cytaty z książki "Wykluczeni"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Chcemy, żeby początkiem i końcem ludobójstwa był nazizm. Tak jest najwygodniej.
(...) animozje międzyetniczne istniały przed epoką kolonialną, ale ziarna dzisiejszej wrogości zasiali Brytyjczycy. Wygnali Kikujów z ich ziemi, prowadzili przymusowe przesiedlenia, stworzyli etniczne enklawy, napuszczali jednych na drugich. Dawali na przykład przywileje Kalendżinom czy Luo, a dyskryminowali Kikujów, w myśl zasady "dziel i rządź". (...)
Kikujowie rzucili Brytyjczykom wyzwanie. W latach pięćdziesiątych prowadzili wojnę partyzancką, nazywaną powstaniem Mau Mau. Władze kolonialne utopiły rebelię we krwi, a pokonanych pozamykały w obozach pracy. Z głodu, wycieńczenia, chorób i tortur zmarło być może nawet trzysta tysięcy Kikujów - szacunki historyków są różne. Działo się to zaledwie kilka lat po Auschwitz i radzieckich gułagach.
Podbijani - jak pisał Graham - "doskonale zdają sobie sprawę, że postulaty poprawy rządów, postępu i prawości stawiane słabszym narodom przez potęgi chrześcijańskie mają na celu ich aneksję".
Propagatorzy współczesnej wersji mitu liberalnego ignorują ten punkt widzenia. Zachwalają dorobek kolonializmu na przykład w Indiach: sieć kolejową czy instytucje, takie jak parlament, zapominając, że właśnie w Indiach polityka Brytyjczyków wespół z suszą doprowadziły w latach 1876-1879 do śmierci milionów ludzi. Liczba ofiar pewnie nigdy nie zostanie ustalona; szacunki wahają się od pięciu i pół do dwunastu milionów ofiar głodu. Ludzie umierali mimo istnienia kolei i milionów ton zboża w obrocie handlowym. Głodnych można było nakarmić, ale akcję ratunkową uznano za sprzeczną z zasadami rynku i interesami imperium.
Jeśli jutro jakiś wariat powie, że Ziemia jest okrągła i zbudowana z czekolady, to czy mam przestać mówić, że Ziemia jest okrągła, bo staję w jednym szeregu z tym wariatem?
Nie jestem pewny, czy pan Marcelo mói serio, że los dzisiejszych niewolników bywa gorszy niż tych sprzed abolicji 1888 roku, czy to raczej publicystyczna licencia poetica. Ta obserwacja powraca jednak w różnych rozmowach i lekturach: dawniej właściciele ziemscy, przynajmniej niektórzy, dbali, żeby niewolnicy mieli gdzie spać, co jeść. Dzisiaj zatrudnia się ich na kilka miesięcy, mieszkają i pracują w upadlających warunkach, a gdy stają się niepotrzebni, są wyrzucani.
Niestety, jak stwierdza socjolog, lincze nie są anomalią, lecz trwałym elementem zachowań brazylijskiego społeczeństwa od wielu dekad.
Śledztwo prokuratury wykazało, że [kolumbijscy] wojskowi z udziałem cywilnych pośredników oferowali młodym mężczyznom z dzielnic nędzy rzekomo dobrze płatną pracę w innym regionie kraju, a następnie zabijali ich i przedstawiali jako pokonanych w walce partyzantów. Na mocy przyjętej przez rząd instrukcji numer 29 z 17 listopada 2005 za pojmanie lub zabicie członków nielegalnych grup zbrojnych oficerowie i żołnierze mieli dostawać specjalne premie.
Sentymentalizm to też pułapka, z której sentymentalni mogą nie zdawać sobie sprawy. Biedni - ci naprawdę biedni w slumsach Południa walczący o przeżycie każdego dnia , ci, którym odmawia się prawa do życia na własnym kawałku ziemi, których gwałci się i okrada, których wciela się do armii lub partyzantek i rozkazuje zabijać - nie są wcieleniem cnót ani aniołami. Nędza i poniżenie odbierają niekiedy szacunek do samych siebie i do innych. Czasem nie znają innego języka współżycia niż przemoc. Zwracają światu to, co od niego dostali.
Mówi się, że jak pięćdziesiąt czy sto pięćdziesiąt lat temu Honduras należy do kilkunastu rodzin. Te rodziny są właścicielami ziemi, udziałowcami montowni sprzętu elektronicznego, fabryk mebli, gdzie robotnikom i robotnicom płaci się coś w rodzaju jałmużny. Wystarczy przejechać się po jednej z dzielnic, gdzie nie ma kanalizacji i prądu - i gdzie samochód musi mieć opuszczone szyby, żeby lokalna pandilla wiedziała, że to nie ktoś z wrogiego gangu - wystarczy, żeby pojąć, dlaczego ludzie stąd zwiewają. Nie trzeba dodatkowych dowodów czy motywów.
