cytaty z książki "Na drodze pojednania"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ekumenizm jest drogą do pojednania. Dzięki niemu można już teraz odczuć błogosławieństwo dialogu - uczymy się większej otwartości. Dzięki niemu stajemy się nie mniej, ale bardziej chrześcijanami. Wciąż podzieleni, tym boleśniej odczuwamy anomalię i skutki podziału. Pogłębia się w nas poczucie solidarności i wzajemnej przynależności. Błogosławiony niech będzie Bóg, że pozwolił nam żyć w czasach, kiedy coraz więcej wierzących z różnych Kościołów otwiera się na wielką i świętą ideę pojednania! (s. 13).
Etos rozumienia i współczucia - to kultura wyczulenia na innych, kultura życzliwej akceptacji inności i odmienności. Bez tego na nic się zdadzą ekumeniczne hasła i dialogi. Bóg jest obecny w inności innych ludzi. Etos współczucia rodzi się przede wszystkim z pamięci o cierpieniu innych. Pamięć ta jest ustawicznym wezwaniem do przemiany i nawrócenia (s. 20).
...żyjący w VII w. Izaak Syryjczyk, zwany również Izaakiem z Niniwy. Mówi on o dwóch szkołach życia wywierających swój wpływ na każdego z nas. Większość ludzi pozostaje przez całe życie w "szkole sprawiedliwości". Nieliczni potrafią rozstać się z nią i poddać się dobroczynnemu wpływowi "szkoły współczucia". Pierwsza kultywuje poznanie sprawiedliwości, uczy wydawać sądy o ludziach i oddzielać ich od siebie. Takie poznanie rodzi spory, gniew, zamieszanie i upór. Przeciwnie szkoła współczucia, która uczy umiejętności przebaczenia i miłosierdzia względem wszystkich. To w niej właśnie człowiek odkrywa wielkość Bożego daru, uczy się żyć w pokoju, pokorze, cierpliwości i miłości.
Przedziwny dar miłosierdzia i współczucia jest ikonicznym podobieństwem miłosierdzia samego Boga, ogarniającego wszystkich i wszystko. Człowiek pełen miłosierdzia odczuwa w swoim sercu współczucie dla wszystkich ludzi i wszystkich stworzeń bez wyjątku (s. 21).
Moja tożsamość wyznaniowa nie może stać się źródłem cierpienia dla drugiego człowieka. Kiedy tak się dzieje, sprzeniewierzam się swojej własnej tożsamości religijnej i chrześcijańskiej, która wychowuje mnie do otwartości, rozumienia, wrażliwości i pamięci o drugich (s. 25).
Jednym z wielkich zadań, przed którymi stoją współcześni teologowie jest niestrudzone stawianie pytań, co może i powinien uczynić ich własny Kościół w myśl kenotycznego imperatywu, podyktowanego postawą samego Chrystusa. Imperatyw ten wymaga dzisiaj wyrzeczenia się tego, co pomniejsza wiarygodność Kościoła, jego ekumeniczną uczciwość i możliwość pojednania. Jedność wymaga wyrzeczeń. Dotyczy to zwłaszcza zagadnienia prymatu biskupa Rzymu. Dialog na ten temat został już zapoczątkowany. Zaprosił do niego papież Jan Paweł II w encyklice "Ut unum sint" (nr 95-96). Wspólne przebadanie doktryny i praktyki pierwszego milenium pomogłoby określić granice prymatu i skłonić do rezygnacji z historycznych przerostów władzy papieskiej. Motyw samoograniczenia i wyrzeczenia nabiera za naszych dni coraz większej doniosłości hermeneutycznej.
Nie należy ulegać złudzeniom. Nasze Kościoły głęboko tkwią w mentalności ukształtowanej przez wieki konfesjonalizmu. Kościołom mniejszościowym trudniej zaufać wielkiemu partnerowi. To na nim ciąży większa odpowiedzialność. Od niego oczekuje się większej gotowości do samoograniczenia i rezygnacji. Wiele spraw wskazuje na to, iż nie jesteśmy jeszcze gotowi do takich kroków (s. 26).
W moim środowisku ekumenizm nie jest dzieckiem lubianym. Mówię o tym bardziej ze smutkiem niż z żalem. Często widzę, jak mentalność zamknięta i obronna bierze górę nad mentalnością otwartą i życzliwą. Nie brak wśród duchownych profesorów na uczelni takich, którzy w czasie wykładów otwarcie ośmieszają ekumenistów przed studentami. Czynią to często z sarkazmem i agresywnością. Młodzi są zdezorientowani i zgorszeni. Podejmuje się dochodzenie w sprawie ortodoksji poglądów niektórych z nas, nie pytając w ogóle o zdanie samego zainteresowanego. Jak za dawnych czasów. Papieskie wezwania do ekumenicznego otwarcia pozostają na papierze (s. 41).
Dramatem ekumenii, także w naszym kraju, jest to, że szybko powszednieją nam wszelkie gesty życzliwości, wyciągniętej dłoni, zrozumienia i przyjaźni Kościołów. O postępie wielkiego dzieła pojednania nie decydują jedynie debaty doktrynalne ani pracowicie uzgadniane dokumenty, ale przede wszystkim sami wierzący ludzie, którzy wewnętrznie się przemieniając, wnoszą tę przemianę w życie całego Kościoła Chrystusa.
Proces pojednania jest trudny, wymaga bowiem umiejętności wzajemnego zrozumienia, tolerancji, otwartości, współczucia i rezygnacji. Trud ten przynosi jednak radość. Jest szkołą wrażliwości i miłosierdzia. W szkole tej trzeba pozostać do końca życia. Pojednanie leczy to, co zostało zranione. Przywraca godność i nadzieję. Pojednania uczymy się w drodze, praktykując je na co dzień (s. 14).