cytaty z książki "Wszystko czerwone"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
A możliwe, że pani wiadomości posiada. O ta osoba, morderca. Pani musi umysłowa robota wykonać, mnogo, wielkie mrowie. Zaprawdę na pamięć waszą zaległo, a musicie rozjaśnić mroki.
– Zaprawdę, pamięć nasza nie powiada nam nic...
Dlaczego same nogi? – spytał. – A reszta kadłuba nie?
- Kogo zewłoka pani życzy sobie tu? - spytał bardzo uprzejmie i równie stanowczo, na nowo otwierając swój notes - Ucho moje słyszało. Jakiego zewłoka, pragnie wiedzieć. Bez zwłoki. Zewłoka bez zwłoki - powtórzył z pewnym trudem i wyraźnym upodobaniem, najwidoczniej delektując się bogactwem subtelności polskiego języka.
A możliwe, że pani wiadomości posiada. O ta osoba, morderca. Pani musi umysłowa robota wykonać, mnogo, wielkie mrowie. Zaprawdę na pamięć waszą zaległo, a musicie rozjaśnić mroki.
- A dlaczego? - zainteresował się znienacka pan Muldgaard.
- Nie wiem - odparła niedoszła ofiara niecierpliwie. - Możliwe, że mu się nie podobam. Możliwe, że ma zły gust.
- A możliwe, że pani wiadomość posiada. O ta osoba, morderca. Pani musi umysłowa robota wykonać, mnogo, wielkie mrowie. Zaprawdę na pamięć waszą zaległo, a musicie rozjaśnić mroki.
- Zaprawdę pamięć nasza nie powiada nam nic...
- O Jezu...! - jęknął Paweł z nabożnym zachwytem, bo zabrzmiało to zgoła jak biblijne proroctwa.
Mam solone fistaszki - powiedziała Alicja jadowicie. - Ale chyba wam nie dam, bo Marianne jest zmęczona i jeszcze ci źle pogryzie.
- Narząd morda posiadamy - rzekł. - Azali kto jego wie?
Było to jedno z tych pytań, na które odpowiedź wydawała się niesłychanie trudna i skomplikowana.
- A kto go tam wie - odparła mechanicznie Alicja.
- Azali były osoby mrowie a mrowie? - spytał z uprzejmym, wręcz nieurzędowym zainteresowaniem, przystępując do rzeczy.
- Strasznie was przepraszam - powiedziała z bezgraniczną skruchą i zakłopotaniem. - Pomyliłam się...
(...)
- Znaczy, zamiast zamknąć oczy i spać, zaczęłaś drzeć gębę? - powiedziałam z rezygnacją. - Pomyliłaś czynności?
- (...) Takich idiotycznych zbrodni nie może popełniać żadna szanująca się organizacja.
- Widocznie to jest organizacja, która się nie szanuje.
Opanowany przezeń język wydawał się dość oryginalny, zdradzał niekiedy naleciałości jakby biblijne i stał w niejakiej sprzeczności z przyjętą w Polsce powszechnie gramatyką, niemniej jednak dawało się go zrozumieć.
Powiem ci szczerze, że jako ofiara jesteś rzeczywiście nieznośna! Najspokojniejszy zbrodniarz by z tobą zwariował.
Wysłuchałyśmy tego z pewnym wysiłkiem starając się nadążyć za jej myślą i zrozumieć, kto jest kto, kto komu kogo ustępuje, kto kogo kocha i kto kogo porzuca, Ewa opowiadała bowiem w sposób pozwalający mniemać, że to Giuseppe kocha Roja, a ona z litości porzuca samą siebie.
- A on podobno ma mi do powiedzenia coś niesłychanie ważnego i pilnego, z czym nie mógł poczekać. Od trzech dni nie miał okazji wyjaśnić, o co mu chodzi.
- Dlaczego nie miał okazji?
- Bo mu się nie udało wytrzeźwieć...
- Żyją!!! (...)
