cytaty z książki "Postrzyżyny"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Baby padały na kolana, ja też to widziałem, nad placem i kościołem leciało w powietrzu Dzieciątko Jezus! Ale później wszystko się wyjaśniło: ten mały pędrak Lolan pasł baranki, a jak odbywały się manewry lotnicze, to aeroplany ciągnęły za sobą taki worek i do niego strzelało się z karabinów maszynowych, no i zapomnieli o linie i ta lina ciągnąc się po ziemi zaczepiła o nogę Lolana, to bardzo ładne dziecko, z jasnymi włoskami, i jak ten aeroplan wzbił się w górę, pociągnął za sobą linę, a wraz z nią Lolana, i nad naszym miasteczkiem leciał w powietrzu Lolan, a baby myślały, że to leci Dzieciątko Jezus, i kiedy się ta lina zaczepiła o lipy koło kościoła, to Dzieciątko zaczęło spadać jak kum Zawiczak z gałęzi na gałąź, i na ziemię spadł Lolan, i pyta: "Gdzie moje baranki?". A baby klękały, żeby im pobłogosławił...
(...) odkąd za niego wyszłam, ciągle mi tłumaczył i uściślał pojęcie przyzwoitej kobiety, malował mi obraz wzorowej kobiety, jaką nigdy nie byłam i nawet nie mogłam być, ogromnie lubiłam czereśnie, kiedy jednak jadłam je po swojemu, tak łapczywie i zachłannie, czerwienił się po korzonki włosów, a ja nie rozumiałam przyczyny jego wzburzenia, dopiero sama spostrzegłam, że to czereśnia w moich ustach jest powodem jego zaniepokojenia, bo przyzwoita kobieta tak łapczywie czereśni nie je. Kiedy na jesieni czyściłam kolby kukurydziane, to znów patrzył na moją odzierającą liście dłoń i na te moje ogniki w oczach, i znowu: przyzwoita kobieta tak nie czyści kukurydzy, a jeśli już, to nie z takim głośnym śmiechem i płonącymi oczyma jak ja, że gdyby tak to zobaczył jakiś obcy mężczyzna, to mógłby w tej odzieranej moimi rękoma kolbie dostrzec jakiś przychylny znak dla swoich chuci.
(...) patrzyłam na Francina, tak jak bym to była ja, ja, która przemieniła się w pare belgijskich koni, to był ten mój buntowniczy charakter, raz na miesiąc poszaleć, mnie także ogarniało co kwartał pragnienie wolności, mnie, która wcale nie była wykastrowana, ale wprost przeciwnie: zdrowa, niekiedy aż nadto zdrowa... i Francin patrzył na mnie, i wiedział, że ten spłoszony belgijski zaprzęg, te jasne powiewające grzywy i potężne ogony ciągnące się w powietrzu za kasztanowatymi ciałami, że to ja - nie ja, ale ten mój charakter, te moje lecące pośród ciemnej nocy spłoszone złote włosy, te moje powiewające swobodnie kędziory... i odepchnął mnie, i teraz Francin stał z wyciągniętymi rękoma w tunelu światła płynącego z korytarza (...).
Jak pan to ujął: to było cudowne, a że to było cudowne, musiało być też niebezpieczne, a że było niebezpieczne, to właśnie było to, co naprawdę lubię.
(...) w ciągu całego dnia Francin brał na swoje barki tyle trosk i ciężarów, że wieczorem zawsze był o dziesięć centymetrów niższy, a może i o więcej. A ja wiedziałam, że największą jego troską jestem ja, że od czasu kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy, że od tego czasu nosi mnie na plecach w niewidzialnym, a jednak bardzo konkretnym tornistrze, w tornistrze, który z dnia na dzień staje się coraz cięższy.
Lubię te swoje płonące lampy, w których świetle noszę na stół talerze i sztućce, w których świetle otwierają się gazety albo książki, lubię oświetlone blaskiem lamp ręce leżące o0d niechcenia na obrusie, odcięte ludzkie ręce; ze splotu ich linii można wyczytać charakter człowieka, do którego te ręce należą; lubię owe przenośne lampki naftowe, z którymi wychodzę wieczorami naprzeciw gościom i oświetlam im twarze i drogę, lubię lampy, w których świetle robię szydełkiem firanki i pogrążam się w głębokich marzeniach, lampy, które zgaszone gwałtownym dmuchnięciem wydają dławiący swąd, wypełniający ciemny pokój niczym wyrzut.
Dopóki moje włosy były mokre, nic nie zapowiadało, co się zacznie dziać, kiedy przeschną; ledwie zaczynały schnąć, to jakby w tych kosmykach urodziło się tysiące złotych pszczół, tysiące świętojańskich robaczków, jakby zatrzeszczało tysiące bursztynowych kryształków.
Ten Francin ma słabe nerwy, przy tej niedomodze w myśl dziełka pana Batisty powinien myć sobie przyrodzenie ciepłą wodą albo zażywać ruchu na świeżym powietrzu.
Szwagierko, jest pani głupia jak egzamin zdawany wieczorem!