Obrońcy praw człowieka alarmują, że źródłem spirali przemocy [w Hondurasie] są niekoniecznie gangi młodych - ich przemoc to jedynie reakcja na nędzę, w jakiej się znajdują, na brak polityki społecznej oraz czystki urządzane przez policyjne szwadrony śmierci. Aktywiści, którzy mówią o tym głośno, są brutalnie bici i nękani przez policję, uwikłaną w związki z przestępczością zorganizowaną i półdyktatorski reżim (w 2009 roku był tu zamach stanu; (...)).
W telewizji widać tylko, że jedni biedacy mordują innych biedaków. Nie widać tego, że to my, rękami "dzikusów", poprzez ofiarę z ich życia budujemy swój dostatek, zyskujemy bądź umacniamy swoje przywileje.
W miejscach, w których kartele zakorzeniają się na dłużej - a takim miejscem jest Juarez - ich przemoc kładzie się cieniem na wszystkich relacjach międzyludzkich. Świat narko to nie kosmici żyjący w separacji od reszty - to mężowie, kochankowie, bracia, szwagrowie, kumple, sąsiedzi. Jeśli pracy w narkobiznesie towarzyszy skrajne napięcie, jeśli rządzi w niej absolutna dominacja, jeśli problemy w robocie rozstrzyga się brutalną przemocą, to nie da się tego zrzucić z siebie ot tak, po fajrancie. Zwłaszcza, że fajrantu na sto procent nie ma w tym biznesie nigdy.
Kilka lat temu organizacja Free the Slaves z Waszyngtonu szacowała liczbę niewolników na świecie, spełniających owo kryterium, na dwadzieścia siedem milionów.
Gdyby złagodzić surowe kryteria definicji, okazałoby się, że niewolników, półniewolników, prawie niewolników oraz ludzi zniewolonych w różny sposób jest na świecie około dwustu milionów.
Być może to niewolnicy w Indiach wyprodukowali T-shirt z hasłem kampanii: "Wykorzenić pracę niewolniczą!".
Jak mówi Carson, łapią czarnoskórego dzieciaka i oskarżają go o poważne przestępstwo, na przykład zabójstwo lub rozbój, choć nie mają mocnych dowodów. Sugerują więc, żeby przyznał się do mniej poważnego przestępstwa, powiedzmy kradzieży. Czarnoskóry z getta, którego nie stać na dobrego prawnika, woli nie ryzykować skazania na trzydzieści lat i przyznaje się do niepopełnionej kradzieży, za co dostaje kilka lat więzienia. Nie ma potem wyjścia z zamkniętego kręgu: pracodawcy nie chcą zatrudniać byłego kryminalisty, a skoro nie ma pracy, na życie musi zarobić inaczej. Zwykle na drodze występku.
Uczyliśmy się w szkole o Hitlerze, lecz o jego mistrzach z Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii podręczniki historii mojego pokolenia milczały.
Ciemnoskóry policjant częściej zatrzyma ciemnoskórego kierowcę i częściej nadużyje władzy wobec niego niż wobec białego. Dlaczego? Bo uważa, że reprezentuje instytucję, nawet jeśli sam doświadczył uprzedzeń na tle rasowym. Zdarza się, że ciemnoskóra pracownica domowa przejmuje punkt widzenia swojej pani i dyskryminuje innych ciemnoskórych. Ludzie nabierają dystansu wobec rzeczywistości, która była źródłem ich upokorzeń - niejako w akcie samoobrony wchodzą w rolę prześladowcy.
W kenijskiej polityce nie ma konserwatystów, liberałów, socjalistów. Są Kikujowie, Kalendżinowie, Luowie, Masajowie, Samburowie i inni (...). Kenię zamieszkuje ponad czterdzieści grup etnicznych, a granice jej i innych państw Afryki są zazwyczaj spadkiem po epoce kolonializmu.
Gdyby amerykańskiego rolnictwa nie chroniły subsydia, produkty rolne z Meksyku, Brazylii, Ekwadoru podbiłyby Amerykę, a część imigrantów zostałaby w domu. Identyczne zarzuty można postawić dostatniej Europie.
W małym kraju panuje dyktatura. Krzywdzeni bronią się, zakładają partyzantkę. Wybucha wojna domowa.
Wielki sąsiad wspiera dyktaturę. Wysyła broń i doradców. Trzeba obronić mały kraj przed czerwoną zarazą!
W wojnie domowej giną tysiące. W sumie - siedemdziesiąt tysięcy, głownie po stronie buntowników.
Ludzie uciekają przed wojenną pożogą. Przed głodem, przed losem.
Jadą do wielkiego sąsiada, do wielkiego miasta.
W wielkim mieście, gdzie nie ma wojny, harują od rana do nocy.
Dzieci tych uchodźców zostały w domu, w małym kraju z baciami. Przyjadą do rodziców do wielkiego kraju za kilka lat, jako nastolatki. Dzieci innych - te, które wyjechały z rodzicami od razu - siedzą zamknięte w domu. Nie chodzą do szkoły i nie wychodzą na ulice w obawie przed deportacją. Oglądają telewizję.
