cytaty z książek autora "Tomasz Lis"
Kocham maratony bo to najbardziej demokratyczne zawody. Startują biedni i bogaci, wykształceni i niewykształceni, tacy, którzy mają naturalne predyspozycje do biegów długodystansowych i tacy, którzy wojny z nadwagą do końca nie wygrywają nigdy, nawet jeśli biegają codziennie. Biegną kobiety i mężczyźni, ludzie młodzi i starzy. Każdy ściga się ze sobą i rzeczywiście wszyscy mają dla siebie ogromny szacunek.
Ale choć najlepsi maratończycy budzą podziw biegających, w końcu biec przez ponad dwie godziny w tempie ok 20km/h to wręcz niewiarygodne to jednak mój największy szacunek budzili zawsze inni. Ci, którzy biegli nie na początku, ale na końcu, często zmagając się z limitem 6godz, którego nie można przekroczyć jeśli nie chce się być zdyskwalifikowanym i zdjętym z trasy. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej inspirującego, budzącego większy podziw niż widok ludzi, którzy podejmują heroiczny wysiłek zmagając się często w strasznych bólach z każdym kilometrem, z każdym metrem także wtedy gdy większość biegaczy jest już dawno w domu. Wysiłek tych ostatnich z założenia jest o niebo większy niż tych, którzy dobiegają do mety o wiele wcześniej. I jeśli słowa "ostatni będą pierwszymi" czasem mają naprawdę głęboki sens, to jest tak właśnie w przypadku maratonów.
Oczywiście Tony Blair nie nazwałby brytyjskich konserwatystów cieniasami, a Angela Merkel nie nazwałaby cieniasami socjaldemokratów, ale, jak wiadomo, różnica między stylem polskiej polityki a stylem polityki brytyjskiej czy niemieckiej jest mniej więcej taka jak między izbą wytrzeźwień a Izbą Lordów.
W piątkowy poranek 14 października, dziewięć dni przed wyborami, w studiu Tok FM gościem Katarzyny Kolendy-Zaleskiej był Jacek Kurski. Gdy wyszedł ze studia, zapytałem go, dlaczego w ogóle zaczął akcję z tym „dziadkiem z Wehrmachtu”. – Z tym Wehrmachtem to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi – odpowiedział ubawiony Kurski.