jutro. (...) Zastanawia mnie, jak państwo, siedemdziesiąt lat z kawałkiem poświęcające na wytrzebienie wiary i wykarczowanie z ludzkich dusz samej potrzeby jej posiadania, zaczęło nagle się żegnać i bić czołem o podłogę z gorliwością, której pozazdrościłyby mu najbardziej pobożne ze staruszek. Czy to państwo wierzy w swoje jutro? Po co mu te podpory? (s.200).
Przy ciepłym, żółtym świetle czterdziestowatowej żarówki myślało się o wiele lepiej, dzienne kłuło w oczy i pustoszyło czaszkę. W głowie nie pozostawały żadne myśli, chowały się gdzieś i czekały tam aż nastanie wieczór.
Ludzka pamięć jak fala przyboju zmiękcza ostre krawędzie przeżyć: bledną kolory, detale giną w zapomnieniu. Zgubione kawałki mozaiki zastępowane są przez wymyślone wspomnienia, żeby nie niepokoiły nas czarne plamy zatartych okoliczności. (s.202).
Bólu utraty ukochanej istoty nie da się przezwyciężyć, przytępia go tylko czas.
W dzieciństwie wolałem książeczki o marynarzach i kowbojach od zabaw na podwórku z dziećmi sąsiadów - nie wiem, czy to przez moją chorobliwą nieśmiałość, czy przez to, że wzbijanie końskimi kopytami pyłu prerii i obrona podupadających fortów przed czerwonoskórymi wydawały mi się znacznie bardziej zajmujące niż wybijanie z procy cudzych okien i robienie nieszczęsnym bezdomnym kotom zastrzyków z wody kolońskiej Krasnaja Moskwa, w co zabawiali się podwórkowi chuligani. (s.222).
Po trzydziestym piątym roku życia w ludzkiej twarzy pojawiają się pierwsze zapowiedzi tego, jak będzie wyglądała starość. (...) własna twarz zaczyna się zmieniać w memento mori, przypomnienie o śmierci, które będzie z wami już zawsze.
(...) z Biblią miałem kłopot: akurat w tę historię nijak nie udawało mi się uwierzyć, chociaż parę razy szczerze próbowałem. Nieprzekonujące i tyle.
Pomyślałem sobie, że GUSW, i w ogóle wszystko to, co w naszym kraju przyjęło się z anatomiczną ironią nazywać "organami", najpewniej traktuje aurę swoich funkcjonariuszy jakimś rodzajem sztancy, na skutek czego nie muszą nawet pokazywać obywatelom legitymacji - ci i tak sami to wyczuwają na poziomie astralnym. (s.250).
Na zewnątrz znów było ciemno; stosunki z nasłonecznioną częścią doby wyraźnie mi się nie układały. Nie to, żebym nie lubił słońca; po prostu mieliśmy różny rytm. (s.345).