cytaty z książek autora "Agnieszka Osikowicz-Chwaja"
Kerk miał talent do rysowania, pokrywające mu ciało tatuaże były w większości jego dziełem. Zazwyczaj szkicował rośliny lecznicze, bardzo szczegółowo, wręcz technicznie, dlatego jedna z leżących na blacie kartek od razu zwróciła uwagę Asgera.
Ładna dziewczyna z nieco groźną miną i burzą rudych włosów, z pokrytą drobnymi kwiatkami gałązką wetkniętą za ucho, otoczona rojem pszczół.
Och, Kerk. Jakie to cholernie romantyczne.
Wojna nie niosła ze sobą wyłącznie rozpaczy i śmierci. Za wielkimi, groźnymi upiorami ciągnęło stado pomniejszych, nie tak niebezpiecznych, jednak składających się na całość katastrofy. Wśród nich była powszechna brzydota.
Widziałam waszego kapitana - rzuciła nagle, a Kerk poczuł, że wnętrzności skręcają mu się w supełek. Zdawał sobie sprawę z tego, jak na Asgera często reagują kobiety i teraz ta świadomość mocno go zabolała. - Sztywniak, co? Ma w sobie coś... odpychającego. Ale pan też ma coś do gadania, prawda, poruczniku? Pan wzbudza zaufanie. Mimo tych tatuaży. - Kerk poczuł, jak supeł w żołądku rozwiązuje się, a serce zalewa fala lepkiej, ciepłej słodyczy. Chwilę zastanawiał się, czy nie powinien stanąć w obronie dowódcy, szybko jednak odgonił tę myśl.
A strach zawsze będzie zamieniał gałęzie w żmije.
Chuje przekonane o własnej nieomylności, strażnicy jedynej prawdy, orędownicy smutnej szaroburej rzeczywistości, godnej największych poświęceń, o którą trzeba walczyć tak długo, aż nie zostanie już żaden kolor, żaden zapach, żadna inność. Wtedy będziecie wreszcie mogli stanąć na zgliszczach, w poczuciu dobrze wypełnionej misji, popatrzeć po sobie. Po swoich ziemistych twarzach, podkrążonych oczach, wykrzywionych wargach. Poklepać się po plecach i spuścić z siebie napięcie. Byłbyś jednym z nich, ponurych, boskich, świętoszkowatych onanistów.