cytaty z książki "Potwór z Florencji"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zabójca z Borgo San Lorenzo nie wyciął kobiecie narządów płciowych. Zamiast tego odciągnął ją od samochodu i ponacinał ciało nożem, zadając dziewięćdziesiąt siedem ran kłutych, które układały się w misterny wzór wokół piersi i wzgórka łonowego. Do zabójstwa doszło nieopodal winnicy, a do penetracji ofiary morderca wykorzystał starą, zdrewniałą gałąź winorośli. W żadnym z tych przypadków na ciałach nie znaleziono oznak molestowania seksualnego.
W latach 1974 - 1985 siedem par, łącznie czternaście osób, zamordowano w chwili, gdy uprawiały seks w samochodach zaparkowanych pośród otaczających Florencję wzgórz. Zapoczątkowało to najdłuższe i najdroższe dochodzenie kryminalne w historii Włoch. Podczas śledztwa o udział w zbrodniach podejrzewano blisko sto tysięcy mężczyzn, zatrzymano zaś kilkunastu, z czego większość trzeba było jednak zwolnić z aresztu po tym, jak Potwór zaatakował ponownie. Plotki i fałszywe oskarżenia zrujnowały życie wielu osobom. Całe pokolenie florentczyków, którzy dorastali w czasie, gdy dochodziło do zabójstw, twierdzi, że wszystko to odcisnęło piętno na mieście i ich życiu. Historia obfitowała w wątki, takie jak samobójstwa, ekshumacje, domniemane otrucia czy przesyłki zawierające fragmenty zwłok, a także seanse spirytystyczne na cmentarzach, sprawy sądowe, fałszywe dowody i zaciekłe prokuratorskie wendety. To śledztwo było niczym nowotwór, który rozrasta się wstecz w czasie i do przodu w przestrzeni, dając przerzuty do innych miast, rozprzestrzeniając się i rodząc coraz to nowe odnogi, z nowymi sędziami, policjantami i prokuratorami, z kolejnymi podejrzanymi i aresztowaniami, rujnując życie kolejnych osób.
Wiele krajów ma seryjnego mordercę, który - na zasadzie przeciwieństwa - definiuje własną kulturę i staje się symbolem swojej epoki nie przez wysławianie jej przymiotów, ale przez demaskowanie jej mrocznych, skrywanych skrzętnie zakamarków. Anglia miała zrodzonego z mgieł dickensowskiego Londynu Kubę Rozpruwacza, który za cel obrał sobie najbardziej zaniedbywaną klasę społeczną miasta - prostytutki walczące o byt w slumsach dzielnicy Whitechapel. Boston miał swojego Dusiciela, eleganckiego, przystojnego mordercę, który grasował po wytwornych dzielnicach, gwałcił i mordował starsze kobiety, a potem układał ich ciała w niewypowiedzianie obsceniczne pozy. Niemcy miały Wampira z Düsseldorfu, który poniekąd zwiastował hitlerowskie zbrodnie, zabijając bez skrupułów i z sadystyczną przyjemnością mężczyzn, kobiety i dzieci. Jego żądza krwi była tak ogromna, że w przeddzień egzekucji określił czekające go ścięcie głowy mianem "rozkoszy ponad wszystkie inne rozkosze". Każdy morderca na własny, mroczny sposób uosabiał miejsce i epokę, w których żył.
Włochy miały Potwora z Florencji.
Po zabójstwie w Vicchio Potwór z Florencji urósł do rangi kogoś więcej niż tylko przestępcy. Przeistoczył się w mroczne zwierciadło, w którym odbijało się id samego miasta - jego mroczne fantazje, najdziwniejsze myśli, najbardziej zatrważające przekonania i uprzedzenia.
Wywiad nie przyniósł żadnych rewelacji, z wyjątkiem jednej odpowiedzi, która zapadła Speziemu w pamięć na wiele lat. Zapytany, jak wyobraża sobie prawdziwego Potwora, Vinci odparł:
- Jest bardzo inteligentny. Wie, jak poruszać się nocą po wzgórzach, nawet z zamkniętymi oczami. I posługuje się nożem sprawnie jak mało kto. To ktoś, kto kiedyś przeżył ogromne rozczarowanie - dodał, spoglądając na Speziego błyszczącymi czarnymi oczami.
Zabójstwo dwojga francuskich turystów na polanie Scopeti było ostatnią znaną zbrodnią popełnioną przez Potwora z Florencji. Wprawdzie minie jeszcze trochę czasu, zanim florentczycy zdadzą sobie z tego sprawę, ale seria morderstw, które tak długo ich terroryzowały, wreszcie dobiegła końca.
Śledztwo jednak dopiero się rozpoczynało. Z czasem samo stanie się potworem, pochłaniającym wszystko na swojej drodze, sycącym się mnóstwem niewinnych istnień, rujnującym życie wielu osobom.
Rok 1985 to był zaledwie początek.
Zarówno wtedy, jak i obecnie widać wyraźnie, że pomimo popełnionych błędów Rotella i karabinierzy ponad wszelką wątpliwość podążali właściwym tropem. Potwór z Florencji najprawdopodobniej należał do sardyńskiego klanu.
