cytaty z książki "Przekleństwo Soni"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tym jest życie: koniecznością podejmowania trudnych wyborów.
Żyj, nie oglądając się zbyt długo wstecz ani nadmiernie nie wybiegając myślami w przyszłość.
Nie jestem lustrem, Antonie. I nie rozbiję się jak szkło.
Nie jesteś przekleństwem. (...) Jesteś darem. (...) Jesteś moim darem. Moim zbawieniem.
- Rodzice nie chcieli dla ciebie takiego losu.
- Nie chcieli, żebym była wolna? – Zdobyłam się na uśmiech.
- Zawsze pragnęli twojej wolności, lecz nie za cenę życia.
- Tym jest życie: koniecznością podejmowania trudnych wyborów. – Wyprostowałam się, próbując dorównać Tosji wzrostem. – Pewnego dnia podobnie jak ja nie będziesz mógł dłużej się ukrywać. Władze cię znajdą i będziesz musiał stawić czoło konsekwencjom wszystkiego, co napisałeś w swej cudownej książce. Czytałam ją, Tosjo, i jestem z ciebie taka dumna. Obawiam się też o ciebie. Ale nigdy nie chciałabym kwestionować wyboru, jakiego dokonałeś, pisząc te słowa. To była twoja rola: zająłeś stanowisko w sprawie tego, co uważasz za słuszne. Teraz ja i muszę zrobić to samo.
- Zaufaj mi - powiedziałam i splotłam nasze palce. - I zaufaj temu, co mam w sercu. Moje uczucia do ciebie towarzyszą mi, kiedy jestem sama, kiedy ty jesteś szmat drogi od pałacu. Noszę cię w sobie. Takiego wyboru dokonałam. Jesteś najbardziej niemożliwie upartą osobą, jaką w życiu spotkałam. Jesteś także najbardziej honorowy i troskliwy. Kocham w tobie wszystko.
- Pamiętasz, jak poprosiłeś mnie, żebym znalazła w sobie siłę i się jej trzymała? Cóż, znalazłam ją. – Uśmiechnęłam się, chcąc pokazać mu, jakie to uczucie. – To ona najlepiej pozwala mi się skupić, daje mi pewność i odporność. To moje uczucia do ciebie, Antonie. Nie wątpię w nie. Dają mi nadzieję, jakbym przez to, że oddałam ci serce, zrobiła na tym świecie chociaż jedną dobrą, mądrą rzecz.
Do drzwi od strony korytarza rozległo się głośne pukanie. Zerwaliśmy się. Zaczęłam się gramolić na przeciwną stronę łóżka, zmierzając do pokoju z gobelinami, ale klamka drzwi na korytarz się poruszyła – za moment ktoś tu wejdzie.
Zastygłam z otwartymi ustami. Nie mogłam myśleć. W życiu nie zdążę się stąd wydostać.
Anton miał szybszy refleks, Przerzucił mnie przez łóżko, niezbyt delikatnie, na podłogę po przeciwnej stronie. Wylądowałam na zadku i wyrwał mi się cichy okrzyk.
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem.
– Dzień dobry, bracie.
- Powiedziałeś, że jestem twoim zbawieniem – stwierdziłam – ale tak naprawdę nie pozwalasz, bym cię ocaliła.
Bezradnie poruszył ramionami.
- Nie wiem, jak dać się ocalić.
Nie próbował podnieść mnie na duchu, rozwodząc się na temat moich zdolności, dopełnienia obowiązku oraz mego oddania sprawie wolności. Pozwolił mi po prostu być smutną. I za to czułam nieskończoną wdzięczność. Głaskał mnie miarowo po plecach.
– Ciii, ciii – mruczał. W jego głosie nie słyszałam napomnienia, że mam zachować ciszę, lecz szmer górskiej wody, kołysanie fal oceanu. Jego słowa pocieszenia były jak mowa, którą znałam w dzieciństwie, lecz dawno temu zapomniałam.
- Poczekaj - Anton wstał. Wydał z siebie przerywany oddech. - Zostań
Zmarszczyłam czoło, zawahałam się.
Zrobił krok w moją stronę.
- Obiecuję, że więcej nie będę cię całował.
Westchnęłam.
- Ja chcę, żebyś mnie całował.
- Zostań.
Skrzyżowałam ramiona i się nie zbliżałam. (...)
- Staram się, Soniu. Lepiej nie potrafię.
Przygryzłam wargę.
Popatrzył mi w oczy.
- Zostań.
- Staram się, żeby to Anton i inni przemawiali oraz dokonywali manewrów politycznych – wyznał. - Moja poezja wyraża wszystko, co mam do powiedzenia. – Mrugnął do mnie i dodał: – Teraz jestem po prostu ładną twarzą sprawy.
Uniosłam brew.
- Sprawy, która będzie przegrana, jeżeli wykryją ją władze.
- Zawsze psujesz nastrój, Soniu.
Roześmiałam się cicho.
– Chodźże. – Objął mnie ramieniem i poprowadził z powrotem do bawialni.
- Chodźmy poudawać, że jesteśmy tak dobrze przygotowani do tej rewolucji, jak się księciu wydaje. Przy odrobinie szczęścia sami w to uwierzymy.
- Zanim pomyślisz, że jestem słodsza niż ptysie z bitą śmietaną, uprzedzam – mam w tym swój cel.
- Jaki? – Spojrzała na mnie figlarnie. – Mam ci pomóc przekonać księcia Riaznina, że pałasz do niego tajemnym, gorącym uczuciem?
