cytaty z książek autora "Maryanne Vollers"
Po jakimś czasie człowiek przestaje się przejmować cudzymi tragediami. Tak wygląda piekło.
Tego dnia dowiedziałam się jeszcze jednego: wszyscy mamy swoje pustynie. Mogą być inne niż moja, ale wszyscy musimy je przejść, by odnaleźć sens życia i wolność.
Wszystkiego w życiu trzeba się nauczyć, nawet podstawowych ludzkich emocji.
Czytanie nauczyło mnie, co znaczy żyć i być człowiekiem.
Nigdy nie przypuszczałam, że wolność jest taka okrutna i trudna. Do tej chwili sądziłam, że wolność polega na tym, że można nosić dżinsy i oglądać każdy film, na jaki ma się ochotę bez obawy aresztowania. Teraz zrozumiałam, że przez cały czas trzeba myśleć - a to jest wyczerpujące.
Jestem szczęśliwa z dwóch powodów: że urodziłam się w Korei Północnej i że uciekłam z Korei Północnej.
Kiedy człowiek ma bardzo mało, mogą go uszczęśliwić nawet najdrobniejsze rzeczy - jest to jedna z nielicznych cech życia w Korei Północnej, których mi brakuje.
Szybko zrozumiałam, że nie wolno powtarzać niczego, co podsłuchałam. Nauczono mnie nigdy nie wyrażać własnego zdania, nigdy niczego nie kwestionować. Miałam po prostu robić, mówić i myśleć to, co nakazują władze. Szczerze wierzyłam, że nasz Ukochany Przywódca, Kim Dzong Il, potrafi czytać w moich myślach i że zostanę ukarana, jeśli przyjdzie mi do głowy coś złego.
Mimo rozczarowań nigdy nie kwestionowała prawa reżimu do kontrolowania swojego życia. W odróżnieniu od Koreańczyków z Północy mieszkających w pobliżu granic nigdy nie stykała się ze światem ani zagranicznymi ideami. Wiedziała tylko to, czego nauczył ją reżim, i pozostała dumną, czystą rewolucjonistką. A ponieważ miała duszę poetki, czuła ogromny emocjonalny związek z oficjalną propagandą. Szczerze wierzyła, że Korea Północna to centrum świata i że Kim Ir Sen oraz Kim Dzong Il dysponują nadprzyrodzonymi zdolnościami. Uważała, że Kim Ir Sen każe słońcu wschodzić i że kiedy Kim Dzong Il urodził się w chacie na świętej górze Paektu (w rzeczywistości urodził się w Rosji), na niebie pojawiła się podwójna tęcza i nowa, jasna gwiazda. Przeszła takie pranie mózgu, że po śmierci Kim Ir Sena wpadła w panikę. Czuła się tak, jakby umarł Bóg. W jaki sposób ziemia może dalej wirować wokół własnej osi? - zastanawiała się. Prawa fizyki, których uczyła się na studiach, były mniej ważne od propagandy wbijanej jej do głowy przez całe życie. Dopiero po wielu latach zrozumiała, że Kim Ir Sen i Kim Dzong Il to po prostu ludzie, którzy naśladowali Józefa Stalina, swój wzorzec osobowy, i zmusili ludzi, by ich czcili niczym bóstwa.
Może gdzieś w głębi serca czułam, że coś jest nie tak. Ale my, Koreańczycy z Północy, jesteśmy mistrzami kłamstwa, nawet wobec siebie. Zamarznięte niemowlęta pozostawione w zaułkach przez zagłodzone matki nie pasowały do mojego światopoglądu, więc nie potrafiłam przetworzyć tego, co widziałam. Codziennie widziałam trupy leżące na stosach śmieci i płynące w dół rzeki, słyszałam głosy obcych ludzi wołających o pomoc, lecz nie reagowałam.
W czasie swojej wędrówki byłam świadkiem straszliwych krzywd, które ludzie wyrządzali innym, ale widziałam także czułość, dobroć i poświęcenie w najgorszych możliwych warunkach. Wiem, że można zatracić część człowieczeństwa, by przeżyć. Ale wiem też, że iskra ludzkiej godności nigdy całkowicie nie gaśnie, że wolność i potęga miłości mogą sprawić, iż zapłonie na nowo.
Kiedy uciekałam z Korei Północnej, nie marzyłam o wolności. Nie rozumiałam nawet, co to jest. Wiedziałam tylko, że jeśli moja rodzina pozostanie w kraju, prawdopodobnie umrzemy - z głodu, wskutek chorób, nieludzkich warunków w obozie pracy.
Mój stryj Park miał odtwarzacz wideo i jako mała dziewczynka chodziłam do jego domu oglądać hollywoodzkie filmy. Żona stryja zasłaniała okna i zabraniała komukolwiek o tym mówić. Uwielbiałam "Kopciuszka", "Królewnę Śnieżkę" i filmy z Jamesem Bondem. Kiedy miałam siedem lub osiem lat, pojawił się film, który zmienił moje życie: "Titanic". Byłam zdumiona, że to opowieść sprzed stu lat. Ludzie żyjący w 1912 roku mieli lepszą technologię od większości Koreańczyków z Północy! Ale przede wszystkim nie mogłam uwierzyć, że ktoś nakręcił film o takiej wyuzdanej historii miłosnej. W Korei Północnej autorzy zostaliby rozstrzelani. Nie wolno pokazywać prawdziwych historii o ludziach, wyłącznie propagandę o Przywódcy. W "Titanicu" bohaterowie mówili o miłości i człowieczeństwie. Byłam zdumiona, że Leonardo DiCaprio i Kate Winslet chcą umrzeć w imię miłości, a nie dla reżimu.
W czasie swojej wędrówki byłam świadkiem straszliwych krzywd, które ludzie wyrządzali innym, ale widziałam także czułość, dobroć i poświęcenie w najgorszych możliwych warunkach. Wiem, że można zatracić część człowieczeństwa, by przeżyć. Ale wiem też, że iskra ludzkiej godności nigdy całkowicie nie gaśnie, że wolność i potęga miłości mogą sprawić, iż zapłonie na nowo.