Oficjalne zamknięcie dochodzenia w sprawie Sardyńskiego Tropu oznaczało, że śledztwo mogło odtąd podążać w dowolnym kierunku - wyjąwszy ten właściwy.
Jednak najciekawszym - i to po dziś dzień - aspektem pozostaje metoda dokonywania zbrodni, którą FBI określiło mianem "sygnatury". "Napastnik tego typu przywiązuje ogromną wagę do aktu posiadania i rytuału. To wyjaśniałoby, dlaczego ofiary płci żeńskiej były zazwyczaj przenoszone kilka metrów od pojazdu, w którym znajdował się ich towarzysz. Konieczność wejścia w posiadanie jako stosowany przez napastnika zdradza jego wściekłość względem ogółu kobiet. Okaleczenie narządów płciowych ofiar wyraża nieudolność napastnika lub jego niechęć do kobiet".
Kiedy sędzia stentorowym głosem powiedział po raz ostatni: "winny", Pacciani przyłożył dłoń do serca, zamknął oczy i mruknął:
- Tak oto umiera niewinny.
Antonio nie skomentował bezpośrednio tego stwierdzenia. Odchylił się do tyłu w fotelu i uśmiechnął jeszcze szerzej.
- To były najlepsze lata mojego życia. Miałem dom, w bród dobrego jedzenia i te dziewczyny... - Gwizdnął i wykonał włoski gest oznaczający pieprzenie.
- Czyli... nie jest pan... Potworem z Florencji? - rzucił nonszalanckim tonem Spezi.
Antonio zawahał się tylko na krótki moment. Ani na chwilę nie przestawał się uśmiechać.
- Nie - odparł. - Wolę żywe cipki.
(...) nabrałem przekonania, że właśnie owa niepojętość zła może stanowić jedną z jego podstawowych cech. Nie możesz spojrzeć złu w twarz, ono nie ma twarzy. Nie ma ciała, nie ma kości, nie ma krwi. Każda próba opisania go kończy się wygłaszaniem frazesów i samooszukiwaniem. Może właśnie dlatego - pomyślałem - chrześcijanie wymyślili diabła, a śledczy badający sprawę Potwora - sektę satanistyczną. Jedno i drugie, jak w wierszu, było "jakimś rozwiązaniem".
Wokół niepojętego zła Potwora narastały kolejne warstwy fałszu, próżności, ambicji, arogancji, niekompetencji i nieudolności. Poczynania Potwora były niczym komórka rakowa, która przemieszcza się wraz z krwią, zaszywa się w jakimś miękkim, ciemnym zakamarku, dzieli się, mnoży, buduje własną sieć naczyń krwionośnych i włosowatych, dzięki którym odżywia się, rozrasta, pęcznieje, a w końcu zabija.
Szaleństwo to wyrzeczenie się wszelkich starań, by nas zrozumiani. To jeden niekończący się krzyk bólu i tęsknoty pośród absolutnej ciszy i obojętności społeczeństwa. To krzyk bez echa. Taka jest natura zła Potwora z Florencji. I taka jest natura zła w każdym z nas. Wszyscy mamy w sobie Potwora; różnica tkwi w natężeniu, a nie w jego obecności.
Spezi udowodnił później, że całe akapity w dokumentach prawnych przygotowanych przez prokuraturę są bezpośrednimi cytatami z paranoicznych wywodów, które Carlizzi zamieszczała wcześniej na swojej stronie internetowej. Wygląda na to, że Carlizzi miała wpływ na Migniniego niczym Rasputin na cara.
Wydanie książki Potwór z Florencji nie wywarło żadnego wpływu na oficjalne śledztwo. Dochodzenia w sprawie Sardyńskiego Tropu nie wznowiono. Policja i karabinierzy nie wykazali najmniejszego zainteresowania badaniem przedstawionych w publikacji dowodów niewinności Pietra Paccianiego ani ewentualnego udziału Antonia Vinciego. Sprawa, najdłuższa i najdroższa we współczesnej historii Włoch pozostaje właściwie otwarta.
Mignini nie przestawał gnębić Speziego oskarżeniami. Wszystkie zarzuty ostatecznie oddalono, jednak Mario popadł z ich powodu w ubóstwo, stracił zdrowie, a przede wszystkim nie mógł pracować jako dziennikarz. Zmarł 9 września 2016 roku, po ciężkiej chorobie. Zdaniem wielu jego kolegów i przyjaciół (również moim) do jego śmierci przyczyniły się nieustające szykany ze strony Migniniego.
Po śmierci Speziego włoskie media oddały mu hołd, wyrażając żal i upamiętniając jego dokonania. Jeden z wybitnych dziennikarzy napisał tekst, w którym zawarł prostą, ale głęboką prawdę: Spezi "potrafił opowiadać historie i analizować fakty, sięgając głębiej tam, gdzie inni bali się zaglądać". Był reporterem starej szkoły, człowiekiem o wielkiej odwadze i uczciwości. Bardzo go nam brakuje.