- Nie. – Przewróciłam oczami. – Chcę, żebyś mi pomogła ćwiczyć moje zdolności. Jeżeli jeszcze nie zauważyłaś, mam spore braki w warsztacie, a chciałabym, żeby moja głowa została na karku.
- Twój kark jest olśniewający. Książę na pewno się zgodzi.
- Pia...
- Misza – zwrócił się do Tosji fałszywym imieniem – pamiętasz Klarę, prawda?
Tosja zamrugał i szybko się połapał.
- Tak, tak, oczywiście. – Odwrócił się w stronę Ruty, która uważnie obserwowała jego reakcję. – Wszystko w porządku. Ta dziewczyna to, uhm, Gavrila...
Tosja i Anton odezwali się jednocześnie, przedstawiając ronię:
- Kuzynka.
- Żona.
Szarpnęłam głową w stronę Antona. Nawet w przyćmionym świetle widziałam, jak policzki zalewa mu rumieniec. Odkaszlnął.
- Wzięliśmy ślub. Ożeniłem się z kuzynką.
Tosja uniósł brwi i ukrył uśmieszek.
- No to gratuluję.
- Nie wierzę, że się ożeniłeś i nic mi nie powiedziałeś!
Książę podniósł oczy na sufit.
- Nie zaczynaj. Musiałem coś powiedzieć, bo tobie język się plątał. Wiesz, lepiej sobie radzisz z piórem.
Tosja zrobił do niego krzywą minę, a mnie rzucił filuterny uśmiech.
- Twój mąż jest przesadnie szczery.
Anton jęknął.
- Pójdziemy do bawialni?
- I się rządzi – dodałam.
Anton wyminął nas, mrucząc:
- Może to był błąd, by was połączyć.
Potem zaprowadziła mnie do spiżarni (...) Zza beczki kiszonej kapusty wyjęła ciemnoniebieski sarafan. Tak – dzwonowata, chłopska sukienka będzie idealna!
– To też moje, ale wydaje mi się, że się nada. – Uśmiechnęła się. – Wybrałam taki kolor, żeby łatwiej ci się było wtopić w noc.
– Zbyt dobrze się przy tym bawisz.
Słowa te wywołały u niej wybuch śmiechu (...)
– Prawda. – Pomogła mi się przebrać i owinęła mi głowę kwiecistym szalem.
– A to w co się wtapia? – spytałam, uśmiechając się półgębkiem.
– W nic. – Rozpromieniła się. – Ale zakryje ci włosy i podkreśli piwny kolor oczu. Moim zdaniem warto.
Tosja zarechotał jeszcze głośniej. Pacnęłam go po ramieniu, a on ukrył twarz w rękach. Przyciskał dłonie do oczu i dygotał ze śmiechu na całym ciele.
– Przepraszam! Naprawdę przepraszam. Już późno, a ja jak na jeden wieczór miałem za dużo niespodzianek. – Odsunął ręce od twarzy, zaczerwienionej z wesołości. – Jak dotąd dowiedziałem się, że wy dwoje nie tylko zawarliście znajomość – wypowiedział te słowa z naciskiem, który sugerował, że ma na myśli coś znacznie bardziej skomplikowanego – lecz także iż młode dziewczę, które kiedyś znałem, co to tarzało się w błocie ze świniami, kiedy naszła je nagła ochota, by ochłonąć, jest teraz Najwyższą Auroczułą, a przez to, że wplątała się w naszą rewolucję, musi „zmienić emocje cesarza” do tego stopnia, by z własnej woli i uśmiechem na ustach zrzekł się tronu.
Po policzkach pociekły mi dwie łzy – ostatnie dziś na myśl o Pii – a potem zamknęłam oczy i głowa opadła mi na miękkie włosy Antona.
Wpatrywałam się w niego w osłupieniu.
– Jeżeli tak, to nie miałam pojęcia, co robię – odparłam w końcu.
Tosja uśmiechnął się półgębkiem.
– No to dawaj. Pokaż mi coś. Zmuś mnie, bym wstał i zatańczył.
– To absurd! – wypalił Anton. – Sonia nie zabawia salonów sztuczkami.
– Ale jesteśmy w salonie.
– Tosja.
– Nie mogłem się powstrzymać.
Obróciłam się, by obejrzeć go w całości. Przesunął ręce na moją talię. Świece się dopalały, lecz i tak zauważyłam, jak gładki ma podbródek. Ujęłam w dłonie jego twarz i musnęłam kciukami linię żuchwy.
– Niech zgadnę. Słyszałeś, że prawo dotyczące bród już nie obowiązuje, więc oczywiście się ogoliłeś.
Uśmiechnął się, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
– Nakryłaś mnie.
– Bezwstydny z ciebie buntownik, książę Antonie.
– Święta prawda.
Na szczęście nawet w tej niespokojnej części miasta ulice nareszcie opustoszały. Zamknęłam oczy, ufna, że Anton mnie podtrzyma. Chwilę później, gdy książę uznał zapewne, że śpię, poczułam na głowie ciepły dotyk jego ust.
Uśmiechnął się do mnie smutno.
– Chyba zawsze wiedziałem, że nie będę mógł wiecznie cię pocieszać. Jechałaś do innego taboru i sama mierzyłaś się z koszmarami.
Pod stołem Anton chwycił mnie za rękę i splótł palce z moimi. Miał ciepłą skórę. Jego aura płonęła wdzięcznością i czymś głębszym, znacznie potężniejszym.
– Nie jestem sama – powiedziałam.