Gdy dorastają i nie chcą siedzieć dłużej w zamknięciu, dowiadują się, że są kolorowymi przybłędami. Ubliżają im białoskórzy i czarnoskórzy obywatele wielkiego kraju. Czasem ktoś sprzeda im kopniaka. Albo kamień. Policja dołoży pałkę i kajdanki. Za sam wygląd lub adres.
Wyrośnięte nastolatki zakładają grupę samoobrony, uliczną rodzinę. Nazwą ją pandilla. W jednej dzielnicy - pandilla Barrio 18. W innej - pandilla Mara Salvatrucha. Gdy przyjdzie policja, będą się bronić. Gdy przyjdą czarni z sąsiedniej dzielnicy - też. Terytorium oznaczone.
Straszniejsze wydaje się czasem to, co słyszy się od ludzi, niż to, co rejestrują zmysły. Ulice centrum San Pedro Sula czy turystyczna dzielnica Ciudad de Guatemala stwarzają pozory spokoju, a nawet rozleniwienia. Upał usypia zmysły.
San Pedro Sula, drugie co dowielkości miasto Hondurasu i światowa stolica zabójstw, jest otoczona soczyście zielonymi górami, skąpanymi we mgle, która nadaje im aurę tajemniczości i magii. Gdy przymruży się oczy, można ulec złudzeniu, że jest się w bajecznie pięknym zakątku świata. Mrużenie oczu to jednak ryzykowna zabawa. Bezpieczniej rozglądać się na wszystkie strony, mieć oczy dookoła głowy.
Spotkałem w Tierralta w departamencie Córdoba wieśniaków pomstujących na latyfundystów i paramilitarnych, którzy wygnali ich z ziemi, a zarazem od tych samych ludzi słyszałem hymny na cześć prezydenta [Kolumbii] Uribe za to, że jego rząd dawał im zasiłki, a w ich rejonie zbudowano tyle dróg. Niektóre z owych dróg budowano, żeby Uribe mógł wygodnie dojeżdżać do swoich posiadłości. Wieśniacy nie dostrzegali związku między własnym losem wygnańców a polityczną proweniencją prezydenta i jego powiązaniami z oprawcami, którzy zdewastowali ich życie.
O torturach na posterunkach policji w Brazylii słyszę od lat. Znajomy adwokat, który prosi, żebym nie podawał w reportażu jego nazwiska, potwierdza, że torturowanie zatrzymanych to norma.
Mieszkańcy [brazylijskich faweli] zazwyczaj nie wiedzą, z kim mają do czynienia: z funkcjonariuszami państwa, którzy posuwają się do brutalności, czy z przebranymi bandytami. (...) W oczach ludzi żyjących pod rządami takiego terroru granica między służbą publiczną a gangsterką została kompletnie zamazana.
Przedsiębiorstwa na Zachodzie zarabiają fortuny na produktach wytworzonych na Południu dzięki temu, że warunki pracy, w jakich produkują podwykonawcy, nieraz niewolnicze lub bliskie niewolnictwu, byłyby nie do przyjęcia w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Korupcja i przemoc w niektórych krajach rozwijających się, gdzie kwitnie wyzysk i praca przymusowa, czynią z władzy publicznej wspólnika w zniewalaniu własnych obywateli. Zyski z pracy niewolniczej pozwalają korumpować władze na różnych szczeblach.
Życie toczy się dziś, utraconego czasu nie odkupią żadne pieniądze.
Oczekiwanie sytych, żyjących w dostatku, zadowolonych z życia, że prześladowani, gwałceni, odczłowieczani pozostaną aniołami i będą walczyć o swoje prawa w sposób szlachetny, to zabobon ponad podziałami. Wypowiadają go z lekkością ludzie o zasobnych portfelach i ci, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Z lewicy i prawicy, kobiety i mężczyźni, wierzący i ateusze. Nie bardzo wiadomo, dlaczego tak by miało być. Dlaczego ludzie, którym odmawia się przyzwoitej egzystencji, mieliby uznawać prawo do spokojnego i dostatniego życia tych, którzy się nim nie cieszą? Na jakiej podstawie oczekujemy od nich wyrzeczenia się przemocy? [s. 210].
Mnisi [buddyjscy] jako społeczność też odgrywali dwuznaczną rolę. Niekiedy stali na czele protestów przeciw [birmańskiej] juncie, na przykład w 2007 i 2012 roku, a innym razem - niekiedy w tym samym czasie - byli tubą nacjonalistycznej polityki i rasistowskiej ideologii; pionkami w polityce władz rozgrywających religijne urazy i etniczne fobie.
Nie ma myślenia poza językiem. Dopóki nie ma słowa opisującego problem, szczególnie problem trudny do nazwania, nowy, jego znaczenie i waga, a nawet samo istnienie mogą zostać niezauważone lub niedocenione. Masowe mordowanie ludzi, wielkich grup, całych wspólnot, ludów oraz niszczenie ich dokonań cywilizacyjnych nie jest w historii ludzkości zjawiskiem nowym, lecz dopiero słowo "ludobójstwo" uzmysłowiło istotę horroru tego rodzaju mordów, nadało im ciężar moralny i pozwoliło ścigać takie zbrodnie jako szczególne i wyjątkowe.