- Cud! - oznajmiłam pobożnie.
- Jaki tam cud, ten morderca to jakiś idiota, on nie ma pojęcia o truciznach - zawyrokował Paweł.
- Wygląda na to, że teraz będziesz szukać dwóch listów - powiedziałam zgryźliwie - Szukaj tego od ciotki, to może znajdziesz ten od Edka. Zawsze człowiek znajduje nie to, czego szuka.
To jednak prawda, że nic bardziej nie ogłusza i nie ogłupia niż miłość.
- Nie wiem, czy to nie jest nietakt - powiedziała Zosia z wahaniem. - Dzwonić o siódmej rano po to, żeby pytać kogoś, czy nie jest zbrodniarzem...
- Dzwonić o siódmej rano to w każdym wypadku jest nie tylko nietakt, ale w ogóle świństwo - dodała Alicja. - Jeśli to jednak nie ona, to będziesz musiała ją przepraszać.
- Elżbieta - zawołała Alicja, wyraźnie przygnębiona komplikacjami. - Będziesz spała w trumnie?
- Mogę spać - powiedziała Elżbieta z kamiennym spokojem, pojawiając się w wejściu do kuchni z talerzem w ręku. - Gdzie masz trumnę?
- W atelier.
Nie lubię takich południowych typów, ale wbrew sobie musiałam przyznać, że ma prawo się podobać, tyle że nie mnie.
W ogóle nie rozumiałam, jakim cudem przy takich obrażeniach jeszcze żyjesz. Myślałam, że może chodzisz po śmierci, niejako siłą rozpędu.
W tych ciemnościach i w tym zamieszaniu do ogrodu mogło wejść czterdziestu rozbójników i nikt by ich nie zauważył.
Obiekt kultu świecił czerwonym blaskiem na wysokości nieco mniej niż metr, oświetlając wyłącznie nogi siedzących wokół osób. Wielki, płaski klosz, z wierzchu czarny, nie przepuszczał najmniejszego promyka, tak że głowy i popiersia tych osób tonęły w głębokim mroku, za ich plecami zaś panowała ciemność absolutna. Samotne, wyeksponowane, purpurowe nogi, pozbawione swoich właścicieli, wyglądały nieco dziwnie, ale nawet dość efektownie.
- Pomidory! Było w winogronach, może być w pomidorach. Trzeba by najpierw dać komuś na próbę.
- Komu? Masz na oku jakąś ofiarę?
- Widziałem tu kota w ogródku, to chyba jakiś bezpański. Można dać kotu.
- Szczególnie pomidory chętnie zje... Poza tym nie zgadzam się na maltretowanie zwierząt! Człowiekowi, owszem, mogę dać.
- Nie wierzę w takie uczucia, dla których się popełnia morderstwa - powiedziała Alicja gniewnie. - Zawracanie głowy! To było dobre w zeszłym wieku!
- W kwestii uczuć od tysiącleci nic się nie zmieniło - odparłam niechętnie. - Ty zawsze byłaś taka nieludzko zracjonalizowana. Nie masz emocjonalnego podejścia do płci.
- (...) Zosia wykluczona, ale Paweł?... Ta młodzież teraz taka dziwna... Czy to jest możliwe, żeby oni to uważali za dowcip? Twoje dzieci jak?...
- Dziękuję, zdrowe - odparłam odruchowo, bardzo zaskoczona. - Morderstw, jak dotąd, nie popełniają, jeśli o to ci chodzi, i chyba raczej nie planują nic takiego. Uprawiają inne gatunki dowcipów.
Elżbieta tylko pokręciła głową, co było nawet niepotrzebne, bo i tak nikt, znając ją, nie uwierzyłby, że z własnej inicjatywy otworzyła albo zamknęła jakieś okno. Jej automatyczne przystosowanie się do stanu istniejącego było wręcz nieprawdopodobne, a umiejetność unikania jakichkolwiek zbędnych wysiłków doprowadzona do perfekcji.