cytaty z książek autora "Anna Olszewska"
Jej twarz była jak negatyw nocnego nieba. Blada, usiana ciemniejszymi piegami, które osiadły na każdym fragmencie skóry, nie omijając powiek, płatków uszu i delikatnego wygięcia nad górną wargą.
Stałam w sieni i słuchałam, jak moje siostry przerzucały się świątecznymi wspomnieniami. I każde z nich było jak ten prezent, o którym mówiła Honorata. Każde mogłam odpakować w swojej głowie.
Chciałam, żeby poznał mnie od nowa. Rozłożył jak mapę i przyglądał się wszystkim niezdobytym jeszcze szlakom.
Znowu lawirował pomiędzy pacjentami i sprzętem, ale tym razem nie przejmował się tym, czy kogoś potrąci. Parł przed siebie z jedną myślą. Minęło kilkanaście godzin, a dziewczyna nadal była w górach. Nie miał odwagi liczyć, jaka była szansa na jej odnalezienie.
Nawet nie drgnęła, gdy się do niej zbliżyli. Jakby góry przejęły już nad nią kontrolę.
Uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona, że zaakceptowali mój pomysł.
Trzy bransoletki przyjaźni.
Po jednej dla każdego z nas...
Życie nauczyło mnie, że marzenia powinny pozostać tylko snami, na które można pozwolić sobie od czasu do czasu.
W jej oczach przez chwilę błysnęły łzy, ale szybko nad nimi zapanowała. Cała ona. Nawet na chwilę nie opuszczała gardy.
Chyba tylko ten jeden raz na Rysach...
Wtedy miał nadzieję, że zostawił przeszłość za sobą, a teraz jawiła się przed nim w całej okazałości. Tamtego dnia nie widział wyjścia z sytuacji, w którą został wplątany, jednak w tej chwili doskonale wiedział, co musiał zrobić.
Ruszyliśmy w dół. Śnieg sypał coraz bardziej. Nie dostrzegałam już śladów, które zostawiliśmy, wchodząc na górę. Krajobraz się zamazywał. Nie było już wydeptanej drogi. Nie było kamieni, korzeni drzew, nierówności. Wszystko zakryła lodowata biel. Nie rozumiała, dlaczego jeszcze przed południem wprawiała mnie w zachwyt. Teraz była przerażająca.
Powinnam zacząć przyzwyczajać się do tej myśli, jeżeli chciałam zostać w Brzegach i podjąć się tego, co należało zrobić dwanaście lat temu.
Opierałam się więc o kamienną ścianę, myśląc o tym, że nie
było już zagadki do rozwiązania. Nie było zagrożenia, krążącego nad nami jak sokół nad szukającym schronienia królikiem. Nie było tajemnic, utrudniających każdy krok, który staraliśmy się zrobić w swoją stronę.
Z każdą minutą narastała we mnie pewność, że jeżeli choć na chwilę zamknę oczy, zniknie tląca się we mnie nadzieja.