cytaty z książek autora "Monika Sznajderman"
To przecież w gruncie rzeczy nieistotne, powie ktoś, gdzie mieszkał ponad czterysta lat temu jakiś młynarz z rodziną. Cóż to może dziś kogoś obchodzić, tyle ludzi, tyle pokoleń, tyle ważnych zdarzeń wstecz. Ale ja jestem ciekawa, w którym miejscu moje kroki przecinają się z krokami tych, którzy kilkaset lat temu chodzili zmielić zboże na mąkę na chleb. W którym miejscu moim dawnym sąsiadom osypały się na ziemię drobinki białego pyłu i zostały już na zawsze.
Wyobrażam sobie wtedy, że przylepiona do podeszwy moich butów grudka wilgotnej ziemi miesza się z krwią niczym tlen i wędruje krwiobiegiem w górę, do miejsc, w których znajdzie schronienie - póki ciału wystarczy życia, póki wystarczy pamięci. Cielesne splata się z niematerialnym, krajobraz wypełnia każdą ludzką tkankę.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że nie nad cierpieniem żydowskim boleliśmy, lecz nad własnym cierpieniem; że nie nad zniszczonym światem żydowskim płakaliśmy, lecz nad własnym utraconym światem, którego nieodłączną częścią, mimo swojej obcości, byli "szwargocący i uwijający się Żydzi w czarnych chałatach”.
Można już zobaczyć nową Polskę – wolną nareszcie od Żydów, ale za to, co za szczęście, wypełnioną żydowskimi rzeczami, które w sprzyjających okolicznościach stać się mogą ‘pożydowskie’, co wszak całkowicie zmienia ich status.
Dwa nurty okupacyjnego życia – żydowski i polski – nie miały niemal żadnych punktów wspólnych.
Tylko dlaczego nie mogę przestać myśleć o nas jedzących w 1941 roku wystawny obiad i o nas głodujących w getcie? O nas grających w brydża i o nas żebrzących o kawałek chleba? O nas kibicujących na wyścigach i o nas oglądających śmierć? O nas planujących odbudowę Muranowa w państwie nareszcie wolnym od Żydów i o nas ulicami Muranowa idących na Umschlagplatz?
Można już zobaczyć nową Polskę – wolną nareszcie od Żydów, ale za to, co za szczęście, wypełnioną żydowskimi rzeczami, które w sprzyjających okolicznościach stać się mogą ‘pożydowskie’, co wszak całkowicie zmienia ich status.
Nie tylko zresztą w Beskidzie roślinność jest najbujniejsza, gdy jest podlana krwią.
Jak to jest, że pewnego dnia znika z mojej wsi bez śladu kilkaset osób?
Wywożono ich przecież pojedynczymi rodzinami w różne miejsca, celowo osobno.
Co ja tu robię? (....) Jak to co? Mieszkam. Na pustym polu i w pustym lesie. Na łące pamięci.
Po strzelaninie wokół miasta (Gorlice) pozostało ponoć ok. 44 tysięcy lejów po pociskach. I 42 całe domy z 613.
Nic na to nie poradzimy, więzi rodzinne są wprawdzie niewidoczne, ale przez to wcale nie słabsze, wytwarzają bliskość i zależność, przed którymi próżno chcemy się bronić.
Po wojnie można było na powrót zostać dzieckiem - o ile się umiało.
Z takiej perspektywy nie to jest zarazą, co rzeczywiście zaraźliwe, lecz to, co jako zaraza lub plaga jest postrzegane i artykułowane.
Słowo "jak" natomiast zamienia potencjalność w coś, co już bezpowrotnie się dokonało, co się nieodwracalnie stało i nie odstanie. I wtedy nie ma powrotu. "Jak" - pokazują to dzieje świata i ostatnie stulecie w naszym kraju - bywa późnym, złowrogim dzieckiem ignorancji, zaniechania i obojętności, dzieckiem słów, które raz rzucone w powietrze, wracają jak kamienie.
Najpierw zniknęli oczywiście Żydzi. Bo Żydzi mają to do siebie, że zawsze znikają pierwsi. I to jeszcze mają do siebie, że znikają całkowicie, bez śladu. Nie pozostaje po nich nic, odrobina popiołu może, no ale gdzie go szukać? I co by nam ten popiół powiedział o człowieku, z którego powstał, który mu dał początek?
Wydajność istniejących krematoriów w ciągu 24 godzin pracy wynosi:
• Stare krematorium I (Auschwitz) 3 piece 2-muflowe – 340 osób
• Nowe krematorium II (Birkenau) 5 pieców 2-muflowych – 1440 osób
• Nowe krematorium III (Birkenau) – 1440 osób
• Nowe krematorium IV (Birkenau) – 768 osób
• Nowe krematorium V (Birkenau) – 768 osób
Łącznie 4756 osób.
Bardzo chciałabym wierzyć, że polski patriota, drugi mąż mojej babci Kazimierz Rojowski nie brał udziału w imprezie organizowanej przez okupanta w mieście, w którym tuż obok umierali z głodu i na tyfus Żydzi.
Czy możliwe jest prawdziwe ocalenie z Holocaustu? Dostępne świadectwa zdają się temu przeczyć.
Mój ojciec należy do tych, którzy milczą. To jego milczenie jest ogromne, przepastne i można się w nim utopić. Dlatego zaczęłam pamiętać. Przeciw temu milczeniu, przeciw zapomnieniu, przeciw nicości, która chciałaby to wszystko pochłonąć.
Podczas, gdy w Ciechankach malarz portrecista Grzegorz Orłowski delikatnymi pociągnięciami pędzla oddaje detale codziennego okupacyjnego życia mojej polskiej rodziny, która nadal poluje, pojedynkuje się, gra w karty, przyjmuje gości i wystawnie jada - moja żydowska babka Amelia umiera zamordowana w pogromie w Złoczowie, mój czternastoletni ojciec wraz z dziesięcioletnim bratem (…) wracają do warszawskiego getta do ojca.
Tak, w tej części świata natura jest piękna i bujna, ale to pejzaż tylko pozornie nietknięty, krajobraz tylko pozornie niewinny.