cytaty z książki "Głosy Marrakeszu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W podróży akceptuje się wszystko, oburzenie zostaje w domu. Patrzy się, słucha, zachwyca się najstraszniejszymi rzeczami, bo są nowe. Dobrzy podróżnicy są bez serca.
Kupca cieszy czas, który klient poświęca na zakup. (…) Godność obu stron polega na nieokazywaniu, że kupującemu i kupcowi bardzo zależy na sprzedaży lub kupnie.
Interesowanie się tym, co dzieje się w sąsiednim domu, uważane jest za nieeleganckie, a nawet nieprzyzwoite. Właściwie nie powinno się w ogóle pokazywać na dachu, a już zwłaszcza gdy jest się mężczyzną, bo czasem kobiety wychodzą na dach i nie chcą być skrępowane.
Na sukach cena, która pada najpierw, jest niepojętą zagadką. Nikt nie zna jej z góry, nawet sam kupiec, bo zawsze istnieje wiele jej odmian. Każda z nich odnosi się do innej sytuacji, innego klienta, innej pory dnia lub innego dnia tygodnia.
Wielbłądy miały twarze. Były do siebie podobne, a jednak bardzo się między sobą różniły. Przypominały stare Angielki, z godnością i pozornym znudzeniem pijące herbatę, ale niemogące całkowicie ukryć złośliwości, z jaką obserwują wszystko wokół.
Cmentarze w innych częściach świata są tak urządzone, że sprawiają radość potomnym. Żyje tam wiele roślin i ptaków, odwiedzający jako jedyny żywy człowiek czuje się podniesiony na duchu i wzmocniony. Własna sytuacja wydaje mu się godna zazdrości. Na nagrobkach czyta imiona ludzi; przeżył ich wszystkich bez wyjątku. (…) Natomiast na tym opustoszałym cmentarzu żydowskim nie ma nic. Cmentarz jest samą prawdą, księżycowym krajobrazem śmierci. Obserwatorowi jest zupełnie obojętne, gdzie kto leży (…) Jest to pustynia umarłych, na której nic już nie rośnie, ostatnia, ostateczna.
E-li-as Ca-ne-ti? - powtórzył ojciec pytająco i z wahaniem. Kilka razy wypowiedział moje nazwisko, osobno wymawiając każdą sylabę. W jego ustach miano to zabrzmiało dostojniej i piękniej. Nie patrzył przy tym na mnie, ale prosto przed siebie, jakby nazwisko było bardziej rzeczywiste niż ja i jakby warte było zbadania. Słuchałem zdumiony i poruszony. W jego zaśpiewie brzmiało tak, jakby należało do jakiego specjalnego języka, którego nie znałem. Zważył je wielkodusznie cztero- albo pięciokrotnie; wydawało mi że słyszę brzęk odważników. Nie czułem żadnej obawy, ojciec Elie’ego nie był sędzią. Wiedziałem, że odnajdzie sens i wagę mojego nazwiska; a kiedy już się to stało, podniósł wzrok i z uśmiechem spojrzał mi w oczy.
Próbuję o czymś opowiadać, a kiedy milknę, zauważam, że nic jeszcze nie powiedziałem. Cudownie świetlista, gęsta, płynna substancja pozostaje we mnie i drwi ze słów.
Są ceny dla jednodniowych turystów i dla takich, którzy mieszkają tu już od trzech tygodni. Istnieją ceny dla biednych i bogatych, przy czym te dla biednych są oczywiście najwyższe. Można by sądzić, ze istnieje więcej rodzajów cen niż rodzajów ludzi